Microsoft odpicował kilka ikonek. Ta zmiana pozwala znów uwierzyć w Windowsa

1 rok temu

Windows 11 niebezpiecznie zbliża się do specyfiki systemu mobilnego, gdzie urządzenie zamiast ułatwiać pracę, cały czas próbuje użytkownikowi coś sprzedać. Z aktualizacji na aktualizację jest coraz gorzej. Choć właśnie pojawiło się światełko w tunelu.

Jest jedna rzecz, która może obserwatorów Microsoftu szczególnie irytować. Jest to pielęgnowany od wielu wielu lat zestaw kompleksów względem Google i Apple’a, częściej tego drugiego. To prawdopodobnie efekt traumy, jaką dla Microsoftu była premiera iPhone’a. Urządzenia, które zapoczątkowało koniec dominacji Microsoftu na rynku konsumenckim. Cyfrowy świat Kowalskiego przeniósł się z stojącego na biurku desktopa z Windowsem XP do modnego, kieszonkowego i banalnie prostego w użytkowaniu urządzenia.

Microsoft nigdy się z tego do końca nie pozbierał. Jest potęgą w świecie informatyki i elektroniki, jednak przede wszystkim za sprawą usług i systemu dla firm, dla deweloperów oraz za sprawą technologii i rozwiązań dla graczy. Dla statystycznego Kowalskiego Microsoft dziś jest tą firmą od Teamsów, Excela, Outlooka i Worda. Może jeszcze OneDrive’a, bo chmura konsumencka Microsoftu jest na tyle dobra i przede wszystkim tania, iż kusi choćby tych mniej technicznie obeznanych użytkowników. choćby Skype, niegdyś jeden z symboli Internetu, dziś dryfuje na granicy nieistotności.

Microsoft nigdy nie miał wyczucia względem zwykłych użytkowników. choćby gdy dominował na konsumenckim rynku.

To biznesowy spryt Billa Gatesa i jego genialny instynkt w kwestii dobierania partnerów zagwarantowały Windowsowi długie lata cyfrowego monopolu i kontroli nad rozwojem niemal całej informatyki. Gdzie nie spojrzeć – czy to na Macintosha, Amigę czy Unixa – nietrudno znaleźć było systemy informatyczne sprawiające znacznie mniej problemów w obsłudze od tych microsoftowych.

  • Fot. Celebdu
  • Fot. Leonard Lin
  • Fot. Techeblog
  • Fot. Renaissancechambara
  • Fot. The Technical Side
  • Fot. Limesik
  • Fot. Jewish-Ninja
Microsoft Windows. W czasach Windows 95 – Windows XP dość częsty widok.

Właściwie to Windowsa NT (w przypadku konsumentów: Windowsa XP) można uznać za próbę stworzenia pierwszej dorosłej platformy operacyjnej, zapewniającej bezpieczeństwo, stabilność działania i przewidywalność. Na dodatek, początkowo z miernym skutkiem. Wiele lat po sukcesach MS-DOS, Windowsa 3.1 i Windowsa 95. Windows zawsze kojarzył się z problemami, niestabilną pracą i wirusami komputerowymi. I przez długie lata: całkiem zasłużenie. choćby dziś, wiele lat później, Windowsa 11 trudno nazwać intuicyjnym czy bezproblemowym. Przynajmniej nie w zestawieniu z systemami w Chromebookach i iPadach.

Można odnieść wrażenie, iż Microsoft zdaje sobie sprawę z tej swojej ułomności, której nie potrafi samodzielnie naprawić. Prawdopodobny szok pourazowy po iPhonie skłonił firmę do stosowania taktyki wiernego i pilnego naśladownictwa. Takiego bez zrozumienia. Coś robi Apple? Microsoft reaguje, realizując to (w swoim pojmowaniu) na 200 procent.

Gdy Apple wprowadził na rynek telefony, które do podłączania z komputerem celem wymiany piosenek i zdjęć (wówczas ważna sprawa) wymagały instalowania dedykowanej aplikacji iTunes, Microsoft skopiował ten ruch i wymagał od użytkowników telefonów z Windowsem aplikacji Zune… bez wyraźnego technicznego powodu, jak w przypadku iPhone’a.

Gdy Apple zapowiedział iPada i obwieścił erę post-PC, Microsoft odpowiedział Windowsem 8 zoptymalizowanym wyłącznie pod tablety, uznając klasyczne laptopy czy desktopy za urządzenia odchodzące do przeszłości. Ten błąd okazał się wizerunkową katastrofą, skutecznie kierującą użytkowników na komputery Mac i te z Chrome OS. Microsoft nie rozumie potrzeb konsumentów. Nigdy nie rozumiał. Świetnie rozumie potrzeby firm i tak zwanych ludzi pracy. Zatrudnia największe talenty w branży deweloperskiej. iPhone odebrał jednak podstępem Microsoftowi konsumentów, a ten – poza graczami – nigdy tak na serio nie zdołał ich odzyskać.

Teraz Microsoft manifestuje drugi kompleks. Kompleks Google’a.

Google zbudował swoją potęgę na internetowej reklamie, dzięki której finansuje swoje liczne poboczne projekty. Bo nie należy mieć żadnych złudzeń, zwłaszcza po lekturze sprawozdań finansowych tej firmy. Wyszukiwarka, Mapy, Android, Gmail to tylko dodatki do głównego biznesu Google’a, jakim są reklamy. Wygląda na to, iż Microsoft zaczyna Google’owi zazdrościć.

Microsoft zajmuje się dłużej internetową sprzedażą powierzchni reklamowej niż istnieje Google. Nigdy jednak nie była ona dla niego priorytetem. Największy sukces Microsoftu na tym rynku to reklamy w wyszukiwarce Bing… ale na rynku amerykańskim. Częściowo wynika to z faktu, iż Bing jest usługą istotnie gorszą, a więc i mniej popularną od Wyszukiwarki Google. Częściowo jednak z samej polityki firmy.

