Kreatywna destrukcja czy tylko destrukcja? Amerykańskie cła i próba tworzenia nowego ładu światowego

1 tydzień temu

Cła, jakie administracja Donalda Trumpa nałożyła na dobra importowane 2 kwietnia 2025 r. to część większego procesu budowy nowego porządku światowego w związku z kryzysem amerykańskiej dominacji na świecie po zakończeniu zimnej wojny. Jest to też działanie, które może doprowadzić do zakończenia obecnej fazy globalizacji, znanej od lat 90. XX w. Jej wynikiem jest ogólny wzrost światowej zamożności oraz awans takich państw jak Chiny czy Indie do pierwszej piątki najwyżej rozwiniętych gospodarczo państw świata. Z drugiej strony to pauperyzacja warstwy robotniczej w wysoko rozwiniętych państwach Zachodu oraz zmniejszenie i zubożenie klasy średniej, stanowiącej podstawę dobrze funkcjonującego systemu demokratycznego tych krajów. Podjęcie decyzji o wprowadzeniu ceł na towary sprowadzane do Stanów Zjednoczonych to nie tylko kwestia gospodarki i konieczności odbudowy przemysłu w USA, ale też poprawy warunków handlu między nimi a ich partnerami. Od 1975 r. Amerykanie nie zanotowali nadwyżki w handlu. Z kolei inne państwa, jak zauważa Prof. Victor Hanson w swoim komentarzu, szeroko korzystały w tym czasie z narzędzi takich, jak cła czy ograniczenia pozataryfowe (limity ilościowe czy wymagania techniczne lub fitosanitarne), aby chronić swoje rynki. Politykę utrudnienia dostępu do swojego rynku i wymuszania transferu technologii prowadziły zwłaszcza Chiny. Dzięki temu oraz dobrze zaplanowanej i przeprowadzonej przebudowie gospodarki stały się głównym producentem większości dóbr na świecie. Osiągnięty stopień zamożności i struktura gospodarki zachęciły ich do rzucenia wyzwania USA w starciu o przywództwo polityczne i gospodarcze świata. Działanie amerykańskie mają zatem stanowić jeden z elementów ich odpowiedzi na chińskie wzywanie. Próbę przemodelowania światowej gospodarki trzeba też widzieć w kontekście kontrrewolucji kulturalnej w USA, będącej odpowiedzią na wewnętrzne wyzwanie rzucone zachodniemu modelowi świata przez lewicę. Osłabienie społeczeństw zachodnich przez eksperymenty społeczne związane z seksualnością, kryzysem rodziny czy ochroną środowiska, skutkowało znaczącym zmniejszeniem umiejętności efektywnej konkurencji Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej na światowych rynkach.

Obecny porządek światowej gospodarki sprzyja rozwojowi gospodarczemu takich państw, jak Chiny czy Indie. Korzystają one nie tylko z polityki taryfowej (ceł i narzędzi pozataryfowych), ale także z tańszej siły roboczej i zachęty dla zachodnich koncernów do lokowania swojej produkcji na ich terytorium. Chińczycy stosują też od lat wymóg transferu technologii do firm, tworzących spółki z zachodnimi inwestorami. Dzięki temu udało się im zwiększyć swój potencjał przemysłowy i technologiczny kosztem zagranicznych inwestorów. Ci ostatni dzięki przenoszeniu produkcji do Azji, uzyskiwali wyższe marże i jednocześnie budowali potencjał przemysłowy państw azjatyckich, szczególnie Chin.

Zjawisku temu sprzyjało rozdzielenie myślenia o gospodarce od kwestii bezpieczeństwa narodowego. Uznano, iż po zakończeniu zimnej wojny nie będzie zagrożenia nową wojną na skalę porównywalną z II wojną światową. Rywalizacja mocarstw o wpływy na świecie i konieczność planowania inwestycji gospodarczych zgodnie z wymogami bezpieczeństwa narodowego, została zaniedbana. Zatem przenoszenie produkcji do Azji i deindustrializacja państw zachodnich nie rodziła niepokoju o stan gospodarki czy rosnące uzależnienie w obszarze produkcji przemysłowej od azjatyckich dostawców. Zarówno w zakresie produktów gotowych jak i materiałów potrzebnych do ich wytworzenia. Elity zachodnie doszły do wniosku, ze rywalizacja będzie odbywała się na polu gospodarki, a ewentualne nieporozumienia rozstrzygane w ramach sieci organizacji międzynarodowych takich jak Światowa Organizacja Handlu (WTO).

