Wielu polityków – zarówno lokalnych, jak i tych ogólnokrajowych – wprost uwielbia mówić o „inwestycjach”, przecinać wstęgi i fotografować się przy tej okazji. Entuzjazmu tego jednak nader często nie podziela ogół populacji w rejonach uszczęśliwionych nową inwestycją. I tak też zdarzyło się w pewnym miasteczku w Michigan, którego mieszkańców głos właśnie wysłał lokalny rząd na przysłowiową zieloną trawkę.
Jak to powiedział prezydent jednego z polskich miast wojewódzkich: „popieram tę inicjatywę i nie wyobrażam sobie, żeby mieszkańcy mogli jej nie poprzeć”. Okazało się, iż pana prezydenta zawiodła wyobraźnia, mieszkańcy bowiem w referendum inicjatywę gremialnie odrzucili. Mniejsza o to, jaką.
Podobnie było tez w pewnym miasteczku w Michigan, w USA. Tylko na większą skalę, i z szerszym efektem.
Ekotopia przyszłości
Chińska firma Gotion planował budowę baterii do samochodów elektrycznych w stanie Michigan. Konkretnie, w miasteczku Green Charter (czyżby z uwagi na nazwę…?).
Administracja Bidena oraz gubernator Michigan, niejaka Gretchen Whitmer, podeszli do inwestycji nieomal z ekstatycznym zaangażowaniem. Z urzędowych siedzib płynęły z tym entuzjastyczne komunikaty, zaś o dotacjach, transferach i specjalnych prawach, jakie miał dostać chiński koncern, krążyły rozmaite plotki. W tej sprawie zresztą komisja Izby Reprezentantów Kongresu prowadzi formalne śledztwo, biorąc pod uwagę powiązania Gotion z Chińską Partią Komunistyczną.
Co, co jednak nie dziwi w przypadku Partii Demokratycznej (do której oboje wymienieni należą), próbująca forsować ekologiczną utopie jako sztandarowy element swojego programu, i owszem, dziwiło w odniesieniu do lokalnych władz miasteczka.
Wdzięczni wyborcy w akcji
Okolica bowiem uchodziła za sympatyzującą z Republikanami, i taki był też skład miejscowych organów. Mimo to lokalna władzunia także lansowała – w hurraoptymistyczny i podejrzanie uparty sposób – budowę fabryki . Bo, wiecie, rewolucja w transporcie! Samochody elektryczne! Ekologia! Czysta energia!
Tia… bo jak wiadomo, produkcja baterii zawierających lit, kobalt i inne interesujące pierwiastki jest bardzo czysta i w ogóle nie trująca…
No to mieszkańcy ją zwolnili – całą. Ze stanowisk odwołano przewodniczącego miejscowej władzy (supervisor), skarbnika, sekretarza oraz dwóch członków rady. Dwóch innych zrezygnowało już wcześniej, skarżąc się na „stres” towarzyszący kampanii poprzedzającej lokalne referendum w sprawie odwołania, jak również na brak sympatii ze strony mieszkańców.
Co jakże odmienne od obyczajów politycznych panujących gdzie indziej, pierwszym krokiem w miasteczku po ogłoszeniu wyników była wizyta ślusarza w lokalnym ratuszu, który wymienił wszystkie zamki, do których klucze mogliby mieć członkowie starych władz.
Demokracji nie oddamy!
Demokraci jednak, jak sama nazwa wskazuje, bardzo cenią demokrację. Tak bardzo, iż są gotowi bronić jej przed każdym, choćby i przed wyborcami. Dlatego też Izba Reprezentantów stanowej legislatury Michigan pośpiesznie przegłosowała projekt ustawy, która pozwalałaby władzom stanowym w Lansing na wydawanie zezwoleń na podobne inwestycje, zastępując w tej roli władze lokalne i pozwalając na ignorowanie ich ewentualnego sprzeciwu.
Ostatecznie, aby demokracja funkcjonowała, nie może być tak, iż każdy robi sobie co chce, nie słuchając się woli Demokratów.
Ustawę musi zatwierdzić jeszcze miejscowy Senat oraz gubernator. Biorąc jednak pod uwagę, iż obydwie te instytucje obsadzają wspomniani Demokraci, wydaje się to oczywiste. I byłoby pozamiatane – przynajmniej dla lokalnych mieszkańców – gdyby nie fakt, iż amerykańska tradycja prawna i ustrojowa chroni nie tylko lokalną samorządność, ale też jej podmiotowość wobec rządu wyższego szczebla.
Nieomal pewne wydają się wobec tego pozwy, których celem będzie sądowe obalenie najnowszego pomysłu polityków z Lansing. Te zaś z reguły ciągną się latami. Przypuszczalnie więc Gotion nieprędko zbuduje fabrykę baterii do EV – a przynajmniej nie w Green Charter.