Kompendium systemu monetarnego część 4

pecuniaolet.wordpress.com 4 dni temu

Krótkie kompendium wiedzy o systemie monetarnym i roli dolara

Co już wiemy.

Wiemy już, iż komputeryzacja banków a potem powstanie sieci komputerowych, umożliwiły powstanie praktycznie nowego systemu monetarnego, który odebrał bankom centralnym wyłączne prawo tworzenia pieniądza! Za wyjątkiem gotówki, której znaczenie jest coraz mniejsze, pieniądz banków centralnych używany jest dziś wyłącznie do rozliczeń międzybankowych i międzypaństwowych. Rola banków centralnych w sterowaniu systemem monetarnym jest dziś mocno ograniczona a posiadane narzędzia są reliktami z okresu rozliczeń gotówkowych. Obniżka stóp procentowych prawie zawsze kończy się jakąś bańką spekulacyjną. Ożywienie gospodarcze jest jedynie efektem ubocznym tej bańki i nie ma trwałego charakteru – kończy się wraz z pęknięciem tej bańki. Podwyżka stóp to gwarancja recesji.

Innym reliktem, o którym nie wspomniałem, jest rezerwa obowiązkowa. Formalnie obowiązuje ona nadal, ale z wypowiedzi wielu bankierów wynika, iż nikt się nią nie przejmuje. Czym jest rezerwa obowiązkowa? W okresie, gdy banki do udzielania pożyczek korzystały z pieniędzy wpłaconych przez klientów, nie mogły wykorzystać do tego celu całych wpłaconych sum. Pewien określony procent musiały „odłożyć na bok” w formie właśnie rezerwy obowiązkowej.

Będący dziś w obiegu pieniądz tworzony jest przez banki komercyjne poprzez udzielanie kredytów. Co to oznacza? Po pierwsze to, iż nie można mówić o jakiejś krążącej w obiegu, określonej ilości pieniądza. Po drugie, iż pieniądz tworzony jest wtedy, gdy jest potrzebny, a po wypełnieniu swojej roli wycofywany jest z obiegu. I po trzecie, iż spłacenie wszystkich kredytów spowoduje brak pieniędzy w obiegu!

Wiele osób chciałoby w tym momencie zakwestionować to, co powyżej napisałem. Powiedzą, iż rzeczywistość wygląda inaczej! I będą mieli rację!! W dotychczasowym opisie pominąłem jeden bardzo istotny szczegół, ten mianowicie, iż nigdy nie zwraca się kwoty kredytu lub pożyczki, ale większą kwotę – powiększoną o

Oprocentowanie.

Świadomie nie wspomniałem o nim do tej pory, gdyż jest to osobny, szalenie istotny i obszerny temat wymagający osobnego omówienia.

Jak wiemy, pieniądze pożycza się na procent, każdy kredyt także jest oprocentowany. Każdy dług musi być spłacony z procentem. Pieniądze na oprocentowanie nie są tworzone, więc jak by nie kombinować, zawsze zostanie ktoś, kto nie będzie w stanie swojego długu spłacić. Kiedyś ktoś taki zostawał niewolnikiem (także jego rodzina i dzieci), dzisiaj po prostu albo odbiera mu się to, co ma jakąś wartość, albo (wprawdzie bez oficjalnego nazwania go niewolnikiem) praktycznie do końca życia musi swój dług spłacać. Często spłaca go także jego rodzina i dzieci. Nasz system monetarny wymusza zatem bezwzględną walkę o to, żeby nie być tym ostatnim, który nie jest w stanie spłacić swego długu. Krótko mówiąc, pieniądze na jego spłatę trzeba – w taki czy inny sposób – zabrać innym. Uczciwie lub nie.

Zatrzymajmy się na chwilę z opisem i popatrzmy na konsekwencje takiego systemu. Po pierwsze, oprocentowanie jest w tym momencie transferem dóbr (niekoniecznie pieniędzy). Transferem od pożyczkobiorcy/kredytobiorcy do pożyczkodawcy/kredytodawcy. Transferem od tych, którym pieniędzy brakuje, do tych, którzy mają je w nadmiarze lub mają prawo je tworzyć. Wszyscy krytycy tego systemu, koncentrują się na stronie moralnej tego procederu. Czy jest to uczciwe i moralnie uzasadnione, czy nie. Ja to całkowicie pominę. Moralność to temat ważny, ale zostawię go innym. Później zobaczymy, iż nie on tu jest najważniejszy. Ale jeżeli już jesteśmy przy moralności, to zwróćmy uwagę na perfidię tego systemu. Piętnowane są jego ofiary, a nie jego twórcy!

Ale jakoś nie wszyscy plajtują i oprocentowanie w większości jednak jest spłacane. Dlaczego? Po prostu ktoś ciągle się zadłuża. Stare długi spłacane są przez nowe, coraz to większe.

