Kupuj tylko to, co akurat rośnie! Strategia momentum brzmi genialnie, ale w praktyce nie działa.

4 dni temu

Czy w inwestowaniu naprawdę wystarczy jedno proste założenie: kupuj to, co rośnie?
Brzmi genialnie, bo przecież łatwiej wskoczyć do pociągu, który już się rozpędził, niż szukać okazji w gruzach.

Strategia momentum obiecuje dokładnie to: nie musisz znać spółek, nie musisz czytać raportów. Wystarczy, iż podążysz za trendem. Tylko czy to rzeczywiście działa? jeżeli tak, to… dla kogo, kiedy i jakim kosztem?

W tym materiale sprawdzę, skąd wzięła się popularność strategii momentum, co na jej temat mówią dane, psychologia i historia, oraz, co najważniejsze czy ta metoda ma realny sens dla inwestora indywidualnego.

Bo „kupuj to, co rośnie” brzmi łatwo… dopóki nie zacznie spadać.

Kupuj tylko to, co akurat rośnie! Strategia momentum brzmi genialnie, ale w praktyce nie działa.

Inwestuj w ETF-y bez prowizji z OANDA TMS!

Załóż konto i korzystaj z 10 darmowych transakcji miesięcznie – aż do 100 000 euro obrotu. Idealna okazja, by budować portfel bez zbędnych kosztów!

Więcej informacji i rejestracja: https://go.tms.pl/DNARynkowETF

Strategia, która działa… albo i nie

Strategia momentum brzmi w teorii banalnie prosto. Kupujesz to, co rośnie, i sprzedajesz to, co spada. W praktyce to nic innego jak zakładanie się o to, iż trendy mają tendencję do utrzymywania się. o ile akcje od miesięcy idą w górę, to zakładasz, iż prawdopodobieństwo, dalszych wzrostów też jest wysokie. Brzmi trochę jak wróżenie z fusów? Tak, ale jednocześnie to podejście ma zaskakująco mocne podstawy zarówno w psychologii inwestorów, jak i w badaniach naukowych.

Najłatwiej momentum zrozumieć na przykładzie wykresu. Wyobraź sobie akcje, które od pół roku rosną jak po sznurku. Kolejne dołki są coraz wyżej i kolejne szczyty są coraz wyżej. W klasycznej analizie technicznej powiedzieliby na to: trend wzrostowy. Inwestor, który stosuje momentum, po prostu dołącza do tego ruchu. Wchodzi do gry, dopóki cena trzyma się wzrostów.

Oczywiście, samo „patrzenie na wykres” to trochę mało. Dlatego w praktyce stosuje się różne techniki, żeby sprawdzić, czy trend faktycznie ma siłę. Jednym z najpopularniejszych narzędzi są np. średnie kroczące – linie, które pokazują średnią cenę z ostatnich X dni. Strategii opartych na analizie samej tylko ceny jest mnóstwo. Te średnie mogą być obliczane na bazie różnych interwałów czasowych: 50 dni, 100 dni, 200 dni, 300 dni. Jedni używają dwóch średnich, inni jednej, inni trzech.

A to tylko jedno z podejść. Można też po prostu wyjść z prostego założenia, iż co kwartał wybierasz sobie ileś tam spółek, które w ostatnich 3 miesiącach, albo dowolnym innym interwale rosły na giełdzie najmocniej i dokładnie te spółki dodawać do swojego portfela na kolejne 3, 6 lub 12 miesięcy.

Naprawdę można napisać dziesięć książek na temat wszystkich strategii momentum lub quasti momentum, bo sposobów na identyfikowanie trendu wzrostowego jest tyle, ile inwestorów. Wszystkie jednak de facto sprowadzają się do jednego: kupuj to co jest w silnym trendzie wzrostowym.

