Giełdowe perełki z upadłego imperium! Te spółki z Wielkiej Brytanii pokonują S&P500 i zaskakują!

3 godzin temu

Zanim Wall Street podbiło świat, globalnym centrum kapitału był Londyn. To tutaj budowano imperium, finansowano przemysł i decydowano o kierunku światowego handlu.

Dziś brytyjski funt już nie rządzi światem, ale to nie znaczy, iż UK nie ma się czym pochwalić. W tym materiale GeoStock zabieram Was do Wielkiej Brytanii, gdzie tradycja finansowa spotyka się z nowoczesnymi technologiami, geek kulturą, farmaceutyczną precyzją i wojskowym przemysłem na najwyższym poziomie.

Przejdziemy sobie przez pięć bardzo różnych spółek, które łączy jedno: są brytyjskie i są świetnymi biznesami.

Giełdowe perełki z upadłego imperium! Te spółki z Wielkiej Brytanii pokonują S&P500 i zaskakują!

Zyskaj podwójnie z Saxo!

Załóż konto w Saxo Banku z tego linku https://bit.ly/saxo-dna-bonus i odbierz:

– 250 euro bonusu na start
– najnowsze wydanie Stockscan – zupełnie za darmo!

Londyn – Finansowe Serce Imperium

Jeśli cofniemy się do XVIII i XIX wieku, nie znajdziemy drugiego miejsca na świecie, które odgrywałoby tak ogromną rolę w finansach, jak Londyn. To tam znajdowała się giełda, na której finansowano rozwój imperium kolonialnego, szlaków handlowych i rewolucji przemysłowej. Wielka Brytania była wtedy nie tylko „warsztatem świata”, ale też jego bankiem. W czasach, gdy kolej żelazna, statki parowe i fabryki zmieniały oblicze gospodarki, pieniądze płynęły właśnie przez Londyn.

Nieprzypadkowo funt szterling stał się wtedy walutą rezerwową całego świata. To londyńscy kupcy i bankierzy decydowali o kierunkach przepływu kapitału, a giełda londyńska była miejscem, gdzie zapadały decyzje kształtujące przyszłość gospodarki światowej. W 1900 roku udział Wielkiej Brytanii w globalnej kapitalizacji rynku akcji wynosił ponad 24%, podczas gdy USA miały jedynie 15% – to pokazuje skalę dominacji, jaką cieszył się wówczas Londyn.

Ta hegemonia nie trwała jednak wiecznie. XX wiek przyniósł dwa globalne konflikty, które osłabiły gospodarkę i finanse Wielkiej Brytanii. Koszty wojen, utrata kolonii i spadek produkcji przemysłowej sprawiły, iż centrum ciężkości zaczęło przesuwać się na drugą stronę Atlantyku. Stany Zjednoczone, które wchodziły w XX wiek jako dynamicznie rozwijająca się gospodarka, po II wojnie światowej stały się niekwestionowanym liderem.

Dolar przejmuje pałeczkę

Momentem symbolicznym była konferencja w Bretton Woods w 1944 roku. To wtedy dolar został powiązany ze złotem, a inne waluty – w tym funt – zakotwiczone wobec dolara. Świat finansów przeszedł transformację, a Wall Street przejęło palmę pierwszeństwa jako globalne centrum kapitału. Funt stracił status głównej waluty rezerwowej, a giełda londyńska stopniowo ustępowała miejsca amerykańskiemu rynkowi akcji. Do tego stopnia, iż dziś kapitalizacja giełd z USA stanowi ponad 60% światowej kapitalizacji wszystkich giełd.

Brexit i odpływ instytucji

Brexit był kolejnym wstrząsem – część instytucji finansowych przeniosła swoje europejskie centrale do Frankfurtu, Amsterdamu czy Paryża. Według raportu think-tanku New Financial, do kwietnia 2021 roku ponad 440 firm z sektora bankowego i finansowego przeniosło część działalności, personelu, aktywów lub struktur prawnych z UK do UE. Natomiast według Reuters, Brexit doprowadził do utraty około 40 000 miejsc pracy w finansach w Londynie.

Mimo wszystko Londyn wciąż pozostaje jednym z najważniejszych hubów finansowych świata. W najważniejszych indeksach giełdowych UK, to właśnie spółki finansowe stanowią trzon.

