Kolejny kraj planuje totalny zakaz palenia. Uchwalono najważniejsze prawo

7 miesięcy temu

Brytyjski parlament poparł całkowity całkowity zakaz palenia dla przyszłych generacji. Zwolennicy świętują zyski zdrowotne, przeciwnicy wyklinają na agresywną ingerencję w indywidualną wolność. A praktyka… przypuszczalnie będzie wyglądała tak, jak zawsze w przypadku prohibicji.

Izba Gmin brytyjskiego parlamentu przegłosowała dziś ustawę, która – z czasem – sprowadza się do całkowitego zakazu palenia tytoniu i użytkowania tzw. vapes, czyli papierosów elektronicznych. Nowe prawo uchodzi za najsurowsze na świecie, choć nie jest nowym rozwiązaniem. Podobne wprowadzono także w Nowej Zelandii, która jednak po zmianie rządu wycofała się z niego.

Uchwalona właśnie ustawa Tobacco and Vapes Bill technicznie nie zabrania używać tytoniu. Ma jedynie uczynić to niewykonalnym, uniemożliwiając jego sprzedaż. Zgodnie z jej zapisami, co roku podnoszony ma być limit wiekowy, od którego wolno sprzedawać wyroby tytoniowe. W ten sposób osoby urodzone po 2009 roku nigdy nie byłyby w stanie nabyć tytoniu, prowadząc do „wolnej od palenia” przyszłości. Przynajmniej w założeniach polityków.

Rzeczywistość oczywiście wskazuje bowiem na coś cokolwiek przeciwnego. Już teraz nielegalne jest w Wielkiej Brytanii (jak zresztą w większości krajów) sprzedawanie papierosów nieletnim. Tyle iż jakimś zrządzeniem losu bynajmniej nie powstrzymuje to rzeczonych przed znajdowaniem dostępu do tytoniu. Podobnie historyczne doświadczenia prohibicji alkoholowej czy „wojny z narkotykami” wskazują, iż optymizm polityków jest tu raczej mało uzasadniony.

Debata parlamentarna na ten temat pełna była osobliwości, a sama ustawa stała się kolejnym politycznym punktem zapalnym. Zakaz przeforsowano stosunkiem 383 „za” do 67 „przeciw”. Nowe prawo forsował premier Rishi Sunak. Jednak Partia Konserwatywna, z której się on wywodzi, a choćby członkowie jego własnego rządu głosowali w tej sprawie przeciwko.

Główną racją przemawiającą za pełzającym zakazem ma być oczywiście troska o zdrowie. Znaczne mają być także korzyści społeczne, zmniejszenie skali uzależnień etc. Nieco mniej głośno, choć chyba bardziej szczerze, jego zwolennicy wskazują także na ogromne koszty, jakie ponosi brytyjska Narodowa Służba Zdrowia (NHS). A które zheblować miałaby prohibicja na tytoń.

Przeciwnicy wskazują na natrętne wchodzenie „z butami” przez państwo w kwestię, która powinna być indywidualnym wyborem człowieka. Choć nikt nie neguje niekorzyści dla zdrowia wynikających z palenia, to nie jest, jak wskazują, rolą rządu dyktowanie obywatelom ich sposobu życia.

Dodatkowo zaś, zdaniem krytyków, główną motywacja premiera Sunaka jest indywidualna próżność. Ma on bowiem niewielkie szanse na utrzymanie stanowiska premiera po tegorocznych wyborach, i – zdaniem niechętnych – chce on zadbać przede wszystkim o to, by zapiać się tym zakazem w historii.

Krytyka ta dobiegała przede wszystkim z szeregów jego własnej partii. Przeciw była dwójka byłych premierów, Liz Truss i Boris Johnson. Ten ostatni stwierdził, iż absurdem jest sytuacja, w której „partia Winstona Churchilla chce zakazać cygar”. Nie tylko zresztą sytuacja, ale także samo prawo.

Dla odmiany opozycyjna Partia Pracy gremialnie poparła prawo. Skądinąd jest ona znana ze skłonności do ingerencji państwa w różne dziedziny życia ludzi w imię „czynienia świata lepszym”. To raczej Torysi kojarzyli się (przynajmniej do pewnego momentu) ze stronnictwem ceniącym umiar w państwowym interwencjonizmie.

Wes Streeting, kandydat Laburzystów (tj. członek ich „gabinetu cieni”) na sekretarza zdrowia dworował sobie przy tej okazji z Sunaka, twierdząc, iż ten jest tak słaby politycznie, iż nie jest w stanie choćby zmusić własnych deputowanych do głosowania „za”.

Idź do oryginalnego materiału