W połowie lipca 2025 roku Komisja Europejska ma przedstawić projekt nowych Wieloletnich Ram Finansowych (WRF) na lata 2028–2034. To najważniejszy moment dla przyszłości unijnego budżetu, który w tej chwili wynosi około 1,2 bln euro. Jak ocenia w rozmowie z Biznes Alertem Jacek Saryusz-Wolski, jeden z głównych negocjatorów przystąpienia Polski do UE, szefowa KE Ursula von der Leyen dąży do “przekształcenia unijnego budżetu w jedno wielkie KPO”.
„Zbliżająca się prezentacja projektu wieloletniego budżetu Unii Europejskiej na lata 2028–2034 (tzw. WRF – wieloletnie ramy finansowe), zaplanowana na 16 lipca, może oznaczać punkt zwrotny nie tylko dla finansowania wspólnoty, ale i dla samej konstrukcji Unii Europejskiej” – wskazuje Saryusz-Wolski.
Szefowa KE za rewolucyjną zmianą
“Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, przygotowuje bowiem największą redystrybucyjną rewolucję od czasu wprowadzenia polityki spójności. Z determinacją wspieraną przez Berlin forsuje zmianę logiki podziału funduszy unijnych, co już dziś wywołuje niepokój i tarcia wśród państw członkowskich” – ostrzega w rozmowie z Biznes Alert Jacek Saryusz-Wolski, polski ekonomista, jeden z głównych negocjatorów przystąpienia Polski do UE.
Nowa propozycja WRF na lata 2028–2034 nie została jeszcze oficjalnie przedstawiona, więc jej dokładna wartość nie jest znana — ale wszystko wskazuje, iż będzie porównywalna lub wyższa, niż obecne 1,2 bln euro, biorąc pod uwagę inflację, nowe priorytety (np. obronność, technologie) i rosnące ambicje integracyjne.
„Według ujawnianych przecieków, nowy plan przewiduje przekierowanie znacznej części środków z tradycyjnie wspieranych obszarów, takich jak rolnictwo i rozwój regionalny (z których korzystają głównie państwa Europy Środkowo-Wschodniej oraz południa kontynentu), na cele związane z obronnością i nowymi technologiami – a więc dziedziny kojarzone przede wszystkim z krajami +starej+ UE: Niemcami, Francją, Niderlandami czy państwami skandynawskimi” – alarmuje były wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.
Jak tłumaczy, dotychczasowa polityka budżetowa Unii opierała się na zasadzie solidarności regionalnej: – fundusze miały służyć wyrównywaniu poziomu rozwoju gospodarczego między bogatszymi a uboższymi krajami członkowskimi. Pomagało to amortyzować skutki integracji gospodarczej – takie jak migracja kapitału i siły roboczej – oraz wspierało spójność całej wspólnoty.
Większe środki dla najsilniejszych
„Nowa propozycja ma tę logikę odwrócić. Zamiast wspierać słabszych, środki miałyby być kierowane do tych, którzy już są liderami, w celu wzmacniania strategicznych sektorów całej UE. Dla Polski i innych państw wschodniej flanki (takich jak Węgry, Słowacja, Rumunia czy państwa bałtyckie), które dotąd były największymi beneficjentami środków na politykę spójności i rolnictwo, oznaczałoby to poważne straty budżetowe. W praktyce mogłoby to zredukować netto korzyści płynące z członkostwa w UE, zwłaszcza w kontekście coraz większych składek, wspólnego długu i rosnącej presji na zgodność z tzw. unijnymi wartościami” – tłumaczy Saryusz-Wolski, który należy do najlepszych w Europie ekspertów ds. funkcjonowania UE.
Jednak samo przesunięcie pieniędzy – jak zastrzega – nie jest w tych planach najgorsze. „Znacznie bardziej fundamentalny wymiar tej reformy dotyczy kwestii ustrojowych. Komisja Europejska proponuje bowiem, aby coraz większą część unijnych środków uzależniać od spełniania warunków politycznych, znanych z mechanizmu KPO (Krajowe Plany Odbudowy). Mowa tu o tzw. kamieniach milowych – czyli reformach wymaganych przez Brukselę jako warunek wypłaty środków” – ujawnia ekonomista.
Wypłaty zależne od spełnienia politycznych warunków
„To oznaczałoby, iż całe WRF – dotąd uznawane za względnie stabilne i przewidywalne wsparcie dla państw członkowskich – zamieniłoby się w jeden wielki mechanizm warunkowości politycznej. W uproszczeniu: Bruksela mogłaby wstrzymać wypłaty, jeżeli uzna, iż dane państwo nie spełnia politycznych lub ideologicznych warunków. Takie rozwiązanie zwiększałoby kontrolę Komisji nad rządami państw członkowskich w sposób pozatraktatowy, to znaczy niewynikający bezpośrednio z zapisów prawa unijnego, ale z nowych interpretacji i regulaminów” – ocenia Saryusz-Wolski.
Oznacza to ni mniej ni więcej tylko centralizację władzy w rękach Brukseli i podporządkowanie budżetów narodowych unijnej agendzie politycznej.
„Mówi się wręcz, iż relatywnie niewielki budżet unijny (stanowiący ok. 1 proc. unijnego PKB) stanie się narzędziem wpływu na znacznie większe budżety narodowe – +ogon będzie machał psem+. Państwa narodowe, zmuszone do wdrażania unijnych reform w zamian za środki, mogą de facto utracić możliwość samodzielnego kształtowania polityki w kluczowych obszarach gospodarczych czy społecznych” – mówi były eurodeputowany.
Jeszcze większa centralizacja
Jego zdaniem, jest to tylko kolejny element spójnego i konsekwentnie realizowanego planu budowy unijnego quasi-państwa – opartego na wspólnym długu, wspólnych podatkach, centralnie zarządzanym budżecie i coraz większej kompetencji instytucji unijnych kosztem suwerenności państw członkowskich.
„W tym scenariuszu państwa takie jak Polska mogłyby z czasem zostać zredukowane do roli landów, bez realnego wpływu na kształt polityki wspólnotowej. Dlatego zbliżające się głosowanie nad budżetem i jego zasadami nie jest jedynie kwestią księgową – to fundamentalna batalia o kształt i przyszłość Unii Europejskiej. Czy pozostanie wspólnotą równych państw narodowych? Czy też przekształci się w scentralizowaną strukturę polityczną, w której najważniejsze decyzje zapadają w Berlinie i Brukseli? Czas pokaże. Ale stawką są nie tylko fundusze. Stawką jest niepodległość” – podsumowuje Jacek Saryusz-Wolski.
WRF to siedmioletni plan finansowy, który określa priorytety wydatkowe UE i ramy dla polityk takich jak rolnictwo, spójność, innowacje czy obronność.