Jeszcze rok temu Donald Trump i Premier Indii Narenda Modi poklepywali się po plecach. Dziś Prezydent USA wali w Indie cłami jak z armaty, bo te… kupują rosyjską ropę. Tylko iż kupowały ją też rok temu i dwa lata temu i… no właśnie.
Tamtejszy rynek akcji reaguje nerwowo, a inwestorzy zadają sobie pytanie czy to początek końca indyjskiego „złotego dziecka” rynków wschodzących, czy tylko chwilowa zadyszka?
Tym bardziej, iż mimo tej całej politycznej burzy Indie wciąż rosną szybciej niż jakakolwiek duża gospodarka świata? W tym materiale sprawdzimy, czy tamtejsza giełda to dziś mina, czy wciąż okazja życia i jak w ogóle można w ten rynek zainwestować, bo nie jest to w tym wypadku takie proste. Zapraszam.
Indie pod ostrzałem Trumpa. Czy giełda w Indiach to wciąż okazja dla inwestorów?
Inwestuj w ETF-y bez prowizji z OANDA TMS!
Załóż konto i korzystaj z 10 darmowych transakcji miesięcznie – aż do 100 000 euro obrotu. Idealna okazja, by budować portfel bez zbędnych kosztów!
Więcej informacji i rejestracja: https://go.tms.pl/DNARynkowETF
Indyjski sen – wzrost ponad oczekiwania
Przez ostatnie kilka lat indyjski rynek akcji radził sobie wyśmienicie i przewodził wzrostom na rynkach wschodzących. W horyzoncie ostatnich pięciu lat wypracował choćby wynik o wiele lepszy niż amerykański S&P 500.

Te dynamiczne wzrosty napędza potężna transformacja całej gospodarki Indii. Kraj rozwijał się jeszcze niedawno choćby w tempie około 9% rocznie. O wiele szybciej niż USA czy Chiny. Kluczowym czynnikiem tego wzrostu pozostaje młoda i gwałtownie rosnąca populacja. Z niską medianą wieku i liczbą mieszkańców większą niż w Chinach, Indie korzystają z tzw. dywidendy demograficznej – przewagi wynikającej z ogromnego zasobu młodej siły roboczej.

Indie zyskały też status globalnego centrum usług IT i outsourcingu przyciągając zagraniczne firmy dzięki niskim kosztom pracy i powszechnej znajomości angielskiego. Chociaż tutaj pewnie zdania będą podzielone. Rządowe inwestycje w urbanizację, cyfryzację i infrastrukturę wspierają dalszy rozwój, a rosnąca klasa średnia napędza konsumpcję wewnętrzną.
O tym wszystkim mówiłem zresztą dużo szerzej w osobnym materiale poświęconym gospodarczemu sukcesowi Indii. Sukcesowi, za którym podążał też boom na tamtejszej giełdzie.
Chwila zadyszki – rynki zwalniają
Jednak w tym roku indyjskie akcje wyraźnie zwolniły. Wypadają słabiej nie tylko na tle amerykańskiego rynku, ale również europejskiego, chińskiego czy polskiego. Od początku roku indeks Sensex zyskał zaledwie 2,5%, podczas gdy S&P 500 wzrósł o ponad 7%. Inne rynki wschodzące – jak Chiny i Polska – notują już stopy zwrotu zbliżające się do 30%.

Czy to tylko zdrowa korekta po serii silnych wzrostów, czy może sygnał czegoś głębszego i bardziej niepokojącego?
Właściwie korekta na tamtejszym giełdzie trwa już od października ubiegłego roku i chociaż akcje odbiły w kwietniu razem z resztą świata, to indeks Sensex dalej nie osiągnął nowego szczytu, a od początku lipca znów osuwa się w dół i od lokalnej górki zaliczył już spadek o ponad 4%.

