Spory segment polskiej przestrzeni informacyjnej żyje od wczoraj aferą, której stała się firma Giftpol z Radomia. Afera owa może służyć nieomal jako studium tego, jak nie budować swojej pozycji w relacjach publicznych. A także jako interesujący przykład tego, jak kultura osobista oddziałuje na biznes – i jak ten wpływ się zwiększa.
Ad rem, i zarazem w uproszczeniu – jak powtarzają od wczoraj liczne media tradycyjne, społecznościowe oraz przekazy internetowe, wspomniana firma Giftpol zatrudniła graficzkę. Po czym niemal natychmiast ją zwolniła.
Właściciel rzeczonej, imć Dariusz Jabłoński, był bowiem rozeźlony, iż graficzka wymaga doszkolenia z programu Corel, na którym wcześniej nie pracowała. Zakomunikował jej (korzystając przy tym z bardzo oryginalnej ortografii i stylistki), iż nie zamiaruje jej płacić, jeżeli nie spełnia od razu wszystkich jego wymagań.
Co prawda graficzka – w ciągu jednego dnia – wdrożyła się do Corela, mimo faktu, iż wcześniej pracowała na programach pakietu Adobe. Prezes okazał się jednak trudny do zadowolenia, narzekał bowiem, iż w pierwszym dniu pracy z Corelem wykonała jedynie 9 grafik, zamiast 15, których oczekiwał.
Kurła, co tak niemiło?!?
Zwolnienie również odbyło się z klasą, z zachowaniem adekwatnego dla firmy i pana właściciela savoir vivre’u. Czyli na grupowym czacie firmy. Jak wspomniała graficzka, jej ostatni akcent współpracy (jeśli można tu użyć tego terminu) z firmą Giftpol, jakkolwiek oryginalny w swej formie, wpisywał się w szereg osobliwości, jakich doświadczała od początku swojej przygody z nią, czyli dwa dni temu.
Specyficzna kultura korporacyjna Giftpola koresponduje przy tym z kulturą języka, która przebrzmiewa z zamieszczonych przez graficzkę screenów czatu z właścicielem. Kultura owa dostrzegalna jest również, szczególnie w aspekcie interpunkcji, w oficjalnej komunikacji firmy.
Asumpt ku temu dała publiczna odpowiedź przedsiębiorcy. Stwierdził on bowiem, iż jego reakcja jest uzasadniona – jak bowiem odnotował, „płaci on pracownikom już od pierwszego dnia” pracy.
Oświadczenie to niestety, i nie wiedzieć czemu, gwałtownie zniknęło z internetu.
Och, ta popularność
Bezmiar internetowej popularności, którą w wyniku publikacji całej tej historii Giftpol raptownie zdobył, najwyraźniej okazała się bowiem zbyt wielkim brzemieniem do udźwignięcia. Pan Jabłoński był co prawda uprzejmy wspomnieć, iż nagły fakt ogromnej rozpoznawalności marki, która firma w tej chwili się cieszy, to powód do zadowolenia, komentując to słowami „nieważne co mówią, ważne by mówili” .
W osobliwy sposób koresponduje to jednak z faktem, iż konta społecznościowe firmy we czwartek wieczorem „spadły z rowerka” i pozostają zawieszone. Wydaje się, iż zadowolenie ze świeżo zdobytej popularki jednak panu właścicielowi przeszło. Począł bowiem straszyć graficzkę prawnikami, oskarżając ją o „hejt” wobec firmy
Przywabiło to również polityków, którzy zgłosili chęć pomocy.
Jak dotąd nie sposób stwierdzić, czy cała afera z firmą Giftpol na tym się skończy, czy też – mówiąc językiem raportów policyjnych – jest „rozwojowa”. Cały czas wychodzą bowiem na jaw nowe zwroty akcji, przynajmniej w odniesieniu do publicznej percepcji wydarzeń.