Cerillion – Technologia w służbie telekomów

Na spółkach finansowych jednak nie będę się dziś skupiać, bo brytyjski rynek ma kilka o wiele ciekawszych podmiotów do zainteresowania się. Na pierwszy ogień weźmy przedstawiciela technologii, czyli Cerillion – mniejszy gracz, ale z dużym potencjałem.

Cerillion to firma, która powstała w 1999 roku. Od początku specjalizuje się w dostarczaniu systemu dla operatorów telekomunikacyjnych i do dziś właśnie ta branża pozostaje jej najważniejszym rynkiem. Spółka rozwija systemy klasy BSS i OSS, czyli rozwiązania służące do rozliczania usług oraz zarządzania relacjami z klientami.

W praktyce oznacza to, iż produkty Cerillion odpowiadają za wszystko: od billingów i taryf, przez obsługę abonamentów i płatności, aż po zarządzanie relacjami z klientami wykorzystywany przez call center czy działy sprzedaży.

Dzięki ich systemom operator może na przykład wystawiać rachunki i rozliczać usługi – ktoś ma abonament komórkowy, ale dokupuje pakiet internetu albo dzwoni w roamingu. System Cerillion automatycznie nalicza wszystkie opłaty, sumuje je i generuje fakturę. Inną funkcja jest zarządzanie kontami klientów – klient dzwoni na infolinię, a pracownik widzi w systemie historię usług, płatności, zgłoszeń i od razu może przedłużyć umowę, zmienić taryfę albo rozwiązać problem. Podam jeszcze ostatni przykład, jak obsługa subskrypcji i pakietów usług – np. klient zamawia „Netflix w pakiecie z internetem” albo dodatkową kartę SIM. Cerillion umożliwia operatorowi tworzenie i zarządzanie takimi ofertami.

Model biznesowy Cerillion opiera się na sprzedaży systemu w formule SaaS oraz na długoterminowych wdrożeniach i kontraktach na utrzymanie systemu. Klientami jest w tej chwili około 80 firm w 45 krajach.

Na korzyść spółki działa kilka silnych trendów rynkowych. Po pierwsze, telekomy na całym świecie intensywnie inwestują w cyfryzację i przenoszą swoje systemy do chmury. Po drugie, rozwój 5G i Internetu Rzeczy wymaga coraz bardziej elastycznych i dynamicznych systemów rozliczeniowych, które potrafią obsługiwać nie tylko klasyczne abonamenty, ale też mikropłatności, model pay-as-you-go (czyli zapłata jedynie za to z czego faktycznie korzystasz), czy wielowarstwowe subskrypcje. Po trzecie, sama branża IT przesuwa się w stronę rozwiązań SaaS, a Cerillion od kilku lat stawia właśnie na taki model dostarczania produktów. To skraca czas wdrożenia, obniża koszty integracji dla operatorów i zapewnia ciągłe aktualizacje, czyli… odpowiada dokładnie na potrzeby klientów.

Firma działa w tej niszy od ponad 25 lat, a dodatkowo rozwija globalną infrastrukturę. Oprócz siedziby w Londynie ma centra technologiczne w Indiach i Bułgarii oraz biura sprzedażowe w USA, Singapurze i Australii.

Cerillion to przykład mniejszej spółki, która konkuruje specjalizacją i elastycznością. W świecie, gdzie telekomy muszą obsługiwać miliony klientów, setki taryf i nowe modele rozliczeń, jedna usługa rozliczeniowa daje dużo korzyści.

Stabilny wzrost przychodów powtarzalnych, globalna obecność i przewagi technologiczne. Wszystko to sprawia, iż firma ma potencjał, by jeszcze mocniej zaznaczyć swoją pozycję na rynku systemu dla telekomunikacji.

Wyniki finansowe doskonale potwierdzają to, o czym mówię. Od 2015 roku przychody rosną średnio o 13,5% rocznie, a w tym samym czasie marża operacyjna wzrosła z 15 do 42%. Przełożyło się to na średnioroczny wzrost zysków operacyjnych na poziomie 27%. Inwestorzy wyraźnie docenili zarówno dynamikę wzrostu, jak i poprawę rentowności, ponieważ kurs akcji w tym okresie rósł szybciej niż same przychody i zyski. W efekcie posiadacze akcji spółki zarabiali przez ostatnią dekadę średnio aż 44% rocznie.

