- W nadchodzącym roku na pewno czekamy na zakończenie wojny w Ukrainie. Pokój w Europie jest wartością nadrzędną i osiągnięcie porozumienia powinno poprawić nastroje w gospodarce polskiej, ale i europejskiej. Zakończenie działań militarnych na Ukrainie może jednak wiązać się z dodatkowymi wyzwaniami dla krajowego rynku pracy, gdyż prawdopodobnie część Ukraińców może zdecydować się na powrót do ojczyzny - mówi w rozmowie z Interią Biznes Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.
Czynniki geopolityczne od kilku lat w sposób wyjątkowo mocny kształtują sytuację gospodarczą nie tylko w naszej części świata. Trwająca od lutego 2022 r. pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę zakłóciła łańcuchy dostaw, nadszarpnięte już wcześniej przez pandemię. Doprowadziła do kryzysu energetycznego, ujawniając uzależnienie Europy od paliw kopalnych sprzedawanych przez Kreml. Podkopała nastroje biznesu, częściowo zniechęcając go do angażowania kapitału w państwach graniczących z ogarniętą wojną Ukrainą. W ostatnich tygodniach nadzieje na zakończenie konfliktu wzrosły w związku ze zmianą warty w Białym Domu. Czy słynna transakcyjność Donalda Trumpa, który 20 stycznia 2025 r. zostanie zaprzysiężony na prezydenta Stanów Zjednoczonych, zaowocuje przesileniem?Reklama
Jaki los czeka Ukrainę? Czekamy na rozstrzygnięcia, ale na korzystnych warunkach
- W przyszłym roku istotna będzie geopolityka - zgadza się Piotr Bielski, dyrektor Departamentu Analiz Ekonomicznych w Santander Bank Polska. - Czekamy na to, czy zapadną jakieś rozstrzygnięcia związane z konfliktem na Ukrainie (Donald Trump i jego doradcy mocno zapowiadali, iż przybliżą moment rozpoczęcia rozmów pokojowych) - ale też na to, jakie to będą rozstrzygnięcia i jak będą wpływać na Polskę.
- Może to być rezultat fantastyczny: Ukraina dostanie gwarancje bezpieczeństwa od Zachodu, konflikt zostanie trwale zażegnany, a my przestaniemy się obawiać jego eskalacji - to pomogłoby nastrojom biznesowym i prywatnym, umocniłby się kurs walutowy, pojawiłyby się perspektywy na zwiększenie inwestycji w związku z odbudową Ukrainy po wojnie - wskazuje nasz rozmówca. - W bazowym scenariuszu nie zakładam jednak takiego wyniku rozmów, bo na rozwiązanie korzystne dla Ukrainy musi przystać nie tylko Donald Trump i cały Zachód, ale też Rosja. Gdyby traktat pokojowy czy rozejm został podpisany przy bardzo niekorzystnych warunkach dla Ukrainy, byłoby to przyznanie niejako racji Rosji, iż brutalną siłą można zmieniać porządek europejski. Dla nas takie zakończenie wojny nie oznaczałoby, iż możemy być spokojni. najważniejsze jest więc, czy rozjaśni się ta niepewność, czy też pozostaniemy w stanie zawieszenia.
- Dodajmy, iż pozytywny scenariusz pokojowego rozwiązania mógłby też oznaczać odpływ części ukraińskich pracowników z Polski, co byłoby negatywne dla naszego rynku pracy. Z kolei brak gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy będzie skutkował tym, iż Ukraińcy nie będą skłonni wyjeżdżać z naszego kraju.
Ale, jak zauważa Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, "rozejm czy pokój w Ukrainie może jednak zadziałać w dwie strony". - Mężczyźni, którzy teraz nie mogą opuszczać kraju z uwagi na mobilizację, mogą chcieć dołączyć do swoich rodzin w Polsce. Będzie więc także działał silny czynnik "wypychający" ich z kraju. Pytanie, jaki będzie tego bilans.
Niepewność zdominowała ostatnie lata. Rok 2025 odpowie na wiele pytań
Odpowiedź na to i wiele innych pytań, kiedy już je poznamy, pomoże częściowo znieść dominującą na globalnych rynkach niepewność. To zresztą w tej chwili słowo-klucz, jeżeli chodzi o politykę i gospodarkę. Niepewność dotyczy końca wojny za naszą wschodnią granicą. Niepewność otacza początek prezydentury Donalda Trumpa. Słyszą o niej konsumenci, co może oddziaływać negatywnie na chęć do wydawania pieniędzy, na czym cierpi gospodarka.
