Google Pod Ostrzałem: Są Oskarżenia o Monopol! Co Dalej z Technologicznym Gigantem?

1 tydzień temu

Google, niekwestionowany lider wśród wyszukiwarek internetowych i jedna z najbardziej wpływowych firm technologicznych na świecie, znalazł się w centrum poważnych oskarżeń o praktyki monopolistyczne. Regulatorzy i organy antymonopolowe na całym świecie zaczynają przyglądać się bliżej dominacji giganta w różnych sektorach rynku cyfrowego. Czy to początek końca ery niekwestionowanej hegemonii Google? W tym wpisie przeanalizujemy aktualne zarzuty, potencjalne konsekwencje dla firmy i całej branży technologicznej oraz zastanowimy się, co przyszłość może przynieść dla tego technologicznego tytana.

Internetowy gigant i jedna z największych firm na całym świecie jest oskarżana przez Departament Sprawiedliwości USA o stworzenie nielegalnego monopolu i ewidentnie dąży do tego, żeby zakończyć funkcjonowanie firmy w obecnej formie.

Celem jest podzielenie Google na mniejsze firmy w ramach działań ograniczających monopole największych firm technologicznych. W opinii Departamentu Sprawiedliwości USA, Alphabet, czyli spółka matka całego Google jest nielegalnym monopolem zwłaszcza w obszarze reklamy internetowej i wyszukiwarek internetowych.

O co w tym chodzi i czy Google rzeczywiście może zostać zmuszony do podziału na mniejsze firmy dla poprawy konkurencyjności w branż i co to może oznaczać?

Podobne sprawy toczyły się już przeciwko innym technologicznym firmom dawniej. Najbardziej znany przypadek to sprawa USA vs Microsoft dotycząca w zasadzie… tego samego, czyli stworzenia monopolu na rynku wyszukiwarek internetowych dla systemu Windows w 2000 roku. Wtedy… Microsoft przegrał i sporo wskazuje na to, iż tym razem może być podobnie, a to może mieć naprawdę spore konsekwencje.

Google Oskarżone o Monopol! Gigantowi Grozi Podział Na Mniejsze Firmy!

Załóż konto na Freedom24 i odbierz od 3 do 20 darmowych akcji o wartości choćby 800 USD każda!

Szczegółowy opis promocji znajdziesz na: https://bit.ly/darmowe-akcje-freedom

Google oskarżone o monopol!

Google został zaatakowany z kilku stron. Najpierw Epic Games pozwało w 2020 roku Google Play Store za wykorzystywanie swojej pozycji na rynku aplikacji mobilnych, do pobierania zawyżonych opłat od firm korzystających ze sklepu Google. Google przegrało ten proces.

Później wspomniany Departament Sprawiedliwości zarzucił Google monopolistyczną pozycję na rynku wyszukiwarek internetowych i nielegalne praktyki, które mają tę pozycję umacniać, a do tego dorzucił zarzut monopolu na rynku reklamy Internetowej.

Patrząc jedynie na dane ciężko się z zarzutami nie zgodzić. Przeglądarka Google Chrome ma prawie 65% udziału w całym rynku przeglądarek.

Udział przeglądarek internetowych na rynku komputerów stacjonarnych – maj 2024

Dodatkowo Google.com jako wyszukiwarka internetowa ma udział… rzędu 92% w całym rynku. Brzmi jakby faktycznie mogło być monopolem i w zasadzie to nie sam fakt, iż Google.com ma duży udział w rynku przeszkadza Departamentowi Sprawiedliwości, ale fakt, iż naturalnie uprzywilejowuje on płatne treści, które opłacane są również dla Google.

Udział w rynku wyszukiwarek internetowych – luty 2024

Google stworzyło pełny i zamknięty internetowy ekosystem, w którym jest w stanie maksymalizować własne zyski i jednocześnie wykluczać konkurencję. To tu leży problem, który stara się rozwiązać rząd Stanów Zjednoczonych.

Dołącz do nas na Twitterze oraz YouTube i bądź na bieżąco!

Kulisy działań Google przeciw konkurencji

Sporo ciekawych informacji o tym, do czego posuwa się Google wyszło na jaw przy okazji pozwu od Epic Games, studia odpowiedzialnego za jedną z popularniejszych gier ostatnich lat – Fortnite. Google robiło, co tylko się da, a biorąc pod uwagę zasobność portfela korporacji, dało się dużo, żeby w zarodku niszczyć jakikolwiek zalążek potencjalnej konkurencji.

