"Trzeba rozważyć wprowadzenie podatku od nadmiarowych zysków banków, aby ulżyć konsumentom spłacającym kredyty" - powiedział w poniedziałek cytowany przez PAP Tomasz Chróstny, prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Doprecyzował, iż podatek od nadmiarowych zysków mógłby zachęcać przedsiębiorców do tego, aby samodzielnie obniżać tabele opłat i prowizji tak, aby zmniejszać efektywną skalę opodatkowania.
Wprowadzenia podatku od nadmiarowych zysków domaga się minister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz nazywając to podatkiem od manny z nieba, co jej zdaniem również ma poprawić sytuację kredytobiorców. Tymczasem zarówno rząd, jak i UOKiK mają już w rękach narzędzia, które trzeba poprawić i uruchomić, bo w obecnej wersji zawyżają oprocentowanie. Według raportu NBP są to spore "nadwyżki".Reklama
NBP: To zawyża oprocentowanie kredytów hipotecznych
- W nawiązaniu do wypowiedzi prezesa UOKiK warto przypomnieć, iż już teraz funkcjonuje jeden specjalny podatek, który płacą banki. W dodatku nie jest to podatek tak mocno powiązany fiskalnie ze zmiennymi wynikami finansowymi banków, jak mgliście zarysowany podatek od nadzwyczajnych zysków. Chodzi oczywiście o obecny podatek bankowy (oficjalnie: podatek od niektórych instytucji finansowych). Konstrukcja wspomnianego podatku zachęca sektor bankowy do inwestowania, np. w papiery dłużne Skarbu Państwa, i niekorzystnie rzutuje m.in. na aktywność kredytową banków oraz koszt kredytów (w tym mieszkaniowych) - komentuje Andrzej Prajsnar, analityk RynekPierwotny.pl.
I powołuje się na nowe wyliczenia banku centralnego. Analiza NBP z najnowszego raportu tej instytucji o stabilności systemu finansowego wskazuje, iż podatek bankowy średnio zwiększa marżę "hipoteki" o 0,40 punktu procentowego (np. z 1,50 proc. do 1,90 proc.). Eksperci NBP dużo wyżej oszacowali wpływ problematycznych przepisów, które regulują pobieranie prowizji za wcześniejszą spłatę kredytu z okresowo stałym oprocentowaniem.
"Na wyższy poziom marż w Polsce wpływał - niezależnie od formuły oprocentowania - podatek od aktywów banków (co do zasady kompensacja kosztu tego podatku prowadzi do wzrostu marży kredytu o ok. 0,4 pp.), a w przypadku kredytów oprocentowanych według okresowo-stałej stopy dodatkowo także koszt ryzyka przedpłat (porównanie różnic w marżach dla kredytów oprocentowanych według stopy zmiennej i okresowo stałej wskazuje, iż może on wynosić ok. 0,5-1 pp.). Po wyeliminowaniu ww. czynników poziom marż kredytowych w Polsce nie odbiegałby znacząco od średniej dla innych państw UE, choć wciąż byłby jednym z wyższych na tle pozostałych sektorów bankowych" - czytamy w raporcie NBP o stabilności sektora finansowego.
O tym, iż brak precyzyjnych przepisów przekłada się na wyższe oprocentowanie wszystkich kredytów o stałej stopie Interia pisała już wielokrotnie. To efekt źle skonstruowanego przepisu przy wdrażaniu unijnej dyrektywy. Chodzi o to, iż przy kredytach o stałej stopie za wcześniejszą spłatę, zgodnie z dyrektywą unijną i z wdrożoną w Polsce ustawą, bank może pobrać prowizję (rekompensatę). Jednak polskie przepisy stanowią, iż rekompensata nie może być wyższa niż koszty kredytodawcy bezpośrednio związane z przedterminową spłatą. Jednak banki zabezpieczają ryzyko przedpłat na zasadzie portfelowej, a nie dla jednostkowego kredytu.
