Koniec bessy już za chwilę

2 lat temu

Swój ostatni szczyt indeks WIG zaliczył na poziomie 75 018 punktów i miało to miejsce dokładnie ósmego listopada. Mamy więc na liczniku prawie rok bessy na polskim rynku akcji, ale nie tylko na naszym. Nasdaq wyznaczył swój szczyt 22 listopada na poziomie 16 212 punktów, a S&P500 czwartego stycznia na poziomie 4818. Podobnie było z DAX, rynkiem krypto, czy obligacjami. Pomimo iż strach sprzedawałby się lepiej, to na rynku całkiem sporo danych i statystyk mówi raczej, iż koniec bessy jest tuż za rogiem.

John Templeton powiedział niegdyś słowa, które powinien mieć w głowie każdy inwestor: Rynek byka rodzi się w pesymizmie, rośnie na sceptycyzmie, dojrzewa w optymizmie i umiera w euforii. Ile to rynkowej prawdy można zawrzeć w jednym prostym zdaniu.

Ogólnie należę do grona inwestorów, którzy uważają, iż nigdy nie należy wychodzić z rynku. Zwłaszcza z rynku akcji. Nigdy nie wiesz, co będzie na rynkach jutro i nikt nie wymyślił jeszcze bardziej skutecznego sposobu zarabiania na rynkach, niż wydłużenie horyzontu inwestycyjnego.

Rynek byka rodzi się w pesymizmie

Tak wygląda prawdopodobieństwo uzyskania pozytywnych i negatywnych stóp zwrotu dla indeksu S&P500 w różnych interwałach czasowych, zmierzone na bazie lat 1926 – 2015. Jestem przekonany, iż choćby przy rozwinięciu tego do 2022 roku statystyka kilka się zmieni. Wnioski tymczasem są jednoznaczne. Patrząc na stopę zwrotu jutrzejszą, szanse mamy zbliżone do rzutu monetą. Oczywiście w długim terminie więcej dni będzie miało pozytywną stopę zwrotu, ale jeżeli chodzi o jutrzejszy? Zamknij oczy i strzel. Stracisz mniej czasu, a efekt będzie podobny.

Jednocześnie im dłuższy nasz horyzont, tym szansa na osiągnięcie pozytywnej stopy zwrotu w danym interwale tylko rośnie. W zasadzie od 5-letniego horyzontu trzeba naprawdę mieć pecha, żeby na rynku nie zarobić, a i najwięksi pechowcy w końcu wyjdą na swoje.

Jednocześnie jednak jestem mocno przekonany, iż Ci którzy zdecydują się na zakupy dziś będą mieli powody do zadowolenia choćby w stosunkowo krótkim 12-miesięcznym horyzoncie. Dlaczego? No i tutaj wracam do słów Templetona. Rynek byka rodzi się w pesymizmie, a tak silnego nie mieliśmy od BARDZO dawna.

Ankieta prowadzona wśród Amerykańskiego Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych nie pozostawia tu wątpliwości. Odsetek ulicznych niedźwiedzi sięga dziś prawie 61%, co mieści się w TOP 5 najgorszych odczytów w historii tego badania prowadzonego od ponad 30 lat. Fatalny sentyment inwestorów indywidualnych często zbiega się z rynkowymi odbiciami.

Jeśli spojrzeć na różnice pomiędzy odsetkiem byków, a niedźwiedzi (w badaniu można też być neutralnym), to ta również jest dziś tak gigantyczna, jak ostatnio w szczycie globalnego kryzysu finansowego.

I jeszcze do niedawna można było zarzucać, iż sentyment nie jest odzwierciedlany w ucieczce inwestorów z rynku, co kiedyś było niezłym wyznacznikiem rynkowej paniki. Myślę, iż gigantyczne odpływy ogólnie z rynku akcji na skutek paniki będą sukcesywnie słabsze przez silniejszy udział inwestowania pasywnego. Jeśli jednak już spojrzeć na to, jakie są kroczące napływy inwestorów przy kupowaniu poszczególnych akcji, to kolejny element układanki pasuje. Ta miara pokazuje bowiem, iż ucieczka z poszczególnych akcji jest już większa, niż w panice koronawirusa.