Trump kontra Indie – cła i retoryka
Do tego 4-procentowego spadku niewątpliwie przyczynił się Donald Trump, który po porozumieniu się z Japonią i Unią Europejską wycelował swoje działa dość nagle w Indie.
Jeszcze rok temu wszystko wskazywało na to, iż relacje USA–Indie będą się zacieśniać. Administracja Donalda Trumpa liczyła na strategiczny sojusz z New Delhi jako przeciwwagę dla rosnących wpływów Chin w regionie Indo-Pacyfiku. Indie były też kluczowym członkiem tzw. sojuszu QUAD (USA–Indie–Japonia–Australia), który miał przeciwdziałać dominacji Pekinu w Azji. Trump i premier Narendra Modi prezentowali się jako „bratnie dusze”. Silni przywódcy wspierający patriotyzm gospodarczy, twardą walkę z biurokracją i inwestycje infrastrukturalne.

Dziś z tego sojuszu kilka zostało. W sierpniu 2025 roku Trump obrócił się przeciwko Indiom z pełną siłą, grożąc serią nowych ceł i oskarżając kraj o „wspieranie rosyjskiej machiny wojennej” poprzez zakupy ropy i gazu z Rosji. W wypowiedzi dla CNBC zapowiedział, iż obecna 25-procentowa taryfa na indyjskie towary zostanie „bardzo znacząco zwiększona” w ciągu najbliższych 24 godzin, a kolejne cła – m.in. na leki i półprzewodniki – mają wejść w życie w ciągu tygodnia. Wypowiedź padła dokładnie 5 sierpnia, ale wszyscy wiemy, iż kalendarz u Prezydenta Trumpa działa inaczej niż u nas, więc trzeba po prostu uważnie śledzić sytuację.
Trump zakomunikował jasno: Indie „zasilają rosyjską machinę wojenną”, a skoro tak, nie może to ujść im na sucho. Zapowiedział także progresywne cła na leki – od początkowego poziomu kilku procent aż do 150%, a później choćby 250%, uzasadniając to potrzebą „produkcji farmaceutyków na terenie USA”.
W ten sposób Indie znalazły się w bardzo niewygodnym położeniu. Z jednej strony, zależą od tanich dostaw rosyjskiej ropy, co pozwala im utrzymać niską inflację i konkurencyjność eksportową. Z drugiej strony muszą liczyć się z atakami ze strony największego na świecie rynku konsumenckiego. Warto przypomnieć, iż USA są trzecim co do wielkości partnerem handlowym Indii, a eksport do Stanów obejmuje najważniejsze sektory jak farmacja, IT, tekstylia i jubilerstwo. Wspomniane już leki to najważniejszy towar eksportowy Indii do USA.

Indyjska odpowiedź – dyplomacja zamiast wojny
Reakcja Delhi była błyskawiczna. Rząd Modiego uruchomił kampanie łagodzące sprawę. Zarówno medialnie, jak i dyplomatycznie. Według informacji z Bloomberga, Indie rozważają ustępstwa w dostępie do własnego rynku mleczarskiego, co może być elementem „układanki handlowej” z USA. Pojawiły się także sygnały, iż Indie są otwarte na większe zakupy amerykańskich produktów technologicznych, jeżeli w zamian Trump wycofa się z najbardziej „szalonych” pomysłów.
Jednak polityczny klimat się zmienił. Jeszcze kilka miesięcy temu komentatorzy nazywali Indie „złotym dzieckiem” amerykańskiego zwrotu ku Azji. Dziś Stany Zjednoczone stoją w pozycji, w której muszą celować „ekonomicznym karabinem” jednocześnie w Rosję, Chiny i Indie. I choć groźby Trumpa często nie przekładają się na realne działania (wśród inwestorów popularne jest powiedzenie Trump Always Chickens Out), to obecny front jest wyjątkowo szeroki, a Trump realnie doprowadził do znaczącego podwyższenia ceł i chociaż nie sięgają one astronomicznych 60%, to są znacznie wyższe niż przed jego kadencją. Z jednej strony można więc oczywiście mówić, iż Trump zawsze się wycofuje, ale z drugiej… Trump dopiął swego.
Nikt z nas nie wie, jakie realnie administracja USA zakładała poziomy ceł, kiedy przejmowała urząd. Mamy tylko wysokie punkty odniesienia, które straszyły nas z medialnych nagłówków.

