Jednym ze sposobów myślenia o urbanistyce jest koncepcja 15-minutowego miasta. Czyli takiego planowania przestrzennego, w którym mieszkańcy mają 15. minut do zaspokojenia podstawowych potrzeb. A może ten postulat wprowadzić w nasze życie?
Nowe prądy nie dotarły do polskich miast. Co więcej widzę pewien regres w stosunku do PRL-u. Wtedy planowano całościowo. Ot, moje osiedle. Położone na wzgórzu. Na dole domki, potem bloki, a w środku sklepy, przedszkole, żłobek i przychodnia. 5 minut piechotą do kościoła/przystanków, parku. 10 do szkoły (podstawówka/liceum), uniwersytetu, kina i dużego marketu (tego akurat nie planowano), 15 minut teatr, cmentarz, szpital. Wszystko na piechotę. Z dwóch stron osiedle opasuje droga dwupasmowa, w środku tylko niewielkie uliczki, parkingi i mnóstwo zieleni plus duży płać zabaw. Kto tak dzisiaj buduje? Poza kościołem i marketem wszystko powstało w latach 70- tych.
Żaden deweloper nie marnuje przestrzeni na park czy szkołę. Ma być Żabka, jakąś przychodnia, gabinet kosmetyczny i to wszystko.
A w Paryżu? W covidzie powstała idea dołączenia do każdej dzielnicy farmy miejskiej. Żeby w razie czego stworzyć podstawy wyżywienia. Pamiętacie ze szkoły oblężenie Leningradu? Wielkie miasto przez wiele miesięcy musiało się wyżywić samo. Czy w razie W nam by się to udało?
Na moim osiedlu, pewnie tak. Mieszka w nim ok. 5000 ludzi. Powierzchnia ok. 25 ha tj. 250.000 m2. 50m2 na osobę. Oczywiście część zabudowana (ale dachy płaskie), część zabetonowana, ale z drugiej strony mamy doniczki, balkony, możliwość rolnictwa ” w pionie”, w każdym mieszkaniu może mieszkać królik. Te 50m2 na osobę to 1/8 farmy Darvaesów. Oni produkowali 2.7 tony rocznie. My możemy 350 kg. To ok. 1kg dziennie. Efekt – 2600 kcal. Wystarczy by przeżyć.
Teraz idea miasta 15-minutowego nie wydaje się możliwa do zrealizowania na nowych osiedlach. Sprawdza się tylko w przypadku miast powiatowych. Ot, takie Kozienice, powierzchnia 10 km2 (moje miasto – kilkanaście razy więcej). Dużo lasów, jezioro, basen, sklepy. Dłuższą przekątną miasta da się pokonać w 15 minut rowerem (5 km), bądź autem. Jeżdżą autobusy (bezpłatne – uwierzysz Warszawiaku?). Gdyby tylko nie brakowało nieźle płatnej pracy, byłyby idealnym miejscem do mieszkania. I właśnie brak sensownej pracy dla wszystkich torpeduje ideę miasta 15-minutowego w Polsce. W dużych miastach – poza starymi osiedlami – nierealne, w mniejszych ludzi uciekają, nie mogąc znaleźć zatrudnienia.