Wierzyciele zajęli dwie luksusowe posiadłości w Hongkongu. Należały one – za pośrednictwem firmy–słupa – do prezesa Evergrande, chińskiego dewelopera zmagającego się z bankructwem na olbrzymią skalę. Stara się on pozostać na powierzchni, ale wierzyciele wyraźnie zdają się nie wierzyć w jego powodzenie.
Dwie posiadłości w Hongkongu, o których mowa, mieszczą się pod adresami Black Link 10c i 10e w dzielnicy The Peak. Zawierające kompleks willi/pałacyków w otoczeniu ogrodu, położone jest na wzgórzach z malowniczym widokiem na wyspę. Znacznie mniej malowniczo przedstawia się ich sytuacja prawna. Zostały one bowiem właśnie zajęte przez Orix Asia Capital – wierzyciela dewelopera – który złożył stosowne dokumenty w hongkońskim Rejestrze Ziemskim.
Nieruchomości owe formalnie należały do firmy Giant Hill. Jest ona jednak uważana za tzw. słupa. Szefem tej firmy do 30 lipca bieżącego roku był Hui Ka-yan, prezes i założyciel Evergrande. Po tej dacie i jego rezygnacji dyrektorem Giant Hill został Tan Haijun, uważany za bliskiego współpracownika pana Hui. Formalna niezależność tejże od Evergrande nie okazała się jednak skuteczną metodą ucieczki przed roszczeniami. Obydwie bowiem, wyceniane na 192 miliony dolarów, zostały zajęte i mają zostać zlicytowane.
Długa lista chętnych na majątek Evergrande
Nie jest to też pierwsza nieruchomość zadłużonego po uszy dewelopera, którą spotkał taki los. Inna willa powiązana z Hui, położona zresztą w tej samej okolicy (Black Link 10b), została zajęta i zlicytowana w marcu tego roku przez innego wierzyciela, China Construction Bank. Oficjalna siedziba Evergrande w Hongkongu została natomiast przejęta jeszcze w zeszłym roku, podobnie jak należące do niego tereny niezabudowane.
Evergrande walczy o przetrwanie i ma czas do 4 grudnia na przedstawienie propozycji restrukturyzacji. Z pewnością nie pomagają w tym jednak działania wierzycieli, którzy wydają się mieć nader ograniczoną wiarę w powodzenie planu naprawczego dewelopera.