Przez ostatnie 9 lat spółka zwiększyła udział w przychodach z systemu w miksie sprzedaży z 29% do 46% i wszystko wskazuje na to, iż ten udział będzie dalej rósł.

Obecnie spółka jest po korekcie rzędu 25% od szczytu i wyprzedzający wskaźnik cena do zysku w spółce znalazł się na poziomie 33, a jeszcze niedawno było to 37. Natomiast u szczytu hossy z 2021 roku przebijał choćby 50. Tak, te 33 to realnie drogo, ale jeżeli spółka będzie potrafiła rozwijać biznes w dotychczasowym tempie, to nie jest aż tak drogo.

Games Workshop – Imperium z plastiku

Zmieniamy klimat i przechodzimy do mrocznego świata fantasy. Czas na spółkę Games Workshop Group.

Games Workshop to jedna z tych spółek, które idealnie pokazują, iż z pozoru niszowe hobby może przerodzić się w globalny biznes warty miliardy. Firma powstała w latach 70. jako mały sklepik z grami planszowymi i akcesoriami do Dungeons & Dragons. Z czasem jednak stworzyła coś, co w pełni ją zdefiniowało – uniwersum Warhammer. To dziś jeden z najbardziej rozpoznawalnych światów fantasy i science-fiction, a wśród graczy figurkowych to absolutne TOP 1.

Podstawą działalności Games Workshop pozostaje sprzedaż figurek i zestawów do gier bitewnych. Gracze kupują, składają i malują figurki, żeby następnie wystawiać swoje armie w bitwach na stołach, według dość skomplikowanych zasad. To unikalne połączenie modelarstwa, strategii i opowieści. Firma sprzedaje te produkty zarówno w swoich własnych sklepach, jak i przez sieć dystrybutorów oraz coraz prężniej rozwijający się kanał online. Marże są tu bardzo wysokie – plastikowe figurki, produkowane w dużej skali, sprzedawane są w cenach, które fani gotowi są zapłacić, bo kupują nie tylko produkt, ale też kawałek świata Warhammer.

Teoretycznie te same figurki można wydrukować na drukarce 3D i wiele osób rzeczywiście tak robi. W praktyce jednak gotowe zestawy oferują znacznie więcej: różne opcje wyposażenia, karty pomocy, znaczniki do gry i całą masę detali, które wpływają na odbiór całości. To trochę jak ze Spotify – muzykę można piracić, ale wygoda i komfort użytkowania sprawiają, iż większość osób i tak decyduje się płacić za usługę. W przypadku Games Workshop działa ten sam mechanizm.

Do tego dochodzą jeszcze inne kwestie:

Po pierwsze – figurki GW są projektowane i produkowane w bardzo wysokiej jakości. Mają ostre detale, świetnie pasujące elementy i są zrobione z trwałych materiałów. Wydruk 3D, choćby dobry, często nie daje tej samej precyzji i wymaga dużo obróbki (szlifowania, usuwania podpór). Dla hobbystów, którzy malują i kolekcjonują modele, jakość ma ogromne znaczenie.

Po drugie – Warhammer to nie tylko plastik, to cała społeczność graczy. Kupując oryginalne zestawy, jesteś częścią tej kultury. Figurki z drukarki 3D nie dają tego samego poczucia przynależności.

Po trzecie – Ludzie, którzy kolekcjonują Warhammer, często traktują to jak pasję na lata. Oryginalne pudełka, zestawy limitowane, figurki kolekcjonerskie — to element prestiżu i dumy z posiadania „prawdziwego” produktu. To podobny mechanizm jak w przypadku płyt winylowych czy kart kolekcjonerskich: technicznie można mieć muzykę za darmo, ale oryginał ma większą wartość emocjonalną.

Biznes Games Workshop nie ogranicza się jednak tylko do pudełek z figurkami. Coraz większe znaczenie ma licencjonowanie własności intelektualnej. Uniwersum Warhammer 40,000 i Warhammer Age of Sigmar trafiło do gier komputerowych, książek, komiksów, a choćby planowanych adaptacji filmowych i serialowych. Gry wideo takie jak Total War: Warhammer czy Vermintide przyciągnęły miliony graczy, którzy wcześniej nigdy nie mieli kontaktu z figurkami. To rozszerza bazę fanów i buduje rozpoznawalność marki, a jednocześnie zapewnia firmie stały strumień opłat licencyjnych, które są niemal czystym zyskiem.

