Krzywa rentowności straszy recesją? Wielka ściema! Jak naprawdę czytać obligacje?

3 godzin temu

„Krzywa się odwróciła! Recesja nadchodzi!”! To jeden z najbardziej klikanych nagłówków w finansowych mediach. Czasem tak faktycznie było, ale czy to takie proste?

Co, jeżeli krzywa nie ostrzega, tylko… zniekształca rzeczywistość? W tym materiale pokażę Ci, czym tak naprawdę jest krzywa rentowności, co mówią jej kształty, jak ją czytać i czy faktycznie może być sygnałem ostrzegawczym, a kiedy jest jedynie efektem ubocznym polityki monetarnej, inflacji albo narracji rynku.

Jeśli chcesz zrozumieć, co czeka gospodarkę i rynek akcji, to musisz wiedzieć, kiedy krzywa rentowności coś mówi, a kiedy tylko… wygląda groźnie.

Krzywa rentowności straszy recesją? Wielka ściema! Jak naprawdę czytać obligacje?

Załóż konto na Freedom24 i odbierz choćby 20 darmowych akcji o wartości choćby kilkaset dolarów każda!

Szczegółowy opis promocji znajdziesz na: https://freedom24.club/dnarynkow_welcome

Rentowność – cena pieniądza w czasie

Czym są dla inwestorów rentowności obligacji? Tak, to coś więcej niż tylko liczba na wykresie. To w zasadzie punkt odniesienia dla całego systemu finansowego. Dla inwestora są one jak „cena pieniądza w czasie”. jeżeli chcesz ulokować kapitał na dwa lata, pięć czy dziesięć, to właśnie rentowność obligacji pokazuje, ile rynek jest gotów Ci zapłacić za to, iż oddasz swoje pieniądze.

Dlaczego to takie ważne? Bo te informacje są realnie pośrednim lub bezpośrednim benchmarkiem dla wszystkiego innego. Od kredytów hipotecznych i pożyczek korporacyjnych, przez obligacje korporacyjne, aż po wyceny akcji. Inwestorzy stale porównują i zestawiają. Skoro obligacja rządu USA daje mi określony zwrot praktycznie bez ryzyka, to ile więcej muszę dostać, żeby opłacało się zainwestować w akcje czy w obligacje spółki prywatnej?

Innymi słowy, rentowności wyznaczają trochę „cenę minimalną” dla zysków z innych aktywów. Gdy rosną, rośnie poprzeczka dla rynku akcji. Gdy spadają, akcje i inne ryzykowniejsze inwestycje dostają dodatkowy wiatr w żagle, bo konkurencja w postaci „bezpiecznych” obligacji staje się mniej atrakcyjna.

To między innymi dlatego rentowności są tak czujnie śledzone zarówno tylko traderów, jak i inwestorów długoterminowych. To taki systemowy termometr, który pokazuje, ile kosztuje kapitał na rynku i jakie są oczekiwania wobec przyszłości gospodarki.

Jak działa mechanizm obligacji

Żeby zrozumieć, jak działa obligacja, wystarczy prosta intuicja: jej cena i rentowność chodzą w przeciwnym kierunku. Wyobraź sobie obligację 10-letnią z kuponem 3%. jeżeli rynek nagle zaczyna oczekiwać kolejnych emisji z kuponami 4%, to Twoja obligacja staje się mniej atrakcyjna – bo ktoś, kto kupi dziś nową emisję, dostanie wyższy procent. Żeby więc ktokolwiek chciał odkupić Twoją starą obligację z kuponem 3%, jej cena musi spadać. Działa też odwrotnie. jeżeli rynek zaczyna oczekiwać 2% kolejnych emisji, to Twoja obligacja z kuponem 3% jest atrakcyjniejsza, więc cena rośnie.

