Wiadomo, iż czas to jest to dobro, którego nie można kupić. Pytanie, czy jest to dobro ograniczone, tak jak na przykład nieruchomości. Więcej ziemi na Ziemi nie będzie, i dlatego jest to najlepsza inwestycja, bo ceny muszą rosnąć wręcz z powodów filozoficzno-geologicznych.
Czasu natomiast nie sposób kupić, ale za to nieustannie go przybywa. Można zrobić z niego użytek taki, jak dotąd robiliśmy, a można z niego wycisnąć więcej.
Bayrou chce zlikwidować święta publiczne. "To dosyć drastyczne ruchy"
Doszedł do podobnego wniosku francuski premier François Bayrou. Francja przechodzi przez trudny okres w gospodarce, co zresztą powtarza się do tego stopnia często, iż można się zastanawiać, kiedy ostatnio był ten dobry okres. I to jest minus dla Francji. Ale na plus jest z kolei to, iż premier zapowiedział konkretne działania, w dzisiejszej Polsce raczej nie do wyobrażenia. A mianowicie cięcia w wydatkach budżetowych.Reklama
Byłoby to coś na kształt wielkiej pięknej ustawy Trumpa, gdyby nie to, iż Bayrou nosi się też z zamiarem wprowadzenia podatku solidarnościowego dla najbogatszych (szczegółów brak). Tu akurat mógłby się uczyć od polskich polityków, którzy grabią podatkowo nie tylko najbogatszych, ale także średniozamożnych - danina solidarnościowa, zamrożenie progów podatkowych, podwyżki składek ubezpieczeniowych (na czele ze sławetną "składką" zdrowotną), czyli podwyżki podatków, to przecież praktyka polska stosowana od wielu lat.
Natomiast Bayrou proponuje również coś, na co w Polsce nigdy zgody nie będzie. Chce on zlikwidować dwa święta publiczne. Jednym z nich miałby być Poniedziałek Wielkanocny. Drugim, co może mniej istotne w kontekście kulturowym, ale istotne w strategii wydobywania Francji z problemów, byłby Dzień Zwycięstwa, czyli 8 maja. To dosyć drastyczne ruchy, zwłaszcza iż we Francji wcale tych świąt państwowych nie ma tak wiele - na przykład nie są nimi "drugi dzień" świąt Bożego Narodzenia czy Wigilia Bożego Narodzenia. Niemcy podobno pracują dlatego, iż lubią pracować, Włosi dlatego iż nie mają innego wyjścia, a Francuzi pracują po to, by jak najszybciej przestać pracować. Tu chyba następuje zmiana.
Czas z czasu wyciskają też Brytyjczycy. Naśladując Amerykanów, a chodzi o giełdy. Te tradycyjne giełdy papierów wartościowych. Bo to w USA, w Teksasie, powstała pierwsza na świecie giełda dwudziestoczterogodzinna. Nazywa się, nomen omen, 24X, ale jeszcze tak nie działa, bo realizowane są uzgodnienia techniczne z amerykańską Komisją Papierów Wartościowych. Projekt wydłużenia czasu handlu do późnych godzin wieczornych wprowadzają też giełdy z Nowego Jorku - NYSE oraz Nasdaq. A także Cboe Global Markets, inny amerykański kolos, od derywatów i walut.
To nie tylko operacja na czasie
Pisałem już o tym w tych felietonach. Temat nie jest ani banalny, ani błahy. To nie tylko operacja na czasie, ale przede wszystkim zagadnienie regulacyjne i rynkowe. Jak prawidłowo wyceniać spółki, jeżeli w trakcie tak długiej sesji giełdowej będą podokresy normalne, a także podokresy słabej płynności. Z jakim kursem otwarcia startować następnego dnia. Ale to problemy do rozwiązania. Znacznie mniejsze wyzwanie jest natury technologicznej, bo technologicznie można dziś zrobić wszystko. Nie będzie więc również problemów z rozliczaniem transakcji, czyli z tym żeby instrumenty finansowe i pieniądze popłynęły, i to popłynęły we adekwatnych kierunkach oraz we wzajemnym uzależnieniu (co potocznie się określa tak, iż odbywa się to "jednocześnie").
Giełda londyńska tylko kilka procent swoich przychodów uzyskuje z prowizji od obrotu papierami wartościowymi. Taki jest dziś przeważający model finansowy tych instytucji, zarabiających głównie na sprzedaży informacji, a nie na handlu jako takim.
Ale to nie znaczy, iż można lekceważyć obrót akcjami. Przecież gdyby go nie było, to zrobione na jego bazie silniki finansowe by nie działały.
To, iż giełdy się obudziły i chcą przedłużać swoje funkcjonowanie, jest chyba jednak efektem rosnącego znaczenia inwestorów indywidualnych. Mówię "chyba jednak", bo nie ma co do tego pewności, a poza tym drobni inwestorzy bywają często traktowani protekcjonalnie, tak jakby byli mało znaczącą częścią rynków kapitałowych.
Podejście giełd tradycyjnych trąciło od dawna anachronizmem
Ich siłę widać na przykład w kryptowalutach. Ten rynek opiera się w poważnej większości na prywatnych indywidualnych graczach. A te rynki działają całodobowo. Na tym tle dotychczasowe podejście giełd tradycyjnych trąciło od dawna anachronizmem.
I jest świetne, iż także na naszym krajowym rynku coś w tej dziedzinie drgnęło. Tak jak często w przeszłości, za sprawą Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych. To bez wątpienia najbardziej innowacyjna instytucja finansowa w Polsce, w dodatku na której ciąży bodaj iż największe ryzyko systemowe, a więc odpowiedzialność za prawidłowe funkcjonowanie całego rynku.
Ludzie z KDPW pracują w tej chwili nad systemem rozliczeniowym, osadzonym na blockchainie, a więc na innej filozofii niż systemy zcentralizowane, będące dotąd rdzeniem kompetencji KDPW. Taki system pozwoliłby inwestorom zawierać i rozliczać transakcje przez całą dobę, a więc także w godzinach, kiedy rynek centralny (Giełda Papierów Wartościowych) jest zamknięty.
I już nic więcej na ten temat nie powiem, polecając Państwu rozmowę z Rafałem Wawrzyniakiem i Michałem Krystkiewiczem w pewnym znanym finansowym portalu. Warto poświęcić czas na jej przeczytanie. I bez stresu, bo jak powiada Branson, biznes jest jak czekanie na przystanku autobusowym - zawsze nadjedzie jakiś kolejny autobus. To samo można powiedzieć o czasie.
Ludwik Sobolewski, ekspert rynków kapitałowych, doradca przedsiębiorstw, adwokat, autor, w latach 2006-2017 prezes giełd w Warszawie i w Bukareszcie.
Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.