Rynek kryptowalutowy radzi sobie stosunkowo dobrze po tzw. „Dniu Wyzwolenia” (Liberation Day). Historycznie rynek kryptowalut bywał podatny na silne korekty w warunkach niepewności. Dla porównania – w trakcie pandemii COVID-19 całkowita kapitalizacja rynku spadła o niemal 50 proc. w ciągu tygodnia. Dlatego spadek o 11 proc od najniższego poziomu, licząc od 2 kwietnia („Dnia Wyzwolenia”), wydaje się stosunkowo umiarkowany.
Jeśli chodzi konkretnie o Bitcoina – od momentu osiągnięcia historycznego szczytu na poziomie 109 350 dolarów 20 stycznia tego roku, jego cena spadła o 25 proc.. Spadki rzędu 25 proc. nie są niczym nadzwyczajnym w trakcie hossy na Bitcoinie czy szerzej – na rynku krypto. Obserwując trendy można wręcz powiedzieć, iż są one wręcz czymś oczekiwanym. Doświadczeni inwestorzy postrzegają tę sytuację jako okazję do dalszego akumulowania pozycji.
Na rynku obserwujemy większą aktywność zakupową od „Dnia Wyzwolenia” w porównaniu do marca – szczególnie 7 kwietnia. Oprócz Bitcoina, do najczęściej obracanych aktywów należą ethereum i solana, przy czym inwestorzy częściej kupują niż sprzedają te kryptowaluty.
Czas pokaże, czy rynek osiągnął już dno, jednak w miarę jak sytuacja związana z taryfami zaczyna się stabilizować – zwłaszcza jeżeli dodatkowo warunki finansowe się poluzują (osłabienie dolara amerykańskiego, spadek rentowności obligacji, obniżki stóp procentowych przez FED, większa płynność na rynkach finansowych wynikająca z refinansowania długu publicznego) – może to otworzyć drogę do kolejnego impulsu wzrostowego i nowych historycznych szczytów. Na taki scenariusz wyraźnie liczą inwestorzy indywidualni.
Cena Bitcoina zeszła również do 50-tygodniowej wykładniczej średniej kroczącej (EMA), która wcześniej stanowiła istotny czynnik wzrostu – m.in. po spadku z 5 sierpnia, kiedy Bank Japonii podniósł stopy procentowe, a carry trade na jenie zaczął się odwracać. Od tego momentu cena wzrosła o 120 proc., osiągając historyczne maksimum na poziomie 109 350 dolarów. Nie oznacza to oczywiście, iż scenariusz się powtórzy, ale daje to pewien fundament do optymizmu, iż jesteśmy blisko – lub już na – lokalnym dnie.