Mam zasady
Aleksandrę Cedro ze Szczecina wychowywali dziadkowie. Jej dziadek nie ufał bankom
i trzymał oszczędności w skarpecie. Z babcią nie wiadomo dokładnie jak było, ale Aleksandra pamięta, iż spłacała ona kredyt swojej córki. Był zaciągnięty na jakiś duży zakup, prawdopodobnie na telewizor. Ona sama ma smykałkę do oszczędzania. Musi mieć odłożone na pół roku życia: wtedy czuje się bezpiecznie. Ale na raty brać lubi. Najpierw wzięła komputer, bo był jej potrzebny na studia.
– Skusiła mnie myśl, iż warto budować sobie pozytywną historię kredytową, chociaż nie wiem do końca, czy to prawda. Potem spłacałam rolki, które kosztowały 300 zł. Później kupiłam tablet, została mi już ostatnia rata do spłacenia – opowiada.
Na razie kupuje na raty kilku rzeczy na raz. Spłaca je po kolei. Ale nie wie, jak będzie
w przyszłości, bo czuje się coraz odważniejsza i pewniejsza siebie, jeżeli chodzi o finanse. Zwłaszcza, iż ma oszczędności. Comiesięczna rata do spłacenia nie jest dla niej źródłem stresu. choćby jej nie odczuwa.
– Gdybym wciągnęła ją do codziennych wydatków i musiała pilnować, czy się budżet zepnie, to pewnie byłoby inaczej. Nigdy też nie ustawiłam stałych zleceń, bo wolę osobiście kontrolować wszystkie przelewy i opłaty, żeby widzieć, iż pieniądze schodzą
z konta – mówi.
Przyznaje, iż nie analizuje dokładnie umów przez zakupem ratalnym.
Aleksandra studiuje komunikację i psychologię w biznesie, pracuje jako sprzedawczyni na 3/4 etatu. O finansach chce wiedzieć jak najwięcej, dlatego też czyta tematyczne blogi
i portale. Zamierza też umówić się z doradcą kredytowym, żeby zagłębić tajniki zarządzania pieniędzmi. Jest na grupie "Pogadajmy o Pieniądzach" na Facebooku – tu się zresztą poznajemy.
Pytam, co by zrobiła, gdyby nagle utraciła dochody, a miała do zapłacenia kolejne raty.
– Na pewno w pierwszym odruchu na spłatę brałabym z oszczędności. Mam już doświadczenie zawodowe i wiem, iż gwałtownie znalazłabym jakąś pracę, choćby nie patrząc na to, czy pasuje do moich kwalifikacji. Robiłabym cokolwiek, byleby gwałtownie zarobić pieniądze. Nie panikowałabym w tej sytuacji – zapewnia.
Nie kupuje pod wpływem impulsu. Mówi, iż wszystkie zakupy planuje. jeżeli ma wziąć coś na raty, najpierw zastanawia się, czy faktycznie tego potrzebuje. Czasem jednak pozwala sobie na spontaniczność.
– Mam swoje zasady, trzymam się budżetu, ale raz na jakiś czas pozwalam sobie na odstępstwa, żeby się nagrodzić, poczuć przyjemność z zakupów i wiedzieć, iż mam w życiu balans – podsumowuje.
Odreagowuję
Zupełnie inaczej jest z Magdą. Drży jej głos. Mówi gwałtownie i nerwowo. Zapewnia, iż to nie nasza rozmowa jest dla niej stresem, ale jej temat. Pieniądze. Finanse. Kredyty. Zawsze ją te sprawy stresowały. Od dziecka, bo rodzicom nigdy nie starczało od pierwszego do pierwszego. A ona czuje, iż powiela schemat.
– Z jednej strony ciągle mi na coś brakuje, bo jedna pensja do dyspozycji to za mało, więc wiadomo, iż ratuję się zakupami na raty. Ale z drugiej strony, mam poczucie, iż w ogóle nie panuję nad finansami – przyznaje.