Rentowność do wykupu, czyli popularne YTM, to właśnie ta „stopa zwrotu”, jakiej inwestor może się spodziewać, jeżeli kupi obligację po obecnej cenie i potrzyma ją do końca. Mamy też prostszy wskaźnik – tzw. current yield, czyli kupon podzielony przez aktualną cenę rynkową. Oba są sposobami na pokazanie tego samego mechanizmu: jak bardzo cena obligacji dostosowuje się do wymagań rynku.

Czym jest duration i co mówi o ryzyku obligacji

Nie każda też z obligacji reaguje równie mocno na to samo. Tu wchodzi w grę pojęcie duration. Im dłuższy czas do wykupu i im niższy kupon, tym bardziej cena jest wrażliwa na zmiany stóp procentowych. Można to porównać do huśtawki: krótka belka rusza się tylko trochę, długa buja się znacznie mocniej. Innymi słowy, im dłuższy termin do wykupu obligacji tym większe wahania cen te obligacje mogą mieć. Obligacje 2-letnie będą znacznie mniej zmienne niż obligacje 10-letnie.

W praktyce wystarczy zapamiętać jedno: gdy rynek żąda wyższych stóp zwrotu, ceny obligacji spadają. Gdy zadowala się niższymi – to ceny rosną. To ta odwrotna relacja, która stanowi fundament całego świata obligacji.

Co wpływa na poziom rentowności

Rentowności obligacji nie są prostą liczbą, którą ktoś „ustawia” w banku centralnym. To raczej wynik przeciągania liny między wieloma siłami.

Liczy się oczekiwana inflacja. jeżeli inwestorzy sądzą, iż w przyszłości ceny będą rosły szybciej, żądają wyższej rentowności, żeby ich realny zysk nie został zjedzony przez inflację. Gdy perspektywy inflacyjne się poprawiają, wystarczy im niższa stopa zwrotu.

Liczy się realna stopa procentowa. To coś w rodzaju „czystego kosztu kapitału” – odzwierciedla, jak produktywna jest gospodarka i jak opłacalne jest odkładanie konsumpcji w czasie. Gdy gospodarka jest dynamiczna, realne stopy rosną, a wraz z nimi rentowności.

Liczy się premia terminowa. To dodatkowe wynagrodzenie, którego inwestorzy oczekują za to, iż blokują kapitał na wiele lat i biorą na siebie ryzyko niepewności. Krótkoterminowe obligacje są mniej ryzykowne, więc ich rentowność opiera się głównie na inflacji i polityce Fed. Im dalej na krzywej, tym większą rolę odgrywa właśnie premia terminowa.

Liczy się polityka Rezerwy Federalnej. Fed ustawia krótkoterminową stopę funduszy federalnych, ale przez komunikację i działania bilansowe (np. programy QE i QT, czyli zakupy lub redukcję portfela obligacji) wpływa także na dłuższe odcinki krzywej.

Liczy się też po prostu podaż i popyt. Rząd emituje obligacje, żeby finansować deficyt, a im więcej papierów trafia na rynek, tym bardziej inwestorzy mogą domagać się wyższej rentowności. Z drugiej strony mamy popyt: fundusze inwestycyjne, banki, fundusze emerytalne czy inwestorów zagranicznych, dla których dochodzą dodatkowe koszty zabezpieczenia walutowego.

Wniosek jest prosty: rentowności to nie jedna gałka, którą ktoś przekręca w banku centralnym. To miks wielu czynników, gdzie inflacja, realne stopy, premia terminowa, polityka Fed i podaż z popytem oddziałują wspólnie na poziom rentowności.

Krzywa rentowności — co to takiego?

Ok, to teraz kiedy wiemy już to wszystko, możemy przejść do wyjaśnienia czym jest ta słynna krzywa rentowności.

Krzywa rentowności to po prostu wykres pokazujący, jakie są rentowności obligacji w zależności od tego, na jak długo pożyczysz pieniądze. Od kilku miesięcy aż po trzydzieści lat. Innymi słowy, na osi poziomej mamy czas do wykupu obligacji, a na osi pionowej rentowność danych obligacji.

