Intel świętuje sukces księgowych, nie inżynierów

3 godzin temu
Zdjęcie: Intel


Euforia zalała rynek po ostatnich wynikach Intela. Akcje szybujące o 90% w 2025 roku, kwartalny zysk na akcję w wysokości 23 centów (zamiast oczekiwanego 1 centa) i marże brutto na poziomie 40% wyglądają jak powrót króla. Inwestorzy, podgrzani szumem AI-PC i świeżym zastrzykiem 15 miliardów dolarów, otwierają szampana.

Jednak musimy zadać pytanie: co tak naprawdę świętujemy?

Odpowiedź jest prosta: świętujemy sukces księgowych, a nie inżynierów. Ostatnie wyniki Intela to nie owoc odzyskanej dominacji technologicznej, ale efekt “drastycznych środków cięcia kosztów” wprowadzonych przez nowego dyrektora generalnego, Lip-Bu Tana. To iluzja sukcesu, która maskuje strategiczny odwrót i ciche przyznanie się do porażki w kluczowym wyścigu o przyszłość produkcji chipów.

Cud finansowy

Spójrzmy, skąd wziął się ten imponujący zysk. Nie pochodzi on z nowych, rewolucyjnych produktów, które pobiłyby Nvidię na rynku AI. Pochodzi z cięć.

Po pierwsze, Intel kończy rok z siłą roboczą mniejszą o ponad jedną piątą (ponad 20%) niż w roku ubiegłym. Po drugie, firma agresywnie wyprzedaje aktywa – w tym 51% udziałów w Altera, firmie nabytej w 2015 roku za 16,7 miliarda dolarów.

To zimna kalkulacja finansowa. Nowy CEO, Tan, robi dokładnie to, po co został zatrudniony: gasi pożar, który zostawił jego poprzednik.

Pamiętajmy, iż ambitne plany Pata Gelsingera, by przekształcić Intela w kontraktowego producenta na miarę TSMC, doprowadziły firmę do pierwszej rocznej straty od 1986 roku. Tan radykalnie zmniejszył te kosztowne ambicje. Obecne zyski to zatem nie wzrost, ale zatrzymanie krwotoku.

Ratunek, nie nagroda

W centrum uwagi znalazły się także gigantyczne inwestycje: 5 miliardów dolarów od Nvidii, 2 miliardy od SoftBanku i bezprecedensowe 8,9 miliarda dolarów od rządu USA w zamian za 10% udziałów.

Nie dajmy się zwieść. To nie jest nagroda dla lidera rynku. To ratunek dla firmy, która stara się utrzymać swoją dominację i której powtarzające się próby włamania się na rynek chipów AI nie przyniosły rezultatów.

Inwestycja Nvidii – rywala, który zdetronizował Intela w segmencie AI – to strategiczny zakład, a nie akt wiary. To próba zabezpieczenia dostępu do mocy produkcyjnych na Zachodzie i wpływu na rozwój procesorów CPU, które (jak na ironię) są niezbędne w serwerach AI do obsługi… układów GPU Nvidii.

Jeszcze bardziej wymowna jest interwencja rządu USA. Przejęcie 10% udziałów, które nastąpiło po tym, jak prezydent Donald Trump wezwał do rezygnacji Tana w związku z jego powiązaniami z Chinami, nie jest ruchem rynkowym. To interwencja geopolityczna. Intel stał się aktywem bezpieczeństwa narodowego; firmą zbyt ważną, by upaść, ale zbyt słabą, by samodzielnie wygrać.

Bomba zegarowa: prawda o procesie 18A

Podczas gdy analitycy z Wall Street ekscytowali się marżą brutto, kluczowa informacja padła z ust samego dyrektora finansowego Intela, Dave’a Zinsnera.

Zapytany o fundament przyszłej konkurencyjności Intela – proces produkcyjny 18A – Zinsner przyznał otwarcie, iż proces ten nie da Intelowi takiego poziomu marżowości, jakiego w tej chwili potrzebuje.

To już brzmi źle. Na domiar złego, chwilę później Zinsner powiedział, iż proces ten nie będzie gotowy na poziomie “akceptowalnym dla branży” aż do 2027 roku.

To jest prawdziwy obraz Intela, ukryty za fasadą dobrych wyników kwartalnych. Proces 18A to nie jest “jakiś” projekt. To miała być odpowiedź na dominację TSMC i Samsunga. To technologia, która miała przywrócić Intela na tron lidera produkcji. Przyznanie, iż nie będzie ona gotowa do 2027 roku, to katastrofa. W branży półprzewodników to wieczność. Oznacza to, iż przez kolejne 2-3 lata Intel technologicznie pozostanie daleko w tyle.

Odwrót od dominacji

Co zatem Intel będzie robił, skoro nie może konkurować z TSMC? CEO Tan ma nową wizję: stworzenie “centralnej grupy inżynieryjnej”, która będzie oferować specjalnie zaprojektowane chipy dla klientów zewnętrznych, takich jak Google czy Amazon.

Mówiąc wprost: Intel rezygnuje z walki o globalną dominację w masowej produkcji. Zamiast tego spróbuje stać się niszowym dostawcą drogich, niestandardowych rozwiązań, konkurując z takimi firmami jak Broadcom czy Marvell Technologies. To radykalne, ale, jak się zdaje, konieczne obniżenie ambicji.

Stabilny pacjent, nie zdrowy lider

Intel 3.0, kierowany przez Lip-Bu Tana, jest firmą finansowo stabilniejszą niż chwiejny gigant pod wodzą Pata Gelsingera. Zastrzyk 15 miliardów dolarów i brutalne cięcia kosztów kupiły firmie czas.

Jednak inwestorzy, którzy kupują dziś akcje, nie kupują technologicznego lidera. Kupują firmę, która właśnie przyznała, iż jej kluczowa technologia produkcyjna jest opóźniona o lata. Kupują firmę, która wyprzedaje aktywa i rezygnuje z walki o tron, by stać się dostawcą usług premium dla innych gigantów.

Co ironiczne, obecny “problem wysokiej klasy”, o którym wspomniał CFO Zinsner – czyli popyt przewyższający podaż – wynika w dużej mierze z tego, iż centra danych muszą aktualizować procesory CPU (Intela), aby nadążyć za zaawansowanymi układami AI (Nvidii).

Intel nie prowadzi już rewolucji AI. Stał się dla niej niezbędnym, ale jednak drugoplanowym dostawcą części. To nie jest powrót króla. To początek życia w roli strategicznego aktywa, utrzymywanego przy życiu przez rywali i rząd, którego głównym celem nie jest już dominacja, ale przetrwanie.

Idź do oryginalnego materiału