Już wiem, dlaczego nadchodzi zmierzch hipermarketów. Miejska dżungla ma nowych władców

1 miesiąc temu
Zdjęcie: Takie miejsca mogą w przyszłości zniknąć w Polsce. Fot. Adrzej Stawiński/Reporter/East News


Na obrzeżach miast, na polach z betonu umierają dinozaury. Pierwszy sklep wielkopowierzchniowy pojawił się z rykiem w Polsce w 1993 roku i po ponad trzydziestu latach pojawia się widmo, iż temu gatunkowi grozi wyginięcie. Podobnie jak prawdziwi prehistoryczni tytani, muszą zmierzyć się ze zmianą warunków klimatyczno-gospodarczych, która nie sprzyja ich egzystencji.


Pamiętam wyjazdy z rodziną do hipermarketu spod szyldu HIT. Otworzony w Warszawie w 1993 roku był gigantycznym sukcesem. Wszystkie lokalne SAM-y, kioski osiedlowe i warzywniaki mogły się schować. Przynajmniej w weekendy, gdy można było zrobić całą wyprawę samochodem i wrócić z bagażnikiem pełnym zakupów. W tygodniu, z ograniczonym czasem, lepiej było wyskoczyć na targowisko. Czasem wcale nie bliższe niż HIT, ale z lepszym dojazdem komunikacją miejską np. z miejsca pracy.

Rzeczywistości, w której wychowywali mnie rodzice, już nie ma, podobnie jak HIT-a. W przyszłości być może nowe pokolenie dorośnie w czasach, gdzie supermarkety i olbrzymie galerie handlowe znikną z mapy Polski.

Hipermarkety w Polsce i na świecie


HIT z moich wspomnień wydaje się teraz miniaturką na tle molochów, które wyrosły pod stolicą i wieloma innymi miastami Polski. A teraz hipermarkety i kolosalne centra handlowe mierzą się ze swoim końcem.

HIT został sprzedany Tesco. Te zaś wycofało się z Polski w 2021 roku, sieć przejęło Netto. Lista marek rezygnujących z naszego rynku jest spora, po drodze znikały również m.in. Geant, Real, MarcPol, Jumbo. Pod tą ostatnią nazwą kryją się hipermarkety od Jeronimo Martins, czyli właściciela znanego sklepu z robalem, na którym postanowił się właśnie skupić, sprzedając pięć sklepów wielkopowierzchniowych holenderskiej Hypernovie. Jej także nie powiodło się najlepiej i hipermarkety trafiły w ręce Francuzów.

W czerwcu 2024 roku francuski E.Leclerc zamknął cztery wielkie sklepy w Polsce w ramach restrukturyzacji sieci. Wśród wyzwań wymieniano warunki czynszowe, rosnące koszty energii oraz paliwa, konkurencja czy zakaz handlu w niedzielę. Do tej listy składników na wyginięcie gatunku "hipermarketus gigantus" warto dodać jeszcze zmieniające się zwyczaje konsumentów i trendy życia w mieście.

Nawet galerie handlowe w sercach miast mają problemy, jak zburzona po 14 latach Malta w Poznaniu.

Zakupy online są tutaj niczym meteor z czasów kredy. Pandemia COVID-19 i towarzyszący jej lockdown zamykający nas w domach sprawiły, iż odkryliśmy uroki zamawiania pod drzwi. Oszczędność czasu, energii, a koszty pieniężne choćby porównywalne, jesteśmy też bardziej skorzy dopłacić za wygodę. A tej sklepy wielkopowierzchniowe jej nijak nie oferują.

Skąd się wzięły hipermarkety?


Przede wszystkim sterczą na środku betonowych patelni na skrajach miast. W swoim propagandowym filmie "Give yourself a green light" z 1954 roku General Motors przekonywało do konstrukcji autostrad międzystanowych, argumentując m.in. iż poszerzanie dróg i przeróbka miast pod rosnącą liczbę samochodów przysłuży się handlowcom.

Więcej przestrzeni, więcej miejsc parkingowych = więcej klientów. Autostrady powstały, na ulice wyjechało jeszcze więcej samochodów, korki nie zniknęły. Hipermarkety i olbrzymie galerie handlowe w 1960 roku miały być wynalazkiem dla przedmieść, umożliwiając rodzinom zakupy bez stania godzinami, aby dojechać do centrów miast.

Na zachodzie truchła tych marketowych dinozaurów już się praktycznie rozkładają, a bajeczki od GM nie zmieniły nic na zatory drogowe.

Zmierzch tytanów


A po naszej stronie świata, co zmieniło się przez ponad 30 lat? Pomijając większą ilość hipermarketów i konkurencji na rynku, również mamy więcej samochodów i gorsze korki. Parkingi urosły w odpowiedzi na zainteresowanie i zmieniły się w betonowe równiny, przez które piesi (jak podróżujący autobusami) chodzą niczym ludzie pierwotni w długiej wędrówce, by dogonić mamuta.

Tylko, szczególnie latem, to droga przez rozgrzaną pustynię. Kierowcy mają trochę lepiej, ze względu na klimatyzację, o ile nie zapomną osłonić pojazdu. I znajdą miejsce parkingowe, co wiąże się czasem z czasem spędzonym na krążenie, jeżeli robimy zakupy w popularnych ramach czasowych.

