Iran o krok od zbudowania bomby atomowej – konsekwencje dla Izraela, Polski i świata

5 miesięcy temu

13 kwietnia Iran zaatakował Izrael. Z jednej strony atak był największym atakiem rakietowo-dronowym w historii – w stronę Izraela zostało wystrzelonych około trzystu obiektów. Z drugiej strony aż 99 proc. nadlatujących obiektów zostało zestrzelonych przez systemy obrony powietrznej Izraela, USA, Francji i, co ciekawe, Jordanii. Biorąc pod uwagę, iż Hezbollah nie współuczestniczył w ataku, pomimo posiadania 150,000 prymitywnych rakiet na południu Libanu, które mogłyby przeciążyć systemy obrony przeciwrakietowej Izraela, wydaje się, iż atak Iranu był, wbrew pozorom, zaplanowany tak, aby nie wyrządzić Izraelowi za dużo szkód.

Atak Iranu był odwetem za atak Izraela na budynek ambasady Iranu w Damaszku. W ataku Izraela zginął wysokiej rangi oficer Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej, gen. bryg. Mohammad Reza Zahedi podczas spotkania z terrorystami palestyńskimi. Ponieważ wśród ofiar był także rzeźnik opozycji, Sardar Gholamreza Mehrabi, euforia z ataku była większa wśród opozycji irańskiej niż choćby w samym Izraelu. Niemniej jednak izraelski atak na placówkę dyplomatyczną był wydarzeniem bezprecedensowym i stanowił złamanie podstawowych norm prawa międzynarodowego i, zgodnie z tym prawem, wymagał odpowiedzi.

Atak Izraela z 1 kwietnia na Iran nie był przypadkowy. Celem Izraela wydaje się sprowokowanie Iranu do tak gwałtownej odpowiedzi, aby wciągnąć USA w wojnę z Iranem. Premier Izraela Bibi Netanyahu, tracąc poparcie opinii publicznej w USA i na świecie z powodu barbarzyńskiej pacyfikacji Gazy, a także ze względu na problemy wewnętrzne w popaździernikowej koalicji opcji politycznych od prawa do lewa, próbuje w swoim stylu „ucieczki do przodu”. Wojna z Iranem ma być, w jego mniemaniu, skutecznym sposobem na postawienie USA do pionu, zmuszając administrację Prezydenta Bidena do zaprzestania krytyki Izraela i większego zaangażowania w regionie, łącznie z bezpośrednim zaangażowaniem militarnym.

Najważniejszym pytaniem jest, kto kontroluje drabinę eskalacyjną? Czy Izrael będzie w stanie sprowokować wojnę, czy ugnie się pod presją USA, aby deeskalować? USA nie chce wojny z Iranem w roku wyborczym i w sytuacji Ukrainy przegrywającej wojnę z Rosją oraz Chin przygotowujących się do zajęcia Tajwanu. Iran także nie chce wojny z Izraelem w tej chwili, ponieważ jest o krok od zbudowania bomby atomowej. Według mojego rozmówcy z think-tanku strategicznego w Waszyngtonie, Iran od kilku miesięcy używa języka strategicznego w taki sposób, jakby już dysponował bronią jądrową. Jak można przeczytać w najnowszym raporcie inspektorów Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, Iran trzykrotnie zwiększył w ostatnim czasie produkcję wzbogaconego uranu. Według szacunków MAEA, Iran już w lutym posiadał ponad 128 kg uranu o sześćdziesięcioprocentowej zawartości izotopu 235. Eksperci oceniają, iż wzbogacenie uranu do wymaganej dziewięćdziesięcioprocentowej zawartości izotopu 235 to proces, który zająłby irańskim inżynierom atomowym najwyżej kilka tygodni. Jedna bomba atomowa zużywa minimum 25 kilogramów wzbogaconego uranu, aby osiągnąć masę krytyczną potrzebną do wywołania szybkiej reakcji łańcuchowej. Wynika z tego, iż Iran już teraz jest w stanie w najbliższym czasie zbudować co najmniej trzy bomby jądrowe o mocy co najmniej 15 kiloton.

