Druga największa gospodarka świata. Setki milionów konsumentów. Własne odpowiedniki Amazona, Google’a, Tesli i Netflixa. A mimo to… chińska giełda przez 15 lat stoi w miejscu.
W tym czasie amerykański S&P 500 wzrósł kilkaset procent. Nasdaq bił rekordy. A Szanghaj? Hongkong? Była euforia, była panika, była stagnacja. Koniec jest taki, iż jesteśmy z powrotem w punkcie wyjścia.
Dla wielu inwestorów Chiny to dziś synonim pułapki wartości. Rynek, który na papierze obiecuje wszystko, ale w praktyce… nie daje nic.
Tylko być może coś się zmienia! Technologia wchodzi do indeksów. Państwo luzuje politykę. Konsumpcja wewnętrzna rośnie. Coraz więcej osób mówi: to może być początek czegoś trwalszego. Czy naprawę jest na to szansa? Zapraszam na materiał.
Hossa w Chinach w końcu ruszy? Giełda po 15 latach stagnacji!
Zyskaj podwójnie z Saxo!
Załóż konto w Saxo Banku z tego linku https://bit.ly/saxo-dna-bonus i odbierz:
– 250 euro bonusu na start
– najnowsze wydanie Stockscan – zupełnie za darmo!
Problemy chińskiego rynku
Dlaczego chińska giełda od piętnastu lat praktycznie stoi w miejscu? Bo wbrew pozorom to nigdy nie był drugi Nasdaq. Indeks w Szanghaju od początku był przeładowany spółkami państwowymi – bankami, gigantami energetycznymi czy firmami surowcowymi.
Takie przedsiębiorstwa nie są nastawione na innowacje czy szybki wzrost. Ich zadaniem jest realizowanie celów politycznych partii, a nie pomnażanie zysków akcjonariuszy. Hongkoński Hang Seng przez lata wyglądał podobnie. Tam dominowały banki i deweloperzy. W praktyce oznaczało to, iż choćby gdy pojawiały się chińskie gwiazdy technologii, jak Tencent, Alibaba czy Meituan, ich udział w indeksach był za mały, by pociągnąć cały rynek w górę.
Inna filozofia zarządzania
Drugi problem to sposób działania firm. W USA inwestorzy są przyzwyczajeni, iż spółki walczą o maksymalizację zysków i regularnie dzielą się nimi poprzez dywidendy czy skupy akcji. W Chinach jest inaczej – często priorytetem jest stabilność zatrudnienia albo utrzymanie cen na niskim poziomie. To oznacza niższą rentowność, słabsze marże i mało atrakcyjne polityki dywidendowe. Skupy akcji, które w USA potrafią być kluczowym czynnikiem wzrostu cen, w Chinach praktycznie nie istnieją. Na papierze chińskie spółki wyglądają tanio, ale w praktyce ich kursy nie mają paliwa do dynamicznych wzrostów.
Ryzyko polityczne
Trzecim hamulcem jest „polityczne dyskonto”. Inwestorzy dobrze pamiętają blokadę IPO Ant Group. Jack Ma planował największy debiut giełdowy w historii – aż 37 miliardów dolarów. Dwa dni przed debiutem regulatorzy zatrzymali całą operację. Oficjalnie mówiono o ryzykach systemowych, ale faktycznie chodziło o to, iż Jack Ma publicznie skrytykował regulatorów i państwowe banki. W ciągu jednej nocy inwestorzy dostali jasny sygnał – żadna spółka nie jest większa niż partia. Podobnie zresztą było z sektorem edukacji online. W USA w czasie pandemii ten biznes przeżywał boom. W Chinach też, aż do momentu, gdy rząd ogłosił, iż prywatne firmy edukacyjne nie mogą działać dla zysku. Wartość całego sektora spadła niemal do zera w ciągu kilku tygodni. Firmy warte miliardy dolarów po prostu wyparowały, a inwestorzy zostali z niczym.
Kryzys na rynku nieruchomości
Mało? No to dodajmy do tego pęknięcie bańki nieruchomościowej. Przez lata to właśnie rynek mieszkaniowy był głównym silnikiem chińskiej gospodarki i pochłaniał większość oszczędności społeczeństwa. Kiedy bańka pękła, zaczęła wysysać kapitał z innych sektorów i pogłębiła stagnację na giełdzie.
Do tego dochodziły tez czynniki zewnętrzne, jak wojny handlowe, cła, ograniczenia eksportowe czy groźba wyrzucenia chińskich firm z amerykańskich giełd. Na deser – słaba waluta, która w dużej mierze traci przez celową politykę Pekinu. Słabszy juan oznacza tańszy eksport i jednocześnie zjada część zysków zagranicznych inwestorów. To taki ukryty dopalacz dla eksporterów, ale niekoniecznie dla posiadaczy chińskich akcji.
Giełda kontra gospodarka
Wszystko to zebrane do kupy: ciężki skład indeksów, filozofia działania firm, polityczne ryzyka, problemy z nieruchomościami, geopolityka – sprawiło, iż chińskie indeksy przez ostatnie kilkanaście lat tkwiły w stagnacji. Efekt był tak drastyczny, iż w 2024 roku zysk na akcję dla Shanghai Composite był niższy niż w 2008! To przepepaść pomiędzy indeksem S&P500.
W efekcie licząc od 2010 roku chiński rynek odnotował tylko kilkadziesiąt procent wzrostu zysków, podczas gdy w tym samym czasie amerykański S&P 500 zwiększył EPS o kilkaset procent. Innymi słowy: chińska gospodarka może i rosła, ale giełda tego nie odzwierciedlała, bo zyski spółek praktycznie stały w miejscu.


