„Dolar się kończy!”, „USA tracą dominację!”, „Czas na juana i złoto!”
Takie krzyczą co chwilę nagłówki Twittera, YouTube’a, a choćby różnych konferencji geopolitycznych. Brzmią groźnie. Klikają się świetnie. Mają tylko jeden problem – są głupie.
Chociaż narracja o końcu dolara brzmi dramatycznie i daje nadzieję tym, którzy chcieliby nowego porządku świata, to dane pokazują coś zupełnie innego. Dolar nie tylko nigdzie się nie wybiera, ale jego pozycja jest choćby silniejsza niż dekadę temu.
W tym materiale rozbieram dla was mit dedolaryzacji na czynniki pierwsze. Zobaczycie, dlaczego na dziś nie istnieje żadna realna alternatywa dla dolara i czemu wszystkie zapowiedzi “końca dominacji USA” przypominają odgrażanie się dziecka, które i tak wraca do domu.
Koniec dolara? Totalna bzdura! Analizuję, dlaczego dedolaryzacja to fikcja.
Zyskaj podwójnie z Saxo!
Załóż konto w Saxo Banku z tego linku https://bit.ly/saxo-dna-bonus i odbierz:
– 250 euro bonusu na start
– najnowsze wydanie Stockscan – zupełnie za darmo!
Znajdziesz tam więcej wartościowych treści o inwestowani, giełdzie i rynkach.
DNA Rynków – merytorycznie o giełdach i gospodarkach
Co rozpala narrację o dedolaryzacji?
Na pierwszy rzut oka wydaje się, iż coś jest na rzeczy. Coraz więcej państw próbuje handlować bez użycia dolara, banki centralne zwiększają zakupy złota, a międzynarodowe instytucje gospodarcze nawołują do „dywersyfikacji ryzyk walutowych”.
Równocześnie USA mają rekordowy dług publiczny i… kontrowersyjną politykę Donalda Trumpa, która budzi obawy o stabilność gospodarczą, protekcjonizm oraz nieprzewidywalność kierunku polityki fiskalnej Trumpa. Wszystko wygląda jak idealna recepta na koniec dolara jako waluty świata. W końcu PO COŚ te banki centralne kupują te złoto na potęge, prawda?!

Jednak, gdy spojrzymy na czyste fakty – realne dane o wykorzystaniu walut w handlu, systemie finansowym i realne dane o rezerwach, to okazuje się, iż nie tylko nie zbliżamy się do końca dolara, a jego pozycja w wielu obszarach wręcz się umacnia.
Chiny i BRICS – więcej teatru niż realnej zmiany
Zastanówmy się na początku skąd w ogóle wziął się mit o dedolaryzacji?
Pomysł, iż dolar przestaje być potrzebny światu, nie jest nowy. Mit dedolaryzacji pojawia się regularnie od lat niczym sezonowy trend inwestycyjny. Raz za sprawą geopolityki, innym razem przez kryzysy finansowe lub zmiany technologiczne.
Za każdym razem ma wspólny mianownik: jest podszyty emocjami, które nie wytrzymują zderzenia z faktami. Najgłośniejszym aktorem w narracji o dedolaryzacji są Chiny. To właśnie Pekin najczęściej mówi o potrzebie stworzenia „wielobiegunowego świata” i „nowego ładu finansowego”, w którym dominacja dolara ma zostać zastąpiona przez system oparty na wielu walutach narodowych, a najlepiej – na juanie.
Równolegle grupa BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, RPA, a od niedawna także Arabia Saudyjska, Egipt, Etiopia, Iran, ZEA) coraz głośniej mówi o potrzebie budowy własnej waluty rezerwowej lub przynajmniej alternatywnego systemu rozliczeń niezależnego od dolara.
Brzmi to jak wielka zmiana w układzie sił. W praktyce to bardziej geopolityczny teatr niż realna alternatywa. Juan rzeczywiście jest coraz częściej wykorzystywany w globalnym handlu. W 2024 roku jego udział w globalnych płatnościach był rekordowy w historii. Wyniósł … 4%

Chiny próbują promować juana w handlu z krajami rozwijającymi się, np. w Afryce czy Azji Południowo-Wschodniej. W ramach inicjatywy Pasa i Szlaku część projektów infrastrukturalnych jest denominowana w renminbi. Jednak na tle światowego handlu, skala tych działań jest symboliczna. Dolar dominuje nie tylko w rozliczeniach, ale też w emisji długu, rezerwach walutowych i globalnych transakcjach towarowych.
