Stowarzyszenie Eko-Unia i Bałtyckie S.O.S. nie ustają w działaniach na rzecz blokady inwestycji w pierwszą polską elektrownię jądrową na Pomorzu. – Technologia chłodzenia reaktorów doprowadzi do podgrzewania wody w morzu, co sprzyja zakwitom sinic i może tworzyć strefy beztlenowe – podnoszą. Ekolodzy wskazują również niepewne finansowanie i brak zielonego światła Komisji Europejskiej.
– Budowa największej w Polsce elektrowni jądrowej w Choczewie może poważnie zagrozić ekosystemowi Bałtyku i uderzyć w turystykę polskiego wybrzeża. Technologia chłodzenia reaktorów doprowadzi do podgrzewania wody w morzu, co sprzyja zakwitom sinic i może tworzyć strefy beztlenowe – alarmują Stowarzyszenia Eko-Unia oraz Bałtyckie S.O.S., powołując się na opinie naukowców Polskiej Akademii Nauk, m.in. profesorów z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk (PAN) w Sopocie.
Zdaniem obrońców ekosystemu wybrzeża, wybrany wariant otwartego systemu chłodzenia wodą z Morza Bałtyckiego będzie miał negatywny wpływ na środowisko. Prof. dr hab. Jacek Piskozub z PAN podkreśla, iż zagrożenie związane z tzw. wyspą ciepła zostało „poważnie niedoszacowane i może mieć negatywne konsekwencje dla Bałtyku”.
– Pozwolenia środowiskowe to też polityka. Rząd powinien zmienić technologię i zamknąć obieg chłodzenia – mówi Radosław Gawlik, prezes Eko-Unii. – Zagrożenie dla Bałtyku jest realne. W każdej sekundzie ta największa nad Bałtykiem elektrownia ma pobierać 5 wagonów po 30 ton wody, chłodzić reaktory oraz zrzucać tysiące ton wody morskiej podgrzane o 10 st. C. Dobowo to daje zrzut relatywnie „gorącej wody” w ilości 5400 pociągów wody po 40 wagonów każdy. jeżeli nałożyć to na ocieplenie klimatu i morza naukowcy z Instytutu Oceanologii PAN w Sopocie nie mają złudzeń: będzie więcej sinic i większe zagrożenie dla tworzenia stref beztlenowych. To zagrożenie dla całego ekosystemu Bałtyku i turystyki na polskim wybrzeżu, która nie toleruje zakwitów sinic – dodaje Gawlik.
Zdaniem Bałtyckiego S.O.S, spółka Polskie Elektrownie Jądrowe, inwestor programu jądrowego Polski, nie oferuje nic poza „skuteczną propagandą i przekonaniem polityków do wyłożenia kolejnych 60 mld zł z budżetu państwa, a opinii publicznej do niezbędności atomu w Polsce”.
– Brakuje też funduszy spinających inwestycję oraz całościowego planu finansowego, w tym ważnej opinii Komisji Europejskiej, dotyczącej dopuszczalnej wielkości pomocy publicznej i zachowania konkurencyjności na europejskim rynku energii, a także odpowiednich pozwoleń na budowę – podnosi Hanna Trybusiewicz z Bałtyckiego S.O.S.
Atom w sądzie
Stowarzyszenia wskazują, iż przyszłość prawna budowy elektrowni w lokalizacji Lubiatowo-Kopalino jest niepewna ze względu na niezakończone postępowania przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym (WSA). Z początkiem 2025 roku Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska zakończyła analizę decyzji środowiskowej projektu pierwszej polskiej elektrowni jądrowej z 19 września 2023 roku. Dyrekcja odrzuciła zarzuty organizacji i tym samym pierwotna decyzja środowiskowa została utrzymana. 14 kwietnia GDOŚ podała, iż ów utrzymanie zostało zaskarżone, a cała sprawa zgodnie z procedurą przekazana do WSA. Wbrew doniesieniom medialnym o zakończeniu sprawy i odrzuceniu skargi w czerwcu, przepychanki w sądzie przez cały czas trwają. Bałtyckie S.O.S. w rozmowie z Biznes Alert tłumaczyło, iż sąd odrzucił tylko jeden z punktów zaskarżenia.
– Musimy sprostować informacje medialne, iż WSA nie odrzucił skargi Bałtyckiego S.O.S. na decyzję środowiskową GDOŚ. W rzeczywistości zakwestionowano tylko jeden punkt tej skargi dotyczący natychmiastowego wstrzymania prac. Inne punkty skargi dotyczące m.in. wyspy ciepła na Bałtyku, kwestii bezpieczeństwa czy zastosowanej technologii będą dopiero rozpatrywane przez sąd w przyszłości – podkreśla Hanna Trybusiewicz.
Bałtyckie S.O.S. i Eko-Unia apelują do Wojewody Pomorskiego o powstrzymanie planowanej wycinki setek hektarów lasu do czasu pozytywnej decyzji Komisji Europejskiej dla elektrowni jądrowej na Pomorzu. Ich zdaniem, wycinka 35 ha lasów pod inwestycję była nielegalna, ponieważ „została wykonana bez decyzji środowiskowej”.
Polski wyjątek czy standard europejski?
Temat stosowania otwartego systemu chłodzenia elektrowni jądrowych wodą z pobliskiego akwenu, czyli pobieranie wody z rzeki, jeziora lub morza i odprowadzanie jej z powrotem, to nie nowość w Europie. Według danych World Nuclear Association, tę technologię wykorzystuje lub wykorzystywało kilkadziesiąt reaktorów w samej Unii Europejskiej, w tym m.in. w Niemczech, Szwecji, Finlandii czy Hiszpanii.
Francja, posiadająca najwięcej elektrowni jądrowych we Wspólnocie, ma u siebie 26 takich jednostek (14 na wybrzeżu, 12 przy rzekach). Regulacje środowiskowe we Francji, ustalane przez francuski dozór jądrowy ASN, narzucają maksymalną temperaturę wody odprowadzanej z elektrowni na poziomie około 26–30 stopni Celsjusza, aby chronić ekosystemy wodne. Gdy temperatury rzek przekraczają te progi, EDF, francuski wytwórca-dystrybutor energii elektrycznej, wycofuje reaktory z sieci lub ogranicza ich moc, co w założeniu ma zmniejszać ryzyko termicznego zagrożenia dla flory i fauny.
Jędrzej Stachura