Ten sos okraszono jeszcze rosnącymi napięciami między USA a Chinami. Każda nowa runda ceł, sankcji czy ograniczeń technologicznych podbijała niepewność i sprawiała, iż wyceny chińskich spółek były coraz mocniej ściskane. Te wspomniane polityczne dyskonto jedynie się latami pogłębiało.

Autorytaryzm i kontrola
Chiny są autokracją, w której ani sądownictwo, ani bank centralny nie mają faktycznej niezależności od rządzącej partii komunistycznej. Do tego autokracją zmierzającą w kierunku izolacjonizmu, a nie globalizacji. Trend ten rozpoczął się wraz z przejęciem władzy przez Xi Jinpinga w 2013 roku i uległ gwałtownemu przyspieszeniu po pandemii.
Przytoczmy sobie dwa cytaty Xi Jinpinga:
21 lipca 2020 roku – Sympozjum z przedsiębiorcami (Pekin): „Ludzie biznesu muszą utrzymywać wysoką spójność z partią w kwestiach politycznych dotyczących stanowiska, kierunku i zasad, tak aby mogli wnieść większy wkład w odbudowę gospodarczą.”
17 lutego 2025 roku – Uwagi na temat rozwoju sektora prywatnego: „Przedsiębiorstwa prywatne i przedsiębiorcy powinni łączyć w sobie przedsiębiorczość i patriotyzm, koncentrować się na wzmacnianiu, optymalizacji i rozszerzaniu swojej działalności oraz być zdecydowanymi uczestnikami budowy socjalizmu o chińskich cechach i wspierania chińskiej modernizacji.”
Największe spółki nie koncentrują się na maksymalizacji zysków, ale na wspieraniu polityki Partii. Zresztą znamy to przecież z naszego podwórka. Wystarczy spojrzeć na Orlen, który przed wyborami potrafi hojnie obniżać ceny paliw, nie kierując się za bardzo interesem akcjonariuszy, ale wyłącznie interesem politycznym. Ktoś może powiedzieć, iż to dobrze, bo przedkłada się dobro zwykłych ludzi ponad dobro tych złych kapitalistów. Inny może powiedzieć, iż warto spojrzeć, gdzie gospodarczo są dziś USA, które mają to w nosie, a gdzie reszta. Świat nie jest zero-jedynkowy.
W Chinach choćby te firmy, które są mniej powiązane z władzą, muszą się z nią liczyć. Nad każdą spółką wisi więc dodatkowe ryzyko: w każdej chwili rząd może zmienić reguły gry i „ukręcić” cały biznes, jeżeli uzna, iż nie wpisuje się on w wizję przyszłości Chin.
W efekcie zysk na akcję spółek z indeksu CSI 300 od 2008 roku wygląda jak sinusoida – raz rośnie, raz spada, potem znowu odbija, by po chwili znowu się cofać. I choć minęło już kilkanaście lat, wciąż pozostaje na podobnym poziomie. Tak samo jak ceny akcji – zamiast systematycznie rosnąć, kręcą się w kółko.

