Kolejna nieprawdziwa opowieść o klasie średniej.

oszczednymilioner.pl 1 tydzień temu

W zeszłym tygodniu przeczytałem ten artykuł https://www.newsweek.pl/polska/spoleczenstwo/polska-klasa-srednia-w-glebokim-kryzysie-zaczynamy-latac-jak-kura-bez-glowy/shz4gbr . Utrzymany w tonie narzekactwa, zawiera kilka nieprawd o klasie średniej, które chciałbym sprostować. To dziwne, bo rozmówczyniami Newsweeka są dwie socjolożki.

Dwa słowa wstępu, bo temat wielokrotnie poruszałem. Istnieją trzy rodzaje definicji klasy średniej. Pierwsza opiera się na kryterium czysto ekonomicznym – wysokości dochodów. To szkoła amerykańska. Druga – koncentruje się na zasadach i sposobie życia, które socjologia nazywa „habitusem”. To szkoła europejska. Jest też trzecia – definicja – marksistowska – oparta o podział proletariat-burżuazja-coś pośrodku. I pośrodku jest właśnie klasa średnia. W warunkach polskich zaliczymy do niej bezspornie: nauczycieli, lekarzy, urzędników-specjalistów, umysłowych pracowników korpo. Z resztą mamy problem. Bo np. profesor geografii wg kryteriów socjologicznych byłby klasą wyższą, a wg ekonomicznych – średnią. Z kolei dr nauk medycznych z zarobkami na kontrakcie 50 tys. zł/m-c raz stanowiłby klasę średnią, innym razem wyższą.

Ale wróćmy do błędów.

  1. My tak naprawdę przez 30 lat nie wymyśliliśmy, po co się bogacić, piąć po szczeblach kariery, wydawać pieniądze, które zarobiliśmy. Pieniądz i konsumpcja stały się ideologią samą w sobie. Jesteśmy chłopskim, katolickim społeczeństwem, które gdy się wzbogaciło, to pobiegło na bazar i kupiło sobie kolorową chustkę, samochód, mieszkanie, wszystko na pokaz, żeby było widać, iż nie jesteśmy gorsi od sąsiada.

Taka teza w odniesieniu do klasy średniej wydaje się podwójnie nieprawdziwa. Najpierw ponieważ pomimo, iż spora część jej przedstawicieli wywodzi się ze wsi, ale jednak, w wielu wypadkach częściowo, albo bardzo dawno (tzn. w mieście mieszkali już ich dziadkowie). przez cały czas pewna grupa ma korzenie ziemiańskie i kultywuje ten etos. I wpadamy na drugi błąd. Ani w klasie średniej, ani w chłopstwie, ani w katolicyzmie ani u szlachty pieniądz i konsumpcja nie są ideologią samą w sobie. Każda z tych grup bogaciła się po coś. I tak robi ogromna część klasy średniej. W konsumpcji tkwi jej wąska część – korpointeligencja.

2. Na Zachodzie istotą klasy średniej są ludzie, którzy pracują nie na innych, tylko na siebie. Czyli najpierw gromadzą kapitał, a potem umieją go zamienić w miejsca pracy, zatrudniać innych ludzi i w ten sposób pomnażać pieniądze. A my klasę średnią budowaliśmy, pracując po prostu u innych, i kompletnie nie zauważaliśmy, iż jesteśmy na smyczy pracodawców, korporacji i iż to od innych zależy, ile zarabiamy albo co będziemy robić za 20-30 lat.

Teza, nie powiem, chwytliwa, ale nieprawdziwa. choćby w najbardziej klasycznej koncepcji klasy średniej, nikt nie mówił, iż ma ona mieć stabilnego pracodawcę i to wyłącznie siebie oraz zatrudniać ludzi. W ten sposób, u Marksa, stawała się już burżuazją. Z kolei teorie ekonomiczne – zwracały uwagę na dochód, ale nie sposób pracy. A socjologiczne – na habitus. Stąd posiadanie warsztatu pracy i zatrudnianie ludzi nigdy nie było cechą klasy średniej. W takim przypadku, musielibyśmy wyrzucić z niej nauczycieli, urzędników, korpointelifencję, wielu inżynierów. Zostałyby tylko ew. wolne zawody – byłby nią zatem np. adwokat, ale już nie sędzia i nie lekarz w szpitalu powiatowym. Całkowity wielbłąd socjologiczny – klasy średniej nigdy nie tworzyła umiejętność pomnażania pieniędzy.

Natomiast, co do smyczy. Fajnie się to czyta. Natomiast, jak widać po mnie, zawsze trzeba spojrzeć na coś innego. Z dnia na dzień rzuciłem papierami, a teraz to „zły pracodawca” ma problem, bo szuka kogoś na już. Smyczą jest konsumpcjonizm, są nią błędne wybory, a nie etat.