Ogromnym atutem spółki jest społeczność, jaką zbudowała. Kluby, turnieje i fora internetowe tworzą coś w rodzaju „sekty fanów”, którzy inwestują czas, pieniądze i emocje w rozwijanie swoich armii i poznawanie lore, czyli bogatego tła fabularnego. To sprawia, iż Warhammer nie jest tylko grą. Wysoki poziom zaangażowania klientów przekłada się na lojalność i stabilną sprzedaż, bo fani nie kupują figurek jednorazowo. Wracają, by uzupełniać i rozwijać swoje kolekcje. Każdy oddział ma swoje specyficzne umiejętności, więc gra się nim inaczej. Do tego dochodzą różne rodzaje „terenów” które też urozmaicają grę. Następnie dochodzą jeszcze wszystkie akcesoria, jak na przykład specjalne zestawy kości dla każdej frakcji i tak dalej. Osoba, która jest naprawdę wkręcona może tutaj wydawać masę pieniędzy. No a nowości cały czas przybywa.

Perspektywy dla Games Workshop są bardzo obiecujące. Z jednej strony rośnie globalna popularność tzw. geek culture – tego, co jeszcze 20 lat temu było niszą, dziś jest mainstreamem. Marvel, Gwiezdne Wojny, adaptacje gier komputerowych – wszystko to otwiera drogę Warhammerowi, by zaistnieć w popkulturze na jeszcze większą skalę. Z drugiej strony, coraz silniej rozwijają się przychody z licencji, które nie wymagają dużych nakładów inwestycyjnych. Tak więc mamy zarówno rosnącą bazę użytkowników, ale też coraz szerszą liczbę produktów, na których spółka zarabia.

Ciężko znaleźć jednoznaczne dane potwierdzające, iż liczba Geeków w społeczeństwie rośnie, ale spróbujmy. Według serwisu The Critic Magazine, blisko 40% globalnej populacji regularnie gra w gry wideo. W samych Stanach Zjednoczonych ta liczba wynosi aż 65%. Średni wiek gracza to już około 33 lata. Kiedyś to była domena dzieci, które nie miały swoich pieniędzy na to hobby. Oczywiście gry komputerowe, to coś innego niż figurki i bitewniaki, ale chyba czujemy, iż temat potrafi się zazębiać.

DragonCon w Atlancie rozwinął się z mikro-wydarzenia do imprezy, która w 2023 roku przyciągnęła 70 000 uczestników, podczas gdy w 1989 było ich zaledwie 2 400.

Przez pierwsze lata swojego istnienia Games Workshop utrzymywał stabilną bazę przychodową, która praktycznie stała w miejscu do 2016 roku.

Jednak w 2016 roku uniwersum Warhammera eksplodowało, a efekty tej eksplozji w popkulturze obserwujemy do dziś. Od 2016 roku przychody rosły średniorocznie o 20%, zyski niemal o 35%. Cena akcji aż o 44% rocznie.

Dla porównania w tym samym czasie S&P 500 rósł praktycznie 10 razy wolniej. Przez ostatnią dekadę sumaryczna stopa zwrotu wypracowana przez akcje Games Workshop wyniosła niecałe 2400% a S&P 500 urósł niecałe 240%.

Co wydarzyło się w 2016 roku, iż wyniki spółki zaczęły tak rosnąć? Wtedy firma dokonała przełomowej zmiany w swojej ofercie. Warhammer Fantasy, klasyczny system bitewny, od lat tracił popularność i nie przyciągał już nowych graczy. W odpowiedzi spółka podjęła ryzykowną, ale ostatecznie skuteczną decyzję. Zakończyła starą linię i wprowadziła nowy produkt: Warhammer Age of Sigmar. Był to system osadzony w realiach „high fantasy”, ale z prostszymi zasadami. Dzięki temu Games Workshop odświeżył ofertę i trafił zarówno do nowych graczy, jak i do części starych fanów. Wzrost zainteresowania bitewniakami napędził sprzedaż figurek i akcesoriów, a firma mogła skoncentrować inwestycje marketingowe na dwóch silnych markach – 40k i Age of Sigmar. Ta decyzja zainicjowała dekadę nieprzerwanego wzrostu przychodów.

