Intel wymienia dotacje na udziały. Rządowa interwencja ma swoją cenę

8 godzin temu
Zdjęcie: Donald Trump


Administracja Donalda Trumpa ogłosiła, iż Stany Zjednoczone przejmą blisko 10% udziałów w Intelu. Nie jest to jednak klasyczna inwestycja, a zamiana przyznanych wcześniej dotacji na pakiet akcji. Ta bezprecedensowa transakcja ma zapewnić gigantowi z Santa Clara finansowanie, ale jednocześnie rodzi pytania o fundamentalne problemy technologiczne firmy, których sam kapitał nie rozwiąże.

Zgodnie z umową, rząd USA obejmie 9,9% akcji Intela za 8,9 miliarda dolarów. Cena za akcję została ustalona na 20,47 USD, co stanowi znaczącą, bo około 17,5-procentową, zniżkę w stosunku do piątkowego kursu zamknięcia. Co kluczowe, transakcja nie wiąże się z nowym zastrzykiem gotówki dla amerykańskiego budżetu. Środki na zakup pochodzą z funduszy, które Intel i tak miał otrzymać w ramach dotacji z ustawy CHIPS (5,7 mld USD) oraz programu Secure Enclave (3,2 mld USD), obu zainicjowanych jeszcze za czasów administracji Joe Bidena.

Rząd ma być udziałowcem pasywnym, bez miejsca w zarządzie. Zobowiązał się do głosowania zgodnie z jego rekomendacjami, choć z pewnymi nieokreślonymi „ograniczonymi wyjątkami”. Umowa zawiera również istotny warunek: pięcioletni warrant na zakup kolejnych 5% akcji po cenie 20 USD, jeżeli Intel straci kontrolę nad swoją działalnością odlewniczą (foundry). To wyraźny sygnał, iż Waszyngton chce zabezpieczyć strategiczną dla kraju produkcję chipów.

Przejęcie udziałów w Intelu to kolejny przykład rosnącej interwencji Białego Domu w najważniejsze sektory gospodarki. Wpisuje się to w strategię wzmacniania krajowej produkcji i uniezależniania łańcuchów dostaw. Podobne działania objęły wcześniej m.in. giganta AI, firmę Nvidia, w kontekście jej sprzedaży do Chin, czy MP Materials, producenta metali ziem rzadkich. Takie posunięcia, choć motywowane bezpieczeństwem narodowym, niepokoją część analityków, którzy wskazują na tworzenie nowego rodzaju ryzyka korporacyjnego związanego z politycznym wpływem na biznes.

Mimo iż transakcja zabezpiecza blisko 9 miliardów dolarów finansowania, analitycy są zgodni – to nie rozwiązuje głównych problemów Intela. Firma od lat walczy z opóźnieniami technologicznymi, tracąc pozycję lidera w produkcji na rzecz tajwańskiego TSMC. Jednocześnie oddała pole Nvidii w lukratywnym segmencie chipów AI oraz AMD na rynku procesorów. W 2024 roku Intel odnotował pierwszą roczną stratę od 1986 roku, co obrazuje skalę kryzysu.

Największym wyzwaniem pozostaje rentowność i konkurencyjność działu foundry, czyli kontraktowej produkcji chipów dla firm zewnętrznych. Nowy CEO, Lip-Bu Tan, postawił sprawę jasno: bez pozyskania dużych klientów na zaawansowane procesy produkcyjne, takie jak 18A i 14A, dalsze inwestycje w ten segment mogą stanąć pod znakiem zapytania. Tymczasem według doniesień medialnych, proces 18A wciąż boryka się z problemami z uzyskiem, czyli kluczowym wskaźnikiem efektywności produkcji.

Dla wielu obserwatorów rynku umowa z rządem jest dla Intela rozwiązaniem słabszym niż pierwotnie obiecane dotacje. Zamiast bezzwrotnego wsparcia firma otrzymuje kapitał, ale w zamian oddaje część własności. Jest to więc forma ratunku, która ma swoją cenę. Zapewnia oddech finansowy na rozbudowę fabryk, ale nie gwarantuje najważniejszego – odzyskania zaufania klientów i technologicznej przewagi. Prawdziwy test dla Intela rozegra się nie w gabinetach polityków, a w jego własnych laboratoriach i fabrykach.

Idź do oryginalnego materiału