W sobotę przed północą z licznych kierunków na raz wystrzelono kolejne fale pocisków wycelowanych w Izrael. Co ważniejsze, około północy pojawiły się też doniesienia o starcie rakiet balistycznych. Stanowić to może eskalację nakręcającej się od rana atmosfery rozpoczynającej się wojny.
Ataki te to realizacja zapowiedzianego przez Iran odwetu za zniszczenie przez Izrael irańskiego konsulatu w Damaszku. W ataku tym zginęło kilku ważnych oficerów irańskiego Pasdaranu.
Korpus ten posiada wydzieloną część – Quds Force (dosł. „Siły Jerozolimy”) – przeznaczoną właśnie do nieoficjalnych działań zbrojnych za granicą oraz szkolenia i współpracy ze sprzymierzonymi milicjami i ugrupowaniami zbrojnymi. Jego operacje nader często wymierzone są w Izrael, stąd też nic dziwnego, iż ten ostatni z uporem na jego przedstawicieli poluje.
Doprowadziło to właśnie do ubiegłotygodniowego ataku na konsulat, i obecnego irańskiego odwetu.
Zemsta – rzecz niezbędna
Pociski – samobójcze drony o cechach amunicji krążącej – wystartowały zarówno z Iranu, jak i terenów kontrolowanych przez sprzymierzeńców tego kraju w Libanie, Syrii, Iraku i Jemenie, takich jak Hezbollah czy Huti. Bardzo możliwe zresztą, iż w krajach tych znajdują się regularne kontyngenty irańskiego Pasdaranu, czyli Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej.
Źródło: t.me/beholdisraelchannel/
W momencie pisania niniejszych słów, nad Irakiem i Syrią świadkowie dostrzec mieli czwartą falę zmierzającą w stronę Izraela. Drony są stosunkowo wolne i poruszają się na niskim pułapie, toteż ich dostrzeżenie (zwłaszcza w nocy) nie jest niemożliwe choćby gołym okiem.
Trudniejsze może – z uwagi na pułap – okazać się wzrokowe zarejestrowanie lotu rakiet balistycznych. Świadkowie dostrzegli je jednak w początkowej fazie lotu. Miano je wystrzelić z okolic Basry, ale nie wiadomo, czy uczynili to Irańczycy po swojej stronie granicy, czy też ich sprzymierzeńcy z irackich milicji.
Źródło: t.me/HAMASW/
Wedle pojawiających się opinii, Irańczycy przyjęli taktykę ataku saturacyjnego. Pierwsze fale stosunkowo łatwych do zestrzelenia dronów mają przeciążyć izraelską obronę przeciwlotniczą i wyczerpać jej zapasy efektorów.
Izraelska obrona uchodzi za jedną z najnowocześniejszych i najskuteczniejszych na świecie, siłą rzeczy jednakże posiada ograniczoną liczbę pocisków w dyspozycji (zwłaszcza tych najbardziej zaawansowanych, a zatem i najdroższych).
Za minutkę zamykam budkę
Kluczowe geograficznie kraje Bliskiego Wschodu, w tym Liban, Syria Egipt czy Jordania zamknęły swoją przestrzeń powietrzną. W przypadku pierwszych z nich może się to co prawda okazać deklaracją bezsilną (biorąc pod uwagę obecność w nich oddziałów irańskich i ich sprzymierzeńców, a także zasadniczo pozytywne relacje z Teheranem) – tym niemniej niebo nad historycznym Żyznym Półksiężycem opustoszało.
Źródło: flightradar24.com/
Z kolei Egipt oraz Jordania, postawiły swoją obronę powietrzną w stan alarmu. W tym drugim kraju zaledwie wczoraj Amerykanie rozmieścili systemy przeciwlotnicze i przeciwrakietowe THAAD (jest to generacyjny sukcesor i do pewnego stopnia uzupełnienie systemu Patriot).
Z niepotwierdzonych doniesień wynika, iż jordańska obrona przeciwlotnicza w istocie otworzyła ogień do celów zmierzających w kierunku Izraela nad jej terytorium. Wedle Agencji Reuters, miała zestrzelić „kilkadziesiąt” dronów.
Romantyzm pocisków na nocnym nieboskłonie
Po północy odnotowano dotarcie pierwszych irańskich pocisków nad cele w Izraelu. Póki co nie wiadomo, czy zdołały one skutecznie porazić wyznaczone im cele (ujawnienie tego może najpewniej zająć co najmniej kilka dni, szczególnie w warunkach silnej wojny informacyjnej i aktywności propagandowej obydwu stron).
