Profesjonalni traderzy i inwestorzy zwykle mają wypracowane strategie oraz styl inwestowania. Traderzy-amatorzy także powinni próbować wypracowywać sobie strategię inwestycyjną, dostosowaną do swojego stopnia zaawansowania, do czasu jaki mogą poświęcić temu zajęciu, do swoich skłonności i sposobu bycia i tym podobnych. Określenie jakim typem tradera jesteś jest istotne o tyle, iż pomaga skupić działania i zachować pewnego rodzaju spójność w tradingu, przez co łatwiej jest ocenić która strategia się sprawdza, a która nie, i dlaczego.
Problem pojawia się jednak wtedy, gdy strategia tradingowa przestaje być tylko narzędziem zarabiania, a zaczyna definiować kim jest trader. Innymi słowy, gdy trader tak mocno utożsamia się ze swoim podejściem do rynku, iż staje się to częścią jego charakteru. Wówczas zmiana sposobu myślenia o rynku lub zmiana strategii, czy po prostu zwykła jej modyfikacja, może przychodzić bardzo trudno, gdyż może być utożsamiana z koniecznością zmiany charakteru właśnie. Taka sytuacja może być niebezpieczna zarówno dla wyników finansowych, jak i dla kondycji psychicznej tradera.
W niniejszym artykule przyjrzymy się dwóm aspektom tego zjawiska: po pierwsze, jak niektórzy traderzy za mocno szufladkują sami siebie oraz jakie są tego przyczyny i konsekwencje. Omówimy również pokrewne zjawisko, gdy traderzy zakochują się w posiadanym aktywie, tzn. zbyt mocno się z nim utożsamiają, przez co mogą ignorować wyraźne sygnały ostrzegawcze z rynku. Zrozumienie tych mechanizmów jest istotne, aby uchronić się przed wpadnięciem w nie lub aby móc z nich się wydostać.
Strategia tradingowa vs tożsamość tradera
W świecie giełdy często spotyka się podziały na różne „typy” traderów: scalperzy, day traderzy, swing traderzy, inwestorzy długoterminowi, traderzy techniczni vs. fundamentalni, „permabulls” (wieczni optymiści) vs. „permabears” (wieczni pesymiści) itd. Naturalne jest, iż każdy rozwija styl odpowiadający jego wiedzy, osobowości i preferencjom. Niebezpieczeństwo pojawia się, gdy taki styl przeradza się w dogmat i trader zaczyna myśleć o sobie wyłącznie w kategoriach obranej strategii, a wszelkie inne podejścia odrzuca jako „nie dla mnie”. Powody takiego zjawiska bywają różne. Często za silnym utożsamieniem stoi sukces osiągnięty w przeszłości dzięki danej metodzie – jeżeli np. ktoś zarobił dużo wykorzystując analizę techniczną, może zacząć wierzyć, iż tylko analiza techniczna ma sens, a on sam jest „analitykiem technicznym” z natury. Innym powodem bywa wpływ autorytetów lub społeczności – np. trader dołącza do forum czy grupy skupionej wokół strategii “inwestowania wartościowego” lub wokół określonego guru rynkowego i wchłania przekonanie, iż właśnie ten styl jest najlepszy, a prawdziwy trader “musi” się go trzymać. Utożsamienie ze strategią daje też pewną psychologiczną wygodę, a jasno określona tożsamość tradera może budować pewność siebie i poczucie kontroli (“wiem, kim jestem na rynku, mam swoją filozofię”). Niestety, ta pozorna siła może stać się słabością.
Konsekwencją nadmiernego przywiązania do własnej “etykiety” jest brak elastyczności i podatność na błędy poznawcze. Rynki są dynamiczne, a okresy hossy przeplatają się z bessą, zmienia się otoczenie makroekonomiczne, pojawiają się nowe instrumenty i regulacje, nowa rzeczywistość technologiczna lub geopolityczna. Strategia, która świetnie działała w jednej dekadzie lub warunkach rynkowych, może zawieść w kolejnej. Trader tożsamościowo przywiązany do swojego stylu będzie jednak skłonny ignorować sygnały, iż coś jest nie tak. Zamiast dostosować podejście, może tkwić przy swoim, bo zmiana odbierana jest jako zagrożenie dla jego ego („jeśli moja strategia przestaje działać, to tak jakbym ja sam zawiódł”). Sztywne, niezmienne schematy mogą sprawić, iż trader zostanie w tyle, gdy rynek gwałtownie się zmieni. Profesjonaliści potrafią gwałtownie zmienić swój sposób gry, przełączyć się ze strategii podążania za trendem na strategię lepiej sprawdzającą się w trendach bocznych (np. breakout failure). Potrafią choćby łączyć zupełnie różne strategie tradingu krótkoterminowego i długoterminowego, dzieląc portfel na dwie części, gdy sytuacja tego wymaga. Tymczasem trader przywiązany do swojej jedynej metody często choćby nie dostrzega potrzeby zmiany i interpretuje nowe zjawiska rynkowe przez pryzmat starego paradygmatu, często wbrew obiektywnym faktom.
