Dziś rano pojawiły się doniesienia, iż statek handlowy przechodzący przez cieśninę Ormuz został zajęty przez Irańczyków. Wydarzenie to, jeżeli się potwierdzi, zwiastować może mało widowiskową, ale ogromnie istotną eskalację strategiczną regionalnej rywalizacji z Izraelem.
Oddziały specjalne Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej (Pasdaranu) miały dokonać abordażu kontenerowca MSC Aries. Do desantu na pokład jednostki użyto śmigłowców, w sposób nieomal przypominający filmy akcji.
Do incydentu dojść miało na podejściach do wschodniego wylotu cieśniny. Łączy ona wody Zatoki Perskiej z Zatoką Adeńską i dalej Oceanem Indyjskim, i uchodzi za Bramę do Bliskiego Wschodu.
Irańscy gwardziści mieli przejąć kontrolę nad jednostką. Z kolei około południa w sobotę rozeszły się informacje, iż statek zmienił kurs, zaś Irańczycy skierowali go w stronę własnego wybrzeża. Przypuszczalnie – w stronę portu Bandar-e Abbas, leżącego dokładnie w cieśninie Ormuz (i zarazem głównej bazy irańskich sił morskich).
Nie wiadomo póki co, czy abordaż miał miejsce na wodach międzynarodowych, czy w obszarze roszczeń którejkolwiek ze stron (zarówno Iran, jak i Zjednoczone Emiraty Arabskie pretendują do kontroli nad tym szlakiem wodnym).
Gra w statki – pierwszy statek trafiony
MSC Aries pływa pod banderą portugalską, kojarzony jest jednak z londyńską firmą transportową Zodiac Maritime. Ta z kolei, choć brytyjska, powiązana jest kapitałowo z izraelskim biznesmenem Eyalem Oferem. Stąd też interpretuje się to wydarzenie w kontekście strategicznej rywalizacji z Izraelem.
W szczególności może się ono wpisywać w spodziewany irański odwet za izraelskie bombardowanie konsulatu Iranu w Damaszku, do którego doszło w tym tygodniu (a w którym zginęło kilku bardzo istotnych oficerów Quds Force, czyli części Pasdaranu odpowiedzialnej za nieoficjalne zagraniczne operacje zbrojne).
Choć w tym kontekście oczekiwania dotyczyły raczej ostrzału Izraela pociskami rakietowymi z wielu kierunków (co Iran zresztą niemal oficjalnie zapowiedział), to uderzenie w izraelską komunikację handlową może być choćby boleśniejsze. Warto odnotować, iż jest to powielenie tej samej strategii, która Iran zastosował – rękami jemeńskich Hutich – na Morzu Czerwonym.
Doprowadziło to do ogromnych utrudnień w międzynarodowym transporcie morskim, a także konsekwencji wtórnych (jak trudna sytuacja budżetowa Egiptu w wyniku spadku dochodów Kanału Sueskiego czy zniszczenia w Jemenie, będącego obiektem odwetowych bombardowań amerykańskiego i brytyjskiego lotnictwa).
Stosunki dobrosąsiedzkie
Rozszerzenie tych działań o Ormuz może jednak zwiastować skokowe zwiększenie poziomu eskalacji. Cieśniny tej bowiem nie można ominąć (w przeciwieństwie do Bab Al-Mandeb i Morza Czerwonego). Co więcej, Irańczycy dokonali ataku samodzielnie i oficjalnie, nie rękami sprzymierzonych milicji. Także ewentualne uderzenia odwetowe musiałyby być skierowane na terytorium Iranu.
Pogłoski o takim scenariuszu docierają zresztą do Izraela. Kraj ten ostrzegać miał o bombardowaniu Iranu w przypadku realizacji zapowiedzi uderzenia pociskami rakietowymi na izraelskie terytorium. Minister spraw zagranicznych Izraela, Israel Katz, wezwał do międzynarodowego uznania Pasdaranu za organizację terrorystyczną.
Z drugiej wszakże strony, USA wydają się zdecydowanie niechętne do angażowania w kolejny konflikt. Tezę tę potwierdza fakt nieoficjalnej komunikacji między Waszyngtonem i Teheranem. Ten drugi miał zawczasu przekazać Amerykanom zakres swojej odpowiedzi na bombardowanie konsulatu w Damaszku, z kolei ci ostatni nieoficjalnie starają uniknąć politycznej konieczności ataku na cele irańskie.