Legendarny miecz zniknął. Niewytłumaczalna kradzież, policja nic nie wie

3 dni temu
  • Durandal, legendarny miecz, który należeć miał do równie mitycznego hrabiego Rolanda, rycerza Karola Wielkiego, został jakoby skradziony. Miecz ten, określany jako francuski odpowiednik Excalibura z Legend Arturiańskich, tkwił dotąd w skale w miejscowości Rocamadour.
  • Przynajmniej do niedawna – bowiem właśnie został skradziony. Efekt we Francji jest podobny do tego, jaki można sobie wyobrazić, gdyby komuś udało ukraść się wspomniany Excalibur. Lub też, sięgając po nieco bliższe porównanie, gdyby ktoś ukradł z Wawelu Szczerbiec.

Być może umieszczenie niniejszej informacji w kategorii „metale szlachetne” jest pewnym intelektualnym nadużyciem. W dosłownym rozumieniu kategoria ta traktuje bowiem przede wszystkim o kruszcach. Złocie, srebrze, palladzie czy platynie, czyli metalach szlachetnych w sensie chemicznym, mających określoną wartość i zastosowania.

Czasem zdarzają się jednak doniesienia, które dotyczą metalu „szlachetnego” – a którego szlachetność wypływa nie ze składu chemicznego, ale towarzyszącej mu historii i znaczenia kulturowego. Innymi słowy, szlachetnego raczej w tym sensie, w którym szlachetny może być człowiek lub idea.

Te ostatnie kryteria z nadmiarem spełnia przedmiot będący bohaterem niniejszego tekstu – jakkolwiek okoliczności temu towarzyszące akurat dalekie są od uczciwych. Artefakt, który właśnie skradziono we Francji – a tym bardziej jego właściciel – uchodził bowiem w kulturze rycerskiej całej średniowiecznej Europy za uosobienie szlachetności.

Po co komu, co tu mówić, kawałek złomu?

Ad rem – wedle danych oficjalnych, w ostatni wtorek odnotowano kradzież miecza. Nieznany sprawca lub sprawcy mieli, mówiąc kolokwialnie, zajumać Durandal z miejsca jego jakoby odwiecznego przebywania. Kradzież ta stanowiła przy tym nie lada osiągnięcie. Artefakt był bowiem „przechowywany” wbity w litą skałę, na wysokości dziesięciu metrów, w miejscowości Rocamadour.

Nasuwa to pewne wątpliwości, kto mógłby tego dokonać. Odkładając bowiem na bok wersję, iż – podobnie jak w przypadku Excalibura – we Francji zjawił się sukcesor króla Artura z całym bagażem jego magicznych atrybutów, wydobycie metalowego przedmiotu ze skały wymagałoby bowiem użycia ciężkiego (a w każdym razie – hałaśliwego) sprzętu.

Kto zdołał zrobić to niepostrzeżenie pośrodku sennego francuskiego miasteczka? Nikt oficjalnie nie wie. Francuska policja informuje, iż „prowadzi śledztwo” w tej sprawie, co oczywiście może oznaczać wszystko i nic. Policjanci mają jednak mieć równie wielką zagwozdkę w związku z tym, jakim cudem artefakt po prostu zniknął…?

Kradzież tę traktuje się przy tym jako mającą szczególne znaczenie kulturowe. Miecz ów bowiem traktowano lokalnie z najwyższą rewerencją. I to choćby pomimo faktu, iż – pomijając piękną skądinąd legendę – oczywistym jest, iż skradziony przedmiot to replika, nie 1300-letni oryginał. Wątpliwe zresztą, żeby choćby i ten ostatni dysponował szeregiem cech, które przypisują mu podania.

Miecz o znaczeniu strategicznym – na skalę tysiącleci

Wedle legendy bowiem, Durandal wykonany był w sposób gwarantujący mu niezniszczalność. Miał się nie tępić, nie pękać, i umożliwiać przecinanie choćby skał (sic). Zawierać miał także w sobie szereg relikwii świętych. Tak przynajmniej twierdzi „Pieśń o Rolandzie” – najstarszy istniejący oryginał starofrancuskiej literatury.

Zgodnie z tym dziełem, klingą tą władał tytułowy hrabia Roland, najwybitniejszy rycerz Karola Wielkiego. Poległ z rąk Maurów w bitwie na przełęczy Roncevaux, osłaniając odwrót armii frankońskiej powracającej z wyprawy na opanowaną przez tych ostatnich Hiszpanię. Przed śmiercią, aby uchronić miecz przed wpadnięciem w ręce wrogów, miał go wyrzucić. Finalnie ostrze trafić miało właśnie do południowofrancuskiej miejscowości Rocamadour.

Nie ma sensu zakłócanie legendy logicznym stwierdzeniem, iż w czasach Karola Wielkiego nie było jeszcze rycerzy sensu stricte. Ani też, ze w bitwie na przełęczy Roncevaux Franków zaatakowali Baskowie, licząc na łupy, nie zaś wojownicy kordobańskiego emiratu Omajjadów. Znacznie ważniejszy jest kulturowy fundament, jaki „Pieśń” pomogła ona kształtować przez stulecia.

Być może też dlatego lokalne władze traktowały replikę Durandala jako najprawdziwszy zabytek. I być może też z tego względu znalazł się nań „kolekcjoner”, który zapragnął mieć ów kawałek żelaza dla siebie…?

Idź do oryginalnego materiału