Skutki takiego braku elastyczności z dotknęły wielu traderów. Przykładowo, wśród analityków i komentatorów giełdowych istnieje znane zjawisko permabull (wieczny byk) vs. permabear (wieczny niedźwiedź). Wieczny byk zawsze znajdzie powód do optymizmu i trzyma się przekonania, iż rynek będzie rósł, niezależnie od tego jak w rzeczywistości prezentuje się sytuacja na tymże rynku. Natomiast wieczny niedźwiedź na każdym kroku wieszczy krach. Skrajne trzymanie się jednej z tych postaw jest irracjonalne i z reguły oparte na emocjonalnych uprzedzeniach. Zarówno wieczne niedźwiedzie, jak i wieczne byki często się mylą – permabear może przegapić wiele okazji zarobku w okresie hossy, a permabull poniesie ciężkie straty, gdy przychodzi załamanie na rynku. Doświadczeni inwestorzy starają się unikać takiej polaryzacji i nie myślą o sobie jako o „bykach” czy „niedźwiedziach”, tylko pozostają przede wszystkim inwestorami, skupionymi na danych i strategii dostosowanej do sytuacji. W praktyce oznacza to gotowość do zmiany nastawienia z byczego na niedźwiedzie (lub odwrotnie), gdy fakty rynkowe zaczną temu sprzyjać, zamiast kurczowego trzymania się raz wybranej tożsamości rynkowej.
“Permabear” Michael Burry, legendarny inwestor znany ze spektakularnych shortów w okresie krachu na rynkach fiansowych w 2008 roku – jego przewidywania rzadko kiedy się sprawdzają, a jeżeli już, to na chwilę. Burry to dobry przykład inwestora, który ze swojej strategii uczynił swoją tożsamość. Źródło: moomoo.comDrugim niebezpieczeństwem, gdy strategia przeradza się w tożsamość, jest wpływ na psychikę tradera w okresach porażek. Każdy na rynku prędzej czy później doświadcza stratnych transakcji lub słabszych okresów. Nie każdy zdaje sobie jednak sprawę z ukrytych kosztów tradingu, szczególnie, po passie niefortunnych transakcji. Dla osoby o zdrowym podejściu jest to sygnał do analizy i nauki – strata nie podważa jej wartości jako człowieka, a strategię można zmodyfikować. Natomiast dla tradera, który utożsamił swój sukces i własną wartość ze skutecznością strategii, seria strat bywa niszcząca. Pojawiają się silne emocje: zranione ego, strach przed byciem w błędzie, poczucie porażki osobistej. Osoby, które mierzą swoją samoocenę wynikami tradingu, załamują się w okresach obsunięcia kapitału (no i rzecz jasna mają tendencję do popadania w nadmierny samozachwyt po serii zwycięstw). Zamiast obiektywnie przyznać, iż coś poszło nie tak i wyciągnąć wnioski, taki trader może stać się desperatem i przykładowo zacząć odreagowywać straty podejmując nadmierne ryzyko (tzw. „revenge trading”), by za wszelką cenę udowodnić, iż jego styl przez cały czas działa, iż on sam wcale nie jest zły. To prosta droga do spirali kolejnych błędów. W skrajnych przypadkach trader woli zrujnować konto, niż przyznać, iż strategia zawiodła. Wówczas trading przeradza się w hazard, a trader “nie potrafi odejść od stołu”. Niestety, rynki giełdowe nie mają litości dla takich postaw.
