Od kilku miesięcy mocno medialna jest sprawa cen praw do emisji dwutlenku węgla (CO2). Jeszcze w 2017 roku ich cena oscylowała wokół 5 euro za tonę, w 2022 dojechała choćby do 100 euro. Niemal 20-krotny wzrost w zaledwie 5 lat faktycznie robi wrażenie. Zwłaszcza w elemencie tak kluczowym dla funkcjonowania całej gospodarki i energetyki oraz przemysłu. Gdy przygotowuję ten materiał, ceny certyfikatów CO2 ponownie spadły do okolic około 65 euro za tonę. Mniej, ale wciąż kolosalnie dużo, choćby jak na przewidywania unijne jeszcze sprzed kilku lat. Na instrumencie tym inwestor może jednak zarabiać zarówno przy wzrostach, jak i spadkach. Warto więc poznać go bliżej.
Zwłaszcza iż wątpię, aby system unijnej certyfikacji CO2 zniknął choćby pomimo mocnej zmienności cen przez ostatnie 24 miesiące. Sama idea certyfikatów CO2 zresztą nie jest zła, a pomysł fundamentalnie ciężko zaliczyć do kiepskich. Jak mocno na gospodarki mogą jednak wpływać tak dynamicznie rosnące ceny emisji do atmosfery oraz czy da się na tym jakoś zarobić?
Spis treści:
1. Certyfikaty sposobem na globalne ocieplenie
2. Po co powstał europejski sytem handlu CO2
3. Rynek obrotu certyfikatami emisji CO2
4. Bardzo wysokie ceny CO2 są nie do utrzymania w długim terminie
5. Jak można zainwestować w certyfikaty CO2
6. Czy warto zainwestować ten sektor?
WIDEO: Jak można zarobić na europejskich certyfikatach emisji CO2
Certyfikaty sposobem na globalne ocieplenie
Formalnym powodem, dla którego w ogóle powstał ten system, jest postępujące globalne ocieplenie i zmiany klimatyczne. Ci, którzy za każdym razem, jak w lato jest zimniej powiedzą „ciekawe, gdzie te globalne ocieplenie” zamilkną na wieki i przyjmą, iż ocieplenie klimatu nie oznacza ocieplenia pogody, a wzrost odchyleń od norm pogodowych.
Faktem jest, iż świat od dekad mierzy się z problemem wzrostu średniej temperatury. Czym wyższa temperatura tym więcej ekstremalnych zjawisk pogodowych, a choćby rosnące zagrożenie zalania niektórych wyspiarskich państw. Większość naukowców jest zgodna co do tego, iż to człowiek jest w głównej mierze odpowiedzialny za dynamikę ostatniego wzrostu temperatury. Podkreślam słowo DYNAMIKĘ. Poniższy wykres dobrze pokazuje, iż rzeczywiście od momentu rewolucji przemysłowej, wraz ze wzrostem emisji CO2 rośnie także temperatura.
Korelacja między emisją dwutlenku węgla, a globalnym wzrostem temperatury
W ciągu tysięcy lat Ziemia rzeczywiście doświadczała na przemian okresów spadku średniej temperatury, jak i jej wzrostu. Poziom dwutlenku węgla w atmosferze planety fluktuował od zawsze. Od miliona lat nie przekroczył jednak poziomu 300 cząsteczek C02 na milion wszystkich cząstek powietrza. W 1950 roku osiągnęliśmy ten pułap i sytuacja się tylko pogarsza. Teraz oscylujemy wokół 420 – 440.
Poziom dwutlenku węgla w atmosferze na przestrzeni tysięcy lat
Jeżeli nic nie zmieni i trend wzrostu temperatury się utrzyma, to w 2200 roku dojdziemy do poziomu ciepła atmosfery, która występowała ostatnio w Miocenie, czyli 20 milionów lat temu. Wtedy to po Ziemi grasowały tygrysy szablozębne. Przy takich zmianach atmosferycznych, ekstremalne zjawiska pogodowe będą codziennością. Drastycznie wzrośnie poziom mórz i oceanów, a niektóre lądy zostaną zalane, pozbawiając dachu nad głową setek milionów ludzi.