W mediach arabskich pojawiły się nagrania pocisków przelatujących nad Tel-Awiwem – co, jeżeli okazałoby się prawdziwe, stanowiłoby gorzką pigułkę dla izraelskiej obrony. Izraelczycy twierdzą jednak, iż ta sprawdziła się doskonale, zestrzeliwując >98% dronów, które dotarły nad Izrael.
Związane ze stroną palestyńską kanały na Telegramie z nieukrywaną satysfakcją zamieściły także spanikowane reakcje niektórych mieszkańców Izraela. Wynikały one głównie z efektów świetlnych i dźwiękowych, nie samych efektów kinetycznych.
Tereny południowego Izraela zostały objęte alarmem bombowym, ludności polecono udanie się do schronów. Przed północą to samo ogłoszono w stosunku do terenów Galilei. Środki napadu powietrznego zauważono jakoby choćby nad izraelskim Knesetem.
Celem irańskich ataków miały stać się w szczególności bazy Sił Obronnych Izraela (IDF) na Wzgórzach Golan oraz na Pustyni Negew. Te drugie mieszczą m.in. ośrodki odpowiedzialne za rozwój izraelskiej broni atomowej. Z kolei źródła związane z Hezbollahem mają twierdzić, iż udało im się zniszczyć jedną z baterii systemu „Iron Dome”.
Łącznie, wedle cytowanych przez media nieoficjalnych ocen amerykańskich, w ataku wziąć miało udział od 400 do 500 dronów, pocisków i rakiet.
Do tanga trzeba dwojga
Z kolei z doniesień źródeł izraelskich wynika, iż lotnictwo tego kraju (Hel Ha’Avir) jeszcze w sobotę wieczorem rozpoczęło zestrzeliwanie irańskich pocisków jeszcze nad terytorium Syrii. Miało przy tym korzystać z aktywnej pomocy obecnego w regionie lotnictwa amerykańskiego i brytyjskiego.
Wieczorem izraelskie siły powietrzne przeprowadziły także naloty na pozycje Hezbollahu w południowym Libanie. Służyły one jakoby jako miejsca startu amunicji krążącej, kierowanej nad Izrael.
Około północy pojawiły się informacje o eksplozjach w pobliżu międzynarodowego lotniska w Damaszku. Miały one być efektem pracy syryjskiej obrony przeciwlotniczej. Zadeklarowano, iż odparto izraelski nalot.
Znacznie ciekawsze są doniesienia o podobnych eksplozjach, ale w Teheranie.
Rzecz bowiem w tym, iż nie pojawiły się żadne, najmniejsze wzmianki o tym, iż ktoś (czyli Izraelczycy) mógł stolicę Iranu zaatakować. Nie odnotowano także lotu żadnych pocisków ani rakiet w jego kierunku. Każe to postawić nierozwiązywalne póki co pytanie, jakie było źródło owych eksplozji i kto odpowiada za ich zaistnienie.
I już po krzyku?
W nocy, mimo cały czas trwającego ataku, irańskie przedstawicielstwo przy ONZ oświadczyło, iż kraj ten przeprowadził całość planowanej przez siebie operacji i uważa kwestię za zakończoną. Zagroziło jednocześnie jeszcze cięższymi atakami, jeżeli Izrael zdecyduje się na jakąkolwiek kontrakcję.
Irańskie media poinformowały o przeprowadzeniu operacji „Prawdziwa Obietnica”, którą były właśnie dzisiejsze naloty.
Izrael odpowiedział na to własnym oświadczeniem. Zadeklarowano w nim gotowość do dalszej walki – i tradycyjnie dołożono ostrzeżenia pod adresem drugiej strony.
Z kolei USA zadeklarowały, iż będą w dalszym ciągu bronić Izraela, grożąc własnymi konsekwencjami dla Iranu w przypadku kontynuacji ataków. Administracja Bidena jest przy czym intensywnie krytykowana przez opozycję za postrzeganą słabość reakcji oraz brak sprawczości.
Kilka państw UE również wydało oświadczenia potępiające irańskie ataki, ale ich istotność oraz głębia zaangażowania w zadeklarowane w nich słowa jawią się jako stojące pod znakiem zapytania.
Źródła izraelskie twierdzą, iż atak nie spowodował żadnych ofiar śmiertelnych
Niewykluczone, iż rozdmuchana „medialność” dzisiejszego ataku stanowiła zasłonę, która ma pozwolić stronom na wycofanie się z bezpośredniej konfrontacji z twarzą. Wiele zależy teraz od tego, czy Izrael zdecyduje się na jakąś odpowiedź. Może czuć ku temu wewnętrzny nacisk polityczny, z drugiej strony byłoby to znaczące obciążenie dla państwa zmagającego się już z konfliktem w Gazie oraz wynikającymi zeń konsekwencjami w relacjach międzynarodowych.