W kwietniu pisałem o pracy zdalnej w korpo – podsumowując, iż niezłego pracownikowi, likwidacja tej formy powinna skłonić do poważnych zmian. Teraz o perspektywie „średniaka”.
Otóż średniak wyrabia te 100% normy, ale potrzebuje na to 100% (czyli 40 godzin tygodniowo). Jak na niego wpływa praca zdalna?
W większości wypadków – korzystnie, w nielicznych – destrukcyjnie. Zacznijmy od plusów.
Powód 1. Niepłatne godziny.
Praca zdalna „odcina” dwa bardzo ważne bloki czasowe: dojazdy i „szykowanie się”. Cofnijmy się do tekstu Onet-u – 3 h dziennie w samochodzie, albo wychodzenie do biura o 6.20, żeby ominąć korki, stanowią punkt wyjścia. Dodatkowe 3h to czas, w którym nic nie robimy i nikt nam za to nie płaci. Zróbmy prosty bilans.
22 dni robocze x 8 godzin – urlopy = 170 godzin pracy miesięcznie.
A jeżeli zwiększymy tę liczbę o 37% (czyli 3 h dojazdu), mamy już 233 h/m-c, w tym 63 godziny niepłatne.
Dodając 1 h na szykowanie się (prasowanie, układanie fryzury, makijażu, pastowanie butów, przygotowanie 2-go śniadania, napoju itp.) Dodajemy już 50% czasu. No i robi się 255h, z czego 85 h darmowych.
Zachowując tę samą wydajność (na 100% w 8 godzin), warszawski korposzczur oszczędza 33% czasu, o ile pracuje z domu.
W warunkach mojego miasta będzie to nieco mniej (1 h na dojście, 1 h szykowania się) czyli bezpłatne 2h/dzień, czyli +20%.
Powód 2. Elastyczna praca.
Nawet jeżeli pracujemy w korpo, powstaje opcja „ruchomego czasu pracy”. Krótko mówiąc – mamy spędzić przy kompie 8h. Firmy nie interesuje w jakich godzinach (ew. ustalają pewne ramy np. 6-22, żeby nie płacić za „nocki”). I wtedy zyskujemy. Rano odwozimy dzieci do pracy, robimy obiad, a pracujemy popołudniami. W świecie ludzi posiadających jakieś życie prywatne – super sprawa.
Powód 3. Prywatna optymalizacja.
Pisał o niej w „Czterogodzinnym tygodniu pracy” Tim Ferriss. Stosujemy różne metody, aby jak najmniej pracować. Dajemy pracodawcy efekt, a zyskujemy czas, oszukując. Wielu skorzysta.
I tak, wykorzystamy sztuczną inteligencję, żeby pracowała za nas. Lub jak u Ferrissa, wykorzystamy prywatnego asystenta z Azji.
Napiszemy maila o 3 w nocy, ale ustawimy wysłanie go o 10.
Wykonamy zadanie po kolacji, a przekażemy je szefowi w południe następnego dnia.
Powód 4. Mniej wydatków.
3-godzinny dojazd to nie tylko czas, ale i pieniądze. Trasa 25 km Białołęka-Ożarów, to 1000 km miesięcznie, przy spalaniu w korkach na poziomie 8 l/100 km (z dolnej półki!) mówimy o wydatku ok. 500 zł.
A ubrania? Kosmetyki? Buty? Karty parkingowe? Kawa na wynos? Pan Kanapka? Biurowe składki?
Każda z tych pozycji kosztuje. Pracując zdalnie – oszczędzamy.
Podsumowanie. Praca zdalna, choćby dla przeciętnego korposzczura zapewnia niezły work-life balance. Pozwala oszczędzać i czas, i pieniądze. Daje komfort posiadania jakiegokolwiek życia, a nie kręcenia się w kołowrotku.
Teraz czas na minusy.
Problem 1. Nieumiejętność pracy bez nadzoru.
Wielu korposzczurow, spuszczonych ze smyczy, bez karbowego nie potrafi pracować wydajnie. Marnują czas na czynności nieistotne. Widać to po spadku wydajności. Oczywiście, taki stan nie musi trwać wiecznie, wydajności da się nauczyć.
Problem 2. Mix życia zawodowego z prywatnym.
Wielu nie potrafi ich podzielić. Pracują do 20. Lenią się do południa. Robią obiad w przerwie wideokonferencji. Wychodzą na zakupy. Pracują w poczekalni u lekarza. Odbierają telefony o 23.
Warto postawić tamę, ale i tego trzeba się nauczyć.
Problem 3. Utrata umiejętności społecznych.
8 godzin w pracy typu korpo, oznacza spotkania, rozmowy, ploteczki przy ekspresie. W ten sposób socjalizujemy się (przepraszam za język psiego behawiorysty). Pracując z domu już nie. Oczywiście, da się ogarnąć coworking, cafeworking, pracować w parku, na skwerze, ale pracodawcy tępią takie praktyki. Zgodnie z prawem, ponieważ trzeba podać miejsce pracy zdalnej i trzymać się go.
Problem 4. Dziwne zwyczaje.
Gdybym nie usłyszał, tobym nie pomyślał. Jeden z moich kumpli opowiada sytuację swojego sąsiada. Narzekał na „zdalną” bo „przez nią nie myje się 14-ty dzień”. Po prostu – idąc do biura, traktował prysznic jak konieczność. W domu – nie ma potrzeby, ani motywacji. Szok. I tacy też są i lepiej niech siedzą za biurkiem.
Podsumowanie.
Dla większości praca zdalna stanowi dar, przyjemność, szansę. By zaoszczędzić czas, pieniądze, nerwy. Dla wąskiej grupy – problem, okazję do lenistwa itp. Za ich wybryki (przykład z mojego byłego już etatu: nie odbieranie telefonów od kierownika „bo jestem w domu”) płaci reszta. Przełożeni wkurzają się i eliminują uproszczenia dla wszystkich. Warto o tym pamiętać i nie zachowywać się jak pies nagle spuszczony ze smyczy.