Sukcesy chińskich gigantów
Z drugiej strony mamy przecież cały szereg chińskich firm technologicznych, o których na Zachodzie mówi się, iż zagrażają globalnym liderom.
– BYD – producent samochodów elektrycznych – od debiutu giełdowego w 2011 roku dał stopę zwrotu ponad 1100%.
– Tencent – światowy gigant gamingu – od IPO w 2011 roku wzrósł o ponad 1500%.
– PDD, czyli właściciel aplikacji Temu – zadebiutował w 2018 roku i od tego czasu dał ponad 460%.
– Xiaomi, które wyrasta na globalnego lidera elektroniki użytkowej – od 2018 roku zyskało ponad 220%.
– Alibaba, mimo silnej przeceny po ostatniej hossie i bezpośrednich ataków ze strony władz, od IPO w 2014 roku dała zarobić niemal 80%.
Chiński rynek coraz mocniej przesuwa się w stronę technologii oraz produktów i usług, które można eksportować na cały świat. W końcu. To pozwala firmom nie tylko uciec z ograniczonego rynku wewnętrznego, ale też choć częściowo uwolnić się od wpływu lokalnej władzy.
Dlaczego więc ta rosnąca siła sektora technologicznego nie przełożyła się jeszcze na wzrost całego chińskiego rynku akcji? Po pierwsze – wiele największych firm technologicznych jest notowanych nie w Chinach, ale w USA.
Swoją drogą, dlatego tak ważne jest posiadanie konta do handlowania z jak najszerszym dostępem do rynków. Żeby zbudować sobie globalny portfel i móc w pełni korzystać z rynkowych możliwości potrzeba po prostu odpowiedniego narzędzia. W Saxo Banku – u partnera tego materiału, możesz realnie handlować na największych rynkach świata i do tego robić to w zasadzie bez prowizji przez pierwsze 3 miesiące, bo zakładając konto z linka w opisie zyskujesz 250 euro do wydania na prowizje. Nie wiesz od czego zacząć? Zerknij na portfel spółek defensywnych, który prowadzę dla was publicznie właśnie w Saxo Banku. Są tam w tej chwili takie firmy jak Google, Ferrari, Novo Nordisk, Brookfield Corporation i wiele, więcej, a sam portfel? Już ponad 25% zysku w zaledwie 6 miesięcy. Mało tego, jeżeli założysz konto z linka dostajesz ponadto bezpłatnie najnowszy numer naszego miesięcznika StockScan z analizą 200 spółek z Polski i zagranicy. Całość o wartości ponad 100 złotych. To naprawdę solidne wsparcie, jeżeli faktycznie chcecie inwestować globalnie.
Dobrym przykładem firmy, którą znajdziemy na amerykańskim Nasdaq, ale już nie na żadnej giełdzie w Chinach jest chociażby chiński gigant Pinduoduo.
Część firm wybiera tzw. dual-listing, czyli notowanie jednocześnie w USA i w Hongkongu, ale i tu pierwszeństwo ma Wall Street. Alibaba weszła na giełdę w Nowym Jorku już w 2014 roku, a dopiero pięć lat później, w 2019 roku, zdecydowała się na debiut w Hongkongu.
Innymi słowy – to Stany Zjednoczone często „zgarniają splendor” i spijają śmietankę z sukcesu chińskich gigantów technologicznych. Dlaczego? Bo giełda w USA daje prestiż, większy dostęp do kapitału, lepsze wyceny i wiarygodność w oczach inwestorów z całego świata. Amerykańska giełda to tak naprawdę giełda globalna i wszystkie największe firmy chcą być tam notowane. Kupując indeks taki jak S&P 500, dostajesz więc w pakiecie ekspozycję nie tylko na USA, ale i na najlepsze spółki z całego świata. Tymczasem inwestując w chińskie indeksy… możesz być paradoksalnie pozbawiony dostępu do najlepszych chińskich biznesów.

Skład indeksów – źródło stagnacji
I tu właśnie dochodzimy do sedna problemu, czyli składu chińskich indeksów. choćby jeżeli coraz więcej firm technologicznych pojawia się na chińskich parkietach, to w najważniejszych indeksach ich udział wciąż jest… symboliczny.
Weźmy Shanghai Composite. Jeszcze w 2019 roku aż 34% tego indeksu stanowiły banki i spółki nieruchomościowe – sektory podporządkowane polityce partii, których zyski są ograniczane decyzjami rządu. Technologia? Zaledwie 5% udziału. choćby gdyby te spółki rosły pionowo w górę, to przy takim udziale nie są w stanie pociągnąć całego indeksu.
Na szczęście coś zaczyna się zmieniać. W 2024 roku udział banków i budowlanki spadł do niecałych 28%, a technologia urosła już do prawie 11%. To wciąż mało w porównaniu do USA, ale widać pozytywny trend. Indeks powoli przestaje być zakładnikiem sektora finansowo-nieruchomościowego.

