Indyjski rząd chce „zainwestować” pieniądze podatników w państwowego i, jakżeby inaczej, deficytowego molocha telekomunikacyjnego, BSNL. Dzięki dotacji, rzędu 11 mld dolarów, moloch ten ma stać się prężną, innowacyjną firmą i rozwinąć w kompetencje w zakresie sieci 4G. To wszystko w sytuacji, w której prywatni konkurenci już teraz wdrażają połączenia w technologii 5G. Co mogłoby pójść nie tak?
Nie wiadomo, czy filmy Stanisława Barei są tłumaczone na język hindi – a jeżeli owszem, to czy zyskały popularność nad Gangesem. choćby jeżeli nie, trudno pozbyć się wrażenia, iż ktoś w indyjskich kręgach rządowych nie tylko musi oglądać Bareję, ale wręcz być jego fanem. Problem tylko w tym, iż ów ktoś prawdopodobnie potraktował jego dzieła nie jako satyrę, ale wziął je zupełnie na serio.
Pacjent zmarł? E tam, reanimujemy!
Oto bowiem indyjski rząd poinformował o wyrażeniu aprobaty dla nowego posunięcia, które służyć ma dobru wspólnemu poprzez wzbogacenie indyjskiego rynku telekomunikacyjnego. Narzędziem tegoż ma być główny państwowy telekom, zaś określenie „wzbogacenie” należy rozumieć dosłownie, ponieważ rozwiązanie bolączek komunikacyjno-infrastrukturalnych kraju ma się odbyć poprzez (któż by na to wpadł…) dosypanie operatorowi pieniędzy podatników. Genialne, prawda?
Konkretnie – gabinet zatwierdził „pakiet reanimacyjny” (dosł. revival package) dla firmy Bharat Sanchar Nigam Ltd., który ma pozwolić jej stać się stabilnym, godnym zaufania dostawcą usług telekomunikacyjnych, a także wiodącym podmiotem w obszarze połączeń internetowych. To mimowolne, urocze w swej szczerości przyznanie, iż na razie firma nie jest ani jednym, ani drugim, jawi się jako tym bardziej wyborne, jeżeli wziąć pod uwagę, iż to trzeci taki pakiet z kolei – nie sposób nie dojść do oczywistego wniosku, iż skuteczność dwóch poprzednich jawi się jako delikatnie wątpliwa.
Takie tam drobne, na waciki
Co z kolei prowadzi do logicznego pytania, czy tym razem aby będzie jakoś inaczej? Sprawa bowiem nie jest błaha – przynajmniej pod względem skali. Indyjski państwowy telekom, w oczach rządu główna podpora tego sektora, od dwunastu lat przynosi nieustanne straty, w zeszłym roku wynoszące prawie 70 mld rupii (ok. 90 mln dolarów). Infrastruktura BSNL jest przy tym w dużej mierze przestarzała i niewydolna. Nie będzie obarczone ryzykiem wielkiego błędu wyobrażenie sobie firmy jako unikalnego połączenia bezwładu instytucjonalnego, charakterystycznego dla rozpasanych organizacji biurokratycznych, oraz oderwania od rzeczywistości rynkowej, na którą pozwolić sobie mogą jedynie państwowe molochy, regularnie dotowane pieniędzmi podatników.
O nowatorstwie i wrażliwości BSNL na zachodzące dookoła zmiany może świadczyć fakt, iż jeszcze do niedawna (do 2013 r.), jako ostatnia na świecie, firma obsługiwała połączenia telegraficzne (!). Za to w kwestii połączeń internetowych została, by ująć rzecz łagodnie, nieco wyprzedzona przez prywatną konkurencję (firmy Bharti Airtel, Reliance Jio Infocomm oraz Vodafone Idea). Teraz, aby nadrobić owe zaległości, rząd premiera Modiego planuje dorzucić do kasy „prężnej” państwowej spółki drobne 890,47 miliarda rupii (prawie 11 mld dolarów). Dzięki temu z pewnością będzie już tylko lepiej… Tak tak.
My tym połączeniem otwieramy oczy niedowiarkom
Za pointę sytuacji można uznać szczegóły intencji, z którą publiczne pieniądze popłyną do kufrów państwowej spółki. Ciężko przy tym stwierdzić, czy osoby piszące oficjalne oświadczenia indyjskiego rządu cechują się wysoce wysublimowanym poczuciem humoru, na to jednak wskazywałaby dalsze jego wersy. Rządzący chcą bowiem, aby BSNL za owe środki rozbudował połączenia internetowe 4G, które dostępne będą w całych Indiach (oczywiście nie sam – sama rozbudowa ma być zlecona Tata Consultancy Services; co każe zapytać, czy sama BSNL nie jest tu zbędna…?).
Dzięki całemu przedsięwzięciu i inwestycji w połączenia 4G, państwowy telekom stać się ma dynamicznym ośrodkiem innowacyjności i zdeklasować rynkowych rywali – którzy aktualnie wdrażają rozwiązania 5G. Kurtyna.