Najczęściej widzimy trzy podstawowe kształty krzywej. Pierwszy to krzywa stroma, czyli „normalna” – rentowności krótkoterminowe są niskie, a długoterminowe wyższe. To sygnał, iż rynek oczekuje wzrostu gospodarczego, inflacji i iż inwestorzy chcą dodatkowej premii za blokowanie kapitału na dłużej.

Drugi kształt to krzywa płaska. Gdy krótkie i długie końce niemal się zrównują, oznacza to, iż rynek nie jest pewien co do przyszłości. Oczekiwania wzrostu czy inflacji są umiarkowane, a premia terminowa spada.

Trzeci kształt to krzywa odwrócona – krótkoterminowe obligacje mają wyższą rentowność niż długoterminowe. To sytuacja w teorii nienaturalna, bo inwestorzy wolą zadowolić się niższym zwrotem w długim terminie. Najczęściej oznacza to, iż rynek spodziewa się obniżek stóp procentowych i słabszej gospodarki w przyszłości.

Nachylenie krzywej jest więc kluczowe: stroma sugeruje optymizm i premię za ryzyko czasu, płaska sygnalizuje niepewność, a odwrócona – iż coś w gospodarce zaczyna hamować. I właśnie dlatego inwestorzy na całym świecie tak uważnie obserwują jej kształt.

Nietypowa krzywa w kształcie „U”

Dziś krzywa ma nietypowy kształt, bo nie wpisuje się w żaden z tych trzech schematów. Dzisiejsza przypominający literę „U”, co samo w sobie mówi wiele o oczekiwaniach rynku. Na krótkim końcu, czyli przy obligacjach od miesiąca do roku, rentowności są relatywnie wysokie. To efekt polityki Rezerwy Federalnej, która utrzymuje stopy procentowe na podwyższonym poziomie, by wciąż hamować inflację.

Dalej, w segmencie dwu- do pięcioletnim, krzywa wyraźnie opada. Inwestorzy zakładają, iż Fed w najbliższych latach rozpocznie cykl obniżek stóp. Rynek „widzi” spowolnienie gospodarcze i słabszą inflację, a więc wycenia niższe koszty pieniądza w średnim terminie.

Na długim końcu, od dziesięciu do trzydziestu lat, krzywa znów idzie w górę. Tutaj pojawia się premia terminowa.

Z czego to wynika? Przede wszystkim z polityki Trumpa, jego ceł i nieprzewidywalności. Na krótkim końcu krzywej rentowności utrzymywane są przez relatywnie wysokie stopy procentowe Fed. Im krótszy termin zapadalności obligacji, tym większy wpływ mają na nie właśnie stopy procentowe. Skoro papiery wygasają za miesiąc czy rok, inwestorzy nie zastanawiają się, czy USA zbankrutuje ani czy za pięć lat nadejdzie recesja – w tym segmencie to stopy procentowe grają pierwsze skrzypce.

Na środku krzywej rentowności spadają, bo rynek obawia się, iż polityka Trumpa wywoła średnioterminowe turbulencje w gospodarce. Jednocześnie wybryki Trumpa dodatkowo podbijają premię terminową na długim końcu (10 lat i dalej), bo prezydent radykalnie zmienia dotychczasową politykę kraju i trudno przewidzieć długoterminowe skutki. Dlatego właśnie premia terminowa, która rośnie wraz z długością zapadalności obligacji pozostaje dość wysoka. Efekt? Mamy nietypową krzywą w kształcie „U”.

Krótkoterminowe vs długoterminowe obligacje

Powiedzmy sobie teraz trochę więcej o krótkim i długim końcu krzywej, żeby zrozumieć specyfikę każdego z tych rynków.