Stany Zjednoczone i Wielka Brytania skoncentrowały się na sektorze usług. Ich przemysł stopniowo tracił znaczenie jako istotny element gospodarki (o ile w 2000 r. przemysł stanowił jeszcze 22% PKB USA, to w 2021 r. już tylko 18%, z kolei w Wielkiej Brytanii wskaźniki te wyniosły odpowiednio 13% oraz 9%). Inne państwa, jak Niemcy, co prawda utrzymały znaczący udział przemysłu w tworzeniu PKB (odpowiednio 20% i 19%), jednak dążąc do zwiększenia zysków, pozwoliły Chinom na uzyskiwanie kompetencji potrzebnych do samodzielnego wytwarzania towarów, które wcześniej te państwa chciały im sprzedawać. W rezultacie w tej chwili chińska gospodarka zdominowała produkcję większości dóbr przemysłowych, szczególnie konsumpcyjnych. Niemcy, Japonia czy Korea Płd. zostały zepchnięte na dalsze miejsca w rankingu największych światowych eksporterów. Dotyczy to, chociażby takich towarów, jak samochody elektryczne i spalinowe, rafinacja i wytwarzanie baterii do urządzeń oraz silników elektrycznych czy wydobycie i przetwarzanie metali ziem rzadkich.

Stany Zjednoczone mają wprawdzie silną pozycję w sektorze gospodarki cyfrowej, jako stymulator cyfrowej rewolucji (powstanie takich potęg jak Alphabet, Meta czy Amazon). Jednak ich wytwory koncentrują się głównie na usługach i nowych aplikacjach, bazujących na importowanych produktach przemysłowych. Np., firma Apple swoje komputery i telefony produkuje w Azji, zwłaszcza w Chinach. Zatem stopniowo międzynarodowy podział pracy w obecnej fazie globalizacji zaczął się zmieniać. Chiny i państwa Azji Wschodniej oraz Południowo-Wschodniej zaczęły przejmować nie tylko obszary prostej produkcji przemysłowej, ale też dostarczać coraz bardziej zaawansowane produkty przemysłu, a także swoje usługi i skracać dystans technologiczny w rozwiązaniach cyfrowych. Władze Chin uznały zatem, iż są gotowe wykorzystać posiadaną bazę przemysłową do realizacji celów politycznych w wymiarze globalnym. Inicjatywa Pasa i Szlaku rozpoczęta w 2013 r. miała umożliwić wejście chińskich firm na światowe rynki. W dużej mierze, pomimo licznych problemów, spełniła swoje zadanie. Równocześnie prezydent Xi Jinping podjął decyzję o rozpoczęciu forsownego programu modernizacji i rozbudowy chińskich sił zbrojnych. W ostatnich latach stały się one jedną z największych i zarazem nowocześnie wyposażonych armii świata, dysponując m.in. największą liczebnie flotą wojenną. Tymczasem w Stanach Zjednoczonych przesunięcie produkcji do Azji czy Meksyku (w ramach NAFTA), przyczyniło się do ograniczenia potencjału produkcyjnego jak i kompetencji z tym związanych.

Cele, jakie administracja amerykańska chce osiągnąć w wyniku nałożenia wysokich ceł na swoich partnerów handlowych mają wymiar gospodarczy jak i polityczny. Wśród tych pierwszych należy wymienić odbudowę potencjału przemysłowego USA w zakresie produkcji towarów, podzespołów, maszyn i urządzeń czy substancji czynnych potrzebnych do produkcji leków. Ponadto utworzenie miejsc pracy w rejonach szczególnie silnie dotkniętych bezrobociem i skutkami przenoszenia produkcji poza Stany Zjednoczone. Podjęto też próbę przemodelowania ładu gospodarczego na świecie (tak, aby ponownie sprzyjał on USA), jak również przywrócenia zagadnień bezpieczeństwa narodowego do myślenia o gospodarce, aby amerykańskie interesy strategiczne znalazły się w hierarchii ważności celów przed zyskami korporacji i niskimi cenami dla konsumentów.

Z kolei do celów politycznych zalicza się stworzenie na podstawie istniejących już sojuszy sieci państw współpracujących ze Stanami Zjednoczonymi przeciwko Chinom. Mimo narastających różnic w interesach narodowych pomiędzy USA a ich sojusznikami (jak Niemcy czy Francja), podjęto próbę utrzymania ich w amerykańskiej strefie interesów. Poprzez przerzucenie części ciężarów związanych z bezpieczeństwem na sojuszników, ma być możliwe przeniesienie większego akcentu politycznego na obszar Indo-Pacyfiku, przy potencjalnym ograniczeniu obecności militarnej w Europie. Ostateczny kształt zaangażowania sił amerykańskich na poszczególnych teatrach operacyjnych będzie jednak znany dopiero po opublikowaniu The Global Force Posture Review przeprowadzanego przez Pentagon.

