Arkadiusz Hajduk ma 17-letnie doświadczenie na rynku startupów. Zakładał własne biznesy, ale również pracował w funduszach venture capital. Z Arkadiuszem Hajdukiem rozmawiamy o „jednorożcach” na rynku, prowadzeniu własnego biznesu oraz jego nowej inicjatywie, jaką jest StartupCEO.
Natalia Kieszek: Masz wieloletnie doświadczenie na rynku startupów. Teraz jest to popularne i modne pojęcie, jednak pytanie czy tak było ponad dekadę temu?
Arkadiusz Hajduk: Myślę, iż tak. Jednak na pewno było to mniej zrozumiałe pojęcie niż jest teraz. Można powiedzieć, iż wtedy startupy zakładali tylko szaleńcy (śmiech). Nie mieliśmy żadnych wzorców ani tradycji. Wszystko działo się w oparciu o to, co czytaliśmy w anglojęzycznym internecie. Próbowaliśmy podglądać działalność zagranicznych podmiotów i kopiować w pewnym sensie ich pomysły. Zresztą ja też założyłem swój pierwszy startup zagranicą, w Danii. Tam studiowałem i było mi łatwiej zdecydować się na taką ścieżkę kariery.
Mając takie doświadczenie, jestem interesująca Twojego zdania – ile tak naprawdę mamy jednorożców w Polsce?
Definicja „jednorożca” nie jest taka oczywista. Niedawno na kanale ZapytajVC dyskutowaliśmy na ten temat. „Jednorożec” to taki startup, którego waluacja przekroczy 1 mld dolarów. Natomiast należy mieć świadomość, iż niektóre spółki miały taką wycenę, ale nigdy się tym faktem nie pochwaliły. Najczęściej ma to miejsce przy zebraniu konkretnego finansowania, jednak startupy nie komunikują tego głośno. Jest to tylko jeden z kroków w ścieżce budowania firmy i nie jest to okazja do celebrowania sukcesu. Najlepszym przykładem może być startup ZnanyLekarz (Docplanner), który moim zdaniem jest jednorożcem, jednak nigdy nie potwierdzono publicznie wyceny.
Jednorożce są potrzebne na rynku, ponieważ otwierają one wyobraźnię. Są to tematy, które napędzają młodych ludzi do działania. Wyceny startupów są zmienne, dlatego uważałbym ze stwierdzeniem, iż jest to wyznacznik sukcesu.
Kiedy startup przestaje być startupem, jest jakaś określona granica?
Ludzie wciąż debatują nad definicją startupu. Ja skłaniam się ku stwierdzeniu Steve’a Blanka, który powiedział, iż jest to tymczasowa organizacja, która poszukuje powtarzalnego i skalowalnego modelu biznesowego. Uważam, iż w tej definicji znajduje się również odpowiedź na Twoje pytanie.
Dobrym przykładem może być Uber. Wiele osób wciąż postrzega tę firmę jako startup. W końcu mówimy o spółce, która zebrała 36 mld dolarów od inwestorów na różnych etapach rozwoju. I dopiero niedawno odnotowała rentowny kwartał po tylu latach działalności. Ja nie postrzegam Ubera jako startup, gdyż mają oni już powtarzalny i skalowalny model biznesowy.
Chyba najważniejsze jest finansowanie dla startupów. Jak ta kwestia zmieniła się na przestrzeni lat? Dane za pierwszy kwartał pokazały mocne załamanie na rynku.
Z jednej strony faktycznie odnotowaliśmy znaczący spadek. Jednak z drugiej strony komentarz, który się pojawił w ostatnio opublikowanym raporcie Polskiego Funduszu Rozwoju pokazuje, iż jest zdecydowanie lepiej na rynku funduszy VC niż przed 2019 rokiem. Nie możemy zapominać o tym jak było wcześniej. Sam zakładałem startup jeszcze w 2006 roku i gdy chciałem poszukać finansowania z venture capital, to na rynku było dostępnych zaledwie kilka sensownych podmiotów.