Dwuletnia i dziesięcioletnia obligacja skarbowa to zupełnie różne rzeczy, choć na wykresach często widzimy je obok siebie. Rentowność 2-latki jest mocno zakotwiczona w polityce Fed i tym, co wydarzy się w najbliższych kwartałach. jeżeli rynek spodziewa się podwyżek stóp – natychmiast odbija to w cenach dwuletnich papierów.

Gdy pojawiają się plotki o obniżkach, to właśnie 2Y zareaguje szybciej. Krótko mówiąc: to obligacja wrażliwa na „tu i teraz”, na każdą konferencję prasową przewodniczącego Fed czy niespodziankę w danych o inflacji. Wynika to właśnie z tego co mówiłem przed chwilą. W perspektywie dwóch lat nikt nie bierze pod uwagę upadku USA, ani końca świata, dlatego w tak krótkim horyzoncie to stopy procentowe grają najważniejszy czynnik wpływający na poziom rentowności.

Dziesięcioletnia obligacja to inna historia. Jej rentowność to mieszanka oczekiwań dotyczących inflacji w długim horyzoncie, tempa wzrostu gospodarki i tzw. premii terminowej, dodatkowego wynagrodzenia za to, iż ktoś wiąże się z rządem na całą dekadę. W przeciwieństwie do 2-latki, 10-latka reaguje mniej gwałtownie na bieżące dane, ale lepiej pokazuje, jak rynek widzi przyszłość gospodarki i ryzyka związane z zadłużeniem oraz inflacją. Korelacja ze stopami procentowymi dalej tu występuje, ale jest zdecydowanie mniejsza i mniej dynamiczna.

Dołącz do nas na Twitterze oraz YouTube i bądź na bieżąco!

Różnica rentowności 2Y–10Y jako sygnał

Dlatego różnica w oprocentowaniu dwulatek i dziesięciolatek jest tak popularna. jeżeli 2-latki są wyżej niż 10-latki, mamy klasyczną odwróconą krzywą, czyli sygnał, iż rynek spodziewa się cięć stóp w przyszłości. Tylko iż cięcia stóp wcale nie muszą być pochodną tego, iż Fed oczekuje słabnącej gospodarki. Czasem cięcia to po prostu dostosowanie się do poziomu inflacji.

Jeśli 10-latki są wyżej, to znaczy, iż rynek nie przewiduje żadnych większych turbulencji. Spodziewa się wzrostu gospodarczego i utrzymani stóp na podobnych poziomach, a większe rentowności 10-latek wynikają po prostu z premii terminowej za dłuższy termin wykupu.

Krzywą rentowności można też zaprezentować w innej formie. Gdzie na osi X mamy czas zamiast terminu zapadalności, a na osi Y nie ma konkretnej rentowności, ale jest już od razu podany spread, czyli różnica pomiędzy rentownościami 2-latk i 10-latek. W ten sposób możemy obserwować, jak zmienia się on w czasie. Na tym wykresie widać, iż czerwone obszary to momenty, kiedy krzywa była odwrócona (są poniżej zera procent), a sile wystrzały to okresy, kiedy krzywa była bardzo stroma.

Czy odwrócona krzywa naprawdę zapowiada recesję?

No to przejdźmy już do tych czerwonych obszarów i słynnego indykatora recesji w USA.

Odwrócona krzywa rentowności to jeden z najbardziej „memicznych” wykresów na rynkach finansowych. Media i analitycy uwielbiają nagłówki w stylu „Krzywa znów się odwróciła – recesja nadchodzi!”, bo rzeczywiście w historii zdarzało się, iż odwrócenie poprzedzało spowolnienie.

Znowu wróćmy do definicji. Gdy krótkie obligacje mają wyższe rentowności niż długie, to niby sygnał, iż rynek spodziewa się przyszłych cięć stóp procentowych. Innymi słowy, inwestorzy zakładają, iż gospodarka spowolni i Fed będzie musiał zareagować.