Nie tylko inwestorzy indywidualni są spanikowani

Ulica na pewno więc czuje się kiepsko i szuka bezpieczeństwa oraz stabilizacji. Okazuje się, iż ostatnio mocno rosną napływy od indywidualnych do funduszy rynku… pieniężnego. Faktycznie po podwyżkach stóp procentowych w USA, te fundusze w końcu zaczęły stanowić jakąkolwiek alternatywę, ale to wciąż nigdy nie będzie alternatywa, na której da się zarabiać sensownie w długim terminie. Tymczasem skumulowany napływ inwestorów indywidualnych do tych funduszy od czerwca 2022 przekroczył już 100 miliardów dolarów. Jednocześnie inwestorzy instytucjonalni z tego samego rynku funduszy pieniężnych… wychodzą.

Ci sami inwestorzy instytucjonalni według comiesięcznej ankiety Bank Of America też daleko są dziś od rynkowej euforii. Zapytani o to, jak czy decydują się dziś na przeważanie w portfelu rynku akcji, gigantyczna większość z nich mówi kategoryczne nie. Odsetek tych profesjonalnych zarządzających, którzy faktycznie decydują się dziś na taki ruch jest dziś jeszcze niższy, niż w szczycie kryzysu z 2008 roku.

Oczywiście to nie tak, iż się im dziwię. Większość zarządzających rozliczana jest (niestety) z wyników kwartalnych funduszu. W skrajnie pozytywnym wypadku rozliczani są rocznie. Naprawdę ze świecą szukać rozliczania zarządzającego w sensownym horyzoncie, kiedy faktycznie jego inwestycyjne hipotezy mogły się już sprawdzić lub zostać pogrzebane. W rok, a już zwłaszcza w kwartał ciężko jest zweryfikować dowolny pomysł, który nie jest spekulacyjny. Wstrzemięźliwość inwestycyjna profesjonalistów w takich czasach jest dla mnie czystym pragmatyzmem: „pewnie będzie wyżej, ale jeżeli nie będzie, to łatwiej będzie mi wyjaśnić inwestorom swoją bierność”.

Wszyscy się boją, a insiderzy kupują akcje

Ulica więc się boi, profesjonaliście się boją. Jednocześnie jest ktoś, kto się nie boi. I to ktoś, to zna spółki najlepiej. To Ci, którzy mają masę powodów do sprzedaży akcji, ale tyko jeden do ich zakupu. Insiderzy. Insiderzy mają chyba jako jedyna grupa całkiem niezłą statystykę w trafianiu w rynkowe dołki i górki. Tymczasem dzisiaj kupują jak szaleni.

Jeśli spojrzeć na obsunięcia indeksu S&P500 i zestawić je z tym ile insiderów w tej chwili sprzedaje, a ile kupuje akcje na rynku, to okazuje się, iż ta grupa naprawdę dobrze wie, kiedy akcje są historycznie tanie.

Dziś ten stosunek sprzedających akcje insiderów, do ich kupujących jest coraz bliżej paniki koronawirusa z marca 2020. Jest też na podobnych poziomach, co w krachach z lat 2009, 2011, czy 2018.

Pewnie, iż w ŻADNYM wypadku nie oznacza, to, iż rynek będzie od jutra zaliczał tylko wzrosty, ale skoro Ci, którzy znają spółki najlepiej mówią „dla mnie to tanio”, to zamierzam im zaufać i jestem dziś mocno przekonany, iż choćby w perspektywie roku będę z tej decyzji zadowolony.

Zresztą nie powinno to być dla nikogo zaskoczeniem, iż stopy zwrotu z indeksów, które zaliczyły mocne obsunięcie są przy zmianie rynkowej wajchy bardzo atrakcyjne. Patrząc na rynek amerykański od 1926 do 2021 roku i analizując wszystkie sytuacje, gdy obsunął się on o odpowiednio 10%, 20% i 30% widać, iż średnio 1-roczna stopa zwrotu od danej obsunięcia jest przyjemna dla wcześniejszych spadków rynku po 10% i wynosi 12.5% oraz FANTASTYCZNA dla wcześniejszych spadków rynku po 30% i wynosi 23.8%.

Bessa nie trwa wiecznie, bo i gospodarki i rynki są cykliczne. Myślę, iż koniec bessy jest tuż za rogiem, a mieszanka fatalnych nastrojów i rekordowego obstawiania spadków teraz, gdy rynek zaliczył już gigantyczne spadki może być wybuchowa.

Do zarobienia,
Piotr Cymcyk

46
0
Idź do oryginalnego materiału