– Zdarza mi się pocieszać zakupami. Często kupuję pod wpływem emocji. Kiedy miałam ciężki czas w życiu, to chciałam odreagować i kupiłam mnóstwo ciuchów w sklepie internetowym. Na raty. Wiesz, w pierwszej chwili było mi fajnie, taki wyrzut endorfin. Ale potem miałam wyrzuty sumienia. A jeszcze później okazało się, iż wcale tych żakietów nie potrzebuję, bo wybuchła pandemia i przeszłam na tryb pracy zdalnej. A raty musiałam spłacać – opowiada.
Magda z rozbrajającą szczerością przyznaje, iż ta historia niczego jej jednak nie nauczyła. Wzięła niedługo potem rower magnetyczny na raty. Nie ma oszczędności, więc to było jedyne rozwiązanie.
– Teraz ten rower służy mi za wieszak na ubrania – opowiada. I dodaje: – Bo tak jak nie miałam energii na to, żeby poćwiczyć w domu, tak nie mam siły, żeby pedałować na rowerze stacjonarnym. Za to spłacałam go przez rok.
Magda wychowuje samodzielnie 10-letniego Stasia. W ubiegłym roku chłopiec wymarzył sobie mikroskop pod choinkę.
– Szukałam tańszych opcji, ale synek uparł się, iż chce ten konkretny model – mówi.
– A ja nie miałam 500 zł. Wzięłam go więc na raty. Jeszcze spłacam. Przyjaciółka mówi mi, iż źle zrobiłam, iż powinnam synowi wytłumaczyć, iż po prostu Mikołaja, w którego jeszcze wierzy, nie stać na ten sprzęt. A ja chciałam po prostu sprawić Stasiowi euforia – tłumaczy.
Kiedy syn szedł do szkoły, kupiła mu na raty biurko, krzesło i tablet. – Pamiętam, iż wtedy pomyślałam, iż powinnam też sobie coś kupić, żeby poczuć się lepiej. Tyle mówi się o tym, iż matki o sobie zapominają. I wzięłam zegarek do biegania w odroczonej płatności. Kiedy to się wszystko skumulowało, mój budżet nie wytrzymał – dodaje.
Z badania przeprowadzonego przez panel Ariadna wynika, iż 37 proc. Polaków posiada kredyty i pożyczki, obejmujące zarówno kredyty hipoteczne, jak i gotówkowe.
Zobowiązania te są najczęściej w rękach rodzin z dziećmi oraz osób w wieku średnim. Jak podaje Biuro Informacji Kredytowej, najwięcej kredytobiorców zamieszkuje województwo dolnośląskie (51,8 proc.), lubuskie (51,7 proc.) i wielkopolskie (51,6 proc.). Najmniej: świętokrzyskie (38,8 proc.). Ze spłatą rat w terminie największy problem mają natomiast mieszkańcy Warmii i Mazur (4, 3 proc.).
Kredyty konsumpcyjne, po które tak chętnie sięgają młodzi, mają w większości charakter krótkoterminowy. Osoby poniżej 35. roku życia coraz częściej decydują się na zakup sprzętu AGD, elektroniki, a choćby ubrań na raty.
Klik. I gotowe
Nic dziwnego. Ratalne zakupy są łatwo dostępne, niemal na wyciągnięcie ręki. Poza tym żyjemy w epoce konsumpcjonizmu, co sprawia, iż chcemy więcej, i więcej. A świat kusi.
– Wszyscy chcemy gwałtownie doświadczyć gratyfikacji w postaci różnych dóbr materialnych. Łatwo można nabyć rzeczy, które nie są absolutnie niezbędne, ale bardzo modne, jak na przykład iPhone. Dla wielu osób posiadanie takiego telefonu jest wyrazem przynależności do konkretnej grupy społecznej. Zobaczmy, jak silny jest marketing wokół Thermomixa. Mało kto może pozwolić sobie na wydanie kilku tysięcy złotych na tego typu sprzęt od razu, dlatego sprzedaż na raty jest wygodnym rozwiązaniem. Tylko iż ludzie często nie zdają sobie sprawy, iż jest to forma długu – zauważa Marcin Berus, ekspert kredytowy w rozmowie z naTemat.pl.