Oprócz tego dodatkowy argument jest taki: w realiach odwróconej krzywej rentowności, banki, które pożyczają od innych pieniądze na krótkie terminy i same udzielają kredytów na długi termin, mogą ograniczyć akcję kredytową, bo jeżeli krótkoterminowe stopy procentowe są wyższe niż długoterminowe, to ich działalność staje się nieopłacalna. Prowadzi do spadku inwestycji oraz konsumpcji, co może wywołać recesję.

Równie dobrze może jednak dojść do sytuacji, jaką obserwujemy w gospodarce dziś. Rynek pracy pozostaje silny, a stopy procentowe utrzymują się na relatywnie wysokim poziomie ze względu na inflację sprzed kilku lat. W efekcie mamy cykl obniżek stóp, którego celem jest normalizacja polityki monetarnej, a nie cykl, który wynika z pogarszania gospodarki. Gospodarka sama w sobie…. przyspiesza. AtlantaFed prognozuje już choćby 3.9% wzrostu w trzecim kwartale 2025.

Nie każde odwrócenie ma taki sam wydźwięk. Czasem odpowiada za nie niska lub wręcz ujemna premia terminowa, innym razem globalny popyt na bezpieczne aktywa, który sztucznie zaniża rentowności długoterminowe. Zdarza się też, iż najważniejsze są właśnie kwestie związane z inflacją. Dodatkowo, między momentem odwrócenia a faktycznym spowolnieniem gospodarczym potrafi upłynąć czasem choćby kilkanaście, a niekiedy choćby 20 miesięcy. Naprawdę ktoś chce połączyć fakt, iż krzywa się odwróciła, z tym, iż 20 miesięcy później gospodarka zwolniła? Łączenie dwóch zjawisk w prostą zależność przyczynowo-skutkową jest mocno naciągane w prawie każdym wypadku, jeżeli chodzi o to gospodarkę.

Spójrzmy więc, jak może wyglądać prognozowanie oparte wyłącznie na tym jednym wskaźniku. W 1988 roku, kiedy krzywa rentowności się odwróciła, to S&P 500 rósł jeszcze przez półtora roku o kolejne 30%, a dołek następnej dużej korekty, był na poziomie z momentu, kiedy ta krzywa się odwróciła.

Dziś we wrześniu 2025 roku mija już 39 miesiąc od czasu odwrócenia krzywej w 2022 roku i 13 miesiąc od kiedy ta krzywa wróciła na adekwatne tory. jeżeli ktoś z Was z tego powodu jest poza rynkiem, to czas przemyśleć swoją strategię.

I tu jest największa pułapka. Krzywa rentowności potrafi inwestorów przestraszyć, a tymczasem rynek jeszcze przez wiele miesięcy rośnie. Zamiast więc bać się wykresów, lepiej wykorzystywać okazje.

Krzywa jako jeden z wielu sygnałów

Sprowadzenie całej analizy gospodarki do hasła „odwrócona krzywa rentowności = recesja” to paranoidalne uproszczenie. Krzywa bywa cennym sygnałem do oceny stanu pewnych elementów gospodarki, ale nie działa w próżni. Żeby ocenić realne ryzyko spowolnienia, trzeba patrzeć szerzej.

Weźmy na przykład standardy kredytowe w bankach. jeżeli instytucje finansowe zaostrzają warunki udzielania pożyczek, to bezpośrednio wpływa to na gospodarkę, bo firmy i konsumenci mają trudniejszy dostęp do kapitału. To często dużo mocniejszy sygnał niż sama krzywa.

Podobnie spready kredytowe, czyli różnica między obligacjami korporacyjnymi wysokiego ryzyka (HY) a tymi bezpieczniejszymi (IG). Gdy te spready rosną, oznacza to, iż inwestorzy zaczynają obawiać się o kondycję firm – i to również może zwiastować kłopoty.