Games Workshop to przykład spółki, która pokazuje, iż marka i społeczność mogą być równie ważne jak sam produkt. Dzięki temu z niewielkiego producenta figurek wyrosła na globalnego gracza, a jej przyszłość – przy odpowiednim wykorzystaniu potencjału uniwersum Warhammera – wciąż kryje ogromne możliwości. jeżeli firmie uda się wypromować Warhammera do rangi marek pokroju Gwiezdnych Wojen, skala wzrostu może być dalej imponująca.

BAE Systems – Zbrojeniowa potęga Europy

Zostawiamy klimaty fantasy i idziemy spółki, która wojny nie traktuje tylko jako gry.

BAE Systems to największa spółka zbrojeniowa w Europie i jedna z największych na świecie. Jej historia sięga XIX wieku, a współczesny kształt firma zyskała po serii fuzji w latach 90. Dziś jest strategicznym partnerem dla rządów Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, dostarczając rozwiązania obronne, które obejmują praktycznie wszystkie gałęzie wojskowości. Od lotnictwa i marynarki po systemy lądowe i cyberbezpieczeństwo.

Model biznesowy BAE opiera się na długoterminowych kontraktach rządowych, które gwarantują stabilne przepływy pieniężne i wysoką przewidywalność działalności. Przykładem mogą być wieloletnie programy modernizacji samolotów Eurofighter Typhoon czy współudział w projekcie F-35 Lightning II, czyli flagowym myśliwcu nowej generacji wykorzystywanym przez wiele armii NATO. Spółka jest także dostawcą okrętów wojennych i systemów podwodnych dla Royal Navy, a w segmencie lądowym produkuje m.in. wozy bojowe czy systemy artyleryjskie. Coraz większą częścią działalności są również rozwiązania z zakresu cyberobrony i elektronicznego pola walki – najważniejsze w epoce cyfrowych konfliktów.

Siła BAE Systems tkwi w wysokich barierach wejścia. Branża zbrojeniowa to nie jest biznes, do którego można po prostu wejść z dnia na dzień. Potrzeba dziesięcioleci doświadczenia, olbrzymich nakładów kapitałowych i – przede wszystkim – zaufania ze strony rządów. Dzięki temu BAE działa w stosunkowo bezpiecznej niszy, gdzie konkurencja ogranicza się do kilku największych firm na świecie, takich jak Lockheed Martin, Northrop Grumman czy francuski Thales.

Nowa zimna wojna i rekordowe wydatki militarne

Perspektywy spółki wyraźnie poprawiły się po 2022 roku, gdy wybuchła wojna. Wydatki obronne w Europie i USA zaczęły rosnąć w tempie nienotowanym od czasów zimnej wojny.

W 2022 roku po raz pierwszy w historii łączne nakłady obronne państw europejskich przekroczyły 300 miliardów euro, a trend wzrostowy utrzymał się również w 2023 i 2024 roku. Coraz więcej państw zbliża się do wymaganego przez NATO progu wydatków na obronność, a część – jak Polska czy Grecja – wydaje już wyraźnie więcej. Co istotne, rośnie nie tylko sam poziom wydatków, ale też ich struktura: większa część budżetów przeznaczana jest na zakupy nowoczesnego sprzętu i technologii, a nie tylko na pensje czy bieżące utrzymanie armii. To właśnie ten strumień inwestycji napędza zamówienia dla koncernów takich jak BAE Systems.

W tym roku ogromnym impulsem dla branży było uchwalenie rekordowych wydatków na sektor zbrojeniowy w Niemczech i całej Unii Europejskiej. Europejscy politycy zostali do tego zmotywowani ostrymi słowami Donalda Trumpa i innych przedstawicieli amerykańskiej administracji, którzy jasno zasugerowali, iż czas bezwarunkowej ochrony Europy przez Stany Zjednoczone dobiega końca i iż stary kontynent musi wziąć odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo.

BAE korzysta na tym bezpośrednio – zamówienia na nowoczesny sprzęt wojskowy, systemy obrony przeciwlotniczej czy technologie bezzałogowe trafiają właśnie do takich graczy jak ona. Firma inwestuje też w rozwój autonomicznych dronów bojowych, sztuczną inteligencję na polu walki i systemy obrony cybernetycznej – obszary, które będą definiować przyszłość wojskowości.

