Na GPW bezpieczniej niż na Wall Street. W Nowym Jorku wskaźnik Buffetta włączył alarm

5 godzin temu
Zdjęcie: INTERIA.PL


Na Wall Street dominuje hasło "Kupuj Amerykę". Nastroje na giełdzie są dobre, może jednak niepokoić wysoka wartość wskaźnika Buffetta, czyli proporcja łącznej kapitalizacji rynku do PKB. Inwestowanie w Nowym Jorku wydaje się być bardziej ryzykowne niż w Warszawie, gdzie wskaźnik Buffetta jest niski.


Wall Street może mieć sprzymierzeńca w Donaldzie Trumpie, o ile ten uzna, podobnie jak w czasie swojej pierwszej kadencji, iż stopy zwrotu z amerykańskich indeksów giełdowych są wskaźnikiem jego sukcesu politycznego .Wskaźnik Buffetta to prosta relacja wartości rynku akcji do PKB. W tej chwili jest tak wysoki w USA, iż dalsze inwestowanie na Wall Street jest obarczone dużym ryzykiem.Na GPW wskaźnik Buffetta jest zdecydowanie niższy od nowojorskiego. Stąd wniosek, iż spółki z warszawskiego parkietu mogą mieć duży potencjał wzrostu w długim terminie.Reklama
Od początku kwietnia tego roku S&P500, główny indeks giełdy nowojorskiej, zyskał na wartości około 20 proc. To jeden z najszybszych ruchów w górę w całej historii Wall Street. S&P500 notowany teraz na poziomie około 5900 punktów ciągle jednak lokuje się poniżej historycznego rekordu 6145 punktów z 19 lutego 2025 roku.


Cła spadają. Giełda rośnie


Tegoroczny rollercoaster na amerykańskiej giełdzie w największym stopniu jest następstwem polityki gospodarczej Donalda Trumpa, który najpierw wystraszył świat wysokimi cłami, a teraz stopniowo normalizuje relacje z partnerami handlowymi USA. Od kilku dni Stany Zjednoczone i Chiny handlują ze sobą w oparciu o wzajemnie obniżone cła o 115 punktów procentowych. Porozumienie ma obowiązywać przez 90 dni. Z tego powodu ekonomiści Goldman Sachs zmniejszyli szacowane ryzyko recesji w USA z 45 do 35 proc.
Wielu ekonomistów przypomina jednak, iż amerykańska gospodarka w tej chwili działa w warunkach efektywnych taryf celnych średnio przekraczających 13 proc. Tak wysoki ich poziom poprzednio notowano w 1941 roku. Zagrożenie dla handlu USA ze światem jest więc przez cały czas wysokie.
Najnowsza poprawa wskaźników na Wall Street łączona jest też z rachubami inwestorów, iż Rezerwa Federalna USA jeszcze w tym roku dokona dwóch obniżek stóp procentowych, w sumie o 50 punktów bazowych. Pierwsza z nich miałaby nastąpić we wrześniu.


Polityka na giełdzie. Trumpowi zależy na sukcesie Wall Street


Poza tym wielu komentatorów zakłada, iż będziemy mieli powtórkę z historii i Donald Trump uzna, podobnie jak w czasie swojej pierwszej kadencji, iż stopy zwrotu z amerykańskich indeksów giełdowych są bieżącym wskaźnikiem jego sukcesu politycznego. Możliwe więc, iż prezydent USA będzie korygował politykę ekonomiczną pod kątem siły S&P500 i innych indeksów. Trzeba tu przypomnieć, iż podczas pierwszej kadencji Donalda Trumpa w latach 2017-21, kurs S&P500 wzrósł o blisko 70 proc.
Gwałtowne zmiany nastrojów na giełdzie nowojorskiej znalazły odbicie w prognozach banku inwestycyjnego Goldman Sachs. Jego analitycy jeszcze niedawno przewidywali, iż do końca 2025 roku kurs S&P500 osiągnie poziom 6500 punktów, potem w marcu obniżyli prognozę do 5700 punktów, a następnie podnieśli swój trzymiesięczny cel do 5900 punktów. To jednak nie koniec, bo ostatnio analitycy banku, na czele z Davidem Kostinem, przyjęli, iż S&P500 osiągnie 6500 punktów w ciągu najbliższych 12 miesięcy.


Morgan Stanley jest mniej optymistyczny. W listopadzie 2024 roku zakładał, iż do końca tego roku indeks osiągnie 6500 punktów. W marcu zmienił prognozę na spadek do około 5500 punktów w pierwszej połowie roku. Z kolei Barclays obniżył przewidywania dla S&P500 z 6600 do 5900 punktów, powołując się na niepewność związaną z potencjalnym wpływem taryf celnych na gospodarkę.