Co więcej, większość państw BRICS nie ufa wzajemnie swoim systemom finansowym, a już na pewno nie są gotowe przekazać pełni zaufania Chinom jako jedynemu liderowi.
Indie otwarcie konkurują z Chinami o wpływy w Azji, a Brazylia i RPA mają inne interesy gospodarcze ze względu na swoje położenie geograficzne. Pomysł wspólnej waluty BRICS był rozważany, ale choćby wewnątrz tej grupy nie ma żadnego porozumienia co do podstawowych założeń. Całość pozostaje luźnym pomysłem, który od czasu do czasu ktoś sobie podniesie na YT do straszenia odbiorców.
Spójrzmy na przykład buzujących konfliktów interesów i politycznych ambicji, które wzajemnie się wykluczają. Mieliśmy niedawno szczyt ministrów spraw zagranicznych w Rio de Janeiro w 2025 roku. Spotkanie zakończyło się choćby bez podpisania wspólnego oświadczenia.
Powodem fiaska były spory o reformę Rady Bezpieczeństwa ONZ. Jeszcze w 2023 roku, podczas rozmów w Johannesburgu, BRICS jednogłośnie poparły kandydatury Brazylii, Indii i Republiki Południowej Afryki do stałych miejsc w Radzie. Było to wyrazem ambicji państw Globalnego Południa do wzmocnienia swojej pozycji w strukturach międzynarodowych.
Już kilka miesięcy później nowe państwa członkowskie – Egipt i Etiopia – otwarcie kwestionowały te ustalenia, sprzeciwiając się poparciu dla RPA. Ich veto zablokowało końcowe porozumienie i ujawniło głębszy problem: choćby wewnątrz tzw. sojuszu alternatywnego wobec Zachodu nie ma zgody co do tego, kto ma reprezentować kogo. To nie brzmi jak sytuacja dobra do rozwoju wspólnej waluty.
Samobójcze cele Chin
Dodatkowo trzeba zrozumieć, iż Chinom wcale nie zależy na silnym juanie. Od lat prowadziły politykę celowego osłabiania własnej waluty, żeby wspierać eksport. Tania waluta, to niższe ceny dla klientów zza granicy. Tymczasem status globalnej waluty rezerwowej, jakim dziś cieszy się dolar, wiąże się ze strukturalnym i nieprzerwanym popytem, co niemal automatycznie długoterminowo umacnia walutę i utrudnia konkurencyjność cenową towarów eksportowych.
Te dwie polityki się po prostu wykluczają. Chiny nie mogą pogodzić chęci osłabiania waluty w celu stymulacji krajowego eksportu i jej umacniania, jeżeli stanie się „nowym dolarem”.
Na przestrzeni ostatnich 10 lat chińska waluta osłabiła się względem euro o ponad 12%, a względem dolara o ponad 10%.

Narracja polityczna kontra rzeczywistość ekonomiczna
Tak naprawdę gadanie o „końcu dolara” bardzo często służy jako narzędzie narracji antyzachodniej. Władze państw autorytarnych wykorzystują ją, by pokazać swoją niezależność i siłę. Opinia publiczna słyszy: „Nie potrzebujemy dolara – jesteśmy suwerenni!”. To przekaz polityczny, który ma wewnętrzne znaczenie w tych państwach, ale niewielkie odzwierciedlenie w bilansach banków centralnych.
W 2008 roku, kiedy USA stały się epicentrum globalnego kryzysu finansowego, świat też krzyczał o końcu dolara. Koniec dolara nie nadszedł!
Przepychanki dotyczące podniesienia limitu zadłużenia w USA też często podnoszą temat dedolaryzaji, i co? I nic.
Kiedy Fed w czasie pandemii zaczął stymulować gospodarkę poprzez luzowanie ilościowe, też pojawiały się głosy, iż to początek końca dolara.