BAE Systems to więc nie tylko symbol przemysłowej potęgi Wielkiej Brytanii, ale i realna „tarcza i miecz” Zachodu. Jej stabilne kontrakty, rosnące wydatki obronne i technologiczne innowacje sprawiają, iż pozostaje jednym z najpewniejszych filarów europejskiego sektora zbrojeniowego.

Kiedy spojrzymy na wyniki finansowe i cenę akcji, to wyraźnie widać, iż przychody i zyski dostały wyraźny impuls do wzrostów dopiero w bieżącej dekadzie, a narastające napięcia geopolityczne były motorem napędzającym wyniki BAE Systems.

Gdybym miał jedną z dzisiejszych spółek dodawać do portfela spółek defensywnych, to byłby to właśnie BAE. Portfel spółek defensywych prowadzę dla was od kilku miesięcy w Saxo Banku. Ostatnio, zgodnie z zapowiedziami trafił tam również kanadyjski Brookfied omawiany w osobnym materiale o spółkach z Kanady. Są tam więc dziś m.in. Google, Ferrari, Taiwan Semiconductor czy Novo Nordisk. Dokładnie 10 spółek i więcej nie będzie do czasu aż jakaś nie zostanie sprzedana.

Poza otwarciem pozycji w Brookfield na 2000 zł, portfel powiększył po raz kolejny pozycję w Novo Nordisku.

Sam portfel, akurat ten, pozostało stosunkowo młody, już pokonuje solidnie indeksy. Na liczniku od marca już prawie 25% zysku. Sami też możecie go odtworzyć całkowicie bez prowizji. Zakładając konto w Saxo z linka dostajecie 250 euro bonusu do wykorzystania na prowizje, a prowizje w Saxo są na tyle niskie, iż spokojnie wystarczy wam na wszystko. Do tego możecie odebrać bezpłatnie najnowszy numer StockScan z analizą prawie 200 spółek z Polski i zagranicy. Są tam również wybrane kanadyjskie perełki, żeby być bardziej na bieżąco. Naprawdę warto.

Polub nas na Facebook!

Znajdziesz tam więcej wartościowych treści o inwestowani, giełdzie i rynkach.

DNA Rynków – merytorycznie o giełdach i gospodarkach

AstraZeneca – Nauka, która ratuje życie

Okej, ale wracajmy do spółek z UK. Była rozrywka, była obronność, teraz czas na farmacje i leczenie.

AstraZeneca to prawdziwy gigant w świecie farmacji i biotechnologii, który wywodzi się z połączenia szwedzkiej Astry i brytyjskiej Zenecy w 1999 roku. Od tamtej pory spółka z siedzibą w Cambridge stała się jedną z największych firm farmaceutycznych globu, a jej produkty trafiają do pacjentów w ponad 100 krajach. To nie jest firma, która skupia się na jednej specjalizacji – AstraZeneca działa w całej medycynie, a jej portfolio obejmuje przede wszystkim leki onkologiczne, kardiologiczne, przeciwzapalne, a także terapie stosowane w chorobach układu oddechowego i immunologicznych.

Model biznesowy spółki opiera się na badaniach i rozwoju (R&D). To tutaj tkwi sedno – AstraZeneca każdego roku wydaje miliardy dolarów na prace nad nowymi terapiami. W farmacji to nieuniknione: zanim nowy lek trafi do pacjenta, musi przejść wieloletni proces badań klinicznych, testów bezpieczeństwa i rejestracji. Każde udane wprowadzenie na rynek jest nagrodą za ogromne ryzyko i kapitał. Dlatego AstraZeneca inwestuje w szeroki segment badań i leków – czyli portfolio projektów w różnych fazach badań – i nie działa w pojedynkę. Firma zawiera strategiczne partnerstwa z mniejszymi biotechami i uniwersytetami, a w razie potrzeby dokonuje przejęć, by wzmocnić swoje pozycje w obiecujących segmentach.

Świat o AstraZeneca usłyszał szczególnie głośno podczas pandemii COVID-19, kiedy w ekspresowym tempie – we współpracy z Uniwersytetem Oksfordzkim – opracowała jedną z pierwszych szczepionek na koronawirusa. Choć wokół niej było sporo kontrowersji, m.in. związanych z efektami ubocznymi i dystrybucją, to globalny wysiłek pokazuje, jak potężne możliwości logistyczne i badawcze posiada ta spółka.