Klik. Ułamek sekundy i już mamy upragnioną rzecz w wirtualnym koszyku. Dwa–trzy dni i będziemy mieć już ją w naszych rękach. A potem – spłacać. Miesiąc po miesiącu.
Nasz rozmówca zauważa, iż ludzie kupują z taką łatwością na raty, bo nie widzą pieniędzy, które wydają. Inni natomiast, liczą na to, iż zakup w ratach bardzo pozytywnie wpłynie na ich historię kredytową.
– Niektórzy uważają, iż dzięki ratom łatwiej będzie im potem uzyskać kredyt. Jednak ma to sens głównie w przypadku kredytów gotówkowych. Natomiast przy kredytach hipotecznych, banki – poza spółdzielczymi – rzadko zwracają uwagę na tę kwestię – tłumaczy Berus.
Czy łatwo jest popełnić błędy przy zaciąganiu kredytów konsumenckich?
– Zdecydowanie tak. Młodzi ludzie często nie sprawdzają, czy wzięta pożyczka wiąże się z ukrytymi kosztami. Kredyt 0 proc. nie zawsze jest całkowicie bezpłatny, ponieważ mogą wystąpić dodatkowe opłaty, takie jak ubezpieczenie. Sklepy często rekompensują sobie koszty odsetek, oferując drogie ubezpieczenia, z których również czerpią prowizje – odpowiada Berus.
Marcin Berus dodaje, iż istnieje także ryzyko, iż w wyniku kumulujących się zobowiązań przestaniemy spłacać je terminowo. Dlatego jedyną receptą jest nauka oszczędzania. Niestety większość osób nie praktykuje tego mechanizmu.
– Gdy otrzymujemy wynagrodzenie, powinniśmy od razu przeznaczyć część na oszczędności – czy to w formie bezpiecznych lokat, obligacji, czy planów emerytalnych. Oszczędzanie to w istocie płacenie samemu sobie. jeżeli zaczniemy od konsumpcji, nie budujemy kapitału na przyszłość – ostrzega.
Co możemy zrobić, jeżeli jednak potrzebujemy wziąć kredyt krótkoterminowy, ale nie chcemy stracić kontroli nad swoimi finansami?
– Przed podjęciem decyzji o zaciągnięciu pożyczki czy kredytu warto upewnić się, iż rozumiemy wszystkie związane z tym koszty. Kredyty konsumpcyjne są nisko oprocentowane, a te ze sklepów często oferują oprocentowanie 0 proc., co sprawia, iż pozornie wydają się korzystne. Warto jednak zawsze dobrze przemyśleć, czy naprawdę potrzebujemy danej rzeczy, zanim zdecydujemy się na jej zakup na raty – radzi ekspert.
Młodzi bez lęku
Dlaczego młodzi ludzie zaciągają krótkoterminowe zobowiązania, zamiast odkładać na daną rzecz lub po prostu skorzystać ze zgromadzonych już oszczędności? O odpowiedź poprosiliśmy także dr Annę Hełkę, psycholog ekonomiczną z Wydziału Psychologii Uniwersytetu SWPS w Katowicach i Centrum Badań nad Zachowaniami Ekonomicznymi.
– Młodzi ludzie mają inne podejście do zarządzania finansami osobistymi niż starsze pokolenia, które bały się kredytów, kojarząc je z ryzykiem i niepewnością. Wolały czegoś nie mieć, byleby tylko zapewnić sobie spokój i bezpieczeństwo – zauważa.
Psycholog dodaje, iż kredyty krótkoterminowe stały się bardzo łatwe do pozyskania, a czasem choćby jeżeli pierwsze miesiące rat są gratis – bywają bardziej opłacalne niż płacenie gotówką.