Jednak samo w sobie podejście momentum nie musi się ograniczać tylko do pojedynczych spółek. Można je stosować o wiele szerzej dla całych sektorów, indeksów, czy klas aktywów. Są fundusze, które co kilka miesięcy przeglądają setki akcji i wybierają do portfela tylko te, które w ostatnich 6 czy 12 miesiącach radziły sobie najlepiej. Resztę wyrzucają. Efekt? Portfel, który zawsze ma w sobie teoretycznie „najmocniejsze konie pociągowe”. Tak działają choćby indeks MSCI Momentum.

Siła psychologii i efekt FOMO

Strategia momentum to nie tylko matematyka i metody identyfikacji trendu. To przede wszystkim emocje. Kiedy rynek rośnie, media podchwytują temat, pojawiają się nagłówki o rekordach, a inwestorzy – zarówno ci instytucjonalni, jak i mali gracze – nie chcą zostać w tyle. Wchodzą więc do gry i sami dodatkowo napędzają trend. To dlatego w teorii momentum działa. Dokładnie ta sama psychologia sprawia, też, iż działa też w drugą stronę na spadkach. Gdy pojawi się sygnał odwrotu, strach potrafi w ciągu kilku dni zdmuchnąć tygodnie wzrostów.

Momentum w swojej prostocie jest w teorii genialne: kupuj to, co mocne, a unikaj tego, co słabe. Tylko jest pewno, ale. Za tą prostotą kryje się mnóstwo niuansów. Możesz patrzeć na linie trendu, przecięcia średnich, wskaźniki dynamiki – wszystkie te metody próbują odpowiedzieć na jedno i to samo pytanie: czy ten ruch ma jeszcze siłę, czy to już końcówka?

Dlatego momentum mimo prostoty w teorii, to w praktyce jest jednak strasznie trudno do skutecznego stosowania. Wielu inwestorom logika podpowiada, iż jak coś wzrosło, to jest już „za drogo” i rozsądniej kupić coś przecenionego. Jednak historia rynków pokazuje, iż jak coś rośnie, to nie dlatego, iż jest słabe, a kolejne szczyty mają tendencję do zbieżności: „records ten to cluster”.

To między innymi psychologia tłumu sprawia, iż trendy mają tendencję do trwania. Kiedy media piszą o kolejnych rekordach na akcjach Nvidii czy o tym, iż Bitcoin zbliża się do nowego ATH, tysiące inwestorów rzucają się do kupowania, bo boją się, iż jeżeli nie zrobią tego teraz, to już „pociąg odjedzie”.

Zresztą efekt FOMO świetnie widać w danych o napływach do samych funduszy momentum, które stosują tę strategię. Kiedy inwestorzy widzą, iż szeroki rynek rośnie, przekierowują rekordowe środki właśnie do funduszy momentum.

Gdy przygotowuję ten materiał – we wrześniu 2025 roku odnotowaliśmy najwyższe napływy do tego typu produktów od… prawie roku. Z kolei w październiku ubiegłego roku, gdy napływy były ostatni raz tak duże, rynek również miał za sobą imponującą serię wzrostów.

To wprost sugeruje, iż część inwestorów, obserwując niekończące się zwyżki na szerokim rynku, postanowiła porzucić swoje dotychczasowe strategie i wejść w to, co rośnie najmocniej.

Momentum a opóźniona reakcja rynku

Tutaj już widać pewien problem ze strategiami momentum. Zanim wygenerują one faktycznie sygnał, to spora część ruchu wzrostowego jest już za nami.

Tym co podbudowuje strategię momentum poza FOMO jest niedoszacowanie informacji. Rynki finansowe teoretycznie powinny być efektywne. Ceny akcji od razu powinny odzwierciedlać wszystkie dostępne dane. W praktyce jednak to tak nie działa. Inwestorzy często reagują powoli i etapami. jeżeli firma publikuje świetne wyniki kwartalne, kurs akcji rzadko od razu to uwzględnia. Reakcja rozciąga się na tygodnie albo choćby miesiące, bo kolejne grupy inwestorów stopniowo odkrywają spółkę. To sprawia, iż trend wzrostowy ma paliwo, by trwać dłużej.