- Wyczekiwany koniec wojny w Ukrainie wpisuje się w szerszy aspekt związany z nadziejami na zmniejszenie niepewności - potwierdza Grzegorz Maliszewski - Mamy jej teraz bardzo dużo w otoczeniu gospodarczym i geopolitycznym, co negatywnie wpływa na inwestycje, ale też konsumpcję, bo w warunkach niepewności gospodarstwa domowe są bardziej skłonne zwiększać nadwyżki finansowe. Mamy też niepewną sytuację polityczną w części państw Unii Europejskiej, np. we Francji i w Niemczech, gdzie poparcie zyskują radykalne ugrupowania. Choć nie mają one zdolności koalicyjnej, ale mogą prowadzić do zmiany układu sił na lokalnych scenach politycznych, co dodatkowo zwiększa niepewność. Do niej dokłada się też ryzyko nasilenia wojen handlowych i działania administracji nowego prezydenta USA Donalda Trumpa. Zakładam jednak, iż najbardziej radykalne rozwiązania, które były przedstawiane w czasie trwania kampanii wyborczej, nie zostaną zrealizowane.
Na scenę wkracza Donald Trump. Chiny i bez niego mają dość problemów
O tym przekonamy się już niebawem, mówi Piotr Bielski z Santandera. - Początek roku i objęcie prezydentury przez Donalda Trumpa to również moment, kiedy poznamy konkretne decyzje co do polityki handlowej i zagranicznej nowej administracji. Na razie znamy deklaracje, ale wszystkich raczej spełnić się nie da - najważniejsze też będzie to, w jakich obszarach do głosu dojdzie transakcyjność Donalda Trumpa.
- W otoczeniu globalnym patrzymy też na Chiny, które będą miały duże wyzwanie, aby osiągnąć zapowiadany wzrost gospodarczy na poziomie 5 proc., dlatego też oczekiwać można aktywnej polityki, która stymulować będzie gospodarkę Państwa Środka - dodaje Grzegorz Maliszewski. Jak wskazuje Piotr Bielski, "pojawiają się nadzieje, iż po części złagodzone zostaną problemy Chin po uruchomieniu programu stymulacji monetarnej i fiskalnej".
Problemy Chin to problemy całego świata. Bank Światowy prognozuje, iż wzrost gospodarczy Chin spowolni w 2025 r. do 4,3 proc. z prognozowanych na 2024 r. 4,8 proc. (tymczasem, jak informowała kilka dni temu Agencja Reutera, komunistyczne władze Państwa Środka chcą wyznaczyć cel wzrostu PKB na przyszły rok na ok. 5 proc.). Spowolnienie w Chinach ma przełożenie na perspektywy dla globalnej gospodarki - chociażby z tego względu, iż malejący popyt wewnętrzny w tym kraju oznacza problemy dla eksporterów, w tym państw UE. Gospodarki Unii Europejskiej mają zresztą swoje liczne problemy wewnętrzne. Znów działa tutaj zasada naczyń połączonych - np. kłopoty Niemiec stają się kłopotami Polski.
Polska powinna trzymać kciuki za sąsiadów? Bez odbicia w Niemczech będzie nam ciężko
- Nowy rok przyniesie też odpowiedź na pytanie, co ze wzrostem gospodarczym u naszych partnerów handlowych. Tutaj czekamy przede wszystkim na poprawę koniunktury w Niemczech - póki co podstaw do dużego optymizmu nie ma - mówi Grzegorz Maliszewski. - Bazowym scenariuszem jest co prawda powrót niemieckiej gospodarki do wzrostu, jednak bardzo niemrawego. Niemcy borykają się z licznymi problemami, w tym m.in. wysokimi cenami energii, demografią, kryzysem w branży motoryzacyjnej, niższym wzrostem w Chinach, czy też niskim poziomem digitalizacj. Na ich rozwiązanie czekają polscy eksporterzy.
Niemcy pozostają najważniejszym partnerem handlowym Polski - ich udział w całkowitym eksporcie naszego kraju oscyluje w granicach 27-28 proc.
