„Nie ma sensu próbować być na siłę innowacyjnym, bo na tym się zwykle traci pieniądze.” – mówi Sławomir Mentzen.
O MÓJ BOŻE. No gdyby cały świat rzeczywiście myślał w ten sposób, to dalej pisalibyście listy gęsim piórem, a wieczorami siedzieli przy świeczkach zamiast przy Netflixie.
Każdy skok cywilizacyjny. Od żarówki po Internet był ryzykowną innowacją. I to właśnie dzięki nim żyjecie dziś wygodniej, pracujecie krócej, zarabiacie więcej. Fajnie by było, gdyby Polska też miała w tym swój udział. Tylko z podejściem prezentowanym przez Mentzena będzie o to trudno.
Omawialiśmy sobie już manipulacje słowne Morawieckiego, Saryusza Wolskiego, Pełczyńskiej Nałęcz, a teraz przyszedł czas na Sławomira Mentzena.
W tym materiale pokażę wam, dlaczego unikanie ryzyka to najgorsza strategia rozwojowa dla kraju i dlaczego „tania praca” nie buduje bogactwa.
Nie stajemy się innowacyjni, kiedy jesteśmy bogaci. Stajemy się bogaci, bo jesteśmy innowacyjni. Warto, żeby lider trzeciej największej dziś formacji w polityce to zrozumiał. Zaczynamy.
Mentzen mówi, iż nie warto inwestować w innowacje. Serio? Polska potrzebuje ich jak nigdy wcześniej!
Inwestuj z XTB! Podczas rejestracji podaj kod DNARYNKOW i odbierz darmowy kurs inwestowania dla początkujących
Załóż konto na: https://link-pso.xtb.com/pso/aKgIe
Tania praca to nie strategia rozwoju
Sławomir Mentzen patrzy na gospodarkę jak na firmę, która ma po prostu zarobić więcej przy jak najmniejszych kosztach. W jego logice, jeżeli w danym kraju praca jest tania, to właśnie w tym tkwi przewaga konkurencyjna. Po co więc ryzykować z innowacjami, skoro można tanio produkować to, co już działa? Po co inwestować w badania, skoro można skopiować gotowe rozwiązania z Zachodu i sprzedawać je taniej?
To myślenie ma pewien sens, ale tylko na poziomie pojedynczego przedsiębiorcy. Faktycznie, firma z niskimi kosztami może zarobić, jeżeli produkuje taniej niż konkurencja. Problem w tym, iż gospodarka to nie zbiór niezależnych firm, tylko system naczyń połączonych i to, co działa mikroekonomicznie, często prowadzi do stagnacji w skali makro.
Kraj oparty na taniej sile roboczej przyciąga montownie, nie centra badawcze. Produkuje cudze pomysły, a nie własne rozwiązania. Zarabia na marżach, które są coraz cieńsze, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto zrobi to taniej. To droga, która pozwala dogonić świat tylko do pewnego momentu. Potem prowadzi do ściany.
W tej wizji nie ma miejsca na rozwój technologiczny, wzrost produktywności czy poprawę jakości życia. Jest tylko wyścig w dół – kto wykona taniej, kto zrezygnuje z większej części zysku. To nie strategia rozwoju, a strategia przetrwania. Historia pokazuje, iż żadne państwo nie stało się bogate, trzymając się jej zbyt długo.