Warto to zobaczyć na przykładzie słynnych wyników Nvidii z maja 2023 roku, kiedy świat zaczął sobie uświadamiać, jak ogromny potencjał drzemie w sztucznej inteligencji.

Po publikacji wyników cena akcji w trakcie jednej sesji skoczyła aż o 25%. Dla wielu analityków i inwestorów była to przesada, a część z nich spodziewała się szybkiego „pokrycia luki”. Tyle iż biznes Nvidia nie przejmował się technicznymi schematami, a do szerokiego grona inwestorów dopiero z czasem docierała skala możliwości związanych z AI. W efekcie, mimo tego spektakularnego jednorazowego wystrzału, w ciągu kolejnego roku kurs akcji wzrósł jeszcze o kolejne 172%.

Badania naukowe potwierdzają skuteczność (ale tylko czasami)

Żeby nie brzmiało to jak wybiórcza gadanina na selektywnych przykładach, to przywołajmy sobie badania. Jedne z najbardziej znanych przeprowadzili Jegadeesh i Titman w latach 90. Przeanalizowali oni dane z amerykańskiej giełdy i odkryli, iż spółki, które w ostatnich miesiącach radziły sobie najlepiej, miały tendencję do dalszej przewagi nad rynkiem w kolejnych okresach. Innymi słowy: zwycięzcy pozostawali zwycięzcami.

Analizując dane z lat 1965–1989, udowodnili, iż strategie oparte na wynikach z ostatnich kilku miesięcy przynosiły istotnie wyższe stopy zwrotu. Na przykład, portfel budowany na podstawie najlepszych akcji z ostatniego półrocza, trzymany przez kolejne 6 miesięcy, dawał średnio ponad 9,3% rocznie ponad rynek.

Ale badanie pokazało też drugą stronę medalu. Momentum działa świetnie w krótkim i średnim terminie. Tylko wtedy. W dłuższym horyzoncie te dodatkowe zyski potrafiły się mocno wypalać. Portfele momentum po roku osiągały maksimum zysków, a później przez kolejne dwa lata część tych nadwyżek stopniowo znikała. Portfel wymagał ciągłej rotacji aktywów.

Ciekawy wzorzec widać również wokół ogłoszeń wyników kwartalnych. Spółki, które były „zwycięzcami” w przeszłości, konsekwentnie biły rynek w pierwszych miesiącach po uformowaniu portfela. Jednak później, po roku czy półtorej roku, lepiej zaczynali sobie radzić wcześniejsi przegrani, czyli mieliśmy klasyczne odwrócenie ulubieńców rynku. To kolejny dowód, iż portfele momentem wymagają relatywnie częstych zmian.

Momentum nie działa zawsze – i nie działa dla wszystkich

Na pytanie więc, czy to jest sposób na łatwe pobicie rynku prawidłowa odpowiedź brzmi… to zależy.

Bywają okresy, kiedy strategia momentum faktycznie dostarcza lepszych wyników niż szeroki rynek akcji, ale są takie momenty, w których nie daje realnie żadnej przewagi.

Jak to możliwe, skoro choćby przytoczone przeze mnie badanie mówiło o teoretycznie 9% przewadze ponad rynek?

Powód jest prosty: rynki finansowe nie stoją w miejscu. Rynku ciągle się zmieniają. Gdy jakaś strategia staje się popularna i korzysta z niej coraz więcej inwestorów, jej skuteczność będzie maleć. To, iż momentum działało świetnie w drugiej połowie XX wieku, nie oznacza, iż dziś będzie równie skuteczne.