Najważniejszym segmentem działalności AstraZeneca są jednak leki onkologiczne.

Preparaty takie jak Tagrisso (stosowany w leczeniu raka płuc), Imfinzi (immunoterapia) czy Lynparza (rak jajnika, piersi i prostaty) generują miliardy dolarów przychodów rocznie i mają przed sobą jeszcze lata ochrony patentowej. To właśnie w onkologii spółka upatruje przyszłości, rozwijając terapie celowane i immunoonkologiczne – obszary, które zmieniają podejście do leczenia nowotworów.

Perspektywy dla spółki pozostają bardzo mocne. Świat się starzeje. Z raportu World Population Prospects ONZ: liczba osób w wieku 60 lat i więcej ma się podwoić do 2050 roku – z około 962 milionów w 2017 roku do 2,1 miliarda. To oznacza większe zapotrzebowanie na nowoczesne leki. Rosnąca liczba diagnoz nowotworów i chorób przewlekłych, a także potrzeba terapii bardziej precyzyjnych i mniej inwazyjnych, napędzają popyt na innowacje, w których AstraZeneca ma jedną z najmocniejszych pozycji.

Inne dane pokazują, iż liczba osób w wieku 65 lat i więcej ma coraz mocniej wyprzedzać liczbę dzieci poniżej piątego roku życia. Jeszcze przed 2018 rokiem, to dzieci poniżej piątego roku życia było więcej.

AI w farmacji i starzejący się świat

Poza tym farmacja może być branżą, która najlepiej w przyszłości wykorzysta sztuczną inteligencję.

Rynek sztucznej inteligencji w odkrywaniu leków wart jest dziś około 1,7 miliarda dolarów, a do 2033 roku ma urosnąć do ponad 10 miliardów. To oznacza roczne tempo wzrostu przekraczające 23%. Taki rozwój nie dziwi, bo tradycyjny proces odkrywania leków jest niezwykle kosztowny, czasochłonny i ryzykowny. Od pierwszych badań nad cząsteczką do wprowadzenia leku na rynek mija często kilkanaście lat, a miliardy dolarów potrafią spalić się na projektach, które nigdy nie wychodzą poza fazę testów.

Sztuczna inteligencja może ten proces radykalnie skrócić i uprościć. Algorytmy są w stanie analizować ogromne zbiory danych – od sekwencji genomów, przez struktury białek, aż po wyniki badań klinicznych – i wskazywać te związki, które mają największy potencjał terapeutyczny. Zamiast testować tysiące przypadkowych kandydatów, naukowcy mogą od razu skupić się na kilku najbardziej obiecujących. To oznacza nie tylko oszczędność czasu i pieniędzy, ale też większe szanse na sukces.

AstraZeneca to więc przykład firmy, która łączy naukę i biznes w najczystszej postaci. Ogromne ryzyko finansowe i badawcze równoważone jest sukcesami, które zmieniają życie milionów pacjentów. Dla inwestorów to spółka, która nieustannie balansuje między kosztami R&D a potencjalnymi miliardami płynącymi z nowej, przełomowej terapii. Branża jest bardzo ryzykowna, ale patrząc na wyniki i cenę akcji, spółka do tej pory dawała radę.

ARM – Niewidoczny fundament technologii

Na koniec wracamy do branży od której zaczynaliśmy, czyli do Technologii.

ARM to spółka, której nazwa może być mniej rozpoznawalna niż Intel czy NVIDIA, ale bez niej współczesna elektronika wyglądałaby zupełnie inaczej. Firma powstała w latach 90. jako spin-off brytyjskiego Acorn Computers, a jej przełomowym momentem był rozwój architektury procesorów ARM – energooszczędnych układów, które okazały się idealnym rozwiązaniem dla urządzeń mobilnych. Dziś prawie wszystkie telefony na świecie działają właśnie na chipach zaprojektowanych przez ARM, a spółka stała się globalnym standardem w segmencie mobilnym.

