Za nami prezydenckie weto kryptoustawy, która trafiła jednak ponownie do Sejmu i ma być po raz drugi odesłana na biurko głowy państwa. Pomimo tego, iż w projekcie nie zmieniono ani przecinka. Zdaniem znanego prawicowego dziennikarza, Rafała Otoki-Frąckiewicza, „kryptoafera” po prostu rządowi nie wyszła. Dlaczego?
Miała być bomba, wyszedł kapiszon
Prezydenckie weto ustawy o kryptoaktywach rozpętało burzę w Sejmie i mediach: rządzący twierdzili, iż odrzucenie dokumentu przez głowę państwa narazi Polaków na niebezpieczeństwo. Nie chodziło tylko o bezpieczeństwo inwestorów, ale też zwykłych obywateli. W narracji obozu rządzącego kryptowaluty to narzędzie idealne dla terrorystów z Rosji!
Oczywiście wszystko to, co mówili politycy, głównie z KO i Nowej Lewicy, nie było prawdą. Ustawa o kryptowalutach nie zwiększy bezpieczeństwa ani inwestorów (przepisy, które kryminalizują scamy już istnieją), ani zwykłych Polaków – jak wiemy, rosyjscy dywersanci, którzy działali w naszym kraju, korzystali z giełdy OKX, platformy, która posiada licencję MiCA. Jedynym skutkiem podpisania dokumentu przez Karola Nawrockiego byłoby to, iż polskie firmy zaczęłyby migrować do innych państw i działać u nas na zasadzie paszportowania. Oczywiście podatki płaciłyby obcym rządom. Naprawdę trudno pojąć politykę naszych władz!
Narrację rządową starały się podchwycić media. Tyle iż po paru dniach o „kryptoaferze” jakby niemal wszyscy zapomnieli. Dlaczego. Dziennikarz Rafał Otoka-Frąckiewicz ma swoją teorię.

Rafał Otoka-Frąckiewicz tłumaczy, co się stało
Zdaniem znanego prawicowego dziennikarza „afera”, nad którą pracował rząd, nie wypaliła. Dlaczego?
Jak twierdzi Otoka-Frąckiewicz, Donald Tusk nie ma tak naprawdę „swoich mediów”. Po prostu rząd nie radzi sobie ze swoją polityką informacyjną. Prorządowe media starają się rzekomo po kampanii prezydenckiej mniej atakować opozycję. To owoc tego, co miało miejsce po kampanii wyborczej, po której Karol Nawrocki zaczął pozywać poszczególne redakcje za to, co o nim pisały.
Coś, co dobiło tę aferę, to to, iż oni [rządzący] założyli, iż ludzie nie wiedzą, co to są bitcoiny. Politycy, którzy jeszcze bardziej nie wiedzieli, co to są bitcoiny: gadali bzdury: iż sama nazwa [„kryptowaluty”] jest czymś zagrażającym dobru publicznemu; iż są rosyjskie (…); iż bitcoin to samo zło i nadaje się tylko do kupowania rzeczy, które robią ludziom źle na zdrowie
– zakpił w swoim stylu Otoka-Frąckiewicz.
Jeżeli ma rację, sprawa kryptoregulacji w tej chwili przycichnie. Dodajmy, iż zbliża się tydzień świąteczny i Sylwester, więc wszelkie tematy, które budzą spory, nie będą teraz podejmowane.
Możliwe, iż Sejm za kilka miesięcy przegłosuje ostatecznie jakiś kompromisowy projekt ustawy.

2 dni temu







.webp)