UOKiK może pomoc obniżyć oprocentowanie
W efekcie banki w większości nie pobierają rekompensaty za wcześniejszą spłatę, mimo iż ustawa teoretycznie na to pozwala. Dla banków, które kupują instrumenty zabezpieczające, stanowi to ryzyko, bo w przypadku wcześniejszej spłaty bank zostaje z kosztem zabezpieczenia, ale już nie ma kredytu w portfelu.
Bank takie ryzyko dodatkowego kosztu wkalkulowuje więc w cenę produktu, a to oznacza, iż koszty ponoszą wszyscy klienci, a nie ten, kto spłaci przed czasem.
- W związku z powyższym, rodzi się pytanie, czy lepszym pomysłem od spekulowania o kolejnym podatku, jako sposobie ulżenia kredytobiorcom, jednak nie byłoby zajęcie się obecnym otoczeniem prawnym rynku kredytów mieszkaniowych. Chodzi np. o zmianę podstawy wyliczania podatku bankowego oraz lepsze uregulowanie kwestii pobierania prowizji rekompensacyjnej za wcześniejszą spłatę. Dotychczasowe doświadczenia z podatkiem bankowym powinny uczulić na szersze, pozabudżetowe skutki legislacji i temat "przerzucalności" ekonomicznego ciężaru opodatkowania na konsumentów - komentuje Prajsnar.
To zaniechanie jeszcze poprzednich rządów, ale ostatnio mocniej odczuwalne. To ma się jednak zmienić właśnie wraz z wprowadzeniem jednolitego wzorca umowy, nad którym pracuje UOKiK. Projekt przepisów w tej sprawie jest inicjatywą legislacyjną UOKiK-u, a zapowiedź tego wzorca pojawiła się już wiosną 2024 roku, ale do tej pory nie jest gotowy.
Jednolita umowa byłaby korzystna dla banków i dla klientów
Jak niedawno napisaliśmy, w jednolitym wzorze umowy, nad którym pracuje UOKiK, będzie podany sposób obliczania i wysokość rekompensaty, jaką klient zapłaci bankowi za wcześniejszą spłatę kredytu ze stałą stopą.
Jarosław Sadowski ocenia, iż to może się przełożyć na obniżenie oprocentowania nowych kredytów, choć nie musi być automatyczne.
- Takie rozwiązanie mogłoby zadziałać, ale pod warunkiem, iż banki zostałyby zobowiązane do tego, by oszczędności wynikające z nowych reguł przełożyły się na obniżenie oprocentowania. Generalnie uważam, iż im szybciej zostanie wprowadzony jednolity wzór umowy o kredyt hipoteczny, tym lepiej - pozwoli to uniknąć późniejszych nieporozumień i zaskoczeń po stronie kredytobiorców. Taki wzór, zawierający jasne zasady, umożliwi klientom już na etapie zaciągania kredytu dokładne zrozumienie warunków także finansowych. To rozwiązanie byłoby korzystne zarówno dla banków, jak i dla klientów. Wreszcie zniknęłyby niejasne zapisy, które nie powinny się pojawiać, a do tego wyczyszczona byłaby sytuacja związana z refinansowaniem kredytów ze stałą stawką. Dodatkowo, banki w tej chwili mierzą się z różnymi obawami - czy umowa zostanie podważona, czy pojawi się ryzyko prawne, jak to miało miejsce w przypadku kredytów frankowych. Ta niepewność przekłada się na wyższe oprocentowanie - ocenia dyrektor działu analiz Rankomat.pl.
Jego zdaniem jednolity wzorzec byłby korzystnym rozwiązaniem dla obu stron.
- Gdyby udało się zapewnić większe bezpieczeństwo prawne poprzez jednolity wzór umowy, podejrzewam, iż możliwe byłoby zaproponowanie niższych stawek. Pozwoliłoby to również na wprowadzenie zapisów, które realnie chronią kredytobiorców. Dziś każdy bank ustala treść umowy inaczej, a klient nie ma możliwości negocjowania. Dlatego im szybciej zostanie wprowadzony jednolity wzór, tym lepiej - zarówno dla klientów, jak i dla banków. To mogłoby w efekcie obniżyć oprocentowanie kredytów i zwiększyć zaufanie do całego sektora - tłumaczy Jarosław Sadowski.
Monika Krześniak-Sajewicz