3. U nas klasa średnia choćby o ile zarabiała dobre pieniądze, to szczytem przedsiębiorczości było kupowanie mieszkań na wynajem. To jest biznes? Nie. To lękowe działanie: chcę zainwestować, ale tak, żeby na 100 proc. nie stracić.

I znowu błąd na dwóch poziomach. Pierwszy – ludzie inwestowali w mieszkania, ponieważ przynosiły spore zyski (cały czas o tym opowiadam). Drugi – na mieszkaniach oczywiście da się stracić. I przykład „inwestorów we frankach”, którzy nie dotrwali do „sankcji kredytu darmowego” o tym opowiada.

Wreszcie, powtarzam jeszcze raz, bo to ważne, mały biznes to tylko część klasy średniej, a nie jej istota.

4. W mniejszych miejscowościach zostało mnóstwo ludzi, którzy założyli biznesy. Część z nich urosła, a ich właściciele są klasą średnią. I ich byt zależy od nich samych. Wtedy mają większą kontrolę nad tym, co się dzieje z ich życiem, biznesem, pieniędzmi. Wiem, o czym mówię, bo jestem dziewczyną z Radomia i widziałam wiele takich sytuacji. Mam krewnego pod Kielcami. Latami pracował na budowach w Niemczech, aż przyjechał i założył własny biznes, w tym samym czasie, w którym ja zakładałam w Warszawie firmę doradczo-badawczą. I po pięciu latach, gdy do niego jadę, to widzę realny majątek, który zgromadził, a ja wciąż wynajmuję biuro.

Jak ja lubię dowody anegdotyczne naukowców. Zgodzę się tylko z jednym – właściciel biznesu należy do klasy średniej. A opowieść, iż jesteś nią jeżeli masz własne biuro – kompletna bzdura i nieznajomość historii. W Polsce sprzed 100 lat, domy miała burżuazja i ziemiaństwo, a nie nauczyciele, urzędnicy, oficerowie czyli trzon ówczesnej klasy średniej. Większość firm wynajmowała biura od burżuja. Dlaczego? Ponieważ w zasadzie nie istniał obrót lokalami (do 1934 odrębna własność lokali była marginesem i tylko w tzw. Kongresówce). Mogłeś mieć albo kamienicę albo udział w niej.

A opowieść jak klasa średnia „latami pracuje na budowie w Niemczech” pasuje znowu do wąskiej grupy. Nie ujmuje jej nic, natomiast uznanie przez socjologa takiej drogi do majątku za szczyt klasy średniej? No cóż, polecam jeszcze raz wrócić do lektur akademickich.

5. Piękne macie to biuro, 200 mkw. w przedwojennej kamienicy.

… Została zbudowana w latach 30. XX w. dla inteligencji pracującej, a nie dla burżuazji czy arystokracji. Czyli przed wojną pan, jako dziennikarz, mógłby sobie na nie pozwolić.

Kolejny wielbłąd i potknięcie o własne nogi, tj. zaprzeczenie poprzednim tezom. Bo jak to, klasa średnia ma posiadać czy jednak wynajmować? Jak było 100 lat temu? No właśnie. Kamienica nie powstała z majątku inteligencji pracującej, ale burżuazji. Inteligencja? Ona wynajęła sobie to mieszkanie. I to właśnie raczej ówczesna elita inteligencji. Ponieważ 200 m2 mieszkanie w dobrej dzielnicy kosztowało ok. 400 zł/m-c – 40% pensji ministra.

Z punktu widzenia „nowej definicji klasy średniej” właściciel 50m2 na Białołęce stoi wyżej niż przedwojenny dziennikarz, ponieważ ten nie posiadał nic, a tylko wynajmował czyli… konsumował. A w pierwszej tezie panie zganiły konsumpcję. Totalny misz-masz pojęciowy.

6. Bogata prowincja, która jest naprawdę klasą średnią: pracuje na swoim, decyduje, na co wydaje pieniądze, i stać ją na wakacje. Tylko iż nie jeździ, bo ma swoje biznesy. A my jesteśmy najemnikami.

Prawda – tylko tak było zawsze. Właściciel 300ha majątku na żyznych Kujawach żył lepiej niż dziennikarz w Warszawie. Stać go było na wakacje we Francji, podczas gdy
„gryzipiór” cieszył się z Nałęczowa czy Otwocka (jeśli dostał urlop). Przy czym ziemianin jeździł rzadko, bo pilnował gospodarstwa (pomijam arystokrację). Urzędnik średniego szczebla z pensją 300 zł nie poszalał i na pewno nie mieszkał na Nowym Świecie (chyba, iż na ostatnich piętrach oficyny).

Idź do oryginalnego materiału