Pierwszy problem momentum to ogromna zmienność i wielokrotne bolesne obsunięcia kapitału, tzw. drawdowny. Portfele momentum w okresach prosperity potrafią bić szeroki rynek, ale gdy trend się załamuje, spadki bywają dramatyczne. Dlaczego? Bo momentum jest zwykle „przeładowane” tym, co w danym momencie świeci najjaśniej, a jeżeli taki sektor lub spółka nagle traci impet, to ci sami inwestorzy, którzy wcześniej windowali kursy w górę, zaczynają równie gwałtownie uciekać ratując swoje zyski. Efekt? Spadki są jeszcze gwałtowniejsze.

W trakcie korekty na szerokim rynku, aż prosi się, żeby to właśnie takie spółki oberwały najmocniej po głowie. W historii nie brakuje przykładów, gdy portfele momentum traciły kilkadziesiąt procent wartości szybciej niż szeroki rynek. To jest właśnie cena gonienia za liderami.

Dla przykładu warto zerknąć na indyjski indeks Nifty 50 i jego odpowiednik „momentum”. W trakcie najgorszych załamań rynkowych strategii momentum obrywała mocniej i dużo dłużej wracała na szczyty. Była zapakowana w akcje na szczytach i jednocześnie nie była w stanie wrócić do wzrostów zanim nie wygenerowano odpowiednich sygnałów powrotu do trendu wzrostowego. Innymi słowy – momentum zawsze podłączało się na rynek za późno.

Dołącz do nas na Twitterze oraz YouTube i bądź na bieżąco!

Koszty i pułapki inwestowania w momentum

Drugi powód, dlaczego to się nie do końca spina? Koszty transakcyjne i podatkowe. Momentum wymaga częstego rebalansowania portfela. Co kilka miesięcy trzeba sprzedawać spółki, które tracą impet, i kupować te, które właśnie zaczynają być na fali. Dla inwestora oznacza to sporo prowizji maklerskich i konieczność odprowadzania podatków od krótkoterminowych zysków. W praktyce te koszty potrafią zjadać sporą część dodatkowych zysków, które w teorii obiecuje momentum. choćby jeżeli macie ekspozycję na tą strategię poprzez fundusze, to koszty trzeba ponosić i zostaną one na was w ten czy inny sposób przerzucone.

Dla przykładu ETF Xtrackers MSCI World Momentum kosztuje 0,25% rocznie podczas gdy ETF na S&P 500 – iShares Core S&P 500 – kosztuje 0,07% rocznie. jeżeli spojrzymy na wiele innych funduszy ETF, to te 0,25% też nie jest czymś strasznym, ale da się inwestować taniej, a do tego będą jeszcze przecież dochodzić prowizje!

Momentum potrafi hojnie nagrodzić, ale tylko jeżeli podłączysz się w nie we właściwym momencie. To strategia, która działa najlepiej wtedy, gdy inwestor jest już doświadczony, rozumie jej wady i zalety, a nie ślepo wierzy, iż „kupowanie trendu” zawsze musi się opłacić.

Spójrzmy, jak poradziły sobie różne strategie momentum w dzisiejszych czasach, a nie 70 lat temu. Tutaj bywa… różnie. Morgan Stanley opisuje, jak radzi sobie ich koszyk akcji momentum.

Rok 2024 był dla strategii bardzo dobry i dał 36% absolutnego zwrotu, dla porównania S&P 500 dał zarobić niecałe 24%.

Jednak tak ekstremalne wyniki rzadko zwiastują dalszą passę. „Top decile” momentum, czyli wzrost powyżej +19% w skali roku, zwykle trwa jeszcze przez kilka miesięcy, a potem niemal w całości się odwraca. Statystycznie oznacza to ryzyko spadku choćby o 25% w ciągu kolejnych 10 miesięcy. Dlatego prognozy na przyszłość są już dziś ostrożne.

Możemy też spojrzeć na wyniki indeksu MSCI World Momentum w porównaniu do S&P 500 oraz szerokiego MSCI World w horyzoncie ostatnich dziesięciu lat. W tym okresie światowy indeks momentum osiągnął lepszą stopę zwrotu niż MSCI World, ale i tak ustępował S&P 500. Przewaga MSCI World Momentum nad zwykłym MSCI w ujęciu 10-letnim to około 50 punktów procentowych. Całość przy znacznie wyższej zmienności.