Można więc powiedzieć, iż młodzi ludzie świadomie korzystają z okazji, a ich decyzja o zakupie na raty jest racjonalna. Czy wszyscy jednak tak racjonalnie podchodzą do kredytów krótkoterminowych?
– Oczywiście mogą się zdarzyć osoby, które żyją ponad stan i zadłużają się ponad swoje możliwości. Inni z kolei próbowali oszacować swoją zdolność kredytową, ale popełniły błąd w wyliczeniach. W Polsce świadomość ekonomiczna, umiejętność planowania długoterminowego, przewidywania sytuacji, rozumienia inflacji oraz zmian na rynku są stosunkowo niskie – wyjaśnia.
Podkreśla, iż mimo iż młodsze osoby starają się podejmować decyzje z większą rozwagą, to i tak czasami okazują się one błędne. I skutkują trudnościami.
– Młodsze pokolenie nie ma jednak tego samego lęku przed kredytami, co starsi ludzie. Ryzyko, iż coś się zmieni na gorsze, jest na pewno w oczach młodych ludzi częściej zaniżane, niż ma to miejsce w przypadku starszego pokolenia. Jednak jest to też typowo rozwojowe. To wiek, w którym inwestujemy, podejmujemy wyzwania, próbujemy nowych rzeczy, więc zupełnie naturalne jest, iż młode osoby nie powinny być z natury tak zachowawcze, jak to ma miejsce w przypadku osób w wieku średnim czy starszym – mówi.
To nie gen przedsiębiorczości
Aby młodsze pokolenie mogło korzystać z kredytów odpowiedzialnie i w sposób rozważny, potrzebna jest edukacja finansowa. A ta, zdaniem naszej ekspertki, powinna zaczynać się od najmłodszych lat. Niestety, jak zauważa dr Hełka, Polacy rzadko rozmawiają o finansach z dziećmi, co pokazują wyniki badań przeprowadzonych przez Fundację Kronenberga przy Citi Handlowym, a także na Uniwersytecie Warszawskim.
– Bardzo duża część rodziców ma poczucie, iż dziecko trzeba chronić przed tym trudnym światem finansów, jeżeli już w ogóle rozmawiają o tym w domu. Często zdarza się też tak, iż w domu tylko jedna osoba zajmuje finansami, a rozmowy z członkami rodziny na ten temat w ogóle nie mają miejsca. Dzieci powinny dostawać kieszonkowe i mieć możliwość zarabiania małych kwot. Takie podejście, jak nauczenie dziecka, iż jeżeli zaoszczędzi na jakiś zakup, to rodzic dołoży do tej kwoty, jest pomocne. choćby sytuacja, w której dziecko otrzymuje pieniądze teraz, ale później dostaje mniejsze kieszonkowe, aby spłacić pożyczoną kwotę, ma sens. Tylko w ten sposób dzieci uczą się odpowiedzialności finansowej. Oczywiście, nie chodzi o oprocentowane pożyczki, ale raczej o formę subsydiowania, w której dziecko odkłada część kwoty na cel i rodzic dołoży resztę. To pozwala uczyć oszczędzania, ale także pokazuje, iż pożyczone pieniądze trzeba oddać.
Psycholog zauważa, iż postawy wobec pieniędzy są mocno skorelowane między dziećmi a rodzicami. I – jak mówi – nie ma znaczenia, czy to dzieci biologiczne, czy przysposobione, bo najważniejsza jest socjalizacja, a nie gen przedsiębiorczości.
– Kiedy w domu młody człowiek słyszy, iż kredyty są złe, to istnieje duże ryzyko, iż potem przejmie takie podejście. Dzieci, które wychowały się w domach, gdzie przynajmniej jeden rodzic prowadził własną działalność gospodarczą, znacznie częściej same zakładają swoje biznesy, bo to jest dla nich czymś naturalnym. Natomiast dzieci rodziców pracujących na etacie, bojących się przejścia na swoje, częściej obawiają się ryzyka związanego z prowadzeniem działalności gospodarczej – podsumowuje.