Kradzież kabli ładujących to bezpieczne i intratne zajęcie. Na razie marginalne

2 dni temu


Drogie miedziane kable ładujące z szybkich stacji DC mogą być łatwym łupem złodziei, bo urządzenia często nie są objęte monitoringiem wizualnym. Tak było w Mysłowicach, gdzie w styczniu zniszczono dwie ładowarki Power Dot Poland i jedną Lidl Polska. Oba postępowania umorzono z powodu niewykrycia sprawców – dowiedział się Biznes Alert. Złodziejom tym razem się upiekło, ale kradzież przewodów to przestępstwo ścigane z przepisów kodeksu karnego. Grozi za to kara od pół roku do ośmiu lat więzienia.

W Polsce właściciele i użytkownicy elektryków mogą korzystać z blisko 5 tysięcy ogólnodostępnych stacji ładowania. Publiczna infrastruktura rozwija się bardzo dynamicznie – w ciągu roku przy ulicach i na parkingach przybyło 1780 urządzeń, co było rekordem w 10-letniej historii polskiego rynku. Szczególnie gwałtownie rośnie liczba szybkich ładowarek. Na koniec marca 2025 roku, według danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego operatorzy udostępniali 698 stacji ładowania prądem stałym DC mocy powyżej 100 kW, o 96 procent więcej niż rok wcześniej.

Złodzieje rozpłynęli się w powietrzu

Ta większa dostępność szybkich ładowarek cieszy kierowców elektryków, bo skraca się czas niezbędny do uzupełniania baterii, tym samym czas podróży, ale nie tylko ich. Przykładem może być to, co się wydarzyło pod koniec stycznia 2025 roku w Mysłowicach. Na dwóch parkingach sklepów sieci dyskontowej Biedronka, przy ul. Wielka Skotnica 31 i ul, Laryska 87 doszło do aktów wandalizmu – ze znajdujących się tam urządzeń DC należących do operatora Power Dot Poland wycięto i skradziono dwa kable ładujące. Do podobnego zdarzenia doszło na parkingu sieci marketów Lidl, przy ul. gen. J. Ziętka 10. Tam też wycięto i skradziono takie przewody z miedzi.

– Policjanci prowadzili w ww. sprawach dwa oddzielne dochodzenia, oba zostały zakończone z powodu niewykrycia sprawcy odpowiednio 24 i 30 marca. Były to jedyne przypadki tego typu kradzieży na terenie Mysłowic – informuje aspirant Łukasz Paździora, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Mysłowicach.

Policjanci dowiedzieli się o zdarzeniach z internetu, zanim wpłynęły zgłoszenia od operatorów. Na kilka to się zdało. Nie tylko nie wiadomo kto ukradł kable, ani jak i czym je wycięto, a także dokładnie kiedy doszło do kradzieży. Powód? Zdewastowane urządzenia nie były objęte monitoringiem wizualnym, mimo iż znajdowały się na przysklepowych parkingach. Złodzieje niezauważeni rozpłynęli się w powietrzu z kablami wartymi kilkadziesiąt tysięcy złotych. Power Dot Poland i Lidl przez kilka dni nie udzieliły nam komentarza.

Licz się ośmioma latami więzienia

Obie sprawy trafiły już do archiwum KMP w Mysłowicach. Komenda Główna Policji nie prowadzi szczegółowych statystyk dotyczących kradzieży kabli ładujących, trudno więc ocenić skalę tego zjawiska. Wiadomo jedynie, iż w 2024 roku doszło do 1449 zdarzeń, gdzie wybrano modus operandi – przedmiot zamachu: kable i przewody. Takich przestępstw było o 24,3 procent mniej niż rok wcześniej. Policja nie grupuje danych z podziałem na miejsce kradzieży (np. garaż) oraz podmiot (np. osoba prywatna czy firma).

Według podkomisarz Iwony Kijowskiej z wydziału prasowo-informacyjnego Komendy Głównej Policji, kradzież kabli do stacji ładowania pojazdów elektrycznych zwykle kwalifikowana jest jako kradzież elementów infrastruktury i penalizowana z dwóch artykułów: 254a lub 278 kodeksu karnego. W obu przypadkach możliwa sankcja wynosi od pół roku do 8 lat więzienia.

Nie ma zgłoszeń, więc kierowcy nie wiedzą

Ogólnodostępne stacje ładowania, zanim będą mogli korzystać z nich kierowcy muszą być zatwierdzone przez Urząd Dozoru Technicznego. Operator zgłasza je potem do Ewidencji Infrastruktury Paliw Alternatywnych, gdzie właściciele elektryków przez internet mogą sprawdzić lokalizację stacji, moc i liczbę złączy, czy cenę za ładowanie.

Tych trzech uszkodzonych ładowarek w Mysłowicach nie ma w tej chwili w EIPA, choć od kradzieży kabli minęły trzy miesiące. Według Marty Stawierej-Radłowskiej, rzecznika prasowego UDT, w rejestrach Urzędu w ogóle nie było urządzeń Power Dot przy ul. Wielka Skotnica 31 i ul, Laryska 87 oraz Lidla przy ul. gen. J. Ziętka 10. To może oznaczać, iż zniszczone ładowarki były dopiero przygotowywane do uruchomienia.

– W 2023 i 2024 roku do UDT nie zgłoszono faktów kradzieży kabli będących w stacji ładowania – informuje Marta Stawierej-Radłowska.

Inna sprawa, iż jeżeli po kradzieży kabli w stacjach ładowania operatorzy montują nowe kable o takich samych parametrach i charakterystykach lub spełniające wymagania producenta, to urządzenia nie muszą przechodzić badania eksploatacyjnego inspektorów UDT po dokonanej naprawie. Po każdej zmianie badania byłyby wymagane, a operator składałby wniosek o badanie techniczne eksploatacyjne i dostarczyć dodatkowo opis dokonanej naprawy, dokumentację potwierdzającą wprowadzone zmiany, protokoły pomiarów elektrycznych.
Przywracanie do życia ładowarek w Mysłowicach trwa już trzy miesiące. Gdyby przed kradzieżą kabli urządzenia były jednak zarejestrowane w EIPA, kierowcy, którzy chcieliby naładować baterie, jeździli na parkingi Biedronki i Lidla na próżno. W ewidencji ładowarki widniałyby, jako działające, bo operatorzy nie zgłaszają kradzieży kabli.

Globalna podaż LNG pozostanie ograniczona co najmniej do 2027 roku

Idź do oryginalnego materiału