Opłacano programistów, żeby porzucili własne sklepy z aplikacjami albo bezpośrednią dystrybucję stworzonych przez siebie aplikacji, podpisywano umowy z producentami urządzeń po to, aby wykluczyć konkurencyjne rozwiązania na ich sprzętach, itd. W efekcie sklep Google Play utrzymuje ponad 95% wszystkich aplikacji mobilnych w swoim sklepie internetowym i ma gigantyczną przewagę negocjacyjną w rozmowach z firmami, które te aplikacje oferują. Wszystko w myśl zasady, iż albo będziesz u nas albo nikt się o Tobie nie dowie.

Google dzięki temu może praktycznie dowolnie ustalać wysokość opłat i blokować producentom dostęp do klienta, kiedy Ci się nie chcą podporządkować. Tak samo jak zrobili zresztą w przypadku Epic Games.

W sierpniu 2024 za działania monopolistyczne sąd uznał również Google za

„monopolistę, który zapłacił miliardy dolarów Apple i innym firmą, aby zagwarantować sobie pozycję domyślnej wyszukiwarki i ograniczyć konkurencję”.

Chodzi o zawieranie przez Google umów z producentami urządzeń i płacenie za to, aby wyszukiwarka Google była tą domyślną. Apple dostawało za to od Google choćby 20 miliardów dolarów rocznie i chociaż nie była to żadna tajemna wiedza, to dopiero teraz została uznana za działania monopolistyczne. Ten proces Google również już przegrało.

Polub nas na Facebook!

Znajdziesz tam więcej wartościowych treści o inwestowani, giełdzie i rynkach.

DNA Rynków – merytorycznie o giełdach i gospodarkach

Problemy na rynku reklam internetowych

Obecnie toczy się jeszcze trzeci dotyczący reklamy internetowej. W sprawie chodzi głównie o to, iż Google posiada firmy, które funkcjonują z każdej strony rynku. Są zarówno kupującym, sprzedawcą, jak i pośrednikiem. Spółka jest:

  • powierzchni na stronach internetowych, gdzie wyświetlają się reklamy,
  • największej giełdy, na której te powierzchnie reklamowe są licytowane przez inny firmy, które chcą promować swoje produkty
  • oprogramowania, którego reklamodawcy używają, żeby zdobyć dostęp do rynku.

W pozwie przeciwko firmie zacytowano jej menadżera, który wypowiada się o powyższym układzie w następujący sposób. „Naszym celem powinno być wszystko albo nic. Używaj naszej giełdy albo nie dostajesz dostępu do naszych powierzchni reklamowych”.

Kolejnym ciosem było wygrzebanie wypowiedzi jednego z pracowników Google, który porównał sytuacje firmy do tego, jak gdyby jedna z największych instytucji finansowych typu Goldman Sachs była jednocześnie właścicielem Nowojorskiej giełdy papierów wartościowych. Łatwo sobie wyobrazić, iż firma, która jednocześnie inwestuje na giełdzie i zarządza jej funkcjonowaniem, nie zapewni pozostałym inwestorom uczciwych warunków.

Departament sprawiedliwości w ramach procesu zażądał od firmy, żeby ta pozbyła się platformy Google Ad Manager, która służy do zarządzania reklamami oraz do kupowania i sprzedawania powierzchni reklamowych w Internecie.

Gdyby Google faktycznie sprzedało platformę, to straciłoby swoją wygodną pozycję, w której kontroluje wszystkie strony reklamowego rynku.

Przedstawiciele technologicznego giganta odpowiadają na zarzuty o monopol, wskazując, iż rynek reklamy jest wysoce konkurencyjny, a na rynku istnieje wiele innych platform reklamowych, które są w rękach takich firm jak na przykład Amazon, Adobe, Meta czy Microsoft i akurat w tym wypadku mają sporo racji. jeżeli chodzi o rynek reklamy internetowej w Stanach, to Google co prawda jest liderem rynku, ale ma w nim 26.4% udziału i ten udział… od 2019 roku konsekwentnie spada. To już zdecydowanie sytuacja daleka od monopolu, jeżeli równie dobrze można korzystać z segmentu reklam od Meta, czy Amazona.

Zresztą wszystkie pozostałe narzędzia poza tą trójką sumarycznie mają 34.9% rynku reklamy internetowej. Nie wygląda to jak monopol. Nie w tym przypadku.

Udział w przychodach z reklamy cyfrowej w USA – Google, Facebook i Amazon (2019-2023)

Prawnicy Google zarzucają Departamentowi Sprawiedliwości, iż ten tak dostosował definicję rynku reklamy internetowej, żeby tylko móc udowodnić, iż Google ma w nim jednak 70% udziałów. Tu też mają rację, bo w rządowej definicji zabrakło miejsca na reklamy w aplikacjach mobilnych, które są ogromnym elementem rynku i nie są kontrolowane przez Google, co prowadzi do sztucznego zawyżenia udziałów.