W 2025 roku wybryki Trumpa rzekomo tak zraziły do siebie światowe elity, iż ma to być początek odwracania się od dolara. Mogę Wam zagwarantować, iż tak nie będzie. Skoro kryzys z 2008 roku tego nie zrobił, to Trump i jego cła też tego nie zrobi.
Dominacja dolara w liczbach
Świat wcale nie odwraca się od dolara. Jeśli oderwiemy się na chwilę od narracji politycznej i medialnych emocji, a spojrzymy wyłącznie na liczby, obraz globalnego użycia dolara jest jednoznaczny: to przez cały czas najpotężniejsza i najbardziej wpływowa waluta świata z ogromną przewagą nad konkurencją.

Udział poszczególnych walut w światowych rezerwach banków centralnych nie pozostawia tu wątpliwości: dolar jest absolutnym liderem. Wykres kończy się na 2023 roku, ale dziś – w 2025 – jego udział przez cały czas wynosi około 58%. To oznacza, iż grubo ponad połowa wszystkich rezerw walutowych na świecie trzymana jest w… dolarach.
Możecie spojrzeć na ten wykres i zauważyć, iż udział dolara lekko spada od ponad 20 lat. I być może pomyślicie, iż to przecież WIDOCZNY sygnał słabnięcia jego pozycji. Nie do końca – spadek udziału procentowego nie oznacza, iż dolar wypada z gry. Po prostu cały system finansowy się rozrasta, a udział innych walut nieznacznie rośnie, ale nie wpływa to na układ sił.
Na drugim miejscu jest euro, które oscyluje w okolicy 20%. Jego znaczenie pod tym kątem przestrzeni ostatnich 15 lat spadł o około 10 punktów procentowych. Prędzej można więc gadać o deeuroizacji niż o dedolaryzacji.
Juan, który ma być Dawidem pokonującym Goliata, ma tu wagę około 3%.

Realnie choćby ten spadkowy trend z wcześniejszego wykresu miałby się utrzymywać i doprowadzić w końcu do „upadku dolara”, to potrwa to całe dekady, a może i wieki oraz będzie procesem pokoleniowym, a nie dynamicznym upadkiem w trakcie jednego kryzysu gospodarczego.
Swoją drogą i tak wątpię, żeby w obecnym świecie w ogóle mogło dojść i tak choćby do powolnego upadku dolara, co wyjaśnimy sobie za chwilę. Spójrzmy najpierw jeszcze na inne dane.
Dolar jako kręgosłup globalnego systemu
Pierwsza kategoria na przedstawionym teraz wykresie, to obrót walutowy na rynku Forex – tutaj dolar amerykański ma aż 88% udziału we wszystkich transakcjach. Dlaczego tak dużo? Swój wynik dolar zawdzięcza swojej ogromnej płynności, czyli temu, iż handluje nim ogromna rzesza instytucji i inwestorów.
W efekcie, choćby kiedy nie chcemy kupować ani sprzedawać dolara, to czasem i tak musimy. Na przykład, gdy na rynku Forex ktoś chce wymienić peso filipińskie na rand południowoafrykański, to najczęściej robi to przez dolara – w dwóch krokach:
- peso zmienia na USD,
- USD zmienia na randa.
Powód? Bezpośrednia para peso–rand może być niedostępna lub ekstremalnie niepłynna, a więc kosztowna i nieefektywna do wymiany. Lepiej już zrobić to za pośrednictwem dolara, którego każdy kupuje i którym każdy handluje. W efekcie łatwiej znaleźć drugą stronę transakcji i spread jest mniejszy. Spread to różnica między ceną kupna i sprzedaży.

Druga kategoria na obecnym wykresie to rezerwy walutowe, o których już sobie rozmawialiśmy, a trzecia mówi o tym jakie waluty są używane do emisji długu (obligacji) przez rządy i firmy na świecie.
Prawie połowa całego międzynarodowego długu jest w dolarach.
Skoro więc dolar dominuje nie tylko w handlu, ale też w długu i inwestycjach, to dobrze jako inwestor zawsze mieć łatwy i tani dostęp do takich rynków. Ja często korzystam do tego z konta w Saxo Banku, gdzie prowadzę dla Was portfel defensywny, w którym siedzą m.in. Google, Ferrari, Nu Holdings, TSMC, argentyński YPF, czy niemiecki Eventim. Ostatnio zgodnie z zapowiedziami z materiału o szwedzkich spółkach dołączył też Evolution, a za resztę kapitału dokupiłem kilka akcji przecenionego Novo Nordisk.