Nie jest to przyjazne środowisko dla dzieci, osób starszych i czworonogów. Zniechęca też młodych ludzi do poświęcania coraz bardziej zajętych żyć na podróż poza miasto, gdy łatwiej skoczyć do dyskontu albo zamówić coś online.

Wielkie hale, często przestarzałe hale nie są bezpieczne również same dla siebie! Mieliśmy tego dobitny przykład, gdy spłonęła Marywilska 44 – ogień rozprzestrzenił się błyskawicznie z powodu nagromadzenia łatwopalnych tekstyliów.

Spirala bankructwa


Mniejsza liczba klientów niby rozwiązuje problem korków i parkingów, ale sęk w tym, iż te wielkopowierzchniowe molochy potrzebują tych tłumów, aby się spłacać. Tworzy się spirala prosto w dół.

Przykładem jest sytuacja z Centrum Handlowego Ptak z Łodzi. Ponad 700 przedsiębiorców zostało poszkodowanych przez desperackie decyzje zarządcy obiektu, jak podnoszenie czynszu czy opłat parkingowych do 50 zł za godzinę, które jeszcze bardziej zniechęcały klientów. Widać to choćby po niedawnych komentarzach na Google.

"Tragedia....Piszę iż czynne od 7 o 8 w sobotę prawie wszystko zamknięte, za to iż zobaczyłam zasłonięte rolety zapłaciłam 50 zł za parking" – pisze klientka. Skargi na wysoką opłatę powtarzają się regularnie i dla wielu to wystarczający powód, by ocenić to miejsce jak najniżej.

Miasto mody, mające już powierzchnię 250 tys. mkw, ma być jednak jeszcze większe. Spółka Ptak Fashion City szykuje nową galerię handlową, a do tego rozbuduje Park Rozrywki Mandoria.

Złota era sklepów convenience


Tymczasem na mieście pojawia się nowy gatunek, mniejszy, dostosowany zaradnością do obecnych warunków. choćby duże marki inwestują w eksperymentowanie z formatami mniejszych sklepów convenience, czyli po naszemu "wygodnych". To te z członami w stylu -Express. IKEA otwiera nowe małe placówki City Store i moim zdaniem to kwestia czasu, gdy jej wielkie labirynty pod miastami zmienią się całkiem w magazyny.

Mamy również naszego inwazyjnego polskiego płaza, który nie bez powodu wyrasta na osiedlach szybciej, niż te zostają całkiem oddane do użytku, jak to ma miejsce na stołecznym Ursusie. Na przecięciu ulic Habicha oraz Posag 7 Panien powstaje rondo, które niektórzy sąsiedzi już nazywają "Rondem Pięciu Żabek".

Wpisuje się to w tzw. trend miast 15. minutowych. Czyli takiego środowiska, gdzie mieszkańcy mogą spełnić swoje podstawowe potrzeby właśnie w kwadrans, wsiadając na przykład na rower. Albo te przeklęte hulajnogi. Mamy rosnące opcje dla mikromobilności, dostępnej przez kilka kliknięć w aplikacji, chcemy także więcej spacerować. Zaczynamy również bardziej doceniać wypożyczanie, od posiadania. Szczególnie gdy koszty życia rosną, a przestrzeń się kurczy.

My jesteśmy zwierzętami miejskiej dżungli. Tak jak czworonożni łowcy, uważnie mierzymy, czy wysiłek energetyczny włożony w zdobycie pożywienia zostanie zwrócony nam przez jego spożycie. Wobec zmian, jak zabójczo gorące lata, horrendalne koszty paliwa i tłok, wybieramy opcje, które dostarczą nam tego samego, ale wygodniej. Z bezpiecznego cienia drzew i budynków. Nie chcemy już polować na grubego zwierza na środku jałowego, spalonego słońcem pola.

Co powstaje w miejsce hipermarketów?


Wielkopowierzchniowe sklepy przy miastach niekoniecznie muszą pozostać betonową pustynią. jeżeli spółkom znudzi się przekazywanie nierentownych molochów z rąk do rąk, mogą ewoluować z duchem czasu i stać się centrami logistycznymi dla branży e-commerce. Z kolei w miejsce blaszanego HIT/Tesco na Kabatach powstał ekologiczny apartamentowiec.

– W przypadku zamkniętych hipermarketów, przestrzenie te można zagospodarować na różne sposoby. Mogą być one przekształcane na centra logistyczne, magazyny, przestrzenie coworkingowe, a także miejsca rozrywki i rekreacji. W niektórych przypadkach możliwe jest przekształcenie ich na mieszkania lub inne funkcje komercyjne – mówi nam dr Jolanta Tkaczyk z Katedry Marketingu Akademii Leona Koźmińskiego.

W Stanach Zjednoczonych mówi się, iż olbrzymy handlowe do przetrwania potrzebują kotwicy, czyli miejsca (jak np. sklep popularnej sieci) przyciągającego masy klientów.

Niektóre hipermarkety, centra handlowe i tym podobne stworzenia być może przetrwają wymieranie gatunku, znajdując swoją ekologiczną niszę.

Idź do oryginalnego materiału