Średnia temperatura na Ziemi na przestrzeni 500 milionów lat
Naturalnie nie każdy kraj jest w równym stopniu odpowiedzialny za globalne ocieplenie. Są regiony, które faktycznie silnie ograniczyły swoją emisję, jak np. Europa, a są też takie, które z roku na rok dynamicznie ją zwiększają, jak Chiny.
Obecnie stary kontynent odpowiada zaledwie za 13% światowej emisji C02, więc trzeba sobie uczciwie powiedzieć, iż choćby o ile zredukowalibyśmy ją do zera, to sami nie wskóramy. Bez rozwiązań globalnych Europa nic nie zmieni. Bez kompromisu na poziomie międzynarodowym temperatura powietrza cały czas będzie gwałtownie rosnąć.
Emisja CO2 według regionu
W samej Unii Europejskiej państwem, które przoduje w emisji dwutlenku węgla, są Niemcy. Drugie miejsce przypada Włochom, a podium domyka Polska. Nasz kraj wcale nie jest aż tak wielkim problemem dla klimatu, jak się powszechnie uważa. Niemcy, Holandia i Belgia mają bardzo podobną emisyjność w przeliczeniu na mieszkańca, co Polska.
Emisja C02 w Unii Europejskiej, według kraju
Unia wpadła więc na pomysł, iż skoro emisja dwutlenku węgla szkodzi, to warto przekonać firmy do tego, aby inwestowały w mniej emisyjne źródła energii. Jeśli nie chcą – to zapłacą de facto podatek płacąc za certyfikaty CO2. Państwa zyskają w ten sposób w teorii gotówkę na inwestycje w mniej emisyjne źródła energii. jeżeli jakaś firma podatku tego typu płacić by nie chciała, to sama w te źródła zainwestuje. Brzmi sensownie.
Po co powstał europejski sytem handlu CO2?
Europejski System Handlu Emisjami (EU ETS) ma na celu właśnie doprowadzić do stopniowego zmniejszania emisji CO2. Stale rosnąca cena uprawnień ma skłaniać firmy do inwestycji w mniej emisyjne źródła energii, czy zakłady. System jest tak skonstruowany, iż liczba dostępnych certyfikatów w obiegu rynkowym zmniejsza się, co z upływem lat doprowadza do coraz wyższych cen certyfikatów. Od początku taki był zresztą cel Komisji Europejskiej. Można zatem powiedzieć, iż instytucje Europejskie z premedytacją dążą do wzrostu cen certyfikatów, ale ich celem nadrzędnym jest jak największa redukcja emisji.
Dziś w rynek EU ETS włączone są sektory emitujące ok. 40% całkowitej, wspólnotowej emisji gazów cieplarnianych: elektroenergetyka, ciepłownictwo, przemysł i lotnictwo. Uprawnienia dzielone są pomiędzy uczestników rynku, proporcjonalnie do udziału ich emisji przy użyciu, tzw. puli darmowej oraz puli aukcyjnej. Pula przyznawanych uprawnień ulega z roku na rok pomniejszeniu. Środki ze sprzedaży uprawnień przez państwa są przychodem ich budżetów. Dyrektywa ETS wskazuje, iż przynajmniej 50 proc. przychodów z puli podstawowej i 100 proc. z puli solidarnościowej powinno trafiać na cele klimatyczne.
Na każdym kolejnym kroku tego mechanizmu ograniczana jest suma dozwolonych emisji tak, iż liczba certyfikatów na rynku stopniowo się zmniejsza. W latach 2005 – 2007 EU ETS miał swój etap pilotażowy, który uznano za mało udany. W drugiej fazie, w latach 2008 – 2012, kraje członkowskie miały znacznie większy wachlarz możliwości co do dystrybucji i rozliczenia certyfikatów. Część z nich sprzedawana była w drodze licytacji. Umożliwiono także równoważenie emisji poprzez projekty na rzecz ochrony klimatu w krajach trzecich. Drugiego etapu EU ETS także nie można uznać za sukces, gdyż w sytuacji kryzysu finansowego w tamtych latach zapotrzebowanie na certyfikaty ze strony przedsiębiorstw znacznie spadło, co spowodowało mocne obniżki cen. Na giełdzie European Energy Exchange (EEX) w Lipsku, instrumenty można było momentami nabyć choćby w cenie 3 euro.