Sam portfel od marca 2025 zrobił solidne +15%, a Wy możecie go spokojnie sobie odwzorować bez kosztów. Zakładając konto z linka dostajecie 250 euro bonusu na prowizje do użycia przez 3 miesiące
A do tego zgarniecie najnowsze wydanie StockScan – naszego miesięcznika z analizami prawie 200 spółek. Spokojnie możecie wykorzystać go do znalezienia inspiracji dla swojego portfela. Czy warto? Według mnie warto, bo top picki Stockscana regularnie biją szerokie indeksy o kilkadziesiąt procent. jeżeli chcesz inwestować globalnie, mądrze i konkretnie, to ta oferta sprawdzi się idealnie.
Technologiczna i systemowa przewaga dolara
Dolar zbudował cały system finansowy świata. Nie można „tak po prostu” przesiąść się na inną walutę. Dolar to bowiem dziś nie tylko jednostka rozliczeniowa. To coś na wzór uniwersalnego języka systemów informatycznych w finansach, to podstawa algorytmów zarządzania ryzykiem finansowym, to punkt odniesienia dla wycen obligacji, towarów i transakcji międzybankowych.
Jego zmiana to tak, jakby ktoś chciał wprowadzić sobie nowy system miar i wag. choćby jeżeli miałby on swoje zalety, to świat nie zmienia nawyków bez przymusu, a przymusu nie ma.
Każdy, kto mówi, iż „świat odchodzi od dolara”, nie rozumie, jak działa system finansowy. Dolar nie dominuje tylko dlatego, iż USA są silne. Dominuje, bo to jedyna waluta, która łączy wszystkie inne i stanowi podstawę dla całego systemu finansowego.
Techniczne realia: Dlaczego nie ma alternatywy
Załóżmy jednak czysto hipotetycznie, iż świat jest bardzo zdeterminowany, żeby od dolara odejść i porzucić go na rzecz, jakiejś innej waluty. Czemu to nie będzie takie proste?
W debacie o tzw. dedolaryzacji często pomija się jeden, absolutnie najważniejszy fakt: żadna inna waluta nie jest dziś w stanie technicznie wypełnić tej samej roli co dolar. choćby jeżeli część państw chciałaby uniezależnić się od amerykańskiego systemu finansowego, nie mają do czego sięgnąć w zamian. Dolar dominuje nie dlatego, iż ktoś go narzuca, ale dlatego, iż jest jedyną walutą, która spełnia zestaw brutalnie praktycznych warunków.
1. Ogromna podaż – to jedyna waluta gotowa pochłonąć globalną płynność.
Globalna gospodarka wygenerowała przez ostatnie dekady gigantyczne ilości kapitału. Banki centralne, fundusze inwestycyjne, rządy, korporacje i instytucje finansowe szukają aktywów, które można bezpiecznie i płynnie przechowywać, wymieniać i zabezpieczać.
I tylko dolar oraz amerykańskie obligacje skarbowe denominowane właśnie w dolarach oferują podaż wystarczająco dużą, by to wszystko wchłonąć.
Inne waluty – jak euro, jen czy juan – są zwyczajnie zbyt rzadkie, a rynki aktywów denominowanych w tych walutach są zbyt płytkie, by mogły stać się uniwersalnym buforem światowej płynności.
2. Największy, najpłynniejszy i najbezpieczniejszy rynek obligacji
Dolar opiera się nie tylko na wolumenie transakcji czy użyciu w handlu, ale przede wszystkim na amerykańskich obligacjach skarbowych (U.S. Treasuries). Ten rynek:
- ma wartość około 30 bilionów dolarów (i rośnie),
- oferuje maksymalną płynność – kupno lub sprzedaż możliwe w każdej sekundzie, w każdej strefie czasowej,
- ma gwarancję wykupu i najniższe ryzyko kredytowe.
