Ludwik Sobolewski: Sztuka żeglowania pod wiatr

3 godzin temu
Zdjęcie: INTERIA.PL


Marek pływa na jachtach po Morzu Egejskim. Jest kapitanem. Nie tylko dlatego, iż kieruje kilkunastoosobowymi załogami. Posiada też ten formalny, najwyższy w żeglarstwie, stopień. Trzecie świadectwo tego, iż Marek jest naprawdę kapitanem, to Manolis. Grek o skórze, na której nałożyły się kilkudziesięcioletnie warstwy słońca i morskiego wiatru. Zarządza przystanią na wyspie Kalimnos. Jest szorstki jak ta skóra, gdy ktoś w trakcie cumowania nie dość gwałtownie wykonuje jego polecenia. Do Marka mówi z pełnym zaufania spokojem: "Kapitanie, poluzuj linę".


Wieczorem wracamy wspomnieniami do dawnych czasów. Po liceum nasze drogi się rozeszły i dopiero dzisiaj dowiaduję się, co się działo w życiu dzisiejszego kapitana w późnych latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku.


W późnych latach 80. Marek wymyślił... kryptowalutę


Okazuje się, iż wraz kolegami wymyślił wtedy kryptowalutę. A stało się to w ścisłym związku z jego drugą pasją.


Na Politechnice Wrocławskiej Marek założył klub narciarski. Jego członkami było choćby i sześciuset studentów. Mierzyli wysoko - jak wyjazd na narty, to niekoniecznie w Beskidy, ale Kaukaz, Tien-Szan lub Andy. PRL pod pewnym względem nie różnił się niczym od dzisiejszej Polski. Do realizacji dużych projektów potrzebne były duże pieniądze. Nie różnił się także pod innym względem - pieniądze dawały się zdobyć, trzeba było tylko zbudować i wdrożyć coś w rodzaju strategii finansowania.Reklama
W strategii klubu narciarskiego pierwszym i najważniejszym partnerem był Akademicki Związek Sportowy (AZS) przy Politechnice. Organizacja ta miała pieniądze przyznawane przez państwo. Na siebie mogła wydać jednak maksymalnie połowę dotacji. Drugą połową musiała obdzielać organizacje zajmujące się wspieraniem sportu dzieci i młodzieży. Akurat pod tym względem PRL końcówki stanu wojennego mocno różnił się od dzisiejszej Polski - organizacji takich nie było wiele. W tym momencie pojawili się studenci z Klubu Narciarskiego.
Ale i tu był warunek - posiadania przez Klub wkładu własnego. Skąd my to znamy. Czyli AZS mógł wyasygnować fundusze, pod warunkiem iż ktoś inny (dziś powiedzielibyśmy, iż inwestor prywatny) wyłoży taką samą kwotę.


Pomogła giełda, w tamtych czasach - giełda narciarska


Oczywiście ani klub narciarski, ani jego członkowie nie mieli żadnych pieniędzy. I tu, jak często bywa w takich przypadkach, z pomocą przyszła giełda. Tylko iż w tamtych czasach w grę wchodziła co najwyżej giełda samochodowa. Ewentualnie giełda narciarska. Ta ostatnia świetnie pasowała do klubu.
W PRL-u narty nie były po prostu wystawione w sklepach, tak aby można je było sobie kupić. Biegówki to jeszcze jako tako. Narty zjazdowe stanowiły dobro nader rzadkie. Ale mogli je na przykład kupować górnicy. Dzięki temu trafiały potem na rynek, bo od górników przejmowali je organizatorzy giełdy narciarskiej. Wszystko oczywiście działo się w realu. Jakkolwiek by to brzmiało niewiarygodnie, trzydzieści parę lat temu świat funkcjonował bez sztucznej inteligencji, mediów społecznościowych i internetu. Popyt na narty tworzył się sam i to tworzył się tłumnie. Arbitraż między cenami, które zadowalały górników, a cenami rynkowymi na giełdzie przynosił Markowi i jego najbardziej aktywnym kolegom i koleżankom z klubu narciarskiego spore dochody.
Funkcjonowanie giełdy wymagało zaangażowania wielu osób. Pracowali ciężko, by to wszystko się kręciło. Ludziom, choćby jeżeli byli to koledzy i przyjaciele ze studiów, wypadało zapłacić. Z drugiej strony, pozostawała nierozwiązaną kwestia zdobycia przez Klub Narciarski wkładu własnego do pieniędzy od AZS-u.


I to w tym właśnie punkcie powstał prototyp kryptoaktywów. Czas pracy studentów został stokenizowany. A zatem ludzie pracujący przy giełdzie narciarskiej otrzymywali tokeny. Potem płacili nimi za udział w wyjeździe narciarskim na drugą półkulę. Prawdziwe pieniądze wpłacała giełda, co zamykało proces finansowania w oparciu o środki od AZS-u.


Porządna kryptowaluta musi się nazywać


Porządna kryptowaluta musi się nazywać. Klub narciarski nosił w nazwie dodatek "Mulda". Stąd prowadziła prosta droga do muldena. Zatem jednostka stokenizowanej pracy przy obsłudze giełdy narciarskiej była jednym muldenem.
Nieco później oficjalnie zainstalowany w Polsce kapitalizm udał się dzięki tym podstawowym substratom, które istniały już w przedostatniej dekadzie ubiegłego wieku. To nie była dekada stracona, a pokolenie w niej dorastające nie było straconym pokoleniem. Do tego, by konstrukcja kapitalizmu powstała w Polsce, potrzebny był jeszcze polityczny przełom oraz Leszek Balcerowicz.
Dziś ścigamy się na zamożność w Unii Europejskiej. Ale bardzo wielu kapitanów polskiego biznesu zdobywało swoje patenty przedsiębiorczości dokładnie wtedy, gdy wszystkim nam się wydawało, iż Związek Radziecki i PRL będą trwać wiecznie. Wnikliwsza analiza polskiej transformacji powinna to jakoś uwzględnić. Bo i historia gospodarcza w ogóle nie składa się z cudownych zwrotów w przebiegu dziejów. To raczej nieustanne naprężanie i luzowanie liny.
Ludwik Sobolewski, adwokat, w latach 2006-2017 prezes giełd w Warszawie i w Bukareszcie, w tej chwili CEO funduszu Better Europe EuSEF ASI
Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.
***
Idź do oryginalnego materiału