ARM różni się od konkurentów modelem biznesowym. Nie produkuje procesorów samodzielnie – zamiast tego licencjonuje architekturę innym producentom. Firmy takie jak Apple, Qualcomm, Samsung czy MediaTek projektują własne układy na bazie wzorców ARM i płacą jej opłaty licencyjne oraz tantiemy od każdej sprzedanej sztuki. To sprawia, iż ARM działa jak „fabryka pomysłów” i ma biznes o bardzo wysokiej marżowości – bez ogromnych kosztów produkcji, ale z globalnym zasięgiem i miliardami urządzeń korzystających z jej technologii.

Marża brutto w spółce przekracza 90%, a ostatnim roku obrotowym osiągnęła kosmiczne 97%.

Przewagą ARM zawsze była energooszczędność. Podczas gdy tradycyjne procesory Intela czy AMD świetnie sprawdzają się w komputerach stacjonarnych i serwerach, to ich architektura długo była zbyt prądożerna dla małych urządzeń. ARM znalazło dla siebie niszę, która z czasem urosła do gigantycznych rozmiarów – telefony, tablety, urządzenia IoT czy systemy wbudowane. Apple w 2020 roku zrobiło duży krok, przechodząc z architektury Intela na własne chipy M1 oparte na ARM, pokazując światu, iż energooszczędność i wydajność mogą iść w parze także w komputerach osobistych.

Dziś ARM staje przed kolejną wielką szansą. Po pierwsze, boom na Internet Rzeczy (IoT) sprawia, iż miliardy nowych urządzeń – od inteligentnych zegarków po lodówki – potrzebują tanich i energooszczędnych chipów. Po drugie, rozwój sztucznej inteligencji zwiększa zapotrzebowanie na procesory zoptymalizowane pod obliczenia równoległe i niskie zużycie energii. ARM już dziś współpracuje z producentami serwerów i centrów danych, starając się zdobyć większy kawałek rynku zdominowanego przez Intela i AMD.

Nie można też zapominać o motoryzacji. Coraz bardziej zaawansowane systemy pokładowe, autonomiczna jazda i potrzeba przetwarzania danych w czasie rzeczywistym sprawiają, iż architektura ARM zyskuje coraz mocniejszą pozycję w samochodach nowej generacji.

ARM to zatem typowy „ukryty gigant” – firma, której nie widać na sklepowych półkach, ale bez której współczesna technologia by nie istniała. Jej model biznesowy oparty na licencjach, przewaga energetyczna i obecność w miliardach urządzeń dają jej unikalną pozycję, a potencjał AI i IoT otwiera perspektywy dalszego, dynamicznego rozwoju.

Brytyjskie spółki – globalne talenty w cieniu Wall Street

Podsumowując cały ten materiał, Wielka Brytania dawno utraciła swoją pozycję finansowego centrum świata na rzecz Wall Street, ale jej rynek wciąż pozostaje jednym z najważniejszych. Przez lata Londyn zbudował tradycję stabilności i globalnych powiązań, a dziś to przede wszystkim spółki stanowią o sile brytyjskiej gospodarki. Widzimy tu imponującą różnorodność: od farmaceutycznego giganta AstraZeneca, przez technologiczną potęgę ARM, kreatywny świat Games Workshop, aż po strategiczną BAE Systems i bardziej niszowego, ale obiecującego Cerilliona. Każda z tych firm reprezentuje inny kawałek gospodarki, a razem pokazują, jak wszechstronny i unikalny jest rynek brytyjski. Morał jest prosty: nie tylko USA czy Chiny mają globalnych czempionów – czasem to, co najciekawsze, kryje się właśnie w takich miejscach jak Londyn czy Cambridge.

Wielka Brytania może już nie dominować w światowych finansach tak jak kiedyś, ale jak widać przez cały czas ma sporo do zaoferowania inwestorom.

Od niszowych technologii, przez popkulturową monetyzację figurek, po obronność i medycynę przyszłości. Brytyjski rynek to nie tylko City of London i banki, ale cały wachlarz globalnych kompetencji.

Zyskaj podwójnie z Saxo!

Załóż konto w Saxo Banku z tego linku https://bit.ly/saxo-dna-bonus i odbierz:

– 250 euro bonusu na start
– najnowsze wydanie Stockscan – zupełnie za darmo!

Do zarobienia,
Piotr Cymcyk

Porcja informacji o rynku prosto na Twoją skrzynkę w każdą niedzielę o 19:00
Idź do oryginalnego materiału