Miłość do aktywów na giełdzie – gdy pozycja na rynku staje się obiektem kultu
Pokrewnym, a równie groźnym zjawiskiem jest nadmierna emocjonalna więź z konkretnym aktywem. Mówiąc potocznie, niektórzy traderzy i inwestorzy zakochują się w posiadanej akcji, kryptowalucie czy innym instrumencie. Wkładają w nie nie tylko pieniądze, ale i serce, i zaczynają traktować inwestycję jak część swojej tożsamości czy misji. Niestety, w świecie finansów taka miłość bywa zgubna. Wielu inwestorów zakochuje się po uszy w swoich akcjach, nie potrafiąc ich odpuścić choćby wtedy, gdy pojawiają się wyraźne znaki ostrzegawcze. Innymi słowy, ignorują obiektywne sygnały, iż z ich ukochaną spółką dzieje się coś złego, bo emocje przesłaniają im chłodny osąd. Oczywiście efekt ten jest potęgowany, w przypadku gdy akcje znajdują się na stracie, bo bez odpowiedniej, wcześniej przygotowanej, strategii wyjścia bardzo trudno jest przyznać się do błędu i uciąć stratę.
To samo dotyczy innych aktywów: nieruchomości, złota, kryptowalut – każdy z tych rynków ma swoich zagorzałych wyznawców, którzy czasem przypominają wręcz “sektę” oddanych fanów, którzy zapomnieli, iż podstawowym powodem grania na rynakch powinien być zysk. Gdy ludzie “zafiksują się” na jednym aktywie czy sektorze, potrafią przestać słuchać rozsądku czy odmiennych opinii, będą bronić „swojej” inwestycji za wszelką cenę, przekonywać innych o jej wyjątkowości i pozostawać w 100% pewnymi siebie, choćby jeżeli obiektywna sytuacja na danym rynku się pogarsza.
Dlaczego tak się dzieje? Mechanizm „zakochania” w inwestycji wynika z kilku czynników. Pierwszym jest wspomniana już pamięć wcześniejszych sukcesów – jeżeli dana spółka czy kryptowaluta dała komuś zarobić krocie, naturalnie rodzi się sentyment i wdzięczność.
Drugim czynnikiem jest efekt potwierdzenia (ang. confirmation bias), czyli skłonność do szukania informacji potwierdzających nasze wcześniejsze przekonania, a odrzucania tych, które im przeczą. Zakochany w spółce inwestor będzie widział tylko pozytywne newsy, sukcesy CEO, perspektywy branży, a ignorował czerwone flagi: spowolnienie wzrostu, rosnącą konkurencję czy wycenę, która może nie mieć dużego sensu. Zamiast na chłodno ocenić fundamenty lub techniczną siłę rynku (w zależności od sposobu grania), kurczowo trzyma się raz przyjętej narracji, usprawiedliwiając każdy negatyw (“to przejściowe problemy”, “inni nie rozumieją potencjału”). Dochodzi do głosu stronniczość, w ramach której trader po wyrobieniu sobie opinii o inwestycji ma tendencję zniekształcać wszelkie sprzeczne informacje, byle tylko dodać wagi swojej pierwotnej decyzji.
Kolejnym aspektem jest czynnik emocjonalny i społecznościowy. Inwestycje, zwłaszcza w pewne modnie sektory lub aktywa, potrafią budować wokół siebie społeczności pełne entuzjazmu. Przykładowo na forach inwestorskich czy grupach w mediach społecznościowych można spotkać zagorzałych wyznawców spółek technologicznych, fanatycznych zwolenników określonych kryptowalut (tzw. maximalistów, maxi’s), czy tradycjonalistów zakochanych w złocie. Utożsamienie się z taką grupą wzmacnia przekonanie o słuszności inwestycji – staje się ona częścią tożsamości grupowej. Hasła typu „Nigdy nie sprzedawaj, HODL”, „Tesla to nie tylko akcja, to styl życia” itp. utwierdzają inwestora, iż trzymanie się ukochanego aktywa to kwestia lojalności i zasad, a nie tylko chłodnej kalkulacji. W efekcie, sprzedaż takiego aktywa zaczyna być postrzegana prawie jak zdrada – zarówno wobec samego siebie („przyznać się do błędu? nigdy!”), jak i wobec społeczności czy idei. To bardzo niebezpieczna postawa, bo na rynku lojalność bywa jednostronna. Prawda jest taka, iż akcja czy kryptowaluta nie odwzajemnia Twoich uczuć. Możesz kochać akcje, ale one Ciebie nie kochają, a nieodwzajemniona miłość na giełdzie zamienia się w masochizm, narcyzm lub, co gorsza, straty.