Hongkong – technologiczne okno na świat
Hongkong to zupełnie inna historia. Tamtejsza giełda – HKEX – jest oknem Chin na świat. To właśnie tutaj międzynarodowy kapitał spotyka się z chińskimi spółkami. Dlatego wielu gigantów z Chin kontynentalnych – jak Alibaba, JD.com, Baidu czy Meituan – decyduje się na dual-listing właśnie w Hongkongu.
Widać to w składzie indeksu Hang Seng. Tutaj udział spółek technologicznych to już prawie 20%. przez cały czas mniej niż w amerykańskich indeksach, ale zdecydowanie więcej niż w Szanghaju. To pokazuje, iż w chińskiej giełdzie rośnie nowa, bardziej globalna noga, która może w przyszłości nadawać ton rynkowi.

Dla kontrastu możemy spojrzeć na chińskie indeksy mocniej skoncentrowane na technologiach. Dobrym przykładem są ETF-y takie jak iShares MSCI China czy KraneShares CSI China Internet. Oba fundusze mają w pierwszej dziesiątce głównie spółki technologiczne. Często te, które nie są notowane w Chinach, jak choćby PDD.

Kiedy tutaj przyjrzymy się bliżej wynikom samych firm, obraz wygląda już zupełnie inaczej niż w klasycznych indeksach typu Shanghai Composite. jeżeli zestawimy ze sobą spółki z TOP 10 obu tych funduszy, dostajemy naprawdę solidny obraz poprawy fundamentów na przestrzeni ostatnich lat.
Od 2015 roku skumulowane przychody tych firm rosły średnio o 13,5% rocznie. Jeszcze lepiej wygląda zysk operacyjny – EBITDA rosła w tym samym okresie w tempie aż 17% rocznie. To tempo, którego nie powstydziłyby się najlepsze spółki technologiczne na świecie.


Znajdziesz tam więcej wartościowych treści o inwestowani, giełdzie i rynkach.
DNA Rynków – merytorycznie o giełdach i gospodarkach
Dlaczego wykresy są płaskie?
Skoro wyniki finansowe tych spółek faktycznie się poprawiały, to dlaczego wykres ETF-ów takich jak iShares MSCI China czy KraneShares CSI China Internet wygląda tak słabo? Od 6 lat są one praktycznie w okolicy zerowej stopy zwrotu, czyli mamy klasyczny obraz chińskich akcji pomimo tego, iż te spółki poprawiają swoje wyniki finansowe. Czemu?

Oba te fundusze wystartowały stosunkowo niedawno. Dopiero w latach 2018–2019 – i od tego czasu zdążyły przejść przez dwa istotne etapy.
- Najpierw covidowy rajd. W czasie pandemii chińskie spółki technologiczne – podobnie jak ich amerykańskie odpowiedniki – zanotowały ogromne wzrosty. Hossa skończyła się jednak w 2021 roku.
- Później brutalna bessa. Istotnym jej powodem był frontalny atak władz Chińskich na sektor technologiczny. Głośnym przykładem jest wspomniana blokada IPO Ant group, co uderzyło w Alibabę, która w obu tych funduszach waży około 8–10%. Restrykcyjne regulacje, blokady i kary sprawiły, iż cały sektor dostał mocno po głowie, a mnożniki wyceny zostały gwałtownie skompresowane.
Efekt? Mimo rosnących przychodów i zysków, ceny akcji nie mogły za tym nadążyć, bo rynek dyskontował przewagę ryzyka politycznego i regulacyjnego.