Zauważalne zmiany można było dostrzec dopiero w trzeciej fazie czyli w latach 2013–2020. Miało to związek ze znaczącym poprawieniem się kondycji gospodarczej państw Europy. Teraz uprawnienia do emisji nie są już wydawane na szczeblu krajowym, ale przez Komisję Europejską, i większość z nich jest sprzedawana na aukcjach.
Redukcja liczby dostępnych certyfikatów CO2 na każdym etapie realizacji strategii Unii Europejskiej
Jak widać na wykresie powyżej, podczas trzeciej fazy ilość certyfikatów emisji spadała rocznie w tempie 1,74%, natomiast założenia 4 fazy (czyli w tej chwili trwającej), mówią o spadku liczby 2,2% rocznie. Tempo redukcji w najbliższych latach tylko przyśpieszy. Jednak to nie tak, iż same kraje muszą te certyfikaty kupować. Państwa je otrzymują bezpłatnie i następnie sprzedają firmom. Budżet Państwa jest więc wprost „wspomagany” certyfikatami i ich wyższą ceną. Taka konstrukcja systemu miała z kolei wspomagać również inwestycje na poziomie rządowym. Certyfikaty miały wzbudzać chęć w firmach do inwestycji na własną rękę.
Emisja dwutlenku węgla dla wszystkich państw Unii Europejskiej
Strategia Komisji Europejskiej polegająca na szybkiej redukcji emisji dwutlenku węgla do atmosfery jest dość skuteczna. Tak szybka modernizacja ma jednak swoją bardzo wysoką cenę. Europa jest najdroższym miejscem na świecie dla biznesów energochłonnych, co prawdopodobnie również silnie wpływa na innowacyjność całej gospodarki.
Porównanie kosztu jednej tony emisji C02 w Europie na tle innych państw
Powyższe zestawienie bardzo dobrze to obrazuje. Widać, iż emisja jednej tony CO2 w Unii Europejskiej kosztuje około 85 euro. W Nowej Zelandii to już 55 euro, a w Korei Południowej tylko 20 euro. Chiny oferują najlepsze warunki dla biznesów energochłonnych, pobierając tylko 10 euro za tonę. o ile sytuacja nie ulegnie zmianie, to niebawem większość przemysłu ciężkiego opuści Europę i przeniesie się do innych regionów na świecie. Jest to bardzo duże wyzwanie jakie stoi przed państwami członkowskimi.
Gdyby raptem znieść system certyfikacji w Unii, cena produkcji energii istotnie by spadła. Polska odczułaby to silnie. W naszym kraju większość energii wytwarzana jest z węgla. Gdy koszt wytworzenia jednej MWh z węgla wynosił 534 zł, po zniesieniu certyfikacji CO2 byłoby około to 165 zł.
Koszt wytworzenia energii elektrycznej z węgla i gazu
System negatywnie wpływa na ceny, ale to co jest niekorzystne dla finansów Kowalskiego, jest korzystne dla budżetu Polski. Tylko w 2019 roku ze sprzedaży uprawnień zarobił on ponad 10 mld 842 mln zł. W 2020 roku było to już 14 mld zł, a w 2021 roku 25,3 mld zł.
Rynek obrotu certyfikatami emisji CO2
Komisja Europejska kilka lat temu doszła do wniosku, iż uprawnienia do emisji powinno się kupować i sprzedawać na giełdzie. Chodziło o to, iż choćby o ile jakaś firma zakupiłaby 20 certyfikatów, to wcale nie musiałaby ich zużyć. o ile w ciągu roku zmodernizowałaby się technologicznie i jej emisyjność spadłaby, to niepotrzebne instrumenty mogłaby odsprzedać na giełdzie, po aktualnej cenie rynkowej. Analogicznie przedsiębiorstwo, które w trakcie roku zobaczyłoby, iż emituje więcej gazów cieplarnianych, niż sobie założyło może po prostu dokupić niezbędne certyfikaty na wolnym rynku.