Konsekwencje zakochania się w inwestycji są niestety często opłakane. Po pierwsze, inwestor traci zdolność obiektywnej oceny sytuacji. Nie dostrzega momentu, w którym należałoby uciekać z tonącego okrętu, bo wciąż wierzy, iż „wrócą dobre czasy” lub iż „ta firma jest inna”. Często odrzuca myśl o sprzedaży, bo sprzedać znaczy przyznać się do błędu, a to boli. W efekcie trzyma akcje czy aktywo znacznie dłużej, niż powinien. Klasycznym przykładem jest tu zjawisko tzw. bagholdera, czyli inwestora, który kisi upadającą inwestycję aż do gorzkiego końca. Wygląda to często tak: ktoś kupił akcje po niskiej cenie, kurs wzrósł, a inwestor stał się euforyczny i przepełniony dobrymi emocjami. Potem trend się odwrócił, kurs zaczął spadać, ale inwestor zakochany w spółce nadal ją trzymał. Gdy z początkowego zysku nie zostało nic i wrócił do poziomu wejścia, myślał: „Nie sprzedam, przecież zarobiłem na nich kiedyś, więc znowu zarobię!”. Niestety kurs dalej spadał, aż inwestycja popadła w głęboką stratę, a mimo to inwestor wciąż „nie może sprzedać, przecież to taka dobra spółka, w takim świetnym sektorze, a CEO jest taki inteligentny!”. Brzmi dramatycznie, ale na rynkach zdarza się regularnie – wystarczy spojrzeć na giełdowe „gwiazdy jednego sezonu”, które spektakularnie wzbiły się, po czym równie spektakularnie spadły (np. wiele spółek dot-com w latach 2000, czy kryptowaluty w 2022). Ci, którzy przywiązali się emocjonalnie, często zignorowali moment, gdy należało odciąć stratę.
Cykl emocji inwestora giełdowego – opisuje jak zmieniają się emocje inwestora w zależności od zachowania jego pozycji na rynku. Źródło: forbes.comPo drugie, nadmierna identyfikacja z jednym aktywem prowadzi do błędu braku dywersyfikacji. Zakochany inwestor najczęściej ładuje zbyt duży procent swojego kapitału w obiekt swoich uczuć, zaniedbując zasadę rozproszenia ryzyka. Jest przekonany, iż skoro ta inwestycja jest „najlepsza”, to nie potrzebuje planu B. Niestety, brak dywersyfikacji potęguje ryzyko katastrofy – jeżeli zakładany scenariusz się nie sprawdzi (a zawsze istnieje takie ryzyko, niezależnie jak bardzo dokładnej analizy byśmy nie zrobili), portfel takiej osoby może zostać zdewastowany. Klęski wielu inwestorów indywidualnych często wynikają właśnie z nadmiernej koncentracji na jednym aktywie z powodu emocji. Co gorsza, taka osoba może choćby dokupować w spadku (tzw. efekt zaprzeczania – zamiast przyznać się do błędnej oceny, utwierdza się w niej, inwestując więcej), wierząc iż to „okazja do uśrednienia ceny w dół”. jeżeli racjonalne przesłanki mówią, iż fundamenty się załamały lub gdy z technicznego punktu widzenia jasno widać, iż rynek znajduje się w trendzie spadkowym, to jest to prosta droga do zwiększenia strat.
Wreszcie, zostając z toksyczną inwestycją, inwestor traci czas i okazje, które mógłby wykorzystać gdzie indziej. Koszt trzymania pozycji w tradingu jest oczywistą zmienną, a jednak często bardzo pomijaną. Zamrożony kapitał w słabej spółce to koszt alternatywny, co oznacza, iż pieniądze te mogły pracować w innych, lepszych aktywach. Niestety, ktoś zaślepiony sentymentem często nie zada sobie prostego pytania: „Czy gdybym dziś nie posiadał tych akcji, to czy bym je kupił w tym momencie?”. jeżeli odpowiedź brzmi „nie”, to znak, iż trzymamy je z niewłaściwych powodów (np. właśnie z przywiązania). Rozsądny inwestor powinien okresowo przeglądać swój portfel i bez sentymentów eliminować pozycje, które już nie rokują. Rynek nie dba o naszą “historię miłosną” z daną spółką – on brutalnie wynagradza trafne decyzje i karze błędne, niezależnie od tego, jak bardzo darzymy uczuciem nasze inwestycje.
Jak uniknąć tych pułapek?
Świadomość zagrożenia to pierwszy krok do poprawy. Po przeczytaniu powyższych przykładów warto zadać sobie pytanie: czy ja sam nie ulegam tym mechanizmom? Czy nie definiuję się zbyt mocno przez pryzmat jednej strategii? Czy nie odrzucam automatycznie innych podejść tylko dlatego, iż „to nie moje klimaty”? A gdy trzymam stratną pozycję – czy robię to z chłodnej kalkulacji, czy może tylko dlatego, iż „nie wypada” mi sprzedać czegoś, w co tak wierzyłem? Szczerość wobec siebie jest tu kluczowa. Trader powinien pamiętać, iż strategia to narzędzie, a nie tożsamość. Dobre narzędzia czasem się zmienia lub dostosowuje, gdy warunki tego wymagają. Bycie skutecznym traderem nie polega na dochowaniu wierności strategii za wszelką cenę, ale na osiąganiu wyników w zmiennych warunkach. Czasem oznacza to konieczność zmiany stylu i nie ma w tym nic złego.