To właśnie w Treasuries przechowuje swoje rezerwy cały świat. Nie dlatego, iż „lubi” USA, ale dlatego, iż nie ma żadnego innego rynku długu o takiej skali i przejrzystości. choćby jeżeli ktoś znajdzie obligacje o podobny poziomie bezpieczeństwa to nie zaoferują one podobnej płynności i podaży. I w drugą stronę choćby jeżeli znajdziesz rynek o podobnej podaży, to nie zapewnia on tego samego poziomu bezpieczeństwa i zaufania.

Rynek obligacji jest tutaj kluczowy, bo nikt poważny nie trzyma rezerw walutowych i ogromnego kapitału w gotówce, która traci wartość przez inflację, dlatego status waluty rezerwowej jest nierozerwalnie połączony z rynkiem obligacji, które można kupić za daną walutę i zarabiać na odsetkach. Innych instrumentów finansowych na świecie jest po prostu za mało i są zbyt ryzykowne, żeby mogły stanowić alternatywę dla amerykańskich obligacji, a skoro amerykańskie obligacje są denominowane w dolarach, to nie ma również alternatywy dla dolara!
Porównajmy kilku potencjalnych konkurentów dla dolara i USA:
- Unia Europejska? Brak wspólnego rynku obligacji. Każdy kraj emituje swoje, o różnym ryzyku i różnej płynności.
- Chiny? Rynek zamknięty, kontrolowany, mało przejrzysty, z ograniczeniami w przepływie kapitału.
Co to znaczy, iż chiński rynek obligacji jest zamknięty? Chińskie władze od dekad prowadzą politykę ograniczania swobodnych przepływów finansowych. O ile inwestycje zagraniczne w sektorze produkcyjnym są mile widziane, o tyle portfolio investments (czyli np. zakup obligacji, udziałów, funduszy) są traktowane z podejrzliwością jako potencjalne źródło destabilizacji.
To dlatego przez lata zagraniczni inwestorzy mieli utrudniony dostęp do chińskich obligacji rządowych i korporacyjnych. Musieli oni przechodzić skomplikowaną biurokrację, uzyskiwać licencje i działać przez pośredników.
Jeszcze niedawno dużym problemem dla inwestorów był też brak infrastruktury, do której przyzwyczajeni są na Zachodzie:
- brak rozwiniętych instrumentów zabezpieczających ryzyko walutowe (hedging),
- niskie limity emisji poszczególnych obligacji (utrudniające budowę pozycji o dużej skali),
- wolne rozliczenia i skomplikowana dokumentacja.
Mimo iż te elementy stopniowo się poprawiają, wielu inwestorów wciąż pozostaje ostrożnych. Szczególnie aktywni zarządzający obawiają się wysokich kosztów transakcyjnych i niestabilności.
Mówiąc prościej – chiński system finansowy ma jeszcze trochę do nadrobienia i nie oferuje tyle możliwości, co amerykański.
Kolejna potencjalna alternatywa – może Japonia i jen? Posiada ogromny dług, ale niemal w całości trzymany lokalnie i ze względu na swoją specyfikę. Przez lata kraj utrzymywał bardzo niskie lub wręcz ujemne stopy procentowe, co raczej nie było na rękę inwestorom zagranicznym.
Przez ostatnie lata inwestorzy zaciągali wręcz pożyczki w jenach, które oferowały niskie stopy procentowe i kupowali za nie dolary a potem amerykańskie obligacje, który były lepiej oprocentowane, co dodatkowo stymulowało popyt na dolara i obligacje Stanów Zjednoczonych.

Efekt sieciowy i bariera wejścia
Mało wam? Mogę dalej. Dolar cieszy się też czymś, co w świecie biznesu nazywa się efektem sieciowym. Instytucje i inwestorzy chcą z niego korzystać, bo cały świat z niego korzysta i jest to wygodniejsze zamiast na siłę szukać jakieś alternatywy, bo ktoś się obraził na Trumpa. To jak z Facebookiem. Możesz założyć nowy portal i alternatywę dla niego. Tylko jeżeli będziesz tam jedynym użytkownikiem, to po co ja mam tam zakładać konto?
Dolar działa jak system operacyjny globalnych finansów – wszystko jest pod niego zaprojektowane:
- rozliczenia na rynku surowców,
- systemy płatności międzynarodowych (SWIFT, CLS),
- kontrakty terminowe, opcje, zabezpieczenia,
- depozyty i wymagania kapitałowe banków.