Zgodnie z dyrektywami Unii Europejskiej, jeżeli kraj wykorzysta dostępne instrumenty, może odkupić je od innych członków. EUA futures są instrumentami finansowymi, które opierają się na niewykorzystanych prawach do emisji spalin. Jeden kontrakt opiewa na 1000 uprawnień do emisji dwutlenku węgla, co odpowiada uprawnieniom do emisji 1000 ton CO2.
W mediach powszechnie narzeka się, iż wysokie ceny to wina „chciwych spekulantów”, którzy podbijają wyceny. Prawda jest jednak taka, iż bez tych „spekulantów”, do których zaliczają się głównie instytucje finansowe, płynność na tym rynku nie byłaby satysfakcjonująca. Duża liczba transakcji jest możliwa dzięki temu, iż do obrotu dopuszczono właśnie te instytucje. Bez nich płynność pozostałaby na niskim poziomie, a przedsiębiorstwa mogłyby długo czekać na to, aż po drugiej stronie transakcji znajdzie się kupujący, potrzebujący akurat certyfikatów.
Porównanie krzywej pozycji „długich” zajmowanych przez operatorów instalacji EU ETS i Fundusze Inwestycyjne oraz krzywej ceny uprawnień EUA w okresie od stycznia do lipca 2022 r.
Powyższy wykres pokazuje, iż za ostatnie dynamiczne wzrostu cen nie odpowiadały fundusze inwestycyjne tylko firmy, które bojąc się kolejnych fal wzrostowych, w panice zaczęły kupować certyfikaty na zapas. Gdyby na rynku funkcjonowały tylko spółki, które w danym momencie potrzebują uprawnień do emisji, to mogłoby się okazać, iż na przykład aukcje nie mogłyby się odbyć, bo nie byłoby dotyczącego popytu na sprzedawane w danym momencie uprawnienia.
Udział funduszów inwestycyjnych w handlu certyfikatami europejskimi
Wielkość rynku handlu certyfikatami CO2
Certyfikacje CO2 nie istnieją jedynie na rynku europejskim, chociaż to on jest w tym zakresie najbardziej przodujący. w tej chwili szacuje się, iż globalny rynek handlu certyfikatami wart jest 271 miliardów dolarów. Wood McKenzie szacuje, iż wzrośnie on do 22 bilionów dolarów w 2050 roku, co daje wzrost na poziomie 17% w skali roku.
Bardzo wysokie ceny CO2 są nie do utrzymania w długim terminie
To też nie tak, iż ceny certyfikatów CO2 mogą rosnąć w nieskończoność. Istnieje pewna granica tego rajdu. W pewnym momencie opłacalne zaczną być inne rozwiązania energetyczne. Jedną z opcji będzie chociażby wykorzystanie zielonego wodoru. Poniżej widać, iż poziom opłacalności dla branż mocno się różni. Dla producentów stali korzystanie z tego rozwiązania powinno być opłacalne przy poziomach wyższych od 50 dolarów za tonę emisji, a dla elektrowni od 130 dolarów. Wydaje się zatem, iż poziomy powyżej 100 euro za tonę nie mogą się utrzymać w długim terminie. Po prostu firmy zaczną szukać substytutów tradycyjnych surowców energetycznych i w końcu je znajdą.
Ile musiałaby kosztować tona emisji Co2 żeby używanie zielonego wodoru było opłacalne – dane dla poszczególnych branż
Jednocześnie wzrost kosztów emisji wpływa jednak negatywnie na ceny ropy i gazu. Szacunki analityków mówią o tym, iż każde 10 dolarów więcej za tonę emisji CO2 powoduje wzrost ceny baryłki ropy o 4 dolary. To kolejne ograniczenie w ewentualnym rajdzie cen w nieskończoność.
Jak można zainwestować w certyfikaty CO2
Certyfikaty emisji EUA są notowane na rynku, a ich cena zależy od popytu i podaży. Głównymi giełdami są EEX, czyli europejska giełda energii w Lipsku oraz Intercontinental Exchange Endex (ICE) z europejską siedzibą w Londynie. Obie giełdy mają rynek spotowy dla certyfikatów emisji, do którego nie mają dostępu inwestorzy indywidualni, rynek terminowy jest dostępny na ICE.
