Chińskie władze wykonują ruchy, które odbierane są za wyrazy co najmniej ogromnego zaniepokojenia, jeżeli nie otwartego strachu. Powodem tegoż jest groźba bankructwa kolejnego z największych firm deweloperskich w kraju. Po widowiskowym krachu Evergrande oraz Country Garden, następny deweloper w kolejce, nad którym zawisła kosa finansowej kostuchy to China Vanke, drugi pod względem wolumenu sprzedaży gigant na chińskim rynku.
W przeciwieństwie do dwóch wymienionych bankrutów, Vanke uchodził dotychczas za oazę względnej stabilności w tej branży. choćby jednak mimo braku jakichś szczególnych ekstrawagancji zadłużeniowych na koncie, deweloper ten również mocno odczuła spadek popytu na lokale mieszkaniowe pośród Chińczyków (i to na już uprzednio przesyconym rynku), w miarę jak świadomość potencjalnej bańki nieruchomości docierała do świadomości szerszych kręgów ludności.
W tym kontekście nie należy prawdopodobnie uznać za niespodziewanego faktu obniżenia przez agencję Moody’s ratingu kredytowego Vanke. Decyzja ta, ogłoszona w poniedziałek, dla chińskich władz ewidentnie była jednak dalece niemiłą niespodzianką. Tym bardziej, ze rating firmy obniżono do poziomu Ba1 – śmieciowego, innymi słowy.
We wtorek poinformowano w związku z tym, iż 12 chińskich banków prowadzi rozmowy z rządem w sprawie bail-out’u dla Vanke. Miałyby one dobrowolnie zaoferować firmie pożyczkę konsorcjalną w wysokości drobnych 80 miliardów juanów (ok. 11,2 miliarda dolarów). Połowa z tych banków to podmioty państwowe, toteż nie mogą zbytnio odmówić one życzeniom władz – ale te prywatne w istocie przecież również nie mogą.
Vanke to deweloper obecny w Chinach od ponad 40 lat, co czyni go jednym z w ogóle najstarszych tam, rynkowych podmiotów gospodarczych. Założyciel firmy dorobił się przydomka ojca chrzestnego chińskiego rynku budowlanego. w tej chwili znaczny procent udziału firmy należy też do lokalnych władz państwowych.