- W kontekście niemieckich problemów ważne będzie też to, jak nowy rząd w Berlinie ułoży stosunki z administracją Donalda Trumpa - dodaje ekonomista. Można tu mieć nadzieję, iż nowa administracja w USA będzie ostrożnie podchodzić do zapowiadanych działań protekcjonistycznych, bo one będą też powodowały wzrost inflacji w USA, co prawdopodobnie będzie niekorzystnie wpływało na nastroje Amerykanów. Wzrost inflacji spowodowałby też wyhamowanie tempa obniżek stóp przez Fed, co z punktu widzenia olbrzymiego długu rządu federalnego byłoby wielkim problemem.
- Wyglądamy każdego sygnału świadczącego o poprawie koniunktury w Europie Zachodniej - przyznaje Piotr Bielski. - Doszliśmy do stanu bardzo dużego pesymizmu co do gospodarki europejskiej, co jest spowodowane z jednej strony jej wynikami, a z drugiej - wynikiem wyborów w USA i poczuciem, iż polityka Donalda Trumpa może być po prostu niekorzystna dla Europy. Każdy przebłysk w postaci lepszych danych czy zapowiedzi odwrócenia trendów może poprawić nastroje. Z tego też powodu lutowe wybory w Niemczech postrzegam bardziej jako szansę niż zagrożenie: jeżeli wyłoni się po nich stabilny rząd, to jest nadzieja, iż będzie on w stanie zabrać się za reformę własnej gospodarki, a także sprawić, iż Niemcy znów zaczną nadawać ton UE.
Ekonomiści apelują do rządu o obranie kierunku na inwestycje
A w Polsce? - Po pierwsze, czekamy na mocne ożywienie inwestycji - wydaje się, iż jest to nieuniknione i powinno wydarzyć się w najbliższych kwartałach; nie wiemy tylko, jak gwałtownie i z jaką mocą odbiją inwestycje - mówi dyrektor Departamentu Analiz Ekonomicznych Santandera. - Środki z KPO już do nas płyną; według naszych szacunków w tym roku napłynęło już ponad 20 mld euro - pytanie, kiedy to zacznie przekładać się na ożywienie w inwestycjach?
W tym kontekście wyczekiwana jest "bardziej proinwestycyjna polityka rządu, nie tylko nastawiona na wspieranie konsumpcji" - tłumaczy Grzegorz Maliszewski. - Stopa inwestycji w polskiej gospodarce musi zacząć rosnąć - i powinna rosnąć niezależnie od tego, kiedy pieniądze z KPO zaczną płynąć szerokim strumieniem do Polski. Potrzeby inwestycyjne są potężne i wiążą się m.in. z transformacją energetyczną, automatyzacją, poprawą efektywności energetycznej i materiałowej. Odbudowa Ukrainy może przyczynić się do wzrostu stopy inwestycji, ale w średnim terminie.
- Na razie rządowe dane na temat kontraktacji, płatności związanych z dofinansowaniami unijnymi, nie wyglądają zbyt imponująco - zauważa Piotr Bielski. - Kiedy jednak te pieniądze zaczną już porządnie pracować w gospodarce, co będzie widoczne w nakładach na inwestycje, zaczną wspierać całą gospodarkę i rynek pracy - część z tych inwestycji to będą przecież roboty budowlane, modernizacja kolei czy modernizacja sektora energetycznego. To wpłynie też pozytywnie na odczucia związane z rynkiem pracy, ponieważ widzimy, iż stopniowo narasta poczucie braku bezpieczeństwa pracowników, mimo iż bezrobocie jest niskie. Pozytywna zmiana zwiększy też skłonność konsumentów do wydawania pieniędzy.
Konsumentów, zwłaszcza tych spłacających kredyty hipoteczne, do zwiększenia wydatków na pewno zachęciłyby też niższe stopy procentowe, bo te oznaczałyby, iż mniejsza część domowych budżetów byłaby przeznaczana na obsługę zadłużenia w bankach.
"Ruletka" Adama Glapińskiego, czyli kiedy spadną stopy procentowe?