Podobnie, inwestycja to nie małżeństwo na całe życie. Wejście w posiadanie jakiegoś aktywa nie powinno oznaczać ślepej lojalności. Wręcz przeciwnie, warto traktować nasze inwestycje z pewnym dystansem, jak właściciel firmy oceniający swoich pracowników. jeżeli „pracownik” (akcja, fundusz, krypto itd.) przestaje spełniać nasze oczekiwania, zaczyna przynosić straty i nic nie wskazuje na poprawę, to trzeba go zwolnić, czyli sprzedać aktywo i przenieść środki tam, gdzie będą miały lepszą stopę zwrotu. Zawsze należy obserwować, czy dana pozycja dalej jest tak dobra, jak sądziliśmy. jeżeli fakty się zmieniają, nie wolno upierać się przy swoim tylko dlatego, iż to “moja ulubiona spółka”.
Co więc robić, by nie wpaść w opisywane pułapki? Kilka sugestii – pozostawaj pokorny i ciekawy. Pokora oznacza uznanie, iż nie wiemy wszystkiego. Rynek może nas zaskoczyć i czasem nasza strategia okaże się niewłaściwa. Wtedy trzeba mieć odwagę przyznać się do błędu i się dostosować. Ciekawość z kolei to gotowość do uczenia się nowych podejść. choćby jeżeli jesteś doświadczonym traderem z własnym stylem, warto śledzić inne metody, testować w małej skali nowe pomysły, choćby po to, by poszerzać horyzonty i unikać wąskotorowego myślenia. Dywersyfikuj nie tylko portfel, ale i swoje spojrzenie. Zamiast z góry odrzucać np. analizę fundamentalną bo „jestem technikiem”, postaraj się zrozumieć, co sygnalizują fundamenty. To nie oznacza zmiany tożsamości, tylko zdobycie kolejnego narzędzia do podejmowania przemyślanych decyzji.
W przypadku pojedynczych aktywów, trzymaj emocje na wodzy. Ustal z góry plan wyjścia – np. poziom stop loss albo warunki, które spowodują, iż sprzedasz dany walor (spadek zysków firmy, obniżenie ratingu, zmiana trendu technicznego). Trzymaj się tego planu bez względu na sentyment. Dobrym sposobem jest też zadać sobie wspomniane pytanie kontrolne: „Czy kupiłbym to aktywo dzisiaj, po obecnej cenie, znając obecną sytuację?”. jeżeli nie, to dlaczego przez cały czas je trzymasz? Takie racjonalne „rozmowy z samym sobą” pomagają odczarować emocjonalną więź. Przypomnij sobie, iż rynek nie jest ci nic winien i fakt, iż kiedyś zarobiłeś na danej inwestycji, nie znaczy, iż teraz też tak będzie.
Podsumowanie
Styl inwestowania to tylko narzędzie, które ma pomagać w osiąganiu zysku, a nie element charakteru. Gdy trader zbyt mocno utożsamia się ze swoją metodą handlu lub z konkretnym aktywem, traci elastyczność, obiektywizm i zdolność dostosowania się do zmieniających się warunków rynkowych. Skutkuje to błędami poznawczymi, ignorowaniem sygnałów ostrzegawczych, desperackim trzymaniem stratnych pozycji, a czasem wręcz hazardowym zachowaniem.
Podobnie niebezpieczne jest „zakochanie się” w posiadanym aktywie – emocjonalne przywiązanie prowadzi do irracjonalnej lojalności, braku dywersyfikacji i zamrożenia kapitału w słabych inwestycjach.
Jak ustrzec się tego popularnego, ale potencjalnie bardzo bolesnego błędu?
Pozostań elastyczny, pokorny i zdystansowany. Strategię traktuj jak narzędzie, które można modyfikować. Aktywa oceniaj chłodno, zgodnie z faktami, a nie emocjami. Rynek bardzo często nagradza nie tych, którzy są przesadnie wierni swoim narracjom, ale tych, którzy najlepiej potrafią dostosować się do rzeczywistości giełdowej.

2 godzin temu