Coś nam to przypomina? No właśnie! Tak funkcjonują piramidy finansowe! Wszyscy oszuści, od Ponziego do Madoffa posługiwali się tym schematem. Nie chce się wierzyć, ale nasz system monetarny opiera się na oszustwie! Jak to możliwe? Po prostu mało kto to rozumie i nikogo to nie interesuje! jeżeli ktoś doczytał aż dotąd i zaczyna rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi, niech przeprowadzi eksperyment i spróbuje kogoś tym tematem zainteresować. Może być pewny rozczarowania! Znajomi będą patrzeć tępym wzrokiem jak na wariata, od żony zaś usłyszy, iż lepiej zająłby się zarabianiem pieniędzy, niż jakimiś bzdurami! Faktem jest, iż zrozumienie tego mechanizmu przekracza możliwości intelektualne większości społeczeństwa, ale przecież mamy warstwę ludzi wykształconych, inteligentnych, dla których nie jest to zadanie ponad siły!

Zostawmy na razie wyjaśnianie tego problemu i zastanówmy się teraz nad konsekwencjami, jakie pociąga za sobą ten system.

Wyjaśniliśmy sobie wcześniej, czym jest inflacja i rozumiemy, iż wartość pieniądza jest stabilna, jeżeli istnieje równowaga pomiędzy ilością pieniędzy w obiegu i ilością towarów i usług na rynku. Ale, jako iż z powodu oprocentowania, trzeba ciągle brać coraz to wyższe kredyty, tylko po to, aby spłacić stare, to ilość pieniędzy w obiegu stale rośnie. Dlatego musi też odpowiednio rosnąć ilość towarów i usług, bo wcześniej czy później teoretycznie z powodu inflacji, a w praktyce z powodu deflacji, szlag trafi nasz piękny system! Jako kredyt udzielony pod zastaw, pieniądz musi mieć pokrycie w wytworzonych dobrach i usługach, w przeciwnym razie będzie bezwartościowy. W tym momencie muszę podszepnąć czytelnikowi pewne pojęcie, klepane jak zdrowaśka przez wszystkich polityków i ekonomistów: „wzrost gospodarczy”. Gospodarka rośnie i rozwija się, więc w ten sposób, poprzez coraz większą ilość towarów i usług, równoważona jest dodatkowa ilość pieniędzy w obiegu.

Skąd się ten wzrost gospodarzy bierze? Jest wiele teorii na ten temat, Marks wymyślił choćby dwie! Ale (jak większość ekonomicznych teoryjek!) nie mają one wiele wspólnego z rzeczywistością, więc nie będę tu ich opisywał. Moim zdaniem wzrost gospodarczy bierze się z oczekiwań zysku oczekiwanego przez inwestorów i nie może mieć miejsca bez kredytu. Możliwość brania kredytów, i to kredytów w prawie nieograniczonej wysokości, umożliwia wzrost gospodarczy. Bez widoku na zysk, nikt nie będzie inwestował. Ale aby osiągnąć zysk, trzeba zawsze najpierw zainwestować. Inwestycję trzeba jakoś sfinansować. Najczęściej inwestorzy nie posiadają dostatecznej ilości własnych kapitałów, więc biorą kredyty. Jak długo są widoki na zysk, taki system funkcjonuje. Gdy inwestycje przestają się opłacać, zabawa się kończy. Jak już wspominałem, także banki centralne pożyczają pieniądze na procent. Gdy wzrost gospodarczy zaczyna zwalniać, z wielkim hałasem medialnym obniżają to oprocentowanie. W teorii tańszy kredyt dla banków komercyjnych ma się przełożyć na tańszy kredyt dla inwestorów i napędzić gospodarkę. Ale to tylko kolejna teoryjka, niemająca nic wspólnego z rzeczywistością.