Obecnie, pomimo odnotowanego spadku, mamy zdecydowanie więcej funduszy, z którymi warto porozmawiać. Ponadto, z tego co zapowiedział PFR Ventures, pod koniec roku dofinansowanie otrzyma około 40 podmiotów z tego rynku, więc to pokazuje skalę tego co jeszcze możemy osiągnąć i jest to szansa dla polskich startupów.
Transakcje na polskim rynku VC
Źródło: PFR Ventures
Startupy są w dużej mierze oparte o finansowanie publiczne i wciąż pozostajemy w mikroskali w porównaniu do zagranicznych rynków. Jakiś czas temu przeczytałem, iż w polskie startupy inwestujemy tyle, ile w kwartał w Izraelu. To świadczy o skali działania i dojrzałości rynku.
Warto przeczytać: Wartość inwestycji venture capital w Polsce spada. Dane za pierwszy kwartał 2024 roku są rozczarowujące
Masz doświadczenie zarówno w pracy w funduszach venture capital jak i przy zakładaniu własnych startupów.
Droga pomiędzy przedsiębiorcą a inwestorem jest dość popularna. Na kanale ZapytajVC przeprowadziliśmy rozmowy z osobami, które kiedyś prowadziły startupy, a teraz inwestują swój kapitał. Jako przedsiębiorca jesteś zaangażowany we wszystkie procesy. W przypadku inwestora, rola do wypełnienia jest zupełnie inna. Dajemy finansowanie, jednak nie możemy się angażować emocjonalnie w przedsięwzięcie.
Zdecydowanie lepiej czuję się po stronie przedsiębiorcy, uruchamiania nowych biznesów i tworzenia czegoś tak naprawdę z niczego. Choć również satysfakcję sprawiało mi doradzanie i inwestowanie w pomysły, które wiedziałem, iż ja nigdy nie zrealizuję. Niektórzy mają w sobie misję, mają wrodzone umiejętności i są po prostu lepsi.
Masz na swoim koncie kilka biznesów. Czy jesteś w stanie sklasyfikować, który dał największą nauczkę, a który był sukcesem?
Największy sukces jest przez cały czas przede mną (śmiech). Myślę, iż do tej pory mam na swoim koncie kilkanaście przedsięwzięć, lepszych i gorszych. Najdłużej byłem zaangażowany w firmę Transparent Data, którą założyłem w 2013 roku. Wymyśliłem ją od zera, znalazłem samodzielnie co-foundera i po ponad 10 latach wyszedłem z tego projektu.
Jednak każdy z moich biznesów dał mi mnóstwo lekcji. Nie tylko biznesowych, ale również życiowych. Dowiedziałem się wiele o sobie, poznałem swoje granice możliwości. Rozmawiałem niedawno z osobą, która ma na swoim koncie duży exit (przyp. red. wyjście z inwestycji). Od kilku lat poszukuje pomysłu na nowy biznes – czyta, analizuje i przez cały czas nie znalazł tego jednego, kolejnego projektu. W końcu doszedł do wniosku, iż najlepiej uczyć się przez robienie. Pomysły potrafią ewoluować i wracają do nas na różnych etapach. Dlatego warto próbować.
Jako przedsiębiorca działałeś również w Danii i Kanadzie. Czy możemy porównać prowadzenie startupu zagranicą a w Polsce? W końcu Polacy narzekają na prowadzenie firmy w kraju.
Mogę porównać prowadzenie biznesu w wymienionych państwach w latach 2006-2010. W tym czasie współtworzyłem 3 firmy w tych 3 krajach. Jednak na przestrzeni lat zmieniło się wiele rzeczy związanych z prowadzeniem własnego biznesu. Ale jest chyba kilka kluczowych różnic ponadczasowych. Zauważyłem duże różnice pomiędzy Kanadą a Europą. Gdy w Polsce czy Danii rozmawiałem z ludźmi i mówiłem, iż mam własną firmę to postrzegano mnie jako osobę bezrobotną, która nie może znaleźć sobie pracy. Natomiast poza Europą podejście było zupełnie inne. Miałem biuro w Montrealu, gdzie codziennie spotykałem ludzi, który trzymali kciuki za mój startup i liczyli na zatrudnienie w mojej firmie.