Ale żebyśmy wszyscy wiedzieli dokładnie o czym mówimy, przytoczmy sobie konkretny cytat Sławomira Mentzena.
„Państwa się rozwijają w ten sposób, iż przedsiębiorcy rozwijają swoje firmy, szukają nowych źródeł dochodu i jest zupełnie oczywiste – o ile w danym państwie są niższe koszty pracy, to jest to pewna przewaga konkurencyjna i z tego się korzysta i nie ma sensu próbować być na siłę innowacyjnym, bo podejmowanie innowacji to jest ryzyko. Na tym się zwykle traci pieniądze.
Państwa i firmy muszą inwestować w innowacje, kiedy nie mają innego wyboru. Jak spojrzy Pan na listę państw, które najwięcej wydają na innowacje i na listę państw, które są najbogatsze, to to są dokładnie te same państwa. …dlatego, iż one są zmuszone do bycia innowacyjnym, bo mają wysokie koszty pracy. Pułapka średniego dochodu nie istnieje.”
Ehh…
Tak, kraje oparte na taniej sile roboczej rozwijają się szybko, ale tylko do pewnego momentu. Tania praca przyciąga inwestorów, którzy szukają niższych kosztów produkcji, ale nie tworzy trwałej przewagi. Gdy płace zaczynają rosnąć, firmy przenoszą się dalej – tam, gdzie pozostało taniej. Tak właśnie wygląda globalna karuzela montowni: dziś produkcja jest w Wietnamie, jutro w Bangladeszu, a pojutrze w Afryce. Żaden z tych państw nie stał się bogaty, bo tania praca nie generuje wartości dodanej, tylko ją odtwarza.
Tania siła robocza oznacza też niskie płace, a więc niską konsumpcję wewnętrzną. Kraj nie tworzy silnego rynku wewnętrznego, nie rozwija usług ani innowacyjnych branż, bo ludzie po prostu nie mają za co kupować. Niskie płace prowadzą też do niskiej produktywności. Pracodawca nie ma bodźca, by inwestować w maszyny, automatyzację czy szkolenia, skoro taniej jest zatrudnić kolejnych pracowników.
Innowacje = produktywność = wzrost
OECD od lat pokazuje, iż wzrost produktywności jest napędzany przez innowacje – nowe technologie, lepsze procesy, automatyzację, digitalizację. Bez tego każda gospodarka wpada w stagnację: więcej ludzi pracuje, ale efekt ich pracy prawie nie rośnie.
Wnioski z badania OECD są jednoznaczne:
Inwestycje w badania i rozwój to paliwo, które napędza długoterminowy wzrost gospodarczy. To właśnie dzięki nim firmy stają się bardziej produktywne, tworzą nowe technologie i podnoszą efektywność całej gospodarki.
Wydatki na R&D przekładają się na realne innowacje: patenty, ulepszone procesy i nowe produkty. A te z kolei zwiększają tzw. produktywność multifaktorową, czyli miarę tego, jak dobrze wykorzystujemy dostępne zasoby – ludzi, pieniądze i narzędzia.
Innowacje mają też wyjątkową cechę: raz stworzoną wiedzę można wykorzystywać wielokrotnie, bez odbierania jej innym. To oznacza, iż korzyści społeczne z badań i rozwoju są często znacznie większe niż zyski pojedynczej firmy. Innymi słowy – gdy firma inwestuje w nową technologię, korzysta z tego cała gospodarka.