Rynki kontra rzeczywistość – gospodarka się broni
Z perspektywy inwestorów giełdowych oznacza to jednak jedno: Indie, które jeszcze niedawno były traktowane jako „bezpieczna przystań rynków wschodzących”, wchodzą w fazę rosnącej niepewności geopolitycznej. O ile napięcia z Chinami czy Rosją nie są dla rynku nowością, to tak otwarty konflikt USA z Indiami jest czymś nowym dla rynków i to w pełni usprawiedliwia korektę.
Czy jednak te cła są rzeczywiście aż tak straszne dla Indii? To kraj stosunkowo zamknięty handlowo, którego wzrost napędzany jest przede wszystkim przez popyt wewnętrzny. Według ekonomistów z Barclays nowe taryfy mogą obniżyć tempo wzrostu PKB o około 0,3 punktu procentowego, co przy obecnych poziomach wzrostu gospodarczego przekraczających 6% nie jest ogromnym ubytkiem.
Co prawda Stany Zjednoczone to największy partner handlowy Indii, odpowiadający za około 18% całego eksportu w 2024 roku, jednak sam eksport do USA stanowi zaledwie 2% indyjskiego PKB. Dla porównania, w przypadku Wietnamu to aż 27%.

To w sporym stopniu efekt izolacjonizmu handlowego Indii. Powiedzmy sobie na ten temat trochę więcej. Choć Indie to piąta największa gospodarka świata, pod względem stopnia integracji z handlem międzynarodowym należą do grupy państw relatywnie zamkniętych. Oznacza to, iż eksport i import, jako udział w całym PKB, mają w Indiach znacznie mniejsze znaczenie niż w większości gospodarek wschodzących.
Indyjski model wzrostu opiera się przede wszystkim na konsumpcji wewnętrznej, która stanowi ponad 60% PKB. Wynika to z ogromnej i dynamicznie rosnącej klasy średniej, szybkiej urbanizacji oraz demograficznego boomu.
Dzięki temu Indie są mniej zależne od eksportu towarów i globalnych łańcuchów dostaw niż wiele innych rynków wschodzących, takich jak Chiny, Malezja, Tajlandia czy właśnie Wietnam.
Ta struktura sprawia, iż Indie są stosunkowo odporne na międzynarodowe napięcia handlowe i zakłócenia w globalnym przepływie towarów. Oczywiście poszczególne sektory, jak farmaceutyczny, tekstylny czy jubilerski, mogą odczuć bezpośredni wpływ ceł, ale dla całej gospodarki skutki będą raczej ograniczone.
Taka zamknięta struktura gospodarki została wypracowana przez wiele lat bardzo wysokich barier handlowych, które ograniczały możliwości importu towarów z zagranicy i wymuszały samowystarczalność wewnątrz kraju. O jakich barierach mowa? Głównie o o cłach. W 2023 roku średnia stawka celka Indii była najwyższą wśród czołowych gospodarek świata i osiągała poziom 17%. Dla porównania druga była Brazylia ze średnią stawką na poziomie 11,2%. USA wtedy utrzymywało średnią stawkę na poziomie 3,3%.

Cła Trumpa jednak mimo tego, iż będą mieć ograniczony wpływ na gospodarkę Indii, to pojawiają się w niekorzystnym momencie. Wzrost gospodarczy Indii zaczyna zwalniać na skutek słabnącej konsumpcji i ograniczonych inwestycji. Bank Centralny Indii prognozuje, iż wzrost PKB w roku fiskalnym kończącym się 31 marca 2026 wyniesie tylko 6,5%. To byłby najsłabszy wynik od czterech lat. Co prawda to dalej przepaść w porównaniu do Chin i USA, które rosną odpowiednio w tempie niecałych 5% i 3%, ale to dalej spowolnienie, a tego inwestorzy nie lubią.

