Rząd Islamskiego Emiratu Afganistanu we czwartek zorganizował był konferencję prasową, na której pochwalił się nowo zaanonsowanymi inwestycjami w kraju. Któż jest tak odważny, by zainwestować miliardowych sumy w kraju rządzonym przez Talibów? Ano cały szereg firm wydobywczych z różnych krajów. I co zabawne, choć absolutnie logiczne – są one witane przez Talibów niemal entuzjastycznie.
Zapowiedziane inwestycje mają mieć sumaryczną wartość ponad 6,5 miliarda dolarów – suma znaczna zwłaszcza jak na miejscowe warunki. Dotyczą otwarcia (czy też raczej wznowienia operacji w przypadku) siedmiu kopalni złota, żelaza i ołowiu. Ich operatorami będą przedsiębiorstwa chińskie (co nie jest zaskoczeniem), tureckie (jak uprzednio), irańskie (co, i owszem, jest zaskoczeniem) i brytyjskie (co jest wręcz sensacją, przynajmniej w afgańskich realiach). Chodzi o spółkę China-Afghanistan Company, turecką firmę Epcol, irańskie Ehya Sepahan i Parsian, a także brytyjskie AD Resources oraz GBM.
Szczególnie obecność firm z dwóch ostatnich państw pośród sygnatariuszy umów świadczy o zadziwiającym pragmatyzmie władz Emiratu. Shahabuddin Delawar, minister ropy i kopalń, cytowany przez rządową agencję prasową Bahtar zachęcał przy tym do dalszych inwestycji i deklarował wsparcie swojego resortu dla chętnych do rozwinięcia współpracy. Pragmatyzm tego rodzaju nie jest cechą, która w szerokim odbiorze odruchowo kojarzy się z ruchem Talibów. Może ona jednak mieć nadzwyczaj prozaiczne, finansowe przyczyny.
Talibów nie finansujemy
Od czasu niesławnego odwrotu Amerykanów w sierpniu 2021 r. (niesławnego przede wszystkim w oczach samych Amerykanów, biorąc pod uwagę emocje, jakie do dzisiaj to wydarzenie tam wywołuje) i przejęciu władzy przez Talibów, Afganistan był w dużej mierze poddany ekonomicznemu ostracyzmowi. W szczególności cały rząd Islamskiego Emiratu, rządzący nim ruch Talibów oraz większość jego politycznych zwolenników obłożeni są sankcjami.
Przepływy finansowe kierowane do rzeczonych zostały zablokowane, aktywa znajdujące się na zagranicznych kontach – zamrożone, zaś import do kraju szeregu dóbr (zwłaszcza przemysłowych) stał się w dużej mierze niemożliwy. Nie pomagały temu działania samych Talibów, którzy wbrew początkowym zapowiedziom władali w sposób kilka różniący się od tego, czego się po nich obawiano, jak również ich – ujmując łagodnie – nienachalnie wybitne umiejętności zarządzania współczesną ekonomią.
Efektem jest trwający w Afganistanie w istocie nieprzerwanie od niemal półtora roku kryzys ekonomiczny, ogromne problemy finansowe kraju, wielkie bezrobocie, drożyzna i tego typu trudności. To oczywiście powoduje napięcia wewnętrzne, stanowiące rosnące wyzwanie dla rządu Emiratu.
Ale po co się obrażać…?
To jednak, jak widać, nie tylko nie przeszkadza Afganistanu w powolnym powrocie na światowe rynki, ale wręcz mu w tym pomaga. Czwartkowa konferencja, a w szczególności szeroki przekrój narodowościowy firm, którym przyznano koncesje, ma najpewniej służyć do pokazania otwartości Talibów na napływ kapitału, również z krajów, które do niedawna były z nim w zbrojnym konflikcie (chodzi tu zarówno o Wielką Brytanię, jak i Iran; w przypadku tej pierwszej chodzi oczywiście o udział w interwencji amerykańskiej, w przypadku tego drugiego – o niedawne starcia graniczne).
Biorąc pod uwagę „słabo uprzemysłowioną” (innymi słowy – po prostu prymitywną) gospodarkę kraju, nie budzi zdziwienia kierunek zapowiedzianych inwestycji. Dotyczyć one będą przede wszystkim eksploatacji zasobów naturalnych. A te Afganistan ma bogate, i zdecydowanie nie należy wykluczać, iż znajdą się chętni i na eksploatację innych. Pomimo, jak się można spodziewać, dalszego napływu apokaliptycznych doniesień medialnych o kolejnych, fundamentalistycznych pociągnięciach Talibów w polityce wewnętrznej.