Dla Microsoftu, najważniejsi są klienci biznesowi. A ci nie życzą sobie rozwiązań, które emitują reklamy, profilują użytkowników, skanują ich korespondencję celem personalizacji reklam. Życzą sobie za to wzorowo działających zabezpieczeń przed spamem i złośliwym oprogramowaniem. Odniesienie finansowego dużego sukcesu w internetowej reklamie bez szpiegowania na rzecz profilowania jest trudne, jeżeli nie niemożliwe.

Prezes Microsoftu wyraźnie jednak z zazdrością czyta co kwartał, ile milionów dolarów Google znów zgarnął z rynku reklamy. Wyraźnie presja na sprzedaż owych reklam jest coraz większa. Dopóki nie ma to bezpośredniego związku z produktami firmy dla biznesu – tak jak niedawna lukratywna umowa z Netflixem – trudno być niezadowolonym. Microsoft zaczyna jednak naganiać do reklam użytkowników Windowsa.

A to jest już problem.

Windows 11 – widżety. Niemal każdy klik w jakiś sposób powiązany jest z Microsoft Start i Microsoft Bing. A więc, siłą rzeczy, z reklamami.

Windows 11 w sposób bardzo zdecydowany pcha użytkownika w kierunku aplikacji emitujących reklamy. Dodany do systemu panel Widżetów znajduje się dokładnie w tym miejscu, w którym przez dekady znajdował się przycisk Menu Start, skłaniając do ich przypadkowego otwierania. Wśród widżetów znajdują się wiadomości z kraju i ze świata, informacje dla kibiców, kursy walut czy prognoza pogody. o ile użytkownik kliknie by dowiedzieć się na ich temat więcej – otworzy się powiązany materiał w opatrzonej bannerami usłudze Microsoft Start. A jak już ktoś się przyzwyczai i zacznie unikać przypadkowego wciskania przycisku widżetów, ten zacznie o sobie przypominać i odciągać uwagę użytkownika od wykonywanej pracy jakąś animacyjką. Ugh.

Przykłady można mnożyć. choćby do czegoś tak fundamentalnego, jak wyszukiwarka systemowa, Microsoft wpakował moduł kierujący sztucznie użytkowników na Binga i jego reklamy. Polscy użytkownicy Windowsa i tak mają spokój, bo w naszym regionie w wyszukiwarce wyświetlana jest tylko tapetka z możliwością kliknięcia na nią, by dowiedzieć się z Binga co przedstawia. Na bardziej rozwiniętych rynkach otwarcie windowsowej wyszukiwarki to przygoda z kilkunastoma kafelkami, w jakiś sposób powiązanymi z Bingiem i Microsoft Start. Czyli też z reklamami.

Windows 11 – wyszukiwarka. Co w niej robi zdjęcie wieloryba? Trudno powiedzieć. Nie bez kliknięcia, co otworzy przeglądarkę Edge, Binga z wyjaśnieniem. A gdzieś z boku kontekstową reklamę.

Coś takiego przejdzie na telefonie z Androidem. Telefon to jednak głównie urządzenie konsumenckie. Wiele osób pracuje na telefonie, ale owa praca oznacza głównie przełączanie się pomiędzy Teams, mailem i aplikacją do telefonowania. Większość pozostałych aplikacji w telefonach najczęściej służy rozrywce, często darmowej. Reklamy irytują również na telefonie, ale można z nimi żyć. Praca na komputerze wygląda zupełnie inaczej. zwykle wiąże się z koncentracją na danym zadaniu, którego realizacja trwa dłuższy czas. Każda przeszkadzajka na ekranie wydłuża czas pracy.

Microsoft na skutek kompleksu Google’a zaczyna psuć Windowsa. W ocenie wielu, w tym autora tego tekstu, najwygodniejszego i najsprawniejszego systemu operacyjnego do tak zwanej pracy biurowej. Na szczęście, jak rzadko kiedy, Microsoft zaczyna słuchać skarg klientów.

Windows 11. Przycisk do wyłączania animacji w beta-testach.

To brzmi dość groteskowo, nie da się ukryć. Wielkie wydarzenie, można testować działanie guziczka do wyłączania animowanej ikonki Widżetów na Pasku zadań. Trudno o większy drobiazg. Jest to jednak – i nie ma tu za grosz nadinterpretacji – również i fundamentalna zmiana podejścia. Koniec z wpychaniem reklam użytkownikom do gardeł? Można się z tego wypisać? jeżeli tak, to niech to będzie choćby domyślnie włączone. Byle dało się to wszystko łatwo wyłączyć, tak jak w udostępnionej do testów przyszłej wersji Windowsa.

Wersja testowa Windowsa 11 z zestawem przycisków, którym można byłoby dać podpis „przestań mnie rozpraszać od pracy”.

Windows 11 to mnóstwo dobrych pomysłów i kilka kiepskich. Tak jednak można opisać adekwatnie każdy wiodący system operacyjny na rynku. Kiepskie pomysły to jednak nie to samo, co katastrofa. Windows 8 i jego tabletowość wyczerpała cierpliwość wielu, choćby najwierniejszych użytkowników – już straconych na rzecz Maca czy Linuxa. Windowsowi 11 grozi podobna trajektoria, z uwagi na brak umiaru w serwowaniu posprzedażowych przeszkadzajek. A szkoda by było, bo mimo powyższego, dla mnie i milionów innych klientów, przez cały czas nie wymyślono niczego bardziej odpowiedniego do pracy.

Idź do oryginalnego materiału