Cena Bitcoina „kisi się” w granicach poziomu 60-62 tys. za monetę, historyczne szczyty nie były tak blisko od końcówki 2021 r. Nieuchronnie zaczyna się więc sezon kryptowalut alternatywnych, a raczej…jego końcówka, czyli moda na mem-coiny. Kryptowaluty drukują pieniądze, ale czy to dobrze? Jak na mem-coinach da się jeszcze zarabiać?
Kryptowaluty kontra chciwość
Tradycyjnie sektor kryptowalut porusza się według dość stabilnego schematu, nazywany rotacją kapitału: najpierw Bitcoin, potem Ethereum, później największe projekty i blockchainy warstwy pierwszej (L1s), potem mniejsze alty, na końcu mem-coiny i…wszystko. Wynika to z faktu, iż kapitał po pierwszych wzrostach stopniowo „rozlewa się” po całym sektorze, ponieważ spekulanci szukają nowych okazji do zarobku.
Tak brzmi teoria. W praktyce, oczywiście, bywa różnie.
Kryptowaluty alternatywne co prawda rosną, ale wyżej podpisany redaktor ma wrażenie, iż przeskoczyliśmy niejako od „bitka” uderzającego o sufit na poziomie 64 tys. dolarów za sztukę i przeszliśmy praktycznie płynnie do mem-coinów. Największą aktywność, poza Bitcoinem i Ethereum oraz takimi tokenami jak Solana zanotował…PEPE. W sukurs poszła mu zresztą cała reszta monet memowych. Sama „żabia moneta”, wzorowana na słynnym memie „Pepe the Frog”, pobiła ostatnie maksima i szykuje się do lotu w rejony odkrywania ceny.
Poruszył się też długo pasywny SHIB i DOGE, kryptowaluty z tematyką słynnego „Kabosu”, pieska rasy Shiba Inu. Wystrzeliliśmy o ponad 100%.
A oto wykres DOGE:
Identyczna sytuacja ma miejsce na mniejszych blockchainach niż Ethereum: dla przykładu, jedna z kryptowalut-hitów ostatnich wzrostów na Solanie, „Dogwifhat” (dosłownie…piesek w kapeluszu) wzrosła o kilkaset procent, wyznaczając nowe rekordy kursowe.
To może być zły omen, ale daje zarobić
W zasadzie dobierać mem-coiny pod to, co opisujemy wyżej można w nieskończoność. Wybraliśmy akurat te, ponieważ posiadają one gigantyczną kapitalizację całkowitą (rzędu wiele miliardów dolarów). Poruszenie takiego lewiatana to niemały wysiłek.
Dlaczego to potencjalnie zły znak? Ponieważ często w przeszłości było tak, iż „znudzony kapitał” trafiający do mem-coinów zaraz po wzrostach Bitcoina zwiastował brak solidnych fundamentów i rychłą korektę. Nie musi tak naturalnie być, ale należy mieć to na uwadze.
Wracając jednak do pytania postawionego w tytule i na wstępie: jak na takim rynku zarabiać? o ile nie macie dostępu do „sekretnych grup” które zajmują się pompowaniem tokenów przez influencerów, najprościej jest poczekać na korektę i pozycjonować się pod kolejny ruch Bitcoina. Jak widać na załączonym obrazku, mem-coiny przyciągają kapitał jak magnes wyczekując na kolejne ATH ze strony największej kryptowaluty. o ile tak się stanie, jest duże prawdopodobieństwo, iż eksplodują ponownie.
Kolejną strategią jest poszukiwanie tokenów na mniejszych blockchainach z proweniencją historyczną (zgodnie z zasadą, iż spekulanci. często wracają do kryptowalut „pierwszych” i „sprawdzonych”). Można również szukać szczęścia na łańcuchach, które jeszcze nie mają własnego tokena- na przykład blockchain BASE autorstwa giełdy Coinbase lub wypuszczony przedwczoraj mainnet łańcucha BLAST.
Jeden z takich tokenów, $BRETT, wystrzelił dwa dni temu po wypromowaniu go przez influencerów. Skutek? Z 1 miliona dolarów kapitalizacji całkowitej wyceniany jest właśnie…pięćdziedziąt razy drożej.
Czy ta druga strategia jest skuteczna? Wiele zależy od szczęścia. Natomiast co do zasady, im mniej „rozeznany” rynek, tym większa jest szansa, iż w końcu odnajdzie je duży kapitał i zrobią fenomenalne wyniki.
A jakie jest Wasze zdanie? Podzielcie się w komentarzach.