Międzynarodowy Fundusz Walutowy oszacował, iż zwiększenie wydatków publicznych na badania podstawowe o około 0,5 punktu procentowego PKB rocznie mogłoby zwiększyć PKB kraju choćby o 2%. Badania i rozwój oraz innowacje to po prostu dobra inwestycja, która w skali całej gospodarki procentuje zwraca się z nawiązką.
Od startu kosztowego do ligi innowatorów
Dlatego tania praca może być punktem startowym dla słabo rozwiniętej gospodarki, ale nigdy nie powinna być strategią długoterminową. Kraje, które naprawdę się wzbogaciły – jak Korea Południowa, Finlandia czy Irlandia zaczynały od niskich kosztów, ale gwałtownie przeszły w model oparty na edukacji, technologii i innowacjach. Tylko wtedy można przestać gonić innych i zacząć samemu wyznaczać kierunek.
Pochylmy się nad konkretnym przykładem – Koreą Południową. W latach 1950/60 Korea była stosunkowo biednym krajem rolniczym; w raporcie Innovative Korea podkreśla się, iż kraj zrobił skok rozwojowy od niskiego dochodu do lidera technologii między innymi dzięki strategii aktywnej polityki technologicznej.

W latach 1996–2015 udział wydatków na badania i rozwój w PKB w Korei wzrósł z około 2,2% do 4,2%. Prawie dwukrotnie!

Efekt? Korea stała się globalnym liderem w produkcji pamięci półprzewodnikowych DRAM i NAND, a w 2025 roku kontroluje już prawie 72% światowego rynku DRAM w tym najbardziej zaawansowanych pamięci HBM wykorzystywanych między innymi w chipach Nvidia. Kontrolowanie tak kluczowych obszarów technologicznych daje koreańskim firmom nie tylko możliwość lepszych zarobków i dyktowania wyższych cen, ale jest też asem w rękawie całego kraju na arenie międzynarodowej.

Przytaczane badanie OECD wykazało, iż wzrost wydatków na R&D w sektorze biznesowym o 1% prowadzi do wzrostu liczby nowych patentów na mieszkańca o 1%.
To właśnie branże, które tworzą coś nowego – innowacyjne i chronione patentami, generują najwyższe marże i pozwalają naprawdę dobrze zarabiać. Tam, gdzie nie ma innowacji ani barier wejścia, pojawia się brutalna konkurencja. Firmy walczą ceną, a marże spadają do poziomu, przy którym ledwo da się przetrwać. W takim środowisku przedsiębiorstwa nie mają przestrzeni na rozwój – cała energia idzie na reagowanie na ruchy rywali, a nie na tworzenie czegoś wartościowego.
Prawdziwy zysk i trwała przewaga powstają nie w miejscach, gdzie konkurencja jest największa, ale tam, gdzie jej w ogóle nie ma. Innowacyjne firmy budują własny monopol. Oferują coś unikalnego, coś, co trudno skopiować. Dzięki temu mogą skupić się na doskonaleniu produktu, inwestycjach w przyszłość i generowaniu solidnej marży, zamiast na nieustannym wyścigu w dół.
Walka wyłącznie ceną to wyścig o przetrwanie, a innowacja to droga do dominacji.
„Innowacje są ryzykowne” – i świetnie
Mentzen mówi też, iż innowacje są ryzykowne i zwykle się na nich traci pieniądze. Ma rację. jeżeli patrzy się tylko krótkoterminowo i tylko z perspektywy jednej firmy. Rzeczywiście, wiele startupów upada, część projektów badawczych kończy się katastrofą, a niektóre pomysły nigdy nie trafiają na rynek, ale to tylko część obrazka.
W skali całej gospodarki innowacje mają dodatnią stopę zwrotu. Ogromną stopę zwrotu. Zgodnie z badaniem Frontier Economics „Rate of Return to Investment in R&D” średnia prywatna stopa zwrotu z inwestycji w R&D wynosi 20% rocznie. To znaczy, iż firma inwestując w badania i rozwój 100 zł może spodziewać się średnich zwrotów na poziomie 20 zł rocznie. Każdy kto inwestuje wie jak satysfakcjonująca jest to stopa zwrotu. Oczywiście „średnia” oznacza, iż może to być 100%, jak i minus 100%, jednak ostatecznie wypadkowy wynik jest wyraźnie na plus.
Co więcej, w badaniu z tego roku pod tytułem „The Social Returns to Public R&D” możemy znaleźć taki oto wykres:

Co z niego wnika? Wzrost wydatków na badania i rozwój w sektorze publicznym przekłada się na wzrost produktywności w sektorze prywatnym! Innymi słowy, choćby jeżeli badania finansowane przez państwo nie przynoszą bezpośrednich zysków, tworzą kapitał wiedzy, z którego korzystają firmy prywatne, np. przez dostęp do technologii, wykwalifikowanych kadr czy infrastruktury naukowej.
Wnioski? Prawdziwe ryzyko nie polega na tym, iż innowacja się nie uda. Prawdziwe ryzyko polega na tym, iż nie próbujesz.
Noki zlekceważyła telefony, Kodaka, który wynalazł aparat cyfrowy bał się go wprowadzić. Obie firmy miały przewagi, zabił je brak odwagi do zmiany. Zabiła je niechęć do podejmowania ryzyka.
Zresztą można to porównać też do inwestowania swoich pieniędzy. Inwestując ryzykujecie, iż stracicie pieniądze, ale jednocześnie możecie zarobić pieniądze. Natomiast nie inwestując macie 100% pewności, iż stracicie pieniądze, bo zje je ja. W gospodarce jest podobnie, jeżeli w ogóle nie będziecie się rozwijać, to zostaniecie w tyle i w końcu stracicie wszystkich klientów, bo reszta świata nie zatrzyma się razem z wami.
Nie ryzykując, można przez chwilę wyglądać na rozsądnego, ale w długim terminie – na przegranego.
I dlatego właśnie warto mieć konto i inwestować. W XTB – u partnera tego materiału możecie inwestować do tego całkowicie bez podatku Belki, jeżeli tylko wykorzystacie konto IKE lub IKZE oraz bez prowizji do 100 tysięcy euro obrotu miesięcznie.
Ale Piotr w co niby inwestować? Nie wiem, bo każdy z was jest inny, ale możesz się zawsze zainspirować publicznym portfelem emerytalnym, który jest tam prowadzony.
Do tego portfela co miesiąc wpłacam 2500 złotych. Na razie są w nim dwie spółki: GPW i MSCI oraz wolne nowe 2500 złotych. Już niedługo kolejne zakupy, więc zapraszam do śledzenia.
No dobra, ale idziemy dalej, bo Mentzen powiedział jeszcze jedna ciekawą rzecz.
„Państwa i firmy muszą inwestować w innowacje, kiedy nie mają innego wyboru. Jak spojrzy Pan na listę państw, które najwięcej wydają na innowacje i na listę państw, które są najbogatsze, to to są dokładnie te same państwa. … dlatego, iż one są zmuszone do bycia innowacyjnym, bo mają wysokie koszty pracy.”
Co jest przyczyną, a co skutkiem?
Mentzen twierdzi, iż bogate państwa są innowacyjne, bo muszą. Bo dopiero wysokie koszty pracy zmuszają je do szukania nowych rozwiązań. Tyle iż to odwrócenie przyczyn i skutków. Nie jest tak, iż kraje stały się innowacyjne po tym, jak się wzbogaciły. One się wzbogaciły dlatego, iż były innowacyjne.
Znów potwierdzają to badania. Autorzy badani “Causality between Technological Innovation and Economic Growth” (Sustainability, 2022) pokazali, iż inwestycje w badania, rozwój i nowe technologie mają bezpośredni wpływ na tempo wzrostu PKB, ZWŁASZCZA W KRAJACH ROZWIJAJĄCYCH SIĘ, czyli nie tylko takich, które musza inwestować w innowacje, bo „nie mają wyboru”.
Innowacje nie tylko zwiększają konkurencyjność, ale też prowadzą do trwałego i zrównoważonego wzrostu zgodnie z teoriami tzw. wzrostu endogenicznego, według których to właśnie technologia i wiedza tworzą długofalowy rozwój.