Niezależnie jednak od tego, czy Google ten proces ostatecznie wygra, to cały cykl tych problemów wystarczył, żeby wszyscy dookoła poczuli krew i też ruszyli do ataku. Przykładem jest serwis Yelp, który niedawno pozwał Google, twierdząc, iż firma używa swojej wyszukiwarki do priorytetyzowania własnych wyników. Yelp zażądał odszkodowania pieniężnego i wydzielenia z Google osobnej firmy, która korzysta na przewagach w wyszukiwaniu. Poza tym w środowisku już mówi się o potencjalnym pozwie zbiorowym reklamodawców przeciwko Google, którzy chcą oskarżyć firmę o wieloletnie zawyżanie cen.

Wszyscy przeciwko Google

Do ogólnej nagonki przyłączył się też brytyjski Urząd do spraw Konkurencji, który stwierdził, iż Google wykorzystuje swoją siłę rynkową do utrudniania konkurencji. Z kolei unijny organ regulacyjny do spraw antymonopolowych bada działalność reklamową Google, a Komisja Europejska oświadczyła, iż tylko zbycie przez firmę części swoich usług rozwiązałoby wątpliwości co do działalności spółki.

Jak widać, dosłownie wszyscy rzucili się do ataku, jak tylko poczuli, iż przeciwnik słabnie. Zresztą jak inaczej zrozumieć, iż w tym roku doszło choćby do sytuacji, gdy firma nie czekając na rozprawę, wypisała czek na nieznaną kwotę, która miała stanowić zadośćuczynienie i odszkodowanie w ramach procesu sądowego.

Bez wcześniejszego wezwania ze strony rządu, wysłała czek do odpowiednich organów, ale ten został odrzucony. Departament Sprawiedliwości zdaje się być naprawdę zdeterminowany, żeby dopiąć swego i rozbić firmę na mniejsze kawałki.

Podobna sprawa miała miejsce już 24 lata temu w przypadku firmy Microsoft, kiedy spółka przegrała w sądzie i nakazano jej podział działalności oraz wydzielenie osobnych firm, poprzez sprzedaż odpowiednich aktywów. Wtedy Microsoft odwołał się od decyzji, a rozprawa przeciągnęła się w czasie na tyle, iż w USA zmieniła się władza na bardziej przychylną firmie i ostatecznie skończyło się na ugodzie.

Jaka przyszłość czeka firmę?

Tym razem też zbliżają się wybory w Stanach Zjednoczonych, ale sytuacja Google wydaje się o tyle kiepska, iż obie strony polityczne opowiadają się za tym, żeby zmniejszyć siłę, jaką wypracowali sobie technologiczni giganci.

W tej chwili administracja Joe Bidena intensyfikuje działania antymonopolowe, które szkodzą Google, a z kolei kandydat na wiceprezydenta po stronie Republikanów JD Vance, niedawno wypowiadał się w tej sprawie i powiedział wyraźnie, iż „Google powinno zostać podzielone… Uważam, iż jest o wiele za duże i zbyt potężne”.

Przed jakim wyborem stoi sąd i co ostatecznie grozi spółce? Oczywiście najlepszą opcją dla samej byłoby, gdyby sytuacja zakończyła się jakimś finansowym odszkodowaniem, po zapłaceniu którego Google mógłby funkcjonować tak, jak do tej pory. Mało realne rozwiązanie.

Opcją jest możliwy zakaz podpisywania przez Google umów z producentami sprzętu elektronicznego, które zakładają, iż wyszukiwarka Google jest tą domyślną na ich urządzeniach.

Do tego mógłby dojść nakaz udostępnienia danych o użytkownikach konkurencyjnym firmom. Mowa tu o danych dotyczących liczby użytkowników, częstotliwości kliknięć, danych demograficznych, płciowych i geograficznych, danych dotyczących preferencji użytkowników oraz danych wyszukiwania. To z kolei mocno uderza w pomiary efektywności reklam.

Odgórny nakaz podziału Google będzie bardzo trudny do przeprocesowania i będzie się wiązał z długą ścieżką odwoławczą, bo nie wierzę, iż Google pozwoli na to, żeby mówiono mu jak ma rozdzielić swoje operacje.

Możliwy dobrowolny rozdział Google

Dlatego też jedną z najczęściej pojawiających się hipotez wśród zagranicznych ekspertów śledzących całą sprawę jest ruch wyprzedzający od całego Alphabetu, który sam zaproponowałby, iż wydzieli część swojej działalności. Dzięki temu rząd zyskałby łatwe punkty i mógł pokazać, iż faktycznie COŚ się zmieniło, a Alphabet mógłby to zrobić na własnych zasadach, tak, aby jak najmniej ucierpiał jego biznes.