- Czekamy na obniżki stóp procentowych - mówi Piotr Bielski. - Niektórzy spodziewali się, iż spadną one już w tym roku. Tak się nie stało, a zamiast tego na nowo rozgorzała dyskusja, czy i kiedy pojawią się warunki do obniżek i w jakiej skali. Na całym świecie obniżki stóp raczej będą kontynuowane, podczas gdy u nas w pierwszych miesiącach roku inflacja będzie rosła, co każe Radzie Polityki Pieniężnej wstrzymać się z pośpiechem. Prędzej czy później dojdziemy jednak do takiego etapu, iż te obniżki staną się uzasadnione. Wystarczy, iż ukształtuje się większa pewność co do tego, iż te obniżki się rozpoczną - już samo to pozytywnie wpłynie na nastroje biznesu i konsumentów, bo przez ostatnie parę miesięcy prezesowi NBP udało się wygenerować poczucie nieprzewidywalności i tego, iż w RPP nie ma spójnej funkcji reakcji, która pozwoliłaby przewidywać, co się będzie działo. Zamiast tego jest mgła niepewności, przez co ani biznes, ani inwestorzy nie mogą spać spokojnie - emitujemy teraz dużo długu, a inwestorzy zagraniczni nie są pewni, jak będą kształtować się rentowności. Mamy do czynienia z czymś w rodzaju ruletki.
- Konsumenci w Polsce czekają też na trwały powrót inflacji do celu NBP i spadek stóp procentowych, bo te są w ujęciu nominalnym ciągle wysokie - i prawdopodobnie pozostaną wysokie dłużej, niż się nam niedawno wydawało. Nie podzielam jednak scenariusza prezesa NBP, iż do obniżek stóp może dojść dopiero w 2026 r. - dodaje Grzegorz Maliszewski.
Rok 2025 wyznacza też początek ścieżki redukcji deficytu sektora finansów publicznych. Polska wchodzi na tę ścieżkę, zobligowana do tego przez Komisję Europejską, po tym, jak nasz deficyt sektora przekroczył unijne kryterium 3 proc. PKB i wyniósł 5,1 proc. w 2023 r. Jeszcze za 2024 r. ten deficyt ma wzrosnąć do 5,7 proc. PKB, ale w przyszłym roku - według deklaracji ministra finansów - ma spaść o 0,2 punktu proc. - Czekamy na spadek deficytu sektora finansów publicznych i wyhamowanie tempa narastania długu - mówi Maliszewski.
Prezydent o gospodarce nie decyduje, ale i tak patrzymy na wybory
W krajowym kalendarzu niezwykle będzie też ważna data przyszłorocznych wyborów prezydenckich. Zdaniem Grzegorza Maliszewskiego, warto mieć je "na horyzoncie" - zarazem jednak ekonomista przyznaje, iż "wpływ prezydenta na politykę gospodarczą duży nie będzie". - Ewentualne działania prezydenta mogą być bardziej widoczne w kwestiach społeczno-instytucjonalnych - zaznacza. - w tej chwili rynki finansowe bardziej biorą pod uwagę wygraną kandydata KO i taki wynik wyborów w mojej ocenie nie powinien powodować dużej zmienności na rynkach finansowych - notowań złotego, czy obligacji skarbowych.
- Należy jednak wziąć pod uwagę, iż wyborcy w wielu krajach są przewrotni i kapryśni, a sondaże nie zawsze pokazują trendy, które faktycznie mogą się zrealizować (jak ostatnio w USA i w Rumunii) - dodaje. - Inny niż w tej chwili wyceniany wynik prawdopodobnie spowoduje wyższą zmienność na rynkach. Choć, jak już wcześniej zauważyłem, wpływ prezydenta na kształt polityki gospodarczej nie powinien być znaczny. Natomiast może utrudnić realizację polityki w części aspektów społeczno-instytucjonalnych.
Rozważania te jak klamra spina wspomniana niepewność. - Niemal każdy z wymienionych obszarów - sytuacja geopolityczna, wybory prezydenckie, polityka pieniężna w Polsce, inflacja, kondycja niemieckiej gospodarki - wiąże się z podwyższoną niepewnością. Zmniejszenie tej niepewności jest ważne także nie tylko z punktu widzenia przedsiębiorstw, ale także z punktu widzenia gospodarstw domowych, by polski konsument chętniej sięgał do portfela i napędzał konsumpcję - mówi Grzegorz Maliszewski. - Póki co konsument jest ostrożny, a niepewność co do perspektyw gospodarki powoduje, iż obawia się o utratę pracy, choć sytuacja na rynku pracy jest i będzie prawdopodobnie dobra, a bezrobocie niskie.
Rozmawiała Katarzyna Dybińska