Na giełdzie z siedzibą w Londynie znajdziemy kontrakty futures na certyfikaty emisji CO2 z dziennym terminem rozliczenia (EUA-Daily) i futuresy EUA, ale to nie są produkty przeznaczone dla zwykłego inwestora. O tym, iż indywidualni powinni omijać te instrumenty z daleka, świadczy potężny mnożnik kontraktu na poziomie 1000.
Z pomocą mogą przyjść kontrakty CFD, które dadzą nam relatywnie łatwy dostęp do ekspozycji na rynek certyfikatów CO2. Kontrakty na certyfikaty emisji CO2 nie są zbyt popularne i znajdziemy je tylko w ofercie niektórych brokerów. Między innymi we wspomnianym XTB. Zgodnie z europejskimi regulacjami ESMA, instrumentu tego typu mogą mieć maksymalny lewar na poziomie 5:1, czyli 20% minimalnego depozytu zabezpieczającego. Dla przykładu, wykorzystując 1000 USD otwieramy pozycję o wartości 5 000 USD.
Jeśli chodzi o specyfikację CFD na certyfikaty emisji CO2, to mogą się one różnić w zależności od brokera. W przypadku XTB wycena kontraktu jest wyrażana w dolarze. Wykorzystując CFD na ten rynek trzeba się liczyć z relatywnie wysokimi spreadami, niezależnie od brokera – to stosunkowo egzotyczny i mało popularny sektor. Druga kwestia dotyczy oczywiście ujemnych punktów swapowych, naliczanych na zamknięciu każdej sesji handlowej, co jest dodatkowym kosztem utrzymania naszej pozycji w czasie. Handel EMISS CFD dostępny jest od poniedziałku do piątku w godzinach 8:05 -18:00 CET. W weekendy, inwestowanie na EMISS CFD nie jest możliwe. Cena spot EMISS CFD pozostaje statyczna, gdy rynek jest zamknięty.
Oferta XTB rynek certyfikatów CO2
Jeżeli ktoś chciałby zainwestować w rynek długoterminowo, to pewnym rozwiązaniem jest fundusz ETF. Co prawda rynek jest cały czas mocno egzotyczny i najpopularniejsi brokerzy nie mają go w swojej ofercie, to i tak wymienimy jeden przykład ekspozycji dzięki funduszy pasywnie zarządzanych. KraneShares Global Carbon Strategy ETF daje ekspozycję na rynek certyfikatów CO2.
Kurs KraneShares Global Carbon Strategy ETF
Nie ma on jednak jedynie ekspozycji na certyfikaty europejskie. System EUA zajmował jedynie 60,7% całego portfolio. Dużo, ale trzeba pamiętać, iż są tam też inne rynki.
Portfolio KraneShares Global Carbon Strategy ETF
Czy warto zainwestować w tę branżę?
Certyfikaty CO2 mocno zachwiały systemem unijnym i wpłynęły na ceny energii. Jednocześnie mocno podreperowały też budżet. Zwłaszcza Polski. Nierealne jest jednak ich długoterminowe utrzymanie na rekordowych poziomach bliskich 100 euro za tonę. Podobnie jak nierealne jest ich powrót do długoterminowej średniej z lat 2014 – 2017. Konstrukcja systemu wymusza wzrost cen certyfikatów i dopóki ta konstrukcja nie ulegnie zmianie, a nie ulegnie, to takie oczekiwanie, byłoby pozbawione logiki.
Nie odważyłbym się grać na wzrost cen certyfikatów, gdy ich cena przekracza 80 euro za tonę, tak samo, jak nie odważyłbym się grać na spadek, gdy cen byłaby poniżej 50 euro. Takie nieefektywności prędzej, czy później prawdopodobnie wystąpią ponownie i jeżeli nie zostaną wywołane zmianami regulacyjnymi, to mogą dać okazję do dobrych krótkoterminowych zagrań.
Do zarobienia,
Piotr Cymcyk