Badanie obejmowało dane z lat 1990–2018 dla państw rozwijających się i pokazało, że:
- Wydatki na badania i rozwój (R&D) mają wyraźny i pozytywny wpływ na gospodarkę – każdy wzrost nakładów o 1% przekłada się średnio na wzrost PKB per capita o 0,27%.
- Eksport zaawansowanych technologii to jeszcze silniejszy czynnik – wzrost o 1% daje 0,74% wzrostu PKB per capita.
- Publikacje naukowe i techniczne również wspierają wzrost – więcej badań i wyników naukowych oznacza większą produktywność i wzrost PKB (o około 0,45% na każdy 1% wzrostu publikacji).
Innymi słowy, kraje, które tworzą i eksportują wiedzę, rosną szybciej niż te, które ją tylko importują i starają się odtworzyć ją po niższych kosztach.
Dlatego prawdziwa zależność brzmi odwrotnie: nie stajemy się innowacyjni, bo jesteśmy bogaci. Stajemy się bogaci, bo potrafimy być innowacyjni. Innowacja to nie luksus, na który mogą sobie pozwolić tylko zamożni. To inwestycja, która tworzy zamożność.
Pułapka średniego dochodu – case Meksyk
Na koniec Sławomir Mentzen dodaje „Pułapka średniego dochodu nie istnieje.”. Przejdźmy do wyjaśnienia czym w ogóle jest pułapka średniego dochodu.
Pojęcie oznacza sytuację, w której kraj przestaje być tanią lokalizacją dla inwestorów, ale jednocześnie nie staje się jeszcze innowacyjny. Przez pewien czas gospodarka rośnie szybko, dzięki taniej sile roboczej, zagranicznym inwestycjom i eksporcie. W pewnym momencie ten model się wyczerpuje. Dlaczego? Ponieważ obywatele zaczynają zarabiać coraz więcej i nie są już atrakcyjni, jako tania siła robocza.
W efekcie firmy zagraniczne przestają przenosić produkcję do danego kraju, bo koszty pracy rosną. Jednocześnie lokalne przedsiębiorstwa nie są jeszcze w stanie konkurować innowacjami, technologią czy marką. W efekcie gospodarka „zawiesza się” – nie jest już tania, ale nie jest też zaawansowana. To właśnie pułapka średniego dochodu. Sytuacja, w której jesteśmy zbyt zamożni, żeby konkurować ceną, ale jednocześnie nie rozwinęliśmy własnych technologii i innych przewag konkurencyjnych, które staja się nowym motorem wzrostu.
Tak naprawdę w tym momencie to już nieważne czy pułapka średniego dochodu istnieje czy nie. Ważne jest głównie to o czym mówiłem wcześniej, czyli fakt, iż inwestycje w innowacje generują bogactwo a nie na odwrót. Spójrzmy jednak na pułapkę średniego dochodu na przykładzie Meksyku.
Meksyk ma za sobą imponujący „złoty czas”. W latach 1940–1980 ubiegłego wieku gospodarka rosła szybko, a dochód na mieszkańca zbliżał się do poziomu państw rozwiniętych.

Ten marsz przerwał kryzys zadłużeniowy z 1982 r., po którym przyszła dekada recesji i spadku realnych dochodów. Odpowiedzią były głębokie reformy: liberalizacja, prywatyzacja i otwarcie handlu, zwieńczone wejściem do NAFTA w 1994 r. Efekt krótkoterminowy był spektakularny – eksplozja eksportu i rozkwit sektorów montażowych produkujących na rynek USA. Problem w tym, iż po pierwszej fali entuzjazmu gospodarka osiadła na mieliźnie.
Meksyk stał się zapleczem produkcyjnym dla USA i mógł zarabiać na niższych kosztach pracy, a USA było „zmuszone” do wydatków na innowacje. Pomimo tego, z jakiegoś powodu od lat 80. ubiegłego wieku praktycznie do dziś, PKB na osobę w Meksyku jest coraz mniejsze w porównaniu do PKB na osobę w USA. Innymi słowy Meksyk od 45 lat rozwija się wolniej od USA, mimo iż wykorzystuje swoje niższe koszty pracy i nie „musi” ryzykować oraz inwestować w innowacje, tak jak USA.

Na tle świata obraz pozostało bardziej wymowny. Ten wykres z Rezerwy Federalnej w Dallas świetnie pokazuje, dlaczego Meksyk utknął w pułapce średniego dochodu. Na osi poziomej mamy PKB per capita względem USA, czyli jak bogaty jest dany kraj w relacji do gospodarki amerykańskiej. Na osi pionowej znajduje się wzrost produktywności, liczony jako średnia dziesięcioletnia.
Kiedy spojrzymy na kraje Azji Wschodniej – Chiny i Koreę Południową – widzimy, iż w okresie, gdy były stosunkowo biedne, ich produktywność rosła bardzo szybko, choćby o 7–9% rocznie. To właśnie dlatego zdołały w krótkim czasie dogonić światową czołówkę.
W miarę jak ich poziom dochodu zbliżał się do amerykańskiego, dynamika produktywności stopniowo spadała, co jest naturalne, bo im bliżej granicy technologicznej, tym trudniej o duże skoki efektywności.
Na tle tych państw Meksyk wypada dramatycznie słabo. Jego historyczne wartości produktywności (zielone i turkusowe punkty) skupiają się blisko zera, a czasem choćby poniżej.
Innymi słowy, mimo iż Meksyk wciąż jest znacznie biedniejszy od USA, to nie notuje już praktycznie żadnych wzrostów produktywności. To dokładnie odwrotność tego, co widzieliśmy w Azji: kraj, który powinien nadrabiać dystans, stoi w miejscu.