Nie można też ignorować fundamentów: rynek pracy, realne dochody gospodarstw domowych, indeksy nastrojów konsumentów czy zamówienia w przemyśle. Te wskaźniki pokazują, czy gospodarka naprawdę słabnie, czy po prostu rynek obligacji reaguje na oczekiwania wobec polityki Fed.

Puenta jest prosta: krzywa rentowności to jeden z sygnałów, ale nie wyrok. Sama w sobie nie przesądza o recesji ani jej nie zapowiada. Jej interpretacja wymaga kontekstu i potwierdzeń w innych danych.

Wpływ rentowności na wyceny akcji

Tak, rentowności obligacji mają ogromny wpływ na rynek akcji, bo de facto wyznaczają koszt kapitału i punkt odniesienia dla wszystkich wycen. W modelach typu DCF, które służą do wyceny spółek, przyszłe przepływy pieniężne są dyskontowane stopą wolną od ryzyka. jeżeli rentowności obligacji rosną, ten „dyskonto­wy” ułamek staje się wyższy, a wartość dzisiejsza przyszłych zysków spółek maleje. W efekcie wyceny spółek, zwłaszcza tych opierających się na odległych w czasie przepływach (czyli głównie spółek wzrostowych i technologicznych), spadają. Dlaczego tak się dzieje? Jest to pochodna tego o czym mówiliśmy wcześniej, czyli kosztu alternatywnego.

Jeśli zamiast inwestować w ryzykowne akcje, mogę kupić obligacje, które płaca 5% co roku, to zachęta do akcji jest mniejsza. Natomiast jeżeli te same obligacje płacą 0,5%, to akcje są zdecydowanie bardziej kuszące. I właśnie wysokość rentowności obligacji skarbowych jest takim punktem odniesienia do wyceny spółki w modelach analitycznych.

Jednak nie liczy się sama 10-latka w oderwaniu, tylko to, jak wygląda relacja między rentownością obligacji a oczekiwanym zyskiem z akcji – tzw. equity risk premium. jeżeli akcje oferują wyraźnie wyższy potencjalny zwrot niż obligacje, inwestorzy przez cały czas chętnie po nie sięgają. jeżeli różnica się zaciera, część kapitału odpływa w stronę długu.

Polub nas na Facebook!

Znajdziesz tam więcej wartościowych treści o inwestowani, giełdzie i rynkach.

DNA Rynków – merytorycznie o giełdach i gospodarkach

Rotacje sektorowe i marże banków

Zmiany rentowności wywołują też rotacje sektorowe. Wzrosty sprzyjają value, czy finansom, które są w stanie szybciej przełożyć wyższe stopy na przychody. Z kolei spółki growth, których zyski są „daleko w przyszłości”, cierpią najbardziej. Gdy rentowności spadają, scenariusz się odwraca – spółki wzrostowe wracają do łask i mają większe szanse pokonywać rynek.

Specyficzną rolę mają banki. Dla nich ważne jest nachylenie krzywej: stroma sprzyja, bo zwiększa marże odsetkowe, natomiast odwrócona ogranicza zyski z udzielania kredytów. Z czego to wynika? Zyski banków w dużej mierze zależą od tzw. marży odsetkowej, czyli różnicy między kosztem pozyskania pieniędzy a dochodem z udzielanych kredytów. Krótkoterminowe stopy procentowe wpływają na to, ile bank płaci za depozyty czy finansowanie na rynku międzybankowym, a długoterminowe rentowności określają, po ile może udzielać kredytów. Gdy krzywa jest stroma, bank pożycza taniej i udziela kredytów drożej, co zwiększa jego zyski. Kiedy natomiast krzywa się odwraca, finansowanie staje się drogie, a długie kredyty nisko oprocentowane. Marże się ściskają, zyski spadają, a banki ograniczają akcję kredytową.

