Koniec ery fortecy. Dlaczego cyberodporność to przyszłość IT?

2 godzin temu
Zdjęcie: Ddos, cyberbezpieczeństwo, cyberodporność


Krajobraz cyfrowych zagrożeń w Polsce przestał być domeną teoretycznych rozważań, a stał się codziennym wyzwaniem biznesowym. Oficjalne statystyki, jak te publikowane przez CERT Polska, co roku biją rekordy liczby zarejestrowanych incydentów.

Firmy, niezależnie od skali działalności, konfrontują się z nieustanną presją – od masowych kampanii phishingowych po precyzyjnie targetowane ataki z użyciem ransomware. Stawką nie są już tylko dane czy straty finansowe, ale fundamentalna zdolność do prowadzenia działalności.

Przez lata w branży IT dominował paradygmat budowania cyfrowej fortecy. Inwestycje koncentrowały się na wzmacnianiu murów obronnych: wdrażaniu zaawansowanych zapór sieciowych, systemów antywirusowych i coraz popularniejszych architektur opartych na zasadzie zerowego zaufania (Zero Trust).

To solidne fundamenty, jednak branża zgodnie przyznaje, iż choćby najszczelniejszy system obronny nie gwarantuje stuprocentowej ochrony. Pytanie przestało brzmieć „czy zostaniemy zaatakowani?”, a zaczęło „kiedy to nastąpi i jak gwałtownie wrócimy do działania?”.

W odpowiedzi na tę zmianę, na pierwszy plan wysuwa się koncepcja cyberodporności (cyber resilience). To strategiczne rozszerzenie klasycznego pojęcia bezpieczeństwa. O ile bezpieczeństwo skupia się na prewencji i blokowaniu ataków, o tyle odporność zakłada, iż incydent w końcu nastąpi.

Jej celem jest więc minimalizacja szkód, przetrwanie zakłócenia i jak najszybsze przywrócenie pełnej operacyjności. Odporność to zdolność organizacji do absorpcji ciosu i kontynuowania misji.

Realizacja tej koncepcji wymaga zintegrowanego, holistycznego podejścia, które można oprzeć na kilku uzupełniających się filarach. Pierwszym jest nieustanna analiza i zapobieganie. Obejmuje to regularną ocenę wektorów zagrożeń, identyfikację słabych punktów w infrastrukturze oraz dbałość o zgodność z regulacjami i standardami. To proaktywne działanie, które zmniejsza powierzchnię ataku.

Drugim elementem, wzmacniającym prewencję, jest wspomniana architektura Zero Trust. Jej filozofia odrzuca ideę bezpiecznej sieci wewnętrznej, traktując każdą próbę dostępu do zasobów – niezależnie od pochodzenia – jako potencjalnie wrogą.

Uwierzytelnianie i autoryzacja stają się granularne, co znacząco utrudnia napastnikom poruszanie się po sieci, choćby jeżeli uda im się sforsować pierwszą linię obrony.

Kolejne dwa filary aktywują się, gdy prewencja okaże się niewystarczająca. Mowa o umiejętności wykrywania i reagowania. najważniejszy jest tu ciągły monitoring systemów w poszukiwaniu anomalii, które mogą świadczyć o incydencie. Szybkie wykrycie pozwala uruchomić zdefiniowane wcześniej procedury reagowania, izolując zagrożenie, zanim spowoduje ono kaskadowe szkody.

Ostatnim, kluczowym elementem jest odzyskiwanie. To proces przywracania systemów, danych i procesów biznesowych do stanu sprzed ataku. Nowoczesne strategie odzyskiwania danych (disaster recovery) kładą nacisk na automatyzację i minimalizację wskaźników RTO (Recovery Time Objective) oraz RPO (Recovery Point Objective), aby przerwa w działaniu firmy była jak najkrótsza.

Budowanie prawdziwej cyberodporności wykracza jednak poza technologię. To proces, który musi integrować ludzi, procedury i narzędzia. Wymaga jasno zdefiniowanych ról na wypadek kryzysu, regularnych testów i ćwiczeń awaryjnych oraz budowania kultury świadomości bezpieczeństwa wśród wszystkich pracowników. Bezpieczeństwo przestało być produktem, który można kupić i wdrożyć. Stało się ciągłym procesem adaptacji, który decyduje o zdolności firmy do przetrwania w coraz bardziej niepewnym cyfrowym świecie.

Idź do oryginalnego materiału