Ostatnio był sylwester, wokół fajerwerków nagromadziło mnóstwo emocji – i z tej okazji warto, żeby omówić bardzo ważne zagadnienie z ekonomii – mianowicie chodzi o efekty zewnętrzne. Dzięki nim, wiele osób podziwia pokazy sztucznych ogni za darmo, a inna grupa (jednocześnie) musi znosić uciążliwości i cierpieć za przyjemność innych.
Wielki pokaz „somsiada”
Wyobraź sobie, iż mieszkasz w małej miejscowości. Twój „siomsiad” postanowił, iż jego kultowy passat to za mało, żeby pokazać okolicy kto jest prawdziwym lokalnym Rockeffellerem. Posiłkując się choćby pożyczką z Flaminga (no nie chciałem robić reklamy), zakupił pokaźne baterie i rakiety, żeby nocą zrobić pokaz, o którym będą mówić jeszcze długo.
Mamy kontekst przygotowany: sąsiad daje ognia, a teraz dzieje się magia, bo:
- Osoby, które lubią podziwiać takie pokazy korzystają z niego za darmo, bo nikt im nie zabroni patrzyć w niebo, a i przecież organizator, czerpie z tego satysfakcje, iż inni wiedzą kogo „piniondz się trzymo”.
- Z drugiej strony ludzie wkurzają sie jak widzą psy trzęsące się ze strachu, ptaki które się zrywają i latają w nocy zdezorientowane od wybuchu do wybuchu i rozbijają się o kable czy mury. Ci ludzie zadają sobie pytanie czy to widowisko jest tego warte i czerpią z tego wydarzenia ujemną użyteczność – jakby to ekonomista powiedział.
Pozytywne i negatywne efekty zewnętrzne
Zatem widać, iż puszczanie fajerwerków generuje i pozytywne i negatywne efekty zewnętrzne – czyli oddziałuje na ludzi, którzy nie są w dane wydarzenie bezpośrednio zaangażowani transakcją.
Efekty zewnętrzne są nierozerwalnie związane z gospodarką. Fabryka, która emituje toksyczne dymy obniża standard życia ludzi, którzy żyją w pobliżu – dlatego są normy, filtry na kominy czy regulacje dotyczącego spalania. Ale nie wszędzie tak jest. W krajach trzeciego świata przedsiębiorstwa rujnują życie setek tysięcy ludzi przez niebezpieczne warunki pracy czy degradację środowiska.
Wolny rynek jest idealny?
Jeśli ktoś operuje pojęciem „wolnego rynku” a nie bierze pod uwagę efektów zewnętrznych, to zawsze będzie błądził i pozostanie tej osobie ideologia: rynek jest albo dobry albo zły.
Prawda jest taka, iż rynek jest narzędziem, może działać dobrze, ale tylko przy spełnieniu rygorystycznych i abstrakcyjnych warunków, które nigdy w prawdziwym życiu spełnione nie są.
No dobra, żeby nie było zbyt teoretycznie to przywołam przykład: jest takie piękne miejsce gdzie turyści jeżdżą, żeby poczuć się „jak w raju” – Zanzibar. Wiesz gdzie hotelarze z Zanzibaru wyrzucają śmieci?
A. Do pojemników z uwzględnieniem rodzajów odpadów.
B. Wysyłają do Niemiec do utylizacji.
C. Do oceanu.
Którą odpowiedź wybierasz? Tak jest! Bardzo dobrze! Wolny rynek to efektywność kosztowa – do oceanu i jest najtaniej. Kapitalizm działa, hajsik się zgadza. Ale to co efektywne w skali mikro, prowadzi do katastrofy w skali makro. Żeby rynek był w tej sytuacji efektywny to ocean musiałby być prywatny i wówczas właściciel mógłby inwestować w jego ochronę i pozywać wszystkich, którzy go niszczą, ale prywatyzacja oceanu jak i atmosfery jest delikatnie mówiąc: problematyczna. Z tego względu, podejmowane są wysiłki regulacyjne, żeby zmniejszać negatywne efekty zewnętrze.
Głębsze zrozumienie
Nie możesz rozumieć jak działa rynek, jeżeli nie rozumiesz jak działają efekty zewnętrzne. Jestem dumy z tego, iż w swojej książce „Ekonomia – zakazana nauka” jako jeden z pierwszych w Polsce (a może pierwszy) tłumaczę kompleksowo np. to jak działają efekty zewnętrzne (link do książki wrzucę w pierwszy komentarz).
Bez rozumienia tych zjawisk będziemy zdani na ideologię typu:
- Rynek jest dobry
- Rynek jest zły
To nie takie proste. I uważam, iż taka jest rola popularyzatorów nauki, żeby pokazać świat i mechanizmu takimi jakie są, bez zabawy w ideologie.