Standardowo inwestor musi wybrać coś za coś. Lepszy zysk kosztem większego ryzyka. Mało doświadczeni zawodnicy raczej tego nie przetrwają. Zwłaszcza na spadkach.

Potwierdza się też to, o czym mówiłem wcześniej: indeksy momentum gorzej radzą sobie w okresach spadków i potrzebują więcej czasu, by wrócić na szczyty. Gdy zawężamy perspektywę do ostatnich pięciu lat, momentum wypada już najsłabiej z omawianych trzech indeksów. Powód? Bessa w 2022 roku, z której momentum odbija się wyjątkowo powoli. To też okres, w którym mało doświadczony inwestor prawdopodobnie już rzuci ręcznik

Czy więc momentum ma w ogóle sens z perspektywy inwestora indywidualnego? Według mnie nie. Na pewno nie dla większości. Niby wydaje się atrakcyjne, bo działa w oparciu o prostą zasadę: kupuj to, co rośnie bez wnikania w fundamenty każdej spółki ani czytania setek raportów. To daje poczucie prostoty i przejrzystości.

Z drugiej strony jest wymagające i kosztowne. Budując taki portfel samodzielnie trzeba pamiętać o regularnych rebalansach, co oznacza czas, prowizje i podatki, a jeżeli inwestujemy w strategię przez ETF, to pasywnie płacimy wyższe opłaty niż w przypadku klasycznych ETF. Do tego nie zyskujemy żadnej gwarancji. Jedyne czego możemy być pewni, to podwyższonej zmienności i tego, iż jeżeli trafimy z kupnem momentum w złym momencie, to będziemy z problemów wychodzić dużo dłużej niż w przypadku klasycznej ekspozycji na indeks.

To dobre narzędzie do rozgrywania momentów rynkowej euforii, kiedy mamy silne przekonanie, iż rynek z obecnych szczytów pociągnie szczyty jeszcze co najmniej pół roku. Z kolei kiepskie narzędzie do klasycznej ekspozycji.

Momentum może być ciekawą opcją, ale wymaga świadomości ryzyka i zrozumienia, iż to bardziej instrument spekulacyjny, niż bezpieczne narzędzie do długoterminowego pobijania rynku.

Momentum dziś – nie 70 lat temu

Żeby mieć pełniejszy kontekst, warto pamiętać, iż strategie takie jak momentum swoje złote lata przeżywały jeszcze zanim szeroko dostępne stały się pasywne fundusze ETF. Pięćdziesiąt czy siedemdziesiąt lat temu inwestorzy szukali „jednego prostego triku”, który pozwoliłby zarabiać bez większego wysiłku. Właśnie wtedy powstawały różne podejścia, takie jak momentum, które w teorii nie wymagały wiele myślenia.

Dziś sytuacja wygląda inaczej. jeżeli ktoś szuka takiego „prostego triku” na powiększanie majątku, to moim zdaniem lepszym rozwiązaniem jest zwykły ETF na S&P 500.

Jeśli jednak czujesz, iż potrafisz idealnie trafić w moment i podpiąć się pod momentum, to najlepszym do tego ETF będzie Xtrackers MSCI World Momentum. Jest stosunkowo tani jak na podobne wynalazki i łatwo dostępny.

Inwestuj w ETF-y bez prowizji z OANDA TMS!

Załóż konto i korzystaj z 10 darmowych transakcji miesięcznie – aż do 100 000 euro obrotu. Idealna okazja, by budować portfel bez zbędnych kosztów!

Więcej informacji i rejestracja: https://go.tms.pl/DNARynkowETF

Do zarobienia!
Piotr Cymcyk

Porcja informacji o rynku prosto na Twoją skrzynkę w każdą niedzielę o 19:00
67
5
Idź do oryginalnego materiału