Ostatecznie to właśnie miks rentowności i kształtu krzywej decyduje, które sektory są na fali, a które muszą się bronić.

Jak interpretować zmiany rentowności?

W praktyce najważniejsze nie jest samo to, czy rentowności rosną czy spadają, ale dlaczego się zmieniają. Dlatego warto mieć prosty „playbook”, który pozwala gwałtownie ocenić sytuację.

Gdy rentowności rosną – najpierw zadaję pytanie: czy to efekt wyższej inflacji, czy wzrostu realnych stóp procentowych?

  • Jeśli głównym powodem jest inflacja, to oznacza kłopoty dla obligacji i dla spółek growth, które są najbardziej wrażliwe na koszt kapitału. W takim otoczeniu lepiej czują się value i sektory powiązane z surowcami czy finansami.
  • Jeśli rosną głównie realne stopy (czyli rynek wierzy w siłę gospodarki), to sygnał, iż akcje mogą mieć się dobrze – tyle iż preferowane będą spółki z mocnymi fundamentami, a nie te bazujące na obietnicach dalekiej przyszłości.

Gdy rentowności spadają – znowu trzeba ustalić przyczynę.

  • Jeśli to ucieczka do bezpiecznych aktywów w reakcji na kryzys (tzw. risk-off), to akcje zwykle cierpią – inwestorzy sprzedają ryzykowne aktywa i chowają się w obligacjach.
  • Jeśli natomiast spadek wynika z poprawy perspektyw inflacyjnych i scenariusza miękkiego lądowania, to mamy bardziej „zdrowe” środowisko dla rynku akcji. Wtedy korzystają szczególnie spółki growth i technologie, które odzyskują atrakcyjność dzięki niższym stopom dyskontowym.

Prosta zasada: najpierw diagnoza, co pcha rentowności, potem decyzja inwestycyjna. Rentowności to drogowskaz – ale trzeba wiedzieć, dokąd prowadzi.

Trzy rzeczy, które warto zapamiętać

Na koniec trzy rzeczy, które warto zapamiętać. Po pierwsze: cena obligacji i rentowność to odwrotność – gdy jedno rośnie, drugie spada.

Po drugie: krzywa rentowności to tylko mapa oczekiwań inwestorów, a nie magiczna wyrocznia, która wie wszystko o przyszłości. Mówienie, iż krzywa rentowności generuje recesję, to jak stwierdzenie, iż termometr wywołuje gorączkę. Termometrem możemy zmierzyć gorączkę, ale równie dobrze możemy go zostawić na słońcu i też pokaże wysoki odczyt, a to nie oznacza, ze ktoś jest chory.

I po trzecie: dla rynku akcji liczy się zarówno koszt kapitału, jak i realne zyski spółek – jedno bez drugiego nie ma sensu.

Krzywa rentowności to nie żadna magiczna kula. To narzędzie, które może dawać sygnał, ale tylko wtedy, gdy rozumiesz, co za nimi stoi.

Jej odwrócenie nie zawsze oznacza recesję. Czasem wynika z polityki banku centralnego, czasem z oczekiwań rynku, a czasem… po prostu z tego, iż inwestorzy nie wiedzą, w co wierzyć. Tak, warto patrzeć na krzywą, ale warto nie wyciągać z niej prostych wniosków w skomplikowanym świecie.

Rynki rzadko zawracają dlatego, iż „linia się odwróciła”. Zawracają, kiedy zmieniają się fundamenty. Te się teraz nie zmieniły.

Załóż konto na Freedom24 i odbierz choćby 20 darmowych akcji o wartości choćby kilkaset dolarów każda!

Szczegółowy opis promocji znajdziesz na: https://freedom24.club/dnarynkow_welcome

Do zarobienia,
Piotr Cymcyk

Porcja informacji o rynku prosto na Twoją skrzynkę w każdą niedzielę o 19:00
67
5
Idź do oryginalnego materiału