Doskonały dowód na to, iż kraj taki jak Meksyk, który nie inwestuje w innowacje nie jest w stanie gonić globalnych liderów. Tymczasem Chiny i Korea, które w badania i rozwój inwestują ogromne środki podnoszą produktywność i skracają swój dystans do lidera, czyli do USA.
Wnioski z tego wykresu są jednoznaczne. Kraje, które potrafiły wydostać się z pułapki średniego dochodu, osiągały wysoki wzrost produktywności na wcześniejszych etapach rozwoju. W przypadku Korei i Chin napędzały go inwestycje w edukację, innowacje i przemysł o rosnącej wartości dodanej. Meksyk natomiast, mimo liberalizacji handlu i integracji z USA, nie zbudował wystarczającej bazy innowacyjnej ani lokalnego zaplecza technologicznego. Większość wzrostu w ostatnich dekadach pochodziła nie z większej efektywności, ale z większej liczby pracujących i importu kapitału.
Z czego wynika ten niski wzrost produktywności w Meksyku? No właśnie z braku inwestycji w innowacje. W latach 1996-2023 Meksyk inwestował w badania i rozwój jedynie 0,35% PKB.

Dla porównania Chiny, które dziś walczą z USA o technologiczną dominacje nad światem w 2023 roku wydały na R&D 2,65% PKB, a Korea północna w 2022 roku 5,2%!
Dlatego w Chinach mamy dziś Xiaomi, Huawei, BYD, Tencent, Alibabe, czy Baidu. W Korei mamy Samsunga, czy SK Hynix, a w Meksyku? No właśnie.
Ciąg przyczynowo skutkowy wygląda następująco inwestycje w innowacje podnoszą produktywność. Lepsza produktywność pozwala szybciej rosnąć i lepiej wykorzystywać kapitał. To natomiast wprost prowadzi do wyższych zarobków i lepszego standardu życia.
Morał jest prosty. Nie ma rozwoju bez ryzyka. Nie ma bogactwa bez innowacji. A kraj, który chce być tylko tani, musi pożegnać się z nadzieją na długotrwały rozwój i udział w gospodarczej dominacji.
Państwo to nie firma
Sławomir Mentzen patrzy na gospodarkę jak księgowy. Skupia się na kosztach, nie na potencjale wzrostu. Czy to ma sens? Nie, bo państwo to nie firma.
Polska nie stanie się zamożna przez oszczędzanie na badaniach i kopiowanie rozwiązań z Zachodu, bo ci, którzy kopiują zawsze są o krok do tyłu, a ci, którzy tylko montują nigdy nie będą właścicielami technologii, zysków ani decyzji.
Inwestowanie w innowacje to nie kaprys. To koszt wejścia do ligi państw, które decydują o kierunku świata, a nie tylko się do niego dostosowują.
Tak, to droga z ryzykiem, ale brak tej drogi… to pewność stagnacji i jeżeli mamy jako kraj zarabiać więcej, pracować krócej i żyć lepiej to nie przez rezygnację z ambicji. Tylko przez ich realizację. Nawet, jeżeli czasem coś się nie uda.
Inwestuj z XTB! Podczas rejestracji podaj kod DNARYNKOW i odbierz darmowy kurs inwestowania dla początkujących
Załóż konto na: https://link-pso.xtb.com/pso/aKgIe
Do zarobienia!
Piotr Cymcyk

12 godzin temu