Reformy, które robią różnicę
Rząd Indii już wcześniej szedł na ustępstwa, żeby nie drażnić Trumpa. W obawie przed wybuchem wojny handlowej, Indie podjęły działania wyprzedzające i przeprowadziły gruntowną reformę swojego systemu celnego. W lutym 2025 roku obniżono cła na około 8 500 towarów przemysłowych, w tym także na produkty amerykańskie, takie jak motocykle Harley-Davidson czy bourbon, które wcześniej były przez Trumpa głośno krytykowane w kampanii wyborczej.
Obniżki miały miejsce tuż przed planowaną wizytą premiera Modiego w Waszyngtonie i były elementem gestu dobrej woli ze strony Delhi. W tym samym miesiącu oba kraje – Indie i Stany Zjednoczone – ogłosiły ambitny cel zwiększenia wzajemnej wymiany handlowej z poziomu 129 miliardów dolarów w 2024 roku do aż 500 miliardów dolarów rocznie do końca dekady. Amerykańska administracja od dłuższego czasu naciskała również, by Indie kupowały więcej amerykańskiego sprzętu wojskowego oraz gazu ziemnego i ropy naftowej.
Poza kwestiami czysto handlowymi, Indie próbowały też załagodzić inne sporne tematy. Zgodziły się np. przyjąć z powrotem tysiące obywateli Indii przebywających nielegalnie na terytorium Stanów Zjednoczonych.
Reakcja na sierpniową eskalację wojny handlowej jest podobna, a Indie znów idą w ustępstwa i odpuszczają walkę. Rząd Indii rozważa ustępstwa w dostępie do rynku mleczarskiego – chce np. poluzować ograniczony import zagranicznych serów i mleka skondensowanego.
Indie w tej chwili utrzymują cła sięgające 60% na produkty mleczne, aby chronić lokalny przemysł, i egzekwują surowe przepisy, aby zapewnić, iż importowane produkty mleczne nie pochodzą od bydła karmionego produktami pochodzenia zwierzęcego, zgodnie z ich religijną.
Zapowiedziane ustępstwa nie dotykają jednak głównego problemu, czyli zakupów rosyjskiej ropy. Indie nie zamierzają ograniczać zakupów taniej ropy z Rosji, która pozostaje ich największym dostawcą surowców energetycznych. Rząd Modiego uważa, iż Indie są niesprawiedliwie traktowane i nie mają obowiązku dostosowywać swojej polityki energetycznej do oczekiwań USA. Jasne, obowiązku nie ma. Są tylko konsekwencje tego niedostosowania.
Patrząc więc na dotychczasowe porozumienia handlowe, najprawdopodobniej zobaczymy analogiczny schemat, jak wcześniej, czyli głośne straszenie oraz wysokie zawieszenie poprzeczki przez Trumpa, a potem deeskalacja i ustępstwa z obu stron, które lekko podniosą cła ze strony USA i lekko obniżą ograniczenia handlowe ze strony Indii.

Ostatecznie więc wpływ na Indyjskie PKB będzie prawdopodobnie jeszcze mniejszy niż wspomniane 0,3 punktu procentowego.
Tak prezentuje się przynajmniej cała obecna sytuacja geopolityczna na linii USA-Indie.
A skoro przy okazji mówimy o rynkach zagranicznych, to warto też pamiętać, żeby podobnie jak Trump starać się znaleźć trochę przewagi, gdzie tylko się da i np. nie przepalać swojego portfela na prowizjach.
W OANDA TMS – partnerze tego materiału – pierwsze 10 transakcji na funduszach ETF w miesiącu zrobicie bez prowizji, aż do 100 tysięcy euro obrotu. To w zupełności wystarczy, żeby zbudować portfel na start, choćby jeżeli chcecie mieć w nim ekspozycję Indie.
Jeśli założycie konto z linka w opisie lub przypiętego komentarza, to dostaniecie ode mnie w prezencie książkę Spacer po Wall Street – inwestycyjny klasyk, który zawsze warto mieć na półce.
Okej, przyjrzyjmy się teraz bliżej wzrostowi PKB, który jak ostatnio zwolnił. Pomimo tego spowolnienia są też pewne oznaki, iż zbliża się ono do końca. Pomijając całe napięcia handlowe Trumpa.
PKB znów przyspiesza
Indie rozpoczęły 2025 rok z przytupem – wzrost realnego PKB wyniósł +7,4% r/r, co oznacza wyraźne przyspieszenie względem wyniku +6,4% w poprzednim kwartale. Co prawda to wciąż mniej niż w poprzednim roku fiskalnym, kiedy gospodarka rosła w tempie 9,2%, ale przyspieszenie w warunkach dużej niepewności makroekonomicznej to zdecydowanie pozytywny sygnał.