Czy coś się zmienia? Nowa nadzieja dla giełdy
Tylko czy to wszystko ma szansę się zmienić? Czy po dekadach chiński rynek akcji ma szansę wejść w trwałą hossę i zakończyć lata stagnacji?
Odpowiedź nie będzie prosta. W przypadku klasycznych indeksów, jak CSI 300 czy Shanghai Composite wciąż mamy duży problem strukturalny związany ze składem indeksów, ale mimo tej skostniałej struktury, pojawiają się wreszcie pierwsze sygnały zmiany. W ostatnich miesiącach Pekin przeszedł do ofensywy, stawiając na potężne bodźce fiskalne i monetarne. Pod koniec 2024 roku ogłoszono obniżki stóp procentowych, poluzowanie kredytów dla sektora nieruchomości, powołano też gigantyczny fundusz stabilizacyjny wart pół biliona juanów. Do tego doszły specjalne linie kredytowe dla firm, które chcą skupować własne akcje. To sprawdzone narzędzia, które w przeszłości potrafiły podnosić zyski korporacji.
I faktycznie – efekty widać już w prognozach. Konsensus zakłada, iż w 2025 roku zyski spółek z CSI 300 wzrosną o 13–15%, a niektórzy analitycy uważają, iż przy silniejszym pakiecie stymulacyjnym EPS może urosnąć choćby o 20%, czego nie widzieliśmy od ponad dekady. Goldman Sachs przewiduje wzrost CSI 300 o około 20% do końca 2025 roku, a UBS spodziewa się odwrócenia negatywnego trendu wyników chińskich spółek.
Co stoi za tym przełomem? Rosnąca rola chińskiego konsumenta. Społeczeństwo się bogaci i coraz chętniej wydaje pieniądze na dobra konsumpcyjne, usługi czy nowe technologie, a Partia powoli przekonuje się do tego, iż model wzrostu oparty na tanim eksporcie się wyczerpał. Czas przenieść wzrost na konsumpcję wewnętrzną.
Nadmiar oszczędności – ukryta siła Chin
Zwłaszcza, iż Chińczycy naprawdę mają z czego wydawać. Kraj ma jeden z najwyższych wskaźników oszczędności na świecie – około 43–45% PKB. Dla porównania w USA to tylko 17–20%. Same depozyty gospodarstw domowych na koniec marca 2025 roku przekroczyły 160 bilionów juanów, czyli ponad 22 biliony dolarów. To równowartość aż 118% chińskiego PKB, co pokazuje, iż jeżeli tylko zaufanie konsumentów wróci, ten kapitał może zostać uruchomiony i stać się potężnym paliwem dla całej giełdy.

Do tego dochodzą ulgi podatkowe, zachęty do skupów akcji i otwarte wsparcie dla rynku kapitałowego.
Prognozy na lata 2025–2026 wyglądają tu naprawdę obiecująco i mogą oznaczać koniec wieloletniej stagnacji, ale żeby ten zwrot był trwały, Chiny muszą pójść dalej: wspierać sektor prywatny i poprawiać efektywność firm. jeżeli to się uda, choćby państwowe molochy mogą wreszcie zacząć notować systematyczny wzrost zysków na akcję.
Zanim jednak rzucisz tam wszystko swoje oszczędności, to pamiętaj, iż pomimo tej potencjalnej poprawy jakości rynku, trudno oczekiwać, iż chińskie indeksy będą w stanie konkurować w dłuższym horyzoncie ze Stanami Zjednoczonymi. To tamte indeksy są zdominowane przez najlepsze firmy świata, a rynek jest jako podstawowy wybierany choćby przez chińskie spółki.
Tak, Chiny w końcu stoją przed szansą na wejście w bardziej trwałą hossę, ale nie spodziewałbym się, iż w długim okresie tempo wzrostu dorówna temu S&P500.
Technologiczna hossa – prawdziwa szansa?
Inaczej wygląda sytuacja, jeżeli spojrzymy na indeksy skoncentrowane na technologii, takie jak iShares MSCI China czy KraneShares CSI China Internet. Oba skupiają się na spółkach, które nie tylko systematycznie poprawiają swoje wyniki finansowe, ale wciąż notowane są z wyraźnym dyskontem. Tutaj mamy podwójny potencjał. Z jednej strony wyniki spółek rosną, z drugiej mnożniki wycen mogą się poprawić, gdy ryzyko geopolityczne zmaleje.
W przypadku tych indeksów jestem znacznie bardziej przekonany, iż to, co widzimy dziś, to początek trwałej i zdrowej hossy napędzanej zarówno fundamentami, jak i poprawą nastrojów inwestorów.
Przez lata Chiny rozczarowywały inwestorów. Być może jednak właśnie teraz wchodzimy w moment, w którym coś zaczyna się zmieniać nie tylko w narracji, ale też realnie na całym rynku.
Klasyczne chińskie indeksy wciąż niosą w sobie wiele ryzyka – politycznego, strukturalnego i regulacyjnego, ale jeżeli spojrzeć w stronę nowej generacji firm technologicznych, notowanych często poza Chinami kontynentalnymi, to obraz jest znacznie bardziej obiecujący.
Mamy tu wzrosty przychodów, poprawę marż, niższe wyceny i rosnącą rolę konsumenta, a wszystko wspierane coraz odważniejszymi bodźcami ze strony państwa.
Czy to wystarczy, by chiński rynek nadrobił stracone lata? Zobaczymy, ale jeżeli kiedykolwiek trwała hossa w Chinach miała się wydarzyć, to teraz ma do tego w końcu jakieś fundamenty.
Zyskaj podwójnie z Saxo!
Załóż konto w Saxo Banku z tego linku https://bit.ly/saxo-dna-bonus i odbierz:
– 250 euro bonusu na start
– najnowsze wydanie Stockscan – zupełnie za darmo!
Do zarobienia,
Piotr Cymcyk