Żeby zastąpić dolara, inna waluta musiałaby zbudować równoległy, kompatybilny ekosystem, do którego każdy mógłby dołączyć, niezależnie od położenia geograficznego, języka, systemu prawnego i poziomu rozwoju rynku. Musiałoby się to wydarzyć nie tylko w teorii, ale również w praktyce, w czasie rzeczywistym, z miliardami codziennych transakcji.
Nawet jeżeli jakaś waluta – teoretycznie – stałaby się bardziej popularna, to nikt nie chce przechowywać rezerw w aktywach, których nie można sprzedać czy zabezpieczyć walutowo odpowiednim instrumentem pochodnym.
Dolar daje wszystkie możliwości jakie oferuje nowoczesny świat finansów w jednym pakiecie – od Tajlandii po RPA, od Norwegii po Chile. Nie da się tego sklonować polityczną deklaracją ani zbudować w kilka lat. To efekt dekad integracji, liberalizacji finansów i zaufania zbudowanego przez konsekwentne działanie amerykańskich instytucji.
Podsumowując więc, dedolaryzacja to nie tylko kwestia „czy chcemy”, ale przede wszystkim „czy się da”. Technicznie się nie da. Nie istnieje żadna inna waluta, która miałaby:
- odpowiednią podaż,
- odpowiednio głęboki i płynny rynek obligacji,
- odpowiednio stabilny i przejrzysty system prawno-instytucjonalny.
Dolar to nie przypadek. To na dziś jedyna waluta, która w tej chwili łączy wszystkie cechy niezbędne, do tego, żeby być „magazynem wartości” dla całej planety.
Psychologia rynków – dolar zyskuje w kryzysie
A do całej tej mieszanki dodajmy jeszcze jeden istotny aspekt, który łączy się nierozerwalnie z psychologia inwestowania. Im więcej paniki, tym dolar silniejszy!
Jedną z zasad funkcjonowania współczesnych finansów i rynków kapitałowych jest to, iż im gorzej dzieje się na świecie, tym silniejszy staje się dolar. Choć wielu komentatorów przedstawia dolara jako źródło globalnych problemów – symbol dominacji USA, zadłużenia i nierówności – to właśnie do tej waluty ucieka kapitał w momentach paniki.
Widzieliśmy to podczas kryzysu finansowego w 2008, podczas pandemii COVID-19 w 2020 i podczas inwazji Rosji na Ukrainę. Mimo całego szumu wokół dedolaryzacji, w każdym z tych momentów indeksy dolara rosły, a rentowności amerykańskich obligacji malały. Wszystko dlatego, iż kapitał płynął do USA, które uważa za najbezpieczniejszą przystań.

Gadanina o tym, iż świat obraził się na dolara, a Trump spowodował załamanie zaufania do amerykańskiej waluty przypomina obrażone dziecko, które odgraża się, iż ucieknie z domu, ale jak tylko natyka się na realne problemy, to z podkulonym ogonem wraca do rodziców po pomoc.
Teraz wszyscy deklarują „ucieczkę” od dolara, ale gdyby się stało tak, iż wojna handlowa wywoła prawdziwy kryzys gospodarczy, to gwarantuje wam, iż znów zobaczymy wzrosty na dolarze. W czasie kryzysu po prostu pobiegniesz do kantoru po dolara, a nie juana czy filipińskie peso.
Narracja o dedolaryzacji brzmi efektownie: globalny zwrot, nowy porządek, koniec dominacji USA. Rzeczywistość finansowa mówi co innego. Dolar przez cały czas dominuje w handlu, rezerwach, obligacjach i transakcjach walutowych. Jest nie tylko walutą. Jest fundamentem systemu, na którym opiera się globalna płynność. Dolar jest wszędzie i za Twojego życia raczej nie będzie mieć alternatywy.
Zyskaj podwójnie z Saxo!
Załóż konto w Saxo Banku z tego linku https://bit.ly/saxo-dna-bonus i odbierz:
– 250 euro bonusu na start
– najnowsze wydanie Stockscan – zupełnie za darmo!
Do zarobienia,
Piotr Cymcyk