Konflikty na Bliskim Wschodzie to drogie paliwa
Jak zawsze napięcia na Bliskim Wschodzie doprowadzają do wzrostów cen ropy naftowej. Nie inaczej jest obecnie. Atak Izraela, odwetowe naloty Iranu i włączenie się USA do wojny to nic dobrego dla konsumentów, ponieważ przewiezienie każdego produktu będzie droższe. Od pierwszych nalotów na Iran, baryłka ropy podrożała już o niemal 10 dolarów.
Po raz kolejny notujemy ten sam scenariusz. Gdy tylko dzieje się coś złego, to hurtowe ceny paliw w Polsce błyskawicznie rosną, a wraz z nimi ceny na stacjach paliw. Spójrzmy na cenniki Orlenu. Izrael zaatakował w nocy z 12 na 13 czerwca. Następnego dnia cena w hurcie wzrosła o 9 groszy na litrze. W tym miejscu zapytamy retorycznie, co by było gdyby konflikt skończył się już tego dnia?
Podsumowując, litr oleju napędowego w hurcie Orlenu podrożał od 12 czerwca aż o 40 groszy! Problem polega na tym, iż zanim surowiec z państw Zatoki Perskiej trafi do Polski mija najczęściej kilkanaście dni…
Jak widać to nie problem. Problemem są obniżki. Gdy ropa tanieje, przedstawiciele koncernów paliwowych prezentują długie wyjaśnienia, skomplikowane wzory i zależności na rynku walutowym. Dlaczego te same zależności nie działają w tak powolny i zawiły sposób od 10 dni?
Cieśnina Ormuz
Jednak jeszcze gorszy scenariusz dla nas to blokada cieśniny Ormuz, którą zatwierdził irański parlament. To odpowiedź na atak Stanów Zjednoczonych. Tym szlakiem handlowym trafia na rynki około 20% światowego zapotrzebowania na ropę. Faktyczna blokada oznaczałaby dosłownie wystrzelenie cen ropy i kryzys gospodarczy porównywalny z zerwaniem łańcuchów dostaw w czasach pandemii.