Camille, jej partner Pierre oraz ich kot Monet jechali pociągiem we Francji na linii Vannes - Paryż. Nic nie wskazywało, by podróż z południowej Bretanii na wschód do Paryża miała przebiegać z problemami, dopóki kot pary nie zaczął miauczeć, jak relacjonuje RMF24. Zwierzę przebywało jednak na pokładzie pojazdu zgodnie z przepisami francuskich kolei SNCF i posiadało własny bilet.
Kot w pociągu. Kara 110 euro, bo zwierzę nie przestawało miauczeć i pasażerowie się skarżyli
Fakt, iż Camille dopilnowała formalności, wcześniej kupując bilet dla kota, nie przekonywał jednak współpasażerów. Ci skarżyli się na zawodzenie zwierzęcia i zgłosili sprawę konduktorowi, który zainterweniował. Jak przekonuje Camille, "kot na początku miauczał, a potem nałożono karę 110 euro po skardze jednego z pasażerów".Reklama
Kobieta ubolewa nad tą decyzją i przekonuje, iż zwierzę przewożone było zgodnie z zasadami, a ona pomimo prób nie mogła nic więcej zrobić, by kot Monet przestał miauczeć w trakcie podróży. Inaczej sprawę widzi jednak francuska kolej SNCF.
Kara za miauczenie kota w pociągu. Kolej tłumaczy, dlaczego nałożyła mandat
Kolej SNCF broni jednak decyzji konduktora i tłumaczy, iż mandat był jak najbardziej zasadny. Zgodnie z opisem sytuacji przedstawionym przez przewoźnika, najpierw dano kobiecie szansę, by się przesiąść ze zwierzęciem do miejsca, w którym miauczenie kota nie przeszkadzałoby ludziom. Ta jednak odmówiła, więc ostatecznie nałożono na nią karę 110 euro.
- Zaproponowano przeniesienie do następnego wagonu, gdzie było wiele wolnych miejsc. To było uprzejme rozwiązanie, na które pasażerka niestety nie przystała, a pomogłoby złagodzić napięcie między nią a pozostałymi pasażerami - czytamy w komunikacie SNCF.
Przemysław Terlecki