Punkt zwrotny na Wall Street. Trend może się odwrócić


Michael Wilson, główny analityk w Morgan Stanley, jest zdania, iż choć sentyment na giełdzie poprawił się, to wciąż jest za wcześnie, by inwestorzy ogłosili, iż "wszystko jest w porządku". Podkreśla, iż rynek stoi przed istotnymi wyzwaniami, które muszą zostać wypełnione, by możliwe było utrzymanie długoterminowego trendu wzrostowego.
Wilson nie do końca jest przekonany, iż należy spodziewać się bardziej gołębiej postawy Fed. Przypomina, iż szef amerykańskiego banku centralnego Jerome Powell w kwestiach polityki monetarnej wybrał postawę "czekaj i zobacz". Ekspert Morgan Stanley skupia się także na rentowności 10-letnich obligacji USA, która przekracza 4,4 proc. Jego zdaniem, tak wysoka rentowność może stanowić przeszkodę dla wycen giełdowych i ograniczyć optymizm inwestorów.
Analityk Marcin Tuszkiewicz ze Squaber. com zwraca uwagę na fakt, iż w ostatnich tygodniach S&P500 załamał się, a następnie odrobił straty z nawiązką. Przypomina, iż podobna sytuacja miała miejsce w marcu 2022 roku, kiedy to indeks po spadku o blisko 15 proc. gwałtownie odbudował się, jednak nie uchroniło go to przed zmianą trendu na spadkowy. Tym razem też tak może być.
Marcin Tuszkiewicz podkreśla, iż wyceny amerykańskich spółek nie należą już do tanich, a w branżowych rozmowach dotyczących przyszłości Ameryki pojawia się dużo wzmianek o możliwej recesji. Wskazuje także na malejącą produktywność gospodarki USA, która może znajdować się w końcowej fazie hossy trwającej od września 2022 roku.
- Uważam, iż na Wall Street jesteśmy w punkcie, który nam podpowie, czy mamy korektę poprzedzającą dalsze spadki, czy to dopiero etap chciwości przed ustanowieniem szczytu hossy. Uważam jednak, iż entuzjazm związany z rozwojem sztucznej inteligencji jest już za nami - podsumowuje ekspert Squaber. com.


Wskaźnik Buffetta. Zrobiło się niebezpiecznie


Dużo do myślenia o perspektywach giełdy nowojorskiej daje tzw. wskaźnik Buffetta - znany też jako "market cap to GDP ratio". Jest to prosta relacja wartości rynku kapitałowego do PKB. Porównywana jest łączna kapitalizacja akcji (w USA najczęściej Wilshire 5000) z wartością nominalnego PKB kraju. Wskaźnik został spopularyzowany przez sędziwego multimiliardera Warrena Buffett w 2001 roku, kiedy w wywiadzie dla "Fortune" nazwał go "najlepszą pojedynczą miarą tego, gdzie w danym momencie stoją wyceny rynku".
Buffett wyznaczył progi. Rynek atrakcyjny do zakupów jest przy wskaźniku o wartości 70-80 proc. Powyżej 100 proc. rośnie ryzyko przewartościowania. Sygnałem ostrzegawczym jest 150 proc., a alarm włącza się przy 200 proc., bo wtedy mamy do czynienia z ekstremalnym przewartościowaniem. Innymi słowy, w długim terminie wycena giełdy powinna rosnąć mniej więcej w tempie gospodarki. jeżeli kapitalizacja rynku znacznie przewyższa PKB, akcje stają się ryzykownie drogie. jeżeli lokuje się poniżej PKB, mogą być niedowartościowane.
Według najnowszych wyliczeń, wskaźnik Buffetta dla Stanów Zjednoczonych wynosi około 180 proc. To poziom znacznie powyżej historycznych średnich i tych, które sam "Wyrocznia z Omaha" uznaje za bezpieczne i atrakcyjne inwestycyjnie. Warto w tym miejscu przypomnieć, iż wskaźnik Buffetta wielokrotnie ostrzegał przed kryzysami. W 2000 roku, gdy pękała bańka dot-comów wynosił 160 proc. Wartość 118 proc. osiągał w 2007 roku przed wybuchem światowego kryzysu finansowego. Wreszcie w 2021 roku był obliczany na 190 proc., po czym przyszła korekta.
Z drugiej strony, najniższe wartości (33 proc. w 1953 roku, czy 66 proc. w 2009 roku) poprzedzały okresy świetnych stóp zwrotu w kolejnych latach. Rośnie jednak grono ekonomistów podważających niemylność wskaźnika Buffetta. Nie uwzględnia on bowiem globalnych przychodów amerykańskich spółek pochodzących z eksportu. Pomija wpływ stóp procentowych, bo jeżeli te są niskie, to mogą usprawiedliwiać wyższe wyceny. Nie bierze też pod uwagę zadłużenia korporacyjnego.


Wskaźniki na GPW. W Warszawie przez cały czas jest tanio


Na GPW wskaźnik Buffetta zwykle jest zdecydowanie niższy od nowojorskiego. Historyczne minimum to 13 proc. w 2001 roku, a maksimum - ponad 90 proc. w 2007 roku. Dziś polski rynek akcji jest wyceniany w relacji do PKB znacznie poniżej amerykańskiego. Stąd wniosek, iż spółki z warszawskiego parkietu mogą mieć duży potencjał wzrostu w długim terminie.


WIG20 od początku tego roku poszedł w górę o prawie 30 proc. Analityk i komentator Albert Longterm Rokicki przypomina, iż ważnym wskaźnikiem giełdowym jest także proporcja C/Z, czyli cena do zysku spółek. Im jest ona mniejsza, tym perspektywy rynku korzystniejsze. - Polskie spółki są przez cały czas relatywnie tanio wyceniane. C/Z dla szerokiego indeksu WIG wynosi około 11. Natomiast na Wall Street S&P500 ma C/Z na poziomie 25. Dlatego nasz rynek kapitałowy jest wciąż atrakcyjny. W dodatku, w Polsce nie mamy ryzyka recesji, a wręcz przeciwnie powinniśmy zanotować solidny wzrost gospodarczy - podkreśla Longterm Rokicki.
Jacek Brzeski
Idź do oryginalnego materiału