Największą niespodzianką był silny wzrost inwestycji. To głównie efekt zwiększonych wydatków inwestycyjnych sektora publicznego w pierwszym kwartale roku. W szczególności:
- budownictwo wzrosło o +10,8% r/r,
- a segment „administracja publiczna, obrona i inne usługi” o +8,7% r/r.
Z drugiej strony, osłabła konsumpcja prywatna, która jest najważniejszym składnikiem indyjskiego PKB. Tempo wzrostu spadło do +6% r/r, podczas gdy w poprzednim kwartale wynosiło +8%. Największy negatywny wpływ miały usługi, w szczególności te związane z handlem, hotelarstwem, transportem i komunikacją. Dodatkowo import odnotował gwałtowny spadek o -12,7% r/r, co także potwierdza jakieś osłabienie konsumenta.
Dane te nie uwzględniają jeszcze w pełni efektów niedawnych obniżek podatków. Dlatego nie skreślałbym jeszcze potencjału odbicia tego konsumenta. Ostatnie wsparcie fiskalne może go gwałtownie ponownie pobudzić.
Kluczowe zmiany podatkowe obejmują:
- Podniesienie kwoty wolnej od podatku w ramach nowego systemu podatkowego.
- Restrukturyzacja stawek podatkowych, która ma korzystnie wpłynąć na osoby z niższych i średnich grup dochodowych.
Niższe stawki wygenerują oszczędności, które w pewnym stopniu na pewno przeniosą się do zakupów.

Silne fundamenty, wysokie wyceny
Niezależnie jednak choćby od tego, czy Indiom uda się przyspieszyć tempo wzrostu gospodarczego w najbliższych kwartałach, czy nie, to warto pamiętać, iż choćby obecny poziom 6,5% jest dalej najszybszym tempem wzrostu wśród kluczowych gospodarek świata. Żadna inna duża i znacząca gospodarka nie rozwija się tak dynamicznie.

Wraz ze wzrostem PKB rosną również zyski spółek notowanych na indyjskiej giełdzie. W latach 2014–2024 średnioroczny wzrost zysku na akcję (EPS) wynosił tam 9,5%, a według prognoz Edelweiss Financial Services, tempo to ma jeszcze przyspieszyć w kolejnych trzech latach.

Niestety, za ekspozycję na tak prężnie rozwijającą się gospodarkę trzeba odpowiednio zapłacić. Indie to dziś prawdopodobnie najdroższy rynek wschodzący, a wskaźnik Cena do Zysku (P/E) dla tamtejszych akcji jest porównywalny choćby z rynkiem amerykańskim, który cieszy się znacznie większym zaufaniem wśród globalnych inwestorów.
Na moment pisania tego materiału indeks Nifty 50 jest wyceniany na ok. 21,8x C/Z. Dla porównania:
- chiński Hang Seng: 12,5
- polski WIG20: 15,7
- brazylijski indeks: 10,7
- amerykański S&P 500: ponad 29.

Czy to oznacza, iż indyjski rynek jest zbyt drogi? Niekoniecznie. Obiektywnie patrząc, ten rynek po prostu działa. Firmy rozwijają się w szybkim tempie, co znajduje odzwierciedlenie w wzrastających cenach akcji.
Indyjskie akcje są relatywnie drogie od lat i nie przeszkadzało im to w osiąganiu lepszych wyników niż wiele „tanich” rynków czy choćby S&P 500. Tylko w ostatnich pięciu latach dały one wyższe stopy zwrotu niż amerykański indeks. Dziś po niedawnej korekcie – wyceny akcji w Indiach są choćby poniżej 10-letniej mediany P/E, która wynosi 23,4.

