W minioną środę, 23 października, podczas jesiennej edycji Klubu „Teraz Polska”, debatowaliśmy o tym w gronie fachowców. W dyskusji wzięli udział: Marian Woronin, dwukrotny olimpijczyk i rekordzista Polski, organizator słynnych Lekkoatletycznych Czwartków w Stowarzyszeniu Sport Dzieci i Młodzieży; Artur Popko, prezes Polskiej Ligi Siatkówki, wiceprezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej; Marcin Harasimowicz, członek zarządu Fundacji Legia Soccer Schools. Debatę poprowadziła Justyna Orłowska, dyrektor w AM Art-Media Agencji PR, ekspertka w zakresie marketingu sportowego, związana ze sportem nie tylko sercem, bo przez lata – z sukcesami – startowała w biegach.
Paradoksem jest, iż trzydzieści pięć lat po zainicjowaniu demokratycznych i wolnorynkowych przemian punktem odniesienia dla współczesnej oceny tego, co w polskiej edukacji sportowej dobrze albo źle działa, są lata tak zwanej epoki słusznie minionej. Uczestnicy środowego panelu podkreślali, iż w latach PRL garnąca się do sportu młodzież miała do dyspozycji sieć klubów i zajęć pozalekcyjnych, co ważne – bezpłatnych. Dziś, owszem, nie brakuje miejsc, w których dzieci i młodzież może doskonalić się w zasadzie w dowolnej dyscyplinie sportowej. Jest jednak jeden szkopuł – zajęcia te finansuje nie państwo, a rodzice. Dla wielu rodzin z największych miast wydanie kilkuset złotych miesięcznie na treningi dla córki czy syna to ciężar do udźwignięcia. Niestety, w mniejszych ośrodkach staje się to poważnym problemem – dochody są tam mniejsze, ale ceny usług bynajmniej nie maleją wraz z liczbą mieszkańców danej miejscowości.
Legendarne Lekkoatletyczne Czwartki
Tu zwłaszcza widać, jak opłakane skutki przynosi brak systemowych, budowanych i testowanych przez lata rozwiązań w zakresie wspierania sportu dzieci i młodzieży. Jasne, iż przez brak takich rozwiązań tracimy cenne sportowe talenty. Nieusportowieni Polacy z wielką ochotą krytykują nasze reprezentacje za brak sukcesów na światowych igrzyskach – ale skąd się mają brać te sukcesy, gdy brak i zaplecza, i środków, i ludzi? Zainicjowane przez Mariana Woronina Lekkoatletyczne Czwartki są dzisiaj legendą jako projekt, który zapoczątkował karierę wielu wybitnych zawodników. W tamtej początkowo biednej, zadłużonej Polsce, udało się zorganizować tak istotną inicjatywę. W zamożnej, budującej swój sukces i pozycję w Europie Polsce nie udaje się dokonać przełomu. To dość smutna konstatacja.
Nie każde dziecko musi być nowym Marianem Woroninem
Podczas dyskusji pojawił się inny, nieczęsto omawiany publicznie wątek. Rodzice, którzy – oby jak najczęściej – decydują się na wspieranie edukacji sportowej swoich pociech, muszą robić to świadomie. To, iż z ich dziecka nie wyrośnie mistrz Europy ani choćby Polski nie oznacza, iż pieniądze wydane na treningi poszły na marne. Tak, jak nie odżywiamy się zdrowo tylko po to, by mieć idealną sylwetkę i budzić zachwyt bądź zawiść bliźnich, tak nie uprawiamy sportu wyłącznie dla medali i sukcesów. Sport uczy zdrowej rywalizacji, szacunku do rywali, panowania nad własnymi emocjami. O tym, iż w epoce, gdy brak ruchu i związane z nim schorzenia stały się cywilizacyjnym problemem, również wśród polskich nastolatków, nie muszę wspominać.
Państwa autorytarne inwestują w sport po to, by umacniać prestiż władzy i zaszczepiać wśród obywateli przekonanie o potędze. Państwa demokratyczne stwarzają możliwości korzystania z edukacji sportowej po to, by jego obywatele mogli rozwijać swoje pasje i zaszczepiać młodym pokoleniom świadomość znaczenia zdrowego trybu życia. Jesteśmy państwem demokratycznym – dajmy nam zatem tę możliwość!