Miedź pod ręką: fala rabunków stacji ładowania EV. Tesla walczy z wandalami

4 miesięcy temu

Tesla ma problem. Stacje ładowania samochodów elektrycznych stały się, jak wynika z dochodzących sygnałów, ulubionym źródłem zaopatrzenia złomiarzy. Gangi rzeczonych mają dopuszczać się regularnych aktów wandalizmu w stosunku do owych celem pozyskania metali. Ich zainteresowaniem cieszy się zwłaszcza miedź.

Złomiarze w rejonie San Francisco, Minneapolis czy Houston mieli w ostatnim czasie wręcz „wyspecjalizować się” w stacjach ładowania EV. Problem raportowany jest głównie w odniesieniu do stacji Tesli. Przypuszczać jednak należy, iż bynajmniej nie oznacza to, iż pozostałe firmy są od tego problemu wolne. Po prostu stacji Tesli jest najwięcej i są przez to najbardziej dostępne.

Panie, miedź pod nosem, tylko brać…

Jak wynika z relacji, szczególną miłością złomiarzy cieszą się kable do ładowania. Nie wymagają one rozbijania obudowy stacji, aby dobrać się do cennych metali. Co więcej, ich odcięcie jest banalnie proste i szybkie, łatwo jest też schować i w wygodny sposób wynieść. Może przede wszystkim zaś – zawierają one wielkie ilości cennych metali.

„Wizyty” na stacjach ładowania EV są dla złodziei także bardzo opłacalne. Nie musza oni żmudnie szukać metalu. Przy jednej okazji odcinają oni najczęściej wszystkie dostępne kable, co sumarycznie składa się na całkiem pokaźną jego ilość.

W pierwszej kolejności chodzi tutaj o miedź, której w tych grubych kablach jest w oczywisty sposób najwięcej. Łatwo także ją odzyskać, choćby w warunkach prymitywnych, pokątnych warsztatów. Także jednak inne, rzadsze metale cieszą się powodzeniem gdy tylko jest sposobność je pozyskać.

Cena bycia modnym i „ekologicznym”

Użytkownicy Tesli narzekają, iż jest to zjawisko szalenie dokuczliwe. Podobne akty wandalizmu czynią bowiem stacje ładowania całkowicie bezużytecznymi. Co więcej, złodzieje atakują najczęściej wszystkie stacje w okolicy (skoro już są w pobliżu i mają przy sobie nożyce…). Podróż do innej stacji częstokroć nic zatem nie da.

Także naprawa stacji ładowania przez techników Tesli wydaje się zadaniem syzyfowym. Firma nie ma innego sposobu reakcji niż po prostu wymienić uszkodzone elementy. Użytkownicy najpierw musza jednak na to zaczekać – kilka godzin lub dni. Gdy zaś kable zostaną wymienione, złomiarze dostają na tacy kolejną transzę łupu… Ten zaś – biorąc pod uwagę ceny miedzi – często okazuje się warty zachodu. I zachęca do kolejnych takich rabunków.

Co zrobisz, jak nic nie zrobisz

Z problemem tym w istocie ciężko walczyć na poziomie rozwiązań reaktywnych. Nie sposób przecież postawić uzbrojonej ochrony przy każdej stacji ładowania. Trzeba by poszukać rozwiązań proaktywnych. Mówiąc bardziej przyziemnie – wyaresztować i posłać na długo do więzienia członków gangów.

To jednak w niektórych ze wspomnianych miejsc (zwłaszcza, zwłaszcza w Kalifornii) jest niemal niewykonalne politycznie. Stan ten bowiem, podobnie jak kilka innych, jest notorycznie „wrażliwy społecznie” i wyrozumiały wobec przestępców. Ci najczęściej, choćby jeżeli zostaną złapani, wychodzą wolność niemal od razu potem.

Użytkownikom EV pozostaje zatem liczyć na to, iż nie wszystkie stacje ładowania będą zawsze uszkodzone. Albo po prostu wrócić do samochodów z silnikami benzynowymi lub diesla, które takich problemów nie powodują.

Idź do oryginalnego materiału