Indyjska giełda nie jest dziś okazją „za grosze”, ale może być uzasadnioną inwestycją długoterminową. Szczególnie dla tych, którzy szukają ekspozycji na dynamiczny wzrost gospodarczy. Indie to wciąż najszybciej rozwijająca się duża gospodarka świata, a wprowadzone w tym roku zmiany w systemie podatkowym mają pobudzić konsumpcję wewnętrzną i zwiększyć siłę nabywczą klasy średniej, co może w kolejnych kwartałach przełożyć się na wyższe zyski spółek.
Choć wskaźniki wyceny pozostają wysokie jak na rynek wschodzący, to są one niższe niż 10-letnia mediana dla Indii. Co więcej, prognozy zakładają, iż tempo wzrostu EPS w kolejnych latach przyspieszy, a niektóre szacunki mówią wręcz o dwucyfrowym wzroście już w 2026 i 2027 roku.
Z drugiej strony, w 2025 roku wzrost zysków spółek (EPS) ma wynieść zaledwie 2%, więc efekt odbicia ma być widoczny dopiero od przyszłego roku. Do tego dochodzą napięcia geopolityczne – agresywna retoryka Donalda Trumpa wobec Indii i groźba taryf celnych mogą wpływać na zmienność rynku i zniechęcać inwestorów zagranicznych. Mimo to, wiele wskazuje na to, iż jest to raczej gra pozycyjna niż trwały konflikt, a porozumienie handlowe USA–Indie to jedynie kwestia czasu.
Werdykt? Indyjski rynek akcji może jeszcze przejść przez chwilowe turbulencje – związane z napięciami geopolitycznymi i osłabieniem konsumpcji, ale w długim terminie to rynek o solidnych fundamentach, silnym wzroście gospodarczym i dużym potencjale do dalszego rozwoju.
Dla inwestorów szukających ekspozycji na rynki wschodzące, Indie pozostają jednym z najbardziej obiecujących kierunków, a ich giełda mimo chwilowej zadyszki nie bez powodu była liderem wzrostów w ostatnich pięciu latach.
Mówiąc prościej: krótkoterminowo jeszcze bym zaczekał na rozwój sytuacji z Trumpem i cłami, ale długoterminowo jestem na Indie nastawiony byczo!
ETF-y – jedyny most dla inwestorów
Inwestorzy spoza Indii z niewielkimi wyjątkami dla wielkich instytucji nie mogą jednak tak po prostu wejść sobie na rachunek maklerski i kupić akcji jakiejś spółki notowanej w Indiach.
Indyjski rynek kapitałowy jest dość zamknięty dla zagranicznych inwestorów indywidualnych. Bezpośredni zakup akcji na giełdzie w Bombaju (BSE) lub Narodowej Giełdzie Papierów Wartościowych w Indiach (NSE) wymaga statusu tzw. kwalifikowanego inwestora zagranicznego, a to wiąże się z dodatkowymi formalnościami, regulacjami i barierami, których większość detalicznych inwestorów zwyczajnie nie przeskoczy.
W zasadzie jedyną realną formą ekspozycji na indyjski rynek jest fundusz ETF. To jedynie dzięki takim instrumentom indyjska giełda jest dostępna dla polskiego inwestora. Jakie mamy do wyboru? Pierwszy to Amundi MSCI India UCITS ETF (ticker: 18MK.ETF)
To klasyczny ETF śledzący indeks MSCI India, który obejmuje około 100 największych i najbardziej płynnych spółek notowanych na giełdach w Indiach. Fundusz oferuje szeroką i zdywersyfikowaną ekspozycję na cały indyjski rynek akcji, z naciskiem na duże spółki. Zapłacicie za niego 0,8% rocznie.

Kolejny to – Franklin FTSE India UCITS ETF (ticker: FLXI.ETF)
Ten fundusz odwzorowuje indeks FTSE India 30/18 Capped, który również obejmuje największe spółki z Indii, ale z ograniczeniem udziału pojedynczych firm (tzw. cap-weighting), by zmniejszyć ryzyko koncentracji. ETF jest dobrą alternatywą dla inwestorów szukających nieco bardziej zbalansowanej ekspozycji na indyjskie blue chipy i posiada około 260 pozycji w portfelu. Kosztuje zdecydowanie mniej, bo zaledwie 0,19% rocznie, ale zachowuje się podobnie.

Trzeci fundusz to iShares MSCI India UCITS ETF (ticker: QDV5.ETF). ETF od iShares także śledzi indeks MSCI India, co czyni go bardzo podobnym do produktów Amundi, ale jest nieco tańszy, bo kosztuje 0,65% rocznie. Osobiście wybrałbym ten.

Inwestuj w ETF-y bez prowizji z OANDA TMS!
Załóż konto i korzystaj z 10 darmowych transakcji miesięcznie – aż do 100 000 euro obrotu. Idealna okazja, by budować portfel bez zbędnych kosztów!
Więcej informacji i rejestracja: https://go.tms.pl/DNARynkowETF
Do zarobienia!
Piotr Cymcyk