Co się jednak dzieje, gdy gospodarka nie rośnie? Wtedy trzeba po prostu pieniądze potrzebne na odsetki komuś zabrać! Zmniejsza się wtedy ilość pieniędzy w obiegu i mamy do czynienia z czymś jeszcze gorszym niż inflacja – z deflacją. Zapyta się ktoś: czemu deflacja ma być czymś gorszym niż inflacja? Po prostu przy inflacji wszyscy liczą się ze wzrostem cen i starają się jak najszybciej wydawać pieniądze – bo jutro będzie drożej! Ci, którzy pamiętają lata 80-te w Polsce, mogą to potwierdzić. Ma to dobrą stronę dla koniunktury. Wszyscy mają zajęcie. Oczywiście są też ciemne strony inflacji. Jest to klasyczne „psucie pieniądza”, które jest niekorzystne dla posiadaczy oszczędności, gdyż spada ich wartość. Przy deflacji dzieje się coś zupełnie przeciwnego – coraz mniej ludzi jest skłonnych do wydawania pieniędzy. Po prostu mają ich coraz mniej. Zmniejsza się ilość pieniędzy w obiegu. Co robią więc producenci? Obniżają ceny, aby przyciągnąć potencjalnych klientów. Zaczyna się wyścig cen – tym razem w dół. Co w takiej sytuacji robią konsumenci? Tym bardziej, kiedy nie muszą, nie wydają pieniędzy, bo jutro będzie taniej! Producenci zmniejszają więc produkcję, zwalniają niepotrzebnych pracowników i w ten sposób zmniejszają także ilość potencjalnych klientów. Gdy nie da się już więcej zwolnić, obniża się płace pozostałym i w ten sposób napędza się dalej ten diabelski krąg. Deflacja i związane z nią zubożenie społeczeństwa, powoduje także radykalizację nastrojów społecznych. Warto sobie uświadomić, iż to nie hiperinflacja z lat 1914-1923, ale właśnie deflacja w latach 1929-1932, spowodowana oszczędnościową polityką kanclerza Brüninga, utorowała Hitlerowi drogę do władzy! Przy spadającej ilości pieniędzy w obiegu, rośnie ich wartość. Rośnie zatem także wartość długów, którą określa się mianem deflacji zadłużenia – zabójczej dla dłużników, których spadające dochody uniemożliwiają spłatę zaciągniętych kredytów.

Cały proces opisał po raz pierwszy Irving Fisher w swojej książce The Debt-Deflation Theory of Great Depressions. W czasie deflacji spada wartość przedsiębiorstw, ich zyski, a co za tym idzie także wartość pracy. Nie zmienia się natomiast wartość długów i kredytów! Przy powszechnym spadku cen, spłata zaciągniętych kredytów staje się więc coraz większym obciążeniem. Ilość agregatu M3 na kontach banków, czyli inaczej mówiąc długów, przewyższa zatem coraz bardziej ilość pieniędzy w obiegu, czyli agregatu M1.

Cały proces opisał Irving następująco:

1. Dłużnicy próbują spłacać swoje długi poprzez wyprzedaż majątku (poniżej jego wartości!)

2. Wszyscy starają się jak najszybciej spłacać swoje kredyty, nikt nie bierze nowych. Jak już wiemy zmniejsza się w ten sposób ilość pieniędzy w obiegu.

3. Na skutek mniejszej ilości pieniędzy w obiegu spadają ceny.

4. Na skutek spadku cen spada wartość przedsiębiorstw, a co za tym idzie – ich zdolność kredytowa.

5. Spadają zyski przedsiębiorstw.

6. Przedsiębiorstwa zmniejszają produkcję i zwalniają pracowników.

7. Następuje ogólny spadek zaufania do wszystkich podmiotów gospodarczych i do ogólnej sytuacji gospodarczej.

8. Pieniądze nie są przeznaczane na zakupy lub inwestycje, zamiast tego są oszczędzane.

9. Kredytodawcy reagują wprawdzie przez obniżkę stóp procentowych, jednak nie zmniejsza to coraz szybciej rosnącego obciążenia kredytobiorców.

Część ekonomistów, której świta, iż w ekonomicznych teoryjkach coś nie gra, i którą z powodzeniem nazwać można ekonomicznymi dysydentami, stworzyła pojęcie „luki deflacyjnej” – Deflationary gap. Trzeba przyznać, iż obserwacja jest trafna, ale próżno u nich szukać wyjaśnienia przyczyny tego zjawiska. Częściowo wyjaśniłem już te przyczyny, a do pełniejszego wyjaśnienia tego zjawiska i do jego związku z zadłużaniem się państw, dojdę później.

Rządy i banki centralne mogą względnie łatwo walczyć z inflacją – wystarczy ograniczyć emisję pieniędzy lub podwyższyć podatki. W przypadku deflacji, są jednak w dużej mierze bezsilne. Na początku może pomóc obniżka stóp procentowych, ale, jak to jest obecnie, są one już równe zeru. Także wzrost wydatków państwa, jest w tej chwili mało realny. W obecnym systemie monetarnym jest to związane ze wzrostem zadłużenia, a zadłużenie większości państw jest i bez tego ogromne, więc dalsze jego zwiększanie tylko przyspieszy (właściwie i tak już nieuchronne!) bankructwo. Jedyną skuteczną metodą byłoby „przekierowanie” pieniędzy, przy pomocy systemu podatkowego, od tych, którzy mają ich w nadmiarze – to znaczy od bogatszych do biedniejszych warstw społeczeństwa. Ale w obecnym systemie politycznym, społecznym i ekonomicznym, jest to nierealne! Nierealne jest to także z powodu braku granic dla kapitału i możliwości jego ukrycia w „rajach podatkowych”.

Jest jeszcze inny mechanizm umożliwiający branie wyższych kredytów. Mechanizm ten powoduje, iż do tej pory nie mamy jeszcze drastycznej deflacji – ale do niego dojdziemy później.

Idź do oryginalnego materiału