Tymczasem jest sporo elementów, które spokojnie można by wydzielić z grupy jako osobne podmioty, a jednocześnie takie, których wydzielenie nie osłabiłoby siły całego koncernu.

I teraz żeby było to jasne – wydzielenie nie oznacza w żadnym wypadku, iż Alphabet by coś stracił. Na takim poziomie biznesu wyglądałoby to po prostu tak, iż na jakiejś linii biznesowych zostaje przeprowadzony tzw. spin-off, czyli zaczyna być ona osobno notowana jako podmiot na giełdzie. Google sprzedałby więc część swoich udziałów na rynku, a sam zachował sobie X-dziesiąt pozostałych procent. Wilk, czyli Departament Sprawiedliwości będzie syty, a owca będzie cała.

Czy to realnie coś zmieni, skoro Alphabet i tak pozostałby głównym udziałowcem wydzielonej spółki? Tak. Osobny podmiot to dalej osobny podmiot, który będzie mógł sobie zawierać umowy z kim tylko chce, a nie wyłącznie z Alphabet, bo inaczej to Alphabet byłby sądzony za potencjalne działanie na szkodę wydzielonego podmiotu, a to byłby kolejny problem.

Tego typu spin-off więc będzie zawsze tak czy inaczej częściowo obniżał monopol firmy. Co byłoby dla Google potencjalnie najłatwiejsze i najwygodniejsze do wydzielenia?

YouTube pierwszy do odłączenia?

Według mnie są dwie takie składowe: YouTube oraz Waymo. Spin-offy tych dwóch elementów zaczną rozbijać Alphabet na tyle, żeby rządzący się ucieszyli i na tyle, żeby Alphabet nic się nie stało, a realny biznes pozostał nienaruszony. YouTube notowany jako osobna spółka według analiz spokojnie powinien być warty minimum 500 miliardów dolarów. Na dziś jest liderem, jeżeli chodzi o liczbę streamowanych godzin w Internecie z prawie 10% udziałem w rynku. Jego przychody tylko w 2024 roku mają wynieść już około 35 miliardów dolarów.

Waymo z kolei to segment autonomicznych pojazdów od Alphabet, którego wartość również szacowana jest na około 175 miliardów dolarów. O Waymo mogłeś nigdy nie słyszeć, ale w USA autonomiczne pojazdy od Google przejechały już ponad 22 miliony mil faktycznie zapewniając silny spadek liczby wypadków w miastach, gdzie operuje. Autonomiczne taksówki, to przyszłość miast, z której za kilkanaście lat wszyscy będziemy korzystać, a wydzielenie takiego segmentu z Google jako osobno notowanej spółki – nic złego by dla samego Google nie znaczyło.

Jeśli sam miałbym coś obstawiać to jednak wyłącznie YouTube jako pierwszego spin-off, bo samo wydzielenie Waymo nie zmniejszałoby nijak siły Google na rynku reklamy internetowej.

Zanim jednak zaczniesz krzyczeć o rozbijaniu monopoli razem z urzędnikami z USA, to pamiętajmy też, iż Google może i święte nie jest, ale dalej dostarcza konsumentom masę świetnych i darmowych usług, jak chociażby mapy.

Ja nie jestem tutaj od wydawania wyroków i osądów, ale zachęcam do spojrzenia na tę kwestię z różnych perspektyw, a nie uleganiu nagonce, tylko dlatego, iż ktoś dużo razy powtórzył słowo monopol, które źle się kojarzy i wielu osobom wystarcza do kwalifikacji czegoś jako „zły” lub „dobry”.

Dajcie znać w komentarzu, jaka jest wasza opinia w całej sprawie i komu kibicujecie? Ja czysto z perspektywy inwestycyjnej wolałbym mieć do wyboru osobne spółki do inwestowania. Osobno Google, osobno Google Cloud, Waymo, YouTube itp. Powód jest bardzo prosty. W przypadku, gdy duży konglomerat jest notowany na rynku jako całość, to zawsze jego wycena jest ogólnie niższa niż w przypadku notowania składowych konglomeratu osobno. Innymi słowy – gdyby wszystkie elementy Google były notowane osobno, to byłyby warte więcej niż obecnie, a to dla mnie jako inwestora po prostu okazja.

Załóż konto na Freedom24 i odbierz od 3 do 20 darmowych akcji o wartości choćby 800 USD każda!

Szczegółowy opis promocji znajdziesz na: https://bit.ly/darmowe-akcje-freedom

Do zarobienia,
Piotr Cymcyk

Porcja informacji o rynku prosto na Twoją skrzynkę w każdą niedzielę o 19:00
67
5
Idź do oryginalnego materiału