Porównując Polskę a resztę świata to uważam, iż mamy nieuzasadnione kompleksy. Najbardziej ten problem dotyczy starszych roczników. Wielu kolegów z mojego pokolenia myśli, iż w Polsce własny biznes nie wypali. Nie zgadzam się z ich tokiem myślenia, bo uważam, iż my jako Polacy mamy potencjał, żeby osiągać sukcesy.
W ubiegłym roku założyłeś StartupCEO. Jakie wsparcie dajesz przedsiębiorcom?
StartupCEO jest inicjatywą, która moim zdaniem odróżnia się od obecnych rozwiązań na rynku. Moje wsparcie nie jest nakierowane na firmy, tylko na ludzi, którzy są na stanowisku CEO (przyp. red. Chief Executive Officer). Mając na swoim koncie ponad 17 lat doświadczenia, wielokrotnie byłem w roli zarządzającego projektem. Taka osoba ma na głowie mnóstwo problemów, które mogą być niezrozumiałe dla osób, które nie były na tym stanowisku.
Osoba na stanowisku CEO ma po jednej stronie inwestorów, którzy oczekują wyników, dostarczania kolejnych kamieni milowych i wywierają presję na prowadzenie biznesu. Po drugiej stronie są pracownicy, którzy myślą, iż znajdziesz odpowiedzi na ich wszystkie pytania i wątpliwości. Nie należy zapominać, iż pozostało rodzina, której również trzeba poświęcić uwagę, w szczególności dzieciom. Dlatego potrzebna jest bezstronna osoba, która ma podobne doświadczenie, wysłucha i zrozumie problemy.
W ramach StartupCEO pracowałem już z kilkoma przedsiębiorcami, którzy przychodzili do mnie z różnymi problemami. Co ciekawe, to często inwestorzy wskazują mi osoby, które potrzebują naszego wsparcia.
Jak oceniasz przygotowanie founderów do prowadzenia własnych startupów? Oczywiście na bazie ostatnich doświadczeń.
Nie da się przygotować psychicznie do prowadzenia własnego biznesu. prawdopodobnie niektórzy mają większą odporność na stres, inni mniejszą. Niektórzy spodziewają się trudności, jednak nie wszyscy mają tego świadomość. Jednak gdy zadałaś mi to pytanie, zacząłem zastanawiać się kim jest ten founder. Większość pewnie uważa, iż to osoby w młodym wieku, które wymyślają jakąś nową aplikację na telefon. Badania pokazują odmienny obraz. Dane Harvard Business Review wskazują na to, iż przeciętny założyciel startupu ma 40-45 lat i posiada 6-10 lat doświadczenia zawodowego w dziedzinie, w której zakłada startup.
Dlatego z mojego doświadczenia founderzy startupów to mogą być osoby, które mają wiedzę merytoryczną, jednak nie wiedzą do końca jak poprowadzić swój startup. Pracując wcześniej w korporacjach mieli wsparcie współpracowników i całego systemu który ktoś wcześniej zbudował, natomiast mając własny biznes trzeba organizować wszystko samemu od zera.
Czy masz jedną „złotą radę” dla przedsiębiorców?
Nie poddawać się. Jest to dla mnie prosta i uniwersalna zasada. Należy również wybaczać sobie i pozwalać sobie na porażki. Nikt z nas nie jest nieomylny, dlatego z każdego projektu wyciągnąłem jakąś lekcje. Ważne, aby nasze działania były świadome.
Po tylu latach doświadczenia, czy masz jeszcze marzenia biznesowe?
Oczywiście, po to buduję następne projekty. Są też pomysły, do których wracam po latach, jak ZapytajVC czy wstanzkanapy.pl. przez cały czas podtrzymuję, iż jestem w dobrym momencie, aby założyć jeszcze „jednorożca”.