Posiadanie przez Iran broni atomowej całkowicie zmieniłoby kalkulację strategiczną w regionie. Wojna z Izraelem mogłaby opóźnić tę zmianę. Iran od wielu dekad próbował zdobyć broń jądrową, ale działania Izraela dotychczas skutecznie opóźniały osiągnięcie tego celu. Do najbardziej spektakularnych należało uderzenie wyprzedzające o kryptonimie Igrzyska Olimpijskie, którego Izrael dokonał przy pomocy wirusa komputerowego Stuxnet wykrytego w 2010 roku. Izraelski wirus zainfekował około dwustu tysięcy komputerów tylko po to, żeby przez zarażenie dotrzeć do komputerów kontrolujących irańskie wirówki przeznaczone do wzbogacania uranu. Gdy to się udało, wirus wprowadził wirówki w stan zmieniających się dynamicznie wibracji, co skutkowało fizycznym zniszczeniem lub uszkodzeniem około tysiąca urządzeń. Oprócz wyszukanych metod opóźniania programu atomowego Iranu, Izrael używa także metod bardziej tradycyjnych, na przykład zabójstw kluczowych inżynierów i naukowców irańskich zaangażowanych w program nuklearny. Od 2010 roku sześciu inżynierów atomowych zostało zlikwidowanych przez Mossad. Wydaje się prawdopodobne, iż Izrael i tym razem zrobi absolutnie wszystko, co w jego mocy, aby powstrzymać Iran przed osiągnięciem statusu państwa nuklearnego.

Z drugiej strony czynnikiem zmniejszającym prawdopodobieństwo użycia przez Iran broni jądrowej przeciwko Izraelowi jest fakt, iż Izrael posiada spory arsenał jądrowy. Od lat siedemdziesiątych, kiedy premier Izraela Golda Meir powiedziała, iż „Izrael nie będzie pierwszym, który użyje broni jądrowej na Bliskim Wschodzie”, Izrael kieruje się doktryną strategicznej „nuklearnej dwuznaczności”. Jak można wywnioskować z wypowiedzi premier Meir, „nie użyje jako pierwszy”, oznacza „użyje w przypadku bycia zaatakowanym, w obronie”, a żeby móc czegoś użyć, trzeba to najpierw mieć. Chociaż Izrael nigdy oficjalnie nie przyznał się do posiadania broni jądrowej, jako jeden z niewielu państw nie ratyfikował traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej z 1968 roku. Tajemnicą poliszynela jest, iż Izrael ma około 90 głowic atomowych, czyli dwudziestokrotnie więcej niż będzie niedługo miał Iran. Fakt posiadania przez Izrael broni atomowej jest tak dobrze udokumentowany, iż w grudniu 2022 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ ponownie wezwało Izrael do zlikwidowania arsenału nuklearnego, którego ten ponoć nie ma.

Wiele czasu upłynie, zanim okaże się, czy prowokacyjny atak na ambasadę Iranu służy premierowi Netanyahu tylko jako desperacki krok w celu utrzymania się przy władzy i uniknięcia więzienia za zarzuty korupcyjne, wzmacnianie Hamasu oraz zadziwiająco późną i nieskuteczną reakcję w czasie barbarzyńskiego ataku terrorystów z Hamasu na Izrael 7 października 2023 roku, czy jest on kontrowersyjnym, acz genialnym ruchem szachowym w śmiertelnie niebezpiecznej geopolitycznej grze Izraela o przetrwanie, w obliczu atomowego Iranu i słabnącej pozycji USA w coraz to bardziej multilateralnym świecie. Niewątpliwie jednak znajdujemy się w momencie krytycznym. Ze względu na fakt, iż wojna Izraela z Iranem byłaby wojną państw posiadających broń jądrową, nietrudno wyobrazić sobie eskalację takiego konfliktu do poziomu dużej wojny regionalnej, a choćby światowej.

Parafrazując stare przysłowie-przekleństwo nieznanego pochodzenia, którego autorstwo jest często niesłusznie przypisywane Chińczykom, przyszło nam „żyć w ciekawych czasach”. Biorąc pod uwagę gwałtownie zmieniającą się światową architekturę bezpieczeństwa, jako Polacy jak najszybciej powinniśmy wyciągnąć lekcję z sytuacji na Bliskim Wschodzie i podjąć debatę na temat osiągnięcia przez Polskę statusu państwa nuklearnego. Na początek w formie uczestnictwa w natowskim programie „nuclear sharing”, a potem, być może wzorem Izraela, konstruując kilka własnych głowic jądrowych. W świecie, w którym co drugie średniej wielkości państwo ma lub będzie miało własny arsenał nuklearny, nie możemy pozwolić sobie na znalezienie się w sytuacji Ukrainy, która popełniła „samobójstwo z odroczeniem” oddając w 1994 roku sowiecki arsenał nuklearny pod kontrolę Rosji w zamian za, jak teraz wiemy, puste zachodnie gwarancje bezpieczeństwa. Przynajmniej raz w naszej historii nie pozwólmy sprawdzić się innemu przysłowiu: mądry Polak po szkodzie…

Idź do oryginalnego materiału