Celem mającym charakter gospodarczy i polityczny jest też wynegocjowanie z partnerami nowych zasad współpracy ekonomicznej, z uwzględnieniem osłabienia pozycji handlowej Chin. W zamian za preferencje w zakresie amerykańskich barier taryfowych kraje te mają się zobowiązać do ograniczenia tranzytu chińskich towarów przez ich terytoria, inwestycji firm z ChRL oraz utrudnianie dostępu do rynku dla tanich towarów z Chin. Sekretarz Skarbu Scott Bessent miał w czasie rozmów o taryfach, przedstawić te propozycje niektórym partnerom. W jego opinii najbliżej zawarcia stosowanego porozumienia w tej sprawie są Japonia, Wielka Brytania, Australia, Korea Płd. oraz Indie. Są to państwa mające podobną do USA ocenę zagrożenia ze strony Chin. Współpracują już one ze sobą w wielu formatach dwu i wielostronnych. Mogą zatem stanowić zalążek ewentualnej koalicji antychińskiej budowanej przez Stany Zjednoczone.

Brutalne wprowadzenie przez USA wysokich ceł i następne wycofanie się z ich maksymalnych stawek wobec niektórych partnerów wywołały niepewność na globalnych rynkach. Efektem, jaki administracja Trumpa może chcieć osiągnąć jest uzyskanie lepszych warunków refinansowania długu USA, którego ok. 1/3 musi być spłacona w 2025 r. Dotychczas istniejący porządek gospodarczy i polityczny na świecie wszedł zatem w fazę ostrego kryzysu. Amerykanie próbują na nowo ułożyć relacje z sojusznikami i partnerami, aby lepiej odpowiadały one nowym wyzwaniom. Ponieważ największym zagrożeniem są dla Amerykanów Chiny, główna uwaga obecnej administracji będzie się skupiała na nich. Jednak pole rywalizacji obejmuje cały świat. Zatem może się okazać, iż USA będą musiały zaznaczyć swoją obecność nie tylko na obszarze Indo-Pacyfiku i obu Ameryk, ale też w Europie i na Bliskim Wschodzie. Można się spodziewać pewnych redukcji obecności wojskowej w niektórych obszarach, ale nie całkowitego ich porzucenia.

Działania amerykańskie są ostre i niosą w sobie ryzyko porażki. Jednak w przypadku powodzenia Stany Zjednoczone zyskają lepszą pozycję w rywalizacji z Chinami i nowym, jeszcze tworzącym się, porządku światowym. Wysokie cła i negocjacje związane z nimi są też testem tego, w jakim stopniu tradycyjne sojusze są wiarygodne. Alergiczna reakcja Unii Europejskie, zwłaszcza Niemiec i Francji, pokazuje, iż w przypadku sojuszników europejskich może być konieczna korekta akcentów. Te ostatnie będą musiały być potraktowane jako potencjalne miękkie podbrzusza amerykańskiego systemu sojuszy. Stąd większa asertywność Trumpa wobec Niemiec i w nieco mniejszym stopniu Francji, uwzględniająca kwestie ideologiczne, zaznaczone mocno w czasie przemówienia wiceprezydenta JD Vance’a na konferencji bezpieczeństwa w Monachium. Administracji Trumpa bliżej do sił konserwatywnych w Europie niż do rządzącej w UE liberalnej lewicy, z którą bliżej na płaszczyźnie ideologicznej byli progresywni Demokraci, tworzący trzon administracji Joe Bidena. Działania podejmowane w USA na rzecz kontrrewolucji kulturalnej (np. zakończenie programów DEI i ESG) w administracji federalnej i prywatnym biznesie są postrzegane przez lewicowe elity w państwach Europy Zachodniej jak zagrożenie dla ich pozycji.

Proces zmiany dotychczasowego porządku światowego wymusza na państwach działania dostosowawcze. Rozmowy o nowym ładzie gospodarczym i politycznym na świecie są tylko częścią większej agendy Trumpa. Równie ważne będzie deregulowanie amerykańskiej gospodarki oraz zmniejszenie zadłużenia USA. Polityka konfrontacji z Chinami ma poparcie obu obozów politycznych w Stanach Zjednoczonych. Różnica pomiędzy nimi wynika z różnych pomysłów i sposobów odpowiedzi na wyzwanie ze strony ChRL. Reindustrializacja USA, w tym zwiększenie zdolności produkcyjnych przemysłu obronnego, to jeden z głównych celów prezydenta Trumpa. Ma mu służyć m.in. elastyczna polityka celna. Jej rezultaty będą w pełni widoczne dopiero za jakiś czas, zaś wahania wyceny akcji na giełdach są faktem, który administracja amerykańska przyjmuje jako nieunikniony skutek podejmowanych działań.

Ostateczny kształt nowego ładu światowego, podobnie jak to, kto wygra rywalizację mocarstw, pozostaje kwestią otwartą. Jednak biorąc pod uwagę historyczne doświadczenia, rywalizację tę przetrwają i zostaną liderami państwa o spójnych społeczeństwach oraz wartościach i tożsamości, których warto bronić. Są to podstawy do budowania siły gospodarczej i politycznej potrzebnej do realizacji interesów narodowych. W tym kontekście działania prezydenta Trumpa i jego administracji mogą okazać się sensowne mimo pozornego chaosu